Dodaj do ulubionych

swiadectwo glorii polo

10.08.10, 19:39
kto z was przeczytal swiadectwo glorii polo ? a szczegolnie jestem
ciekawa opini na ten temat wiesia140? co o nim sadzicie? ja wierze w
to co opowiada ale wiele ludzi z mojego otoczenia nie i dlatego jestem
ciekawa waszych opini
Obserwuj wątek
    • wiesia140 Re: swiadectwo glorii polo 10.08.10, 23:15
      Czytałam to świadectwo , do mnie przemówiło najbardziej to,że dokładnie
      wszystko jest po tamtej stronie jest zapisywane, każda myśl , ,całe nasze
      życie jest dokładnie analizowane nie umyka uwadze , ale jest osądzane
      sprawiedliwie , po Bożemu , nie po ludzku, przerażająca jest też opisana
      postawa matki jej koleżanki- mnie to zszokowało.
      • elzunia25 Re: swiadectwo glorii polo 03.01.11, 09:59
        Cudowne świadectwo.
        Koniec roku był okropny...W szpitalu umierał kuzyn mojego męża. Młody chłopiec, który szedł rano do kościoła. Służył do mszy. Wjechał w niego bus. Kiedy zabierany był do szpitala, przy sercu miał książeczkę do nabożeństwa... Modliliśmy się całe święta..Była iskierka nadziei, ale niestety nastąpiła śmierć mózgu.

        Patrząc się Jego rodziców myślałam, że zobaczę rozpacz..Bo ja była w rozpaczy, mimo że nie był mi przecież aż tak bliski,.Człowiek zaczyna się w takim momencie złościc na Boga./.Dlaczego On?Dlaczego takie dobre dziecko, niewinne, które szło do kosćioła, do Boga, a Bóg go zabrał..//
        W rodzicach nie widziałam złości.//Widziałam ból, ale oprócz tego spokój, który świadczyłby o tym, że pogodzili się z wolą Bożą.

        Akurat w tym okropnym czasie oczekiwania trafiłam na świadectwo Glorii Polo. I dużo zrozumiałam., Wystarczyło jedno świadectwo, a ja zaczęłam inaczej myśleć.
        Boli ciągle śmierć tego kochanego chłopca, ale teraz wiem, że Bóg tak bardzo chciał go mieć u siebie, że zabral go pzredwczesnie. Że umiłował Go w szczególny sposób , Że zapragnął mieć przy sobie następnego Aniołka...

