Dodaj do ulubionych

Śmierć taty....

04.12.06, 13:41
Łączę się w bólu z wszystkimi,którym umarli bliscy...Umarli na tak okropną
chorobę,jaką jest rak.10 listopada odszedł mój Tatuś,odszedł po półrocznej
chorobie,po półrocznym koszmarze,jakim była jego choroba.Pozwólcie,że trochę
się rozpiszę,bo muszę to z siebie wyrzucić,a nikt tego tak nie zrozumie jak
Wy.Mój Tatuś był taki jak Tata Madzi,zawsze wesoły,obrotny,zadowolony z
życia,a
ja zawsze byłam dla niego ukochaną córeczką.Mieszkam na Mazurach,prawie 600km
od rodzinnego domu,więc zawsze gdy miałam przyjechać,to była dla niego
ogromna
radość,czekał z niecierpliwością na mnie i ukochanego zięcia.zaczęło się w
maju...drętwienie lewej ręki,nogi,wręcz niedowład.Tata źle wyglądał,był
blady,ale nie dopuszczał do siebie,że coś może być nie tak z nim-on,wielki i
silny chłop chory???Byłam wtedy w 5 miesiącu ciąży,nosiłam w brzuchu jego
wymarzoną wnusię,żebyście widziały jak on patrzył i głaskał ten mój brzuch!!!
Opiszę teraz pokrótce jak się sprawy potoczyły-otóż neurolog wysłał tatę na
tomograf,okazało się,iż ma guz w mózgu.operacja w Katowicach Ligocie.Bał się
jej potwornie,mówił,że to głowa,a jak mu coś źle połączą,to będzie chodził do
tyłu?(zawsze miał poczucie humoru,mimo strachu)Jakże byśmy chcieli,żeby
jedyną
konsekwencją tej operacji było chodzenie do tyłu...Przyjechałam po operacji
(to
był czerwiec,Boże Ciało)do szpitala,przeżyłam szok,tata nie mówił,nie ruszał
lewą stroną wogóle,a na mój widok poprostu się rozpłakał...ja też,płakaliśmy
strasznie,lekarz mnie wyprowadził,bo było ryzyko,że poronię.Niestety,lekarz
prowadzący ciążę zabronił mi już jeździć tyle km aż do porodu.Okazało się,że
musi być druga operacja mózgu,bo zrobił się obrzęk(taka była wersja
mamy,która
nie chciała mi powiedzieć prawdy)A prawda była taka,że ten guz to GLEJAK
WIELOPOSTACIOWY,wtórny(wziął się z płuc)z przerzutami.Po drugiej operacji
znacznie tacie się poprawiło,ja miałam z nim kontakt tylko tel.,odzyskał
mowę,zaczął chodzić,jak ja się cieszyłam!!!!!!!!!!A on snuł plany,jak to
przyjadą z mamą do mnie,będą czekać na poród,potem będzie bawił
wnusię....czekał tylko na tomograf kontrolny i mieli przyjechać.17 września
urodziłam Tacie wnuczkę,od tej pory koszmar po raz trzeci.Znów niedowład
lewej
strony,zanik mowy...Przeżuty wszędzie:krew,węzły chłonne,wątroba...Miałam 5
tyg.dziecko,gdy mama powiedziała mi całą prawdę,co to jest u taty.Podjęłam
decyzję,żeby przyjechać do domu,jechaliśmy całą Polskę z malutkim
dzidziusiem,żeby chociaż zobaczył upragnioną wnuczkę.Przeżyłam szok jak go
zobaczyłam:wychudzony,twarz zniekształcona chorobą,coś potwornego,ale
musiałam
być dzielna i nie pokazać mu jakie straszne wrażenie zrobił na mnie jego
widok...tatuś uśmiechnął się na nasz widok leciuteńko(mama mówiła,że wogóle
się
nie śmiał),głaskał haneczkę,kładłam ją koło niego,Boże,jakie to było
straszne,te jego oczy patrzące tak intensywnie na mnie,z takim żalem,że nie
może jej wziąć na ręce,że nie może porozmawiać...Cieszył się nami 3 dni,potem
zaczął gasnąć,gasnąć,aż w potwornych męczarniach,których nie zapomnę do końca
życia,umarł 10 listopada,przy nas,w domu....Czuję ból nie do opisania,nie
mogę
się z tym pogodzić.nie wyobrażam sobie Świąt,kiedyś moich i taty
ulubionych,jeszcze rok temu smażył karpia,cieszył się,że jesteśmy wszyscy
razem
na Święta...Chyba to co najgorsze związane z żałobą,dopiero przede
mną..jeszcze
nie dociera...Ale mam dziecko,muszę być silna,ale tak mi ciężko..DLACZEGO
JEST
TAK,ŻE ŻYCIE ZA ŻYCIE???!!!!???



