vickie2
04.12.06, 13:41
Łączę się w bólu z wszystkimi,którym umarli bliscy...Umarli na tak okropną
chorobę,jaką jest rak.10 listopada odszedł mój Tatuś,odszedł po półrocznej
chorobie,po półrocznym koszmarze,jakim była jego choroba.Pozwólcie,że trochę
się rozpiszę,bo muszę to z siebie wyrzucić,a nikt tego tak nie zrozumie jak
Wy.Mój Tatuś był taki jak Tata Madzi,zawsze wesoły,obrotny,zadowolony z
życia,a
ja zawsze byłam dla niego ukochaną córeczką.Mieszkam na Mazurach,prawie 600km
od rodzinnego domu,więc zawsze gdy miałam przyjechać,to była dla niego
ogromna
radość,czekał z niecierpliwością na mnie i ukochanego zięcia.zaczęło się w
maju...drętwienie lewej ręki,nogi,wręcz niedowład.Tata źle wyglądał,był
blady,ale nie dopuszczał do siebie,że coś może być nie tak z nim-on,wielki i
silny chłop chory???Byłam wtedy w 5 miesiącu ciąży,nosiłam w brzuchu jego
wymarzoną wnusię,żebyście widziały jak on patrzył i głaskał ten mój brzuch!!!
Opiszę teraz pokrótce jak się sprawy potoczyły-otóż neurolog wysłał tatę na
tomograf,okazało się,iż ma guz w mózgu.operacja w Katowicach Ligocie.Bał się
jej potwornie,mówił,że to głowa,a jak mu coś źle połączą,to będzie chodził do
tyłu?(zawsze miał poczucie humoru,mimo strachu)Jakże byśmy chcieli,żeby
jedyną
konsekwencją tej operacji było chodzenie do tyłu...Przyjechałam po operacji
(to
był czerwiec,Boże Ciało)do szpitala,przeżyłam szok,tata nie mówił,nie ruszał
lewą stroną wogóle,a na mój widok poprostu się rozpłakał...ja też,płakaliśmy
strasznie,lekarz mnie wyprowadził,bo było ryzyko,że poronię.Niestety,lekarz
prowadzący ciążę zabronił mi już jeździć tyle km aż do porodu.Okazało się,że
musi być druga operacja mózgu,bo zrobił się obrzęk(taka była wersja
mamy,która
nie chciała mi powiedzieć prawdy)A prawda była taka,że ten guz to GLEJAK
WIELOPOSTACIOWY,wtórny(wziął się z płuc)z przerzutami.Po drugiej operacji
znacznie tacie się poprawiło,ja miałam z nim kontakt tylko tel.,odzyskał
mowę,zaczął chodzić,jak ja się cieszyłam!!!!!!!!!!A on snuł plany,jak to
przyjadą z mamą do mnie,będą czekać na poród,potem będzie bawił
wnusię....czekał tylko na tomograf kontrolny i mieli przyjechać.17 września
urodziłam Tacie wnuczkę,od tej pory koszmar po raz trzeci.Znów niedowład
lewej
strony,zanik mowy...Przeżuty wszędzie:krew,węzły chłonne,wątroba...Miałam 5
tyg.dziecko,gdy mama powiedziała mi całą prawdę,co to jest u taty.Podjęłam
decyzję,żeby przyjechać do domu,jechaliśmy całą Polskę z malutkim
dzidziusiem,żeby chociaż zobaczył upragnioną wnuczkę.Przeżyłam szok jak go
zobaczyłam:wychudzony,twarz zniekształcona chorobą,coś potwornego,ale
musiałam
być dzielna i nie pokazać mu jakie straszne wrażenie zrobił na mnie jego
widok...tatuś uśmiechnął się na nasz widok leciuteńko(mama mówiła,że wogóle
się
nie śmiał),głaskał haneczkę,kładłam ją koło niego,Boże,jakie to było
straszne,te jego oczy patrzące tak intensywnie na mnie,z takim żalem,że nie
może jej wziąć na ręce,że nie może porozmawiać...Cieszył się nami 3 dni,potem
zaczął gasnąć,gasnąć,aż w potwornych męczarniach,których nie zapomnę do końca
życia,umarł 10 listopada,przy nas,w domu....Czuję ból nie do opisania,nie
mogę
się z tym pogodzić.nie wyobrażam sobie Świąt,kiedyś moich i taty
ulubionych,jeszcze rok temu smażył karpia,cieszył się,że jesteśmy wszyscy
razem
na Święta...Chyba to co najgorsze związane z żałobą,dopiero przede
mną..jeszcze
nie dociera...Ale mam dziecko,muszę być silna,ale tak mi ciężko..DLACZEGO
JEST
TAK,ŻE ŻYCIE ZA ŻYCIE???!!!!???
------------------------------------------------------------------------------
--