        Żegnaj Aniołku , do zobaczenia po drugiej stronie. Jeśli nam będzie dane znależć się tam gdzie jesteś Ty...
        • elzunia25 Re: swiadectwo glorii polo 03.01.11, 14:09
          Tylko śpij i aż śpij
          A mnie prowadź tam
          Tam gdzie jesteś
          Chcę być tam gdzie ty
          W niebie, czemu nie
          W piekle aż na dnie
          Będę wszędzie, wszędzie będę
          Czy to ważne gdzie to będzie
          Więc przytul się i śpij
          Tylko czas nie chodzi spać
          Bo ma czas, jest twardy
          O tak jak głaz
          Jutro zbudzisz dzień
          Jutro ja twój cień
          Będę wszędzie, wszędzie będę
          Nawet, gdy mnie już nie będzie
          Tylko śpij i aż śpij
          Wniebowzięty chór
          Wszystkich świętych
          Patrzy na nas w dół
          A to tylko ty
          A to tylko ja
          Ty maleństwo niepojęte
          Boże życie bywa piękne
          Już przytul się i śpij
          Czekolady pełna noc
          Gwiazdy jak cukierki
          Ech czas je zdjąć
          Jutro obudź dzień
          Jutro ja twój cień
          Będę wszędzie, wszędzie będę
          Nawet, gdy mnie już...
          Wszystko się powoli toczy.
          Boże życie bywa piękne
          • malwa200 Re: swiadectwo glorii polo 04.01.11, 10:19
            czy ktoś mógłby wkleic skopiowany urywek opwiadania Marii Polo (nie link bo w pracy mam berdzo ograniczony internet i żadne linki nie otwieraja sie a w domu w ogóle nie mam natu)? byłabym bardzo wdzięczna bo bardzo mnie ten temat pasjonuje
            • elzunia25 Re: swiadectwo glorii polo 04.01.11, 14:25
              Cuda, jakie Bóg mi uczynił
              Właśnie te poważne obrażenia i oparzenia, jak i zatrzymanie pracy serca, którego doświadczyłam i które z powodu długiego trwania zagrażało memu życiu – w pierwszych momentach nikt nie mógł mnie dotknąć wskutek elektrycznego naładowania mojego ciała – w nadzwyczajny sposób udowadniają wielką dobroć, nieskończone miłosierdzie naszego Pana i Boga, który zamknął nas wszystkich w Swoim Sercu i nieustannie zaprasza każdego z nas do powrotu do Niego.
              Poprzez kilka faktów, o których zaświadcza moje ciało, chciałabym wam ukazać owe cuda zdziałane przez Pana. Po pierwsze: ustanie pracy serca, wskutek czego tlen nie dociera do mózgu i tym samym powstają jego trwałe uszkodzenia[1].
              Mimo tego, że dopiero po tak długo trwającym zatrzymaniu pracy serca mogłam być podłączona do respiratora, po wybudzeniu ze śpiączki okazało się, że nie odniosłam żadnych szkód w mózgu, co sami możecie stwierdzić, widząc mnie tutaj. Wielu lekarzy ze szpitala w Bogocie uzmysławiało mojej siostrze, która sama była tam lekarzem, beznadziejność i bezsensowność dalszego podłączenia mojego organizmu do aparatury sztucznego oddychania. Chcieli ją namówić do tego, aby zaprzestać tych czynności. Na przekór tym radom, udzielonym w dobrej wierze, moja siostra z całym swym uporem i dzięki wpływom w szpitalu wymogła, że moje ciało nadal pozostało podłączone do aparatury. Jakiż to zatem wspaniały cud, którego nie da się medycznie wyjaśnić!
              Podobnie rzecz się ma z kolejnym cudem: moje zwęglone nerki i płuca zaczęły ponownie funkcjonować. Lekarze nie przeprowadzili u mnie żadnej dializy, gdyż sądzili, że moje nerki nie będą mogły już funkcjonować. Byli zdania, że sztuczne zastąpienie pracy nerek nie jest koniecznym zabiegiem u mnie, bo i tak nie miałam szans na przeżycie. Na przekór ich medycznemu osądowi moje zwęglone nerki zaczęły na nowo pracować.
