kolejar
01.03.07, 22:31
Wiadomo, że nie żyje. Po Polsce krążyły legendy. Mówiono, jakoby ukrywał się w
środku lasu, w szałasie i miał tam generator, i telewizor, i kompa z lewym
netem. Gra polegała na tym, że mulimedialnie śledził akcje drugiej strony -
znaczy glin. Antczak był wkręcony tę w grę. Introwertyczny samotnik. Uciekł z
pierdla, gdzie kiwał za rozboje. Coś jak legendarny włamywacz do Pewexów
Zdzichu "Sasłyk" Najmrodzki - jakieś 10x uciekał (ostatni raz z Gliwic). Takie
są legendy...
To także przyczynek do dyskusji o opresyjności państwa. Zadaniem Policji jest
ujęcie przestępcy żywego i postawienie go za życia jeszcze przed obliczem
proroka i niezawisłego sądu. Utłuc można ewentualnie (!) dopiero w obronie
własnej. Ta zasada staje się bardziej bezwzględna, gdy siły porządkowe mają do
czynienia ewidentną korbą psychiatryczną, na co wygląda w przypadku Antczaka.
To był pacjent. Ale cóż, system wyprodukował kolejną Legendę.