------------------------------------------------------------------------------
--
Obserwuj wątek
    • eetakatam Re: Śmierć taty.... 06.12.06, 18:59
      ano właśnie, dlaczego jest tak...:/
    • sonia765 Re: Śmierć taty.... 07.12.06, 14:46
      Biedactwo kochane... ryczeć mi się chce po prostu.
    • edyta.g.25 Re: Śmierć taty.... 10.12.06, 14:38
      Poplakalam sie...Wyrazy wspolczucia. Trzymaj sie bo masz dla kogo- bedzie Ci
      bardzo ciezko ale musisz byc dzielna, bo wyjscia innego nie ma!!!
    • ptyszaa Re: Śmierć taty.... 12.12.06, 13:42
      jakie to musi byc dla ciebie trudnee.., masz dar pisania, czytajac twoja
      histronie mialam wrazenie ze sama w niej uczestnicze, poplynely mi zly...miej
      sile, musisz ja miec, dla corki dla siebie, dla mamy ktora jest teraz pewno
      bardzo samotna, i dla taty ktory patrzy na ciebie z gory, ja wierze ze tak jest..

      ja mam oboje rodzicow, jestem mloda osoba, mam tylko 22 lata, kiedys myslalam ze
      trace tatusia, nagle ciezko zachorowal na chorobe nieurologiczna, byl
      sparalizowany, miesiac spedzil pod respiratorem na oiomie, lekarz co dzien mowil
      mamusi ze musi sie przygotoac na najgorsze:( kazdego dnia zegnala sie z nim jak
      wychodzila ze szpitala po raz ostatni, lekarze mowili otwarcie ze nie wierza w
      cuda, a jednak po miesiacu zaczelo sie poprawiac, :) mimo ze do konca zycia
      bedzie osoba niepelnosprawna to co dzien dziekuje Bogu ze nam go jeszcze zostawil

      nie mam pojecia jak ci ciezko, poswiecaj teraz jak najwiecej czasu ile dasz rade
      swojej mamusi, na pewno tego potrezuje nawet jesli tego nei okaze :*

      kurcze calkowicie odbieglam od tematu i sie znowu poryczalam...
      • pyrteczka VICKIE 19.12.06, 21:58
        Nie wiem, czy na początku Twojego postu ta Madzia to ja, ale jeśli nie to ktos
        bardzo podobny. Moj najcudowniejszy na swiecie Tatus zmarl 12 wrzesnia. Ja tak
        bardzo bardzo mocno go kochalam (kocham nadal), tak bardzo bylam z Nim
        zwiazana. Tatus był tak pogodnym, wesolym, optymistycznym i nigdy nie
        narzekajacym czlowiekiem. Wiem, ze zrobilby dla mnie wszystko. Bylam jego
        oczkiem w glowie. O chorobie - rak dowiedzielismy sie w maju 2005 roku. Opiszę,
        bede starala sie krotko...., jak to wygladalo. Tatus byl kierowca tira, rzadko
        bywal w domu, tak zzawsze na Niego czekalam, zeby pogadac z Nim te 2-3 godzinki
        w nocy. Zawsze przywozil mi cos, drobnostki, ale bardzo wazne dla mnie.
        Stwierdzono u niego czerniaka w oku. Usuneli mu oczko, przestal pracowac.Ale
        czul sie swietnie, zartowal, wszystkich podtrzymywal na duchu, i ciagle
        powtarzal, ze nie da sie temu skurczybykowi. Pol roku spokoju. I dokladnie rok
        temu - 19 grudnia - na konrolnym USG okazalo sie, ze jest przerzut do wartoby.
        Luty - operacja. Czerwiec - rozpoczecie chemii. Ale Tatko ciagle czul sie
        swietnie, na prawde wszystko bylo ok. Zaczal czuc sie gorzej po trzeciej
        chemii, ale mowilam sobie, ze to normalne. 24 sierpnia jechalam z Nim do
        Katowic po wyniki tomografu - zajęta cala watroba, przerzut na nerke. Pamietam
        jak siedzialam z Nim na lawce, a on wzial mnie na reke i powiedzial "wszysko
        bedzie dobrze". Tatus czul sie coraz gorzej, coraz mniej jadl. Tydzien przed
        smiercia uparl sie, ze pojedzie ok. 400 km na wies - do swojego brata, na grob
        swojej Mamy, ktora zmarla rok wczesniej. On wiedzial, ze jedzie sie pozeganac.
        Jak przyjechalam do Niego w niedziele (10 wrzesnia) nie poznalam wlasnego
        Tatusia. Tak bardzo sie zmienil, tak zniszczyla go choroba, byl taki
        chudziutki, slabiutki, moj najukochanszy Tatus. Zmarl w poneidzialek w nocy,
        Mamka zadzwonila do mnie po 23 ,ze u Taty bylo pogotowie. Wsiadlam w samochod i
        pojechalam. Byl juz prawie nie przytomy, ciezko oddychal, wzielam go za
        reke..scisnal ja...Bylismy przy Nim wszyscy, przy moim Tatusiu, jak umieral.