              Za równie wielki cud należy uznać regenerację mojej skóry. Moje całe ciało stanowiło jedną wielką żywą ranę po tym, jak usunięto i zeskrobano zwęgloną skórę. Widać było żywą tkankę. Bolało nieopisanie. Paliło, jak gdybym znajdowała się w ogniu. Paliło wewnątrz i na zewnątrz, przy każdym oddechu. Wszystko mnie bolało, tylko od kostek w dół nie miałam czucia. Kiedy oczyszczali moje otwarte rany, w nogach nie czułam zupełnie niczego, podczas gdy oczyszczanie pozostałych miejsc na ciele zadawało mi niesamowity ból. Moje nogi przypominały dwa zwęglone kije. Były zupełnie czarne.
              Po miesiącu lekarze przyszli do mnie i powiedzieli: „Zobacz, droga Glorio, jak wielki i niewiarygodny cud uczynił dla ciebie Bóg. To po prostu wspaniałe, że prawie cała skóra zregenerowała się. Wprawdzie to cienki naskórek, który tu i ówdzie się wytworzył i jest jeszcze wiele otwartych miejsc, ale te miejsca z utworzoną delikatną skórą dają nam powody do nadziei, że całe ciało pokryje się niebawem obronną skórą. Martwią nas jednak twoje stopy. Nie jesteśmy w stanie tu już nic zrobić. Musimy niestety je amputować.”
              Byłam wcześniej wysportowana, byłam fanem aerobiku. I gdy mi powiedzieli, że muszą mi obciąć stopy, pomyślałam tylko: Muszę jak najszybciej uciec z tego szpitala. Muszę się stąd wydostać, aby uratować moje stopy. Lekarze wyszli z sali, a ja podniosłam się ze szpitalnego łóżka, by podjąć ucieczkę. Ale już przy pierwszym kroku nie ustałam na nogach i upadłam na brzuch – niczym żółw lub żaba, która skacze po raz pierwszy i ląduje brzuchem na ziemi. Musieli więc mnie podnieść z podłogi i zanieśli mnie z piątego piętra na siódme. I wiecie, kogo tam spotkałam? Kobietę, której amputowano nogi od kolan w dół. A teraz czekała na amputację powyżej, od bioder w dół.
              I gdy tak patrzyłam na tę kobietę, rozmyślałam o tym, ile pieniędzy potrzeba na zakup nowych nóg... Za żadne skarby świata nie możesz sobie sprawić nowych nóg! Jakim cudem są stopy. Gdy chcieli mi je obciąć, ogarnął mnie nieopisany smutek i po raz pierwszy przyszła mi do głowy myśl, że nigdy nie podziękowałam Panu za cud, jakim są moje nogi. Maltretowałam tylko całe moje ciało, aby przeciwdziałać tendencjom do przybierania na wadze. Głodowałam jak wariatka, wydawałam masę pieniędzy na diety i inne kuracje, aby pozostać szczupła i mieć szczupłe nogi. To kosztowało mnie nie tylko majątek, wydałam na to niewyobrażalnie wiele pieniędzy. I teraz widzę moje nogi bez mięśni, chude jak szczapy, zupełnie czarne, pełne dziur ze wszystkich stron. Ale dziękuję Bogu za te zniekształcone nogi. Nagle stały się dla mnie tak cenne. Nie był dla mnie ważny ich wygląd, a funkcja. Ważne było dla mnie to, że je po prostu mam. I za to podziękowałam Panu. Powiedziałam do kochanego Boga: „Dziękuję Ci, Panie, za tę drugą szansę, którą mi dałeś! Dziękuję Ci ogromnie za tę szansę, na którą sobie nie zasłużyłam. Ale, kochany Boże, proszę Cię z całego serca o jedną przysługę, o bardzo małą przysługę. Pozwól mi mieć przynajmniej te zniekształcone nogi! Pozostaw mi je, abym mogła się poruszać jako tako, abym mogła się częściowo podnieść. Pozostaw mi je, proszę, pozostaw mi je przynajmniej takie, jakie są. Będę Ci za to na zawsze wdzięczna.”