        Potem brat i moj narzeczony poszli do innego pokoju, Zgasilismy z Mama swiatlo,
        on oparl glowe na jej ramieniu, Mama trzymala go za jedna reke, ja calowalam po
        drugiej, glaskalysmy go, a on umieral. Mama zaczela spiewac mu kolysanke i
        zasnal.... Moj najcudowniejszy, najweselszy i najukochanszy Tatus zmarl. To nie
        tak mialo byc, mial dopiero 57 lat !!!
        Swieta beda okropne, to nei beda Świeta.....
        TATUS - TAK MOCNO CIE KOCHAM I TAK BARDZO TESKNIE .
        • thaures Re: VICKIE 12.02.07, 23:43
          Życie za życie...

          Moja przyjaciółka mieszka za granicą, jej rodzice mieszkali tu w Polsce. Jej
          ciążą i nawrót choroby mamy. Dziewiąty miesiąc i jej prosba by szybciej robić
          cesarkę, bo mama sie nie dowie co się urodzi-dziecko było odwrócone i nie
          wiadomo było czy chłopieć, czy dziewczynka.Odpowiedż lekarza-mama zrozumie,że
          dziecko jest za mała. Pogrzeb mamy przyjaciółki o 15, a wieńce czekają, by na
          szarfie było imię narodzonej dziewczynki-urodziła się o 10.00. Minęło 7 lat, a
          wciąż tak żywe wspomnienia. Przyjaciółka do tej pory wspomina,że urodziny małej
          potrafiły jej nie zwariować...
      • rejo1 Re: Śmierć taty.... 31.10.07, 20:05
        współczuję. wiem co to znaczy. ja też straciłem tatę. umarł na raka. a mam 12
        lat i się trzymam
    • iza_socjolog Re: Śmierć taty.... 25.03.07, 11:42
      Witam, temat nie jest łatwy..
      jednak pragnę stworzyć małą publikację na temat radzenia sobie rodzin w
      sytuacjach gdy pojawia sie niespodziewanie nieuleczalna choroba
      jednego z jej członków.
      Chciałabtm bardzo porozmawiac z takimi ludżmi, badź poprosic o wypełnienie
      kwestionariusza ...

      wszytkie wiadomosci zostaną wykorzystane tylko w celu naukowym oraz przy
      zachowaniu anonimowości respondentów ... proszę o pomoc ..

      proszę o kontakt mailowy..
    • viola090302 Re: Śmierć taty.... 01.04.07, 19:50
      Witam... Przeżywam ten sam ból chociaż u mnie wyglądało to jak grom z jasnego
      nieba!! Zdrowy młody facet, 56 lat...i zawał, bez szans...Byłam również oczkiem
      w głowie taty, doczekał się wnusi, która ukończyła pięć lat a tata odszedł 10
      dni po jej urodzinach...Żył, był wesoły, kiedyś bywało różnie ale pamiętam
      tylko dobre chwile. Jak mama przyjechała i powiedziała, że zabrali go po zawale
      na badania byłam pewna, że przeżyje, będzie brał leki... Po czterech godzinach
      lekarze poddali się...jednak los płata figle...do dziś nie wierzę, że go nie
      ma. Wyjechał, odezwie się... Jedyną nadzieją jest to, że tam ma naprawdę
      dobrze..tak sobie tłumaczę... Łez już mi brak...a słowa...jest ich zbyt mało
      aby taki szok opisać...
    • mamamagda5 Re: Śmierć taty.... 10.05.07, 09:11
      Wiem, że wydam Wam się wredna ale dlaczego odchodzą tylko dobrzy ludzie? Mój
      Tatuś umarł 2 dni po Janie Pawle II i wszyscy mi mówili że papież potrzebuje
      wokół siebie dobrych ludzi. Ale ja również Go potrzebuję czy to się nie liczy?
      Jestem osobą raczej nie wierzącą. Bóg jakoś nie dał mi zbytnich powodów do
      radości w życiu. Ale dał mi Tatusia którego szybciutko zabrał. Czy to jest
      sprawiedliwe. Ja też mam 10 miesięczną córcię i wszyscy wokół twierdzą że to
      Tata mi ją przysłał żebym miała się kim cieszyć ale nie potrafię i czuję się z
      tym podle bo cóż to dziecko winne. Kocham ją ponad wszystko. Trzymajcie się
    • dziubasek_ona w i t a m 25.05.07, 15:04
      Mój tatuś zmarł 21 stycznia 2007 ;( Do dziś nie mogę się otrząsnąć! A tak wogóle
      to wszystko tłumię w sobie, boję się w nocy wstać do wc czy nakarmić dziecko -
      urodziłam synka 1 lutgo 2007 - 10 dni po śmierci taty ;(((

      przydałby mi się psycholog... pa ...
    • arachid Re: Śmierć taty.... 08.06.07, 12:55
      Mój tato zmarł w Dzień Dziecka.Przeżyłam najdłuższą podróż życia, bo wracałam z
      pracy wiedząc, że zastanę puste łóżko.Łóżko,na którym przede mną siedziała śmierć.
      Miał zawał.Mówią, że nie cierpiał.Że westchnął. Że odszedł po cichutku,nikogo
      nie uprzedzając.Nie zobaczę jego uśmiechu.Uśmiechu mimo trudnego i smutnego
      losu.Nie wchłonie mnie ciepło jego piwnych oczu.Nie przytuli dłoń, która czesała
      mi włosy do przedszkola w nieporadny kucyk.Najtrudniej mi nie płakać przy
      dziecku. Nie oglądać zdjęć.Nie rozpamiętywać.Najtrudniej zapomnieć twarz z
      białej trumiennej poduszki i siność uszu, do których nigdy nie szepnę:K O C H A M.
      Najtrudniej oddychać,gdy wie sie, że puste nakrycie przy Wigilijnym stole będzie
      dla kogoś, kto nie przyjdzie,mimo że byłby gościem najbardziej upragnionym.
      Minutę życia więcej -żeby przytulił, wziął wnuczke na recę...
      Minutę, żeby smutek nie był nieodebranym telefonem, niedopitą kawa,samotnym butem
      • niutaki Re: Śmierć taty.... 17.06.07, 14:22
        mojego Taty też już nie ma:(((( zmarł 27 listopada 2006 w nocy z niedzieli na poniedziałek, nie mogę się pozbierać do dziś, strasznie tęsknię i strasznie mi ciężko żyć normalnie.
    • baska306 Re: Śmierć taty.... 02.08.07, 19:42
      mój tatuś odszedł 3 mc temu 3 maja
      jest mi bardzo źle z tego powodu, mam żal do Boga że nam Go odebrał nagle i
      niespodziewanie
      tęsknie z Nim ogromnie
      borykam się z tyloma problemami, które do tej pory nie wydawały się takie
      straszne jak tatuś był z nami
      nawet nie zdązyłam mu powiedzieć jak bardzo go kocham
      już nie mogę
    • marlena188 Re: Śmierć taty.... 05.08.07, 23:47
      Oh... Ja stracilam tate 3 tygodnie temu ale zmarl za granica wiec pogrzeb byl
      przed 3 dniami Byly to 3 najtrudniejsze tygodnie mojego zycia ale jeszcze wiele
      trudnych chwil przede mna Zmarl nagle, niespodziewanie i zbyt szybko, bo mial
      dopiero 43 lata Nie moge sie z tym pogodzic i choc staram sie byc silna,
      pomagac mamie, to nie daje sobie rady z tym straszliwym smutkiem, wielka pustka
      i wspomnieniami, ktore bez przerwy pchaja sie do glowy...
    • mremiszewska Re: Śmierć taty.... 09.11.07, 19:51
      Jak bardzo Cię rozumiem...
      Mój tata zmarł 13 sierpnia tego roku. Chorował 2 lata na raka jelita grubego. Od początku były przerzuty do watroby. tata jednak walczył i wierzył, że...bedzie chodził na spacery ze swoim wnukiem.
      ...Urodziłam 9 lipca 2007 roku, czyli dokładnie 4 miesiace temu. Zapamiętam ten dzień na zawsze. Tego dnia mój tata został zabrany do hospicjum, bo było już z bardzo niedobrze. Patrzylam przez okno jak go prowadzą sanitariusze, jak mama razem z nim wsiada do karetki...(od tamtej chwili towarzyszyła mu codziennie aż do śmierci)Tak bardzo płakałam... Kilka godzin później urodziłam wg terminu zdrowego chłopczyka. Tata tak bardzo się cieszył... Ze szpitala wychodziłam 13 lipca i pierwsze co zrobiłam to udałam się do hospicjum...ze swoim synkiem. Tata płakał. Płakalliśmy wszyscy. Mamy te chwile uwiecznione na krótkim filmiku na komórce... Pobłogosławił mojego synka. Kto wtedy wiedział, ze równo za miesiąc, 13 sierpnia już go z nami nie bedzie?!
      Po porodzie nie było dnia abym nie była w hospicjum.Widziałam jak z każdym dniem słabnie. Tata jeszcze kilka razy widział swojego wnuka, al egasł juz w oczach i nie potrafił cieszyć sie Krzysiem tak jak wtedy, gdy byłam w ciązy. Zdązył się z nami pożegnać i odszedł po cichutku ze słowami na ustach:Jezu ufam Tobie.
      Tak bardzo mi go brakuje...Nie bedzie widział jak jego pierwszy wnuczek siada, mówi, chodzi...A moze jednak widzi? Tam z góry... Tak jak obiecał - patrzy i opiekuje sie nami. Bardzo w to wierzę, ze tak jest...
      • mazunia1 Re: Śmierć mamy... 12.11.07, 09:18
        Nie było dnia, żebym do niej nie zadzwoniła lub ONA do mnie,
        często "ściągałyśmy" się myślami, odwiedziałam ją kiedy tylko
        mogłam. W styczniu 2007 wykryto u mamy raka płuc. Chorowała znacznie
        wczesniej, ale była twarda i nie skarzyła się na nic. Od diagnozy do
        śmierci minęło niecałe 9 miesięcy, zmarła na moich oczach. Widziałam
        na oddaje ostatni oddech, jak życie z niej uchodzi. Tak bardzo mi
        jej brakuje, tak bardzo tęsknię za nią. Żałoba jest w mnie coraz
        większa, nie umiem się z tym pogodzić. A nadchodzące swięta...jaki
        będą bez Ciebie, mamo?
        To tak bardzo boli
    • guz59 Re: Śmierć taty.... 28.08.08, 17:12
      moj TATA zmarł 6 dni temu nigdy nie powiedziałem mu ,ze go kocham to w tym
      cierpieniu jest najgorsze Tato kocham Cię
      • archaniol.1 Re: Śmierć taty.... 21.12.08, 23:34
        Mój tata zmarł dziś o 8:25 :-( . nie mogę przestać płakać :-( zostawił mnie
        moją mamę i całą rodzinę 19 lat temu tuż po moich narodzinach nigdy go przy mnie
        nie było i już nigdy go przymnie nie będzie straciłem tatę którego tak naprawdę
        nie miałem którego widywałem raz na rok a czasem rzadziej ale mimo to kiesy
        dowiedziałem się o jego śmierci nie mogłem przestać płakać i nadal nie mogę
        • wiesia140 Re: Śmierć taty.... 23.12.08, 18:36
          Mój tata zmarł 20 grudnia 2001 roku. Przeszłam już wszystkie etapy żałoby i
          nauczyłam się już z tym wszystkim żyć, też mam małe dzieci, które nie znają
          dziadka. Dziadek zmarł jak najstarsze miało 5 miesięcy i ponieważ już to w miarę
          sobie wszystko poukładałam, więc może będę mogła spróbować wam pomóc. Tata
          miał tętniaka aorty., była operacja i po niej zmarł. Wyrazy współczucia dla
          wszystkich, którzy stracili kogoś bliskiego . Pozdrawiam Wiesia
          • rafal_g81 Re: Śmierć taty.... 11.02.09, 22:31
            Mój tatuś zmarł 26.12.2008 święta ... 04.12 stwierdzono przerzuty
            bez nowotworu pierwotnego wczesniej był leczony na zespół
            mielodysplastyczny... pracowałem za granica kiedy brat zadzownił ...
            niezapomne do konca zycia... wrociłem do domu na nastepny dzien
            widoku taty w szpitalu nie zapomne do konca zycia, i jego
            słowa "wszystko było dobrze i sie popieprzyło" nigdy nie zapomne,
            dobrze ze pojechał wtedy na badania bo niechciałbym zeby mnie
            widział ryczacego. zmarł w nocy 1/2 dzien swiat Bozego Narodzenia...
            do tej pory jestem w szoku nieopisany ból przeciez byl zdrowy tyle
            mielismy planów tele rzeczy do zrobienia razem . ciezko cokolwiek
            napisac cokolwiek powiedziec..... tato był zdrowy cały czas lat 62.
            nie wierze nie moge w to wszystko uwierzyc..............
    • ariana1 Re: Śmierć taty.... 17.02.09, 19:44
      Mój Tata rok temu o tej porze leżał juz w szpitalu. Zasłabł na ulicy
      dokładnie w walentynki (nienawidzę tego dnia!). Niedługo minie 10
      miesięcy od Jego odejścia a to nadal potwornie boli. Jak mam dzień,
      to kładę się do łóżka i ryczę. Czy to kiedyś minie?
      • agata_mi Re: Śmierć Mamy.... 24.02.09, 20:10
        Dziś mija 4 miesiące od śmierci mojej Mamusi.Rak żołądka. Nie ma dnia abym nie
        myślała, nie ma dnia abym nie tęskniła. A może Ona gdzieś tam wysoko tęskni za
        mną tak samo? Może płacze razem ze mną? Co robię by było mi lepiej? Zamykam oczy
        i widzę jak przytula mnie tak jak zwykle to robiła, gładzi mnie po twarzy i mówi
        "nie płacz dziecko , ja jestem z Tobą zawsze" i uśmiecha się. Wtedy i ja się
        uśmiecham bo wiem że tak jest, że ona jet tu obok i nie chce abym się smuciła...
        • k.wita wiem jak to boli....... 29.03.09, 23:37
          jak zbiore mysli to napisze wiecej....
          (*) dla Mojego Taty i wszystkich Waszych krewnych, ktorzy odeszli......:(
    • nefrip Re: Śmierć taty.... 27.04.09, 21:55
      ... mój Tati zmarł 11 lat temu i nadal to boli, że nie był na moim ślubie, że
      nie zna mojego męża, naszego synka, że w święta, każdego dnia - zawsze mi go
      brakuje i będzie do końca dlaczego bo kocham go z całego serca
    • ania1-988 Re: Śmierć taty.... 20.05.09, 13:01
      Witam ja też straciłam tatusia 06.05.2009r, osobe która była najważniejszą osoba
      w moim życiu, tylko tata zawsze mnie rozumiał i umiał ze mna tak porozmawią że
      wszystko od razu było prostrze był bardzo dobrym człowiekiem każdy go lubił a
      teraz zostawił wielką pustkę w sercu i ból, był chory na raka, chorował zaledwie
      3 miesiące ale bardzo cierpiał a ja razem z nim, mam dopiero 20 lat i mam
      jeszcze wiele ważnych chwil przed sobą tak bardzo chciałam żeby był razem ze
      mną. Tak bardzo za nim tęsknie :-(((
      • najlepszy-kasienka55 Re: Śmierć taty.... 04.11.09, 19:18
        mój tata zmarł bardzo niedawno bo 8 września tego roku... to było straszne
        przeżycie pomimo tego, że wszyscy byliśmy na to przygotowani...
        no ale pozwólcie że zacznę od początku...
        gdy miałam jakieś 10 lat tata zachorował po raz pierwszy... to był rok,
        początkowo rodzice nie chcieli mi powiedzieć na co tata choruje, a ja jako małe
        wści...kie dziecko bardzo chciałam się dowiedzieć co jest grane bo tata często
        bywał w szpitalu... no ale dowiedziałam sie dopiero po paru latach na co tata
        był chory... od samego mała byłam z nim bardzo związane, wszędzie chciałam
        chodzić tylko z nim i wszystko z nim robić, zawsze byłam "curusią tatusia" a tu
        nagle tata nie mógł już chodzić ze mną na basen, lepić bałwanów czy nosić mnie
        na rękach... to dla 10 latki nie jest miłe przeżycie... lecz katakt z tatą się
        nie osłabił... na szczęście tata dobrze zniósł pierwszą chorobę i "pokonał"
        nowotwór... lecz po 7 latach choroba powróciła ze zdwojoną siłą, tym razem
        zaatakowała kości a dokładniej kręgosłup. jak się dowiedziałam to było straszne,
        lecz szybko ten strach minął widziałam że tata raz pokonał tą chorobę i
        wierzyłam że tak będzie ponownie... a z tatą niestety było coraz gorzej, dopiero
        teraz to widzę, bo wtedy nie dopuszczałam do siebie myśli, że tata może
        umrzeć... gdy ciotka powiedziałam przy mnie że tata wygląda co raz gorzej i że
        pewnie niedługo umrze to miałam ochotę ją walnąć w twarz i powiedzieć że mój
        tata jest zbyt silny żeby umierać. strasznie się wtedy bulwersowałam... a tata z
        dnia na dzień stawał się coraz słabszy a ja nie zdawałam sobie z tego sprawy...
        chodziłam na dyskoteki, cieszyłam się życiem jak każda normalna nastolatka... aż
        wreszcie tata przestał chodzić a ja nadal myślałam że wszystko się ułoży,
        wierzyłam w to... i zawsze się denerwowałam że ciągle tylko coś ode mnie chcą
        żebym coś zrobiła... i zamiast spędzać z tatą czas wolałam wyjść sobie do
        znajomych żeby zapomnieć o kłopotach które mam w domu, ja od nich uciekałam jak
        tylko mogłam... w ostatnie dni swojego życia tata dostał przerzutów na większość
        narządów, zaczęły mu się ostre biegunki, wymioty... to było nie do
        wytrzymania... z racji że tata nie chodził musiał nosić pieluchomajtki, mama
        musiała go co chwilę przebierać a po domu roznosił się nieznośny fetor... a ja
        nadal wierzyłam że tata z tego wyjdzie...
        lecz nadszedł piekielny poniedziałek 7 września, gdy wracałam ze szkoły dostałam
        telefon od brata że tatę zabierają ze szpitala jakimś cudem drogę do domu (około
        2,5 km) przeszłam w 10 minut. zdążyłam się pożegnać z tatą zanim go wzięli do
        szpitala, mama pojechała z tatą karetką a brat też musiał jechać już do siebie a
        ja zostałam sama... wieczorem napisał kolega czy idę na piwo, zastanawiałam się
        długo co mam zrobić ale w końcu się zgodziłam bo nie umiałam już tak sama
        siedzieć w domu, nie umiałam już płakać...
        w poniedziałek z rana jak pojechałam do szkoły to poszłam do taty do szpitala z
        koleżanką żeby mu zostawić tam pewne rzeczy a później miałam iść do szkoły...
        lecz gdy weszłam na salę i zobaczyłam tatę to się przestraszyłam... zaczęłam
        płakać, trzymać tatę ze rękę, on majaczył, był cały siny, zwijał się z bólu to
        było straszne... zaczął się pytać gdzie jest mama, to wzięłam telefon i do niej
        zadzwoniłam, tylko ja nie mogłam rozmawiać przez łzy mama mnie w ogóle nie
        rozumiała, poszłam do koleżanki powiedzieć że ja nie idę do szkoły i niech idzie
        sama i się tam rozpłakałam... wróciłam do taty na salę... trzymałam go za rękę
        powiedziałam że bardzo go kocham na co on mi ja Ciebie, ja was też bardzo kocham
        ale co z tego... tata czuł że umiera a mi się nadal wydawało że on jeszcze z
        tego wyjdzie... zaczął się pytać gdzie jest Artur, gdzie Paweł (moim bracia) to
        po nich zadzwoniłam, jeszcze z mamą rozmawiał przez telefon bo bardzo tego
        chciał.... przyjechała mama z siostrą taty, przyjechali moi bracia i wzieliśmy
        tatę na pojedynczą salę... tam tata jeszcze na trochę zasnął, a gdy się obudził
        zaczął się dusić już naprawdę się męczył, porzegnał się z nami każdego do siebie
        zawołał, pocałował, powiedział że nas kocha... po mimo tego że prawie nie mógł
        mówić... dusił się i to bardzo, strasznie cierpiał, wszyscy zaczęli prosić Boga
        o śmierć dla taty aby się nie męczył a ja nie umiałam, ja powiedziałam "Boże Ty
        wiesz czego ja pragnę ale nie moja lecz Twoja wola niech się stanie", po jakimś
        czasie tata odszedł, to było najgorsze przeżycie jakie mnie w życiu spotkało, bo
        do końca wierzyłam że zdarzy się cud i tata będzie żył... bez niego teraz jest
        mi bardzo ciężko, tylko w nim tak naprawdę miałam oparcie, z mamą nigdy nie
        miałam dobrych kontaktów i do tej pory nie mam... bardzo tęsknię za tatą, tej
        tęsknoty nie da się opisać słowami... czasami jak siedzę w szkole na lekcji czy
        jadę autobusem, czy jak na chwilę się zamyślę to ledwo powstrzymuję łzy..
        myślałam że jeszcze bardziej się załamię jak coś takiego się stanie, ale dzisiaj
        wiem że trzeba żyć dalej bo tata by tego chciał... ja staram się nie okazywać
        tego że mi jest ciężko... ale nie radzę sobie sama z tym wszystkim....
        • magda0 Re: Śmierć taty.... 23.06.10, 11:46
          Moj ojciec umarł w ta niedziele w srodku nocy, odszedł cicho tak
          bardzo cicho, mial udar mozgu, zmarł w szpitalu, ale co dobrego w
          tym najgorszym to ze była z nim moja siostra, nie umarł sam. Tak
          bardzo go kochałam, ciesze sie tez z jednego ze bylismy u niego w
          Boze Ciało z dziecmi i spedzilismy razem czas, to był czas dla niego
          i takim go zapamietam, odchodzenie innych bardzo boli.... magda
          • wiesia140 Re: Śmierć taty.... 27.06.10, 22:27
            Boli bardzo boli , coś o tym wiem , też straciłam ojca. Przytulam cię.
          • emma_m Re: Śmierć taty.... 23.07.10, 16:03
            mój Tatuś odszedł 25 czerwca 2010 :( umarł na raka prostaty z
            przerzutami na kości i płuca. jest mi tak bardzo smutno i źle :( tak
            bardzo kochałam mojego Tatusia. już nic nie będzie tak jak dawniej.
            minął niecały miesiąc, a mam wrażenie, jakby bolało bardziej :( jak
            teraz żyć?
            została mi Mamusia, teraz drżę o Nią, boję się, że coś się Jej
            stanie. jak ma gdzieś jechać samochodem, to się bardzo stresuję,
            muszę pilnować, żeby regularnie się badała. jak Jej zabraknie, to
            zostanę sama :(
            • wiesia140 Re: Śmierć taty.... 23.07.10, 20:20
              zaopiekujcie się sobą nawzajem , to teraz najlepsze , co możecie zrobić.
            • sibeliuss Re: Śmierć taty.... 25.07.10, 01:46
              Jest ciężko, po 1,5 miesiąca nadal mam wrażenie, że to mi się śni.
              • zuchwala_23 Re: Śmierć taty.... 03.12.10, 19:37
                Witam,
                mój tata zmarł ponad rok temu...
                A ja codziennie rozpamiętuje, rozgrzebuje to w moich myślach....
    • boi.sie Re: Śmierć taty.... 14.11.11, 01:51
      hey kochanie! bardzo Tobie wspólczuje! :( moze nie do konca potrafie postawic sie w Twojej sytuacji, ale mam ze tak powiem podobną... siedzę wlasnie sobie sama przed komputerem,i zaczelam rozmyslac...tak bardzo sie boje odejscia mojego ukochanego tatusia...mam 20 lat, moj tatus ma 80 lat, 22 lutego 2012 skonczy 81..wiem starszy czlowiek z niego ale tak jakos wyszlo w rodzinie... w kazdym razie moj Tatuśjest po dwóch zawałach, po bajpasach (5 mu "wymienili" ), w pracy wiele lat temu spadł 2 razy z tzw. kranu w Hamburgu, miał wylew... a jednak dalej jest na chodzie...tzn napisalam tak ze na chodzie , bo dalej stara on sie dalej normalnie funkjonowac...mówi ze ma dla kogo żyć...ale widze,że co raz gorzej z nim...ja go tak kocham!!!! nie wyobrazam sobie zycia bez niego... za kazdym razem kiedy myslalam o tym ,zemoze mojego tatusia zabraknąc myslalam ze odbiore sobie zycie tylko zeby z nim byc...tak go kocham...wiem ze to moze nie jest rozsądne.ale jakby ktos byl w mojej sytuacji zrozumialby.... boze jak ja go kocham..moj tatus...codziennie sie modle zebym tylko ja krócej żyłaod niego,zebym tylko nie musiala przezywac jego smierci.. kocham go najbardziej na swiecie!!! nigdy nie znalam takiego czlowieka...on jest dla mnie idealny... chce go miec zawsze przy sobie...prosze Boga ,żeby mi mojego tatusia zostawił dopuki ja żyje... :( aaaj wiem ze to nie jest realne....wiadomo,znam nasz wiek...ale gdyby tylko dalo rade...wszystko bym za to oddala...:(:(
    • kasandra79.0 Re: Śmierć taty.... 25.01.12, 14:08
      Przykro mi vickie2 z powodu twojego taty, musiałaś go straszliwie kochać i tęsknisz teraz tak bardzo. Moja historia jest podobna, tylko z tą różnicą, że tata miał tętniaka wrzecionowatego w głowie, który był umiejscowiony przy pniu mózgu. Walczyliśmy o niego przez 3 lata. Miał embolizację, zabezpieczonego tętniaka i zabieg przeszedł znakomicie. Nie można było niestety usunąć tego "śmiecia", ponieważ był zbyt blisko pnia mózgu i groziło to kalectwem, albo skazaniem na bycie "roślinką". A tego tata najbardziej się bał. Nie przepadał za szpitalami. Cieszył się każdym dniem, świętami i grilem za każdym razem jak organizowaliśmy. Co jakiś czas tylko miał dziwne ataki. Tak jakby tracił czucie w nogach i przewracał się. Do tego dochodziło wykrzywienie lewej strony buzi i problem z mową. We wrześniu 2011 z tego powodu trafił do szpitala na dwa tygodnie. Ponownie stawialiśmy go na nogi i dał radę. W grudniu przed świętami znów sytuacja się powtórzyła i ponownie trafił do szpitala. Mówił do mojej mamy, że tak się teraz smuci, a przecież w dzień ich ślubu tak się śmiała i była szczęsliwa. Do mnie ciągle mówił, że jest mu mnie szkoda, ciągle to powtarzał. Nikt nie wiedział, że nas zostawi. Lekarze nie reanimowali go, nie wiemy dlaczego, bo sami nie potrafią tego wytłumaczyć. Zrobiłyśmy z mamą wielką awanturę na cały szpital. Nie chciałyśmy sekcji zwłok, ponieważ tata zawsze bał się jakiejkolwiek operacji. Nie chciałyśmy, aby cierpiał nadal. Świąt już nie nawidzę i nie mogę znieść kolend. Wszystko, dosłownie wszystko mi się z nim kojarzy. Zaczynam obserwować siebie i widzę, że zaczynam mieć opory co do odwiedzania miejsca rodzinnego. Jezioro ... dom ... wszystko mi się z nim kojarzy.
      Przykro mi, że wszyscy musimy cierpieć z powodu utraty bliskich. Wszystkie te eomocje i żal pozostają w nas do końca ...
Inne wątki na temat:

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nie pamiętasz hasła lub ?

Nakarm Pajacyka