              Naraz zaczynam czuć swoje stopy. To było w piątek. Od piątku do poniedziałku te moje czarne kikuty, które były obumarłe i wyglądały jak ciemna lemoniada z bąbelkami, zaczerwieniły się i rozjaśniły. Czułam jednocześnie, jak krew zaczęła krążyć w tych zwęglonych nogach. Coraz bardziej czułam je – moje własne nogi. I kiedy w poniedziałek lekarze podeszli do mojego łóżka, by przeprowadzić ostatnie oględziny przed amputacją, zdziwili się, gdy wstałam z łóżka i stanęłam na własnych stopach i do tego jeszcze nie przewróciłam się. Badali mnie, dotykali moich stóp i nie mogli po prostu uwierzyć, nie wierzyli własnym oczom. Pokazałam im ruchy, które mogłam wykonać moimi nogami. Wprawdzie zadawały mi ogromny ból, ale myślę, że jeszcze nigdy nie byłam tak szczęśliwa z powodu tego bólu, jaki w tamtej chwili odczuwałam w nogach. Odzyskałam czucie w nogach. I to wszystko stało się w sposób, którego medycyna nie jest w stanie wyjaśnić i który był przyczyną zdumienia lekarzy.
              Ordynator oddziału na 7 piętrze szpitala zaraz powiedział mi: „W ciągu 38 lat mojej lekarskiej praktyki, nigdy nie widziałem i nie przeżyłem tak wielkiego cudu, jak ten z pani nogami.”
              Popatrzcie tutaj, moje drogie rodzeństwo w Panu, oto moje zregenerowane stopy. Nie z arogancji i próżności, lecz by oddać chwałę Bogu, kroczę przed wami i pokazuję moje nogi, by udowodnić wam wielkość dzieł Pana, naszego Boga żywego, Jego nieskończonej MIŁOŚCI ku nam i Jego wszechmocy[2].
              Inny, wielki cud uczyniony przez Pana jest taki: nie miałam piersi. Wyobraźcie sobie, byłam bardzo dumną, próżną kobietą. Moim motto było: „Kobieta musi pokazywać swe wdzięki i korzystać z tego, co dostała w prezencie od natury.”
              I tak sobie mówiłam: najlepsze co mam – moje piersi, nogi i w ogóle moja sylwetka – są moim kobiecym ciałem i będę je eksponować. Ukazywałam moje kobiece wdzięki bardzo ostentacyjnie. Podkreślałam okrągłości mojej figury i ekstrawagancko poruszałam biodrami. W ten sposób zawsze zwracałam na siebie uwagę. Nosiłam zawsze ubrania z dużym rozcięciem, by wyeksponować mój duży biust. Wmawiałam sobie piękno moich nóg. I popatrzcie, drodzy bracia i siostry w Panu, właśnie wszyscy „faworyci i faworytki” mojej próżności najbardziej się spalili. Właśnie to wszystko zwęgliło się i było zupełnie brzydkie.
              Powracając do kolejnych cudów, zdziałanych przez Pana... Udałam się do lekarza, który opiekował się mną, gdy byłam aktywna sportowo. Wyobraźcie sobie: lekarz, który zwykł oglądać pewną siebie i zarozumiałą kobietę, która dla swej figury odchudzała się jak wariatka, połykała i pochłaniała niczym odkurzacz leki i preparaty, ten mój lekarz nagle ujrzał moje ciało na wpół spalone i zniekształcone. Nie mógł wierzyć własnym oczom. Przeprowadził wszystkie możliwe badania, za pomocą CRT, z zastosowaniem najnowocześniejszych, nuklearnych medycznych urządzeń
              • elzunia25 Re: swiadectwo glorii polo 04.01.11, 14:27
                jeszcze jeszcze drugi aspekt zdarzenia, czyli to co Gloria przeżyła po tamtej stronie.
                Jest to dość obszerny tekst, opis nieba, piekła, czyśćca...
                • malwa200 Re: swiadectwo glorii polo 05.01.11, 08:07
                  dziękuję Elzuniu! jesteś kochana!!! bardzo mnie interesuje to opowiadanie. a dałoby radę wkleić tutaj też coś o Piekle, Czyśćsu i Niebie?
                  • elzunia25 Re: swiadectwo glorii polo 05.01.11, 09:23
                    Proszę:
                    Drugi aspekt zdarzenia

                    Teraz posłuchajcie mnie dobrze! To był cielesny, materialny, fizyczny aspekt mojego wypadku. Ale drugi aspekt tego zdarzenia był znacznie piękniejszy. To było niewyobrażalne, cudowne przeżycie. Musicie bowiem wiedzieć, że najpiękniejsze, najcudowniejsze w tym wypadku było to, co spróbuję teraz opowiedzieć ludzkimi słowami, mimo że nie da się tego ująć za pomocą ziemskich sformułowań.

                    Otóż, gdy moje zwęglone ciało leżało, znajdowałam się (moja dusza) w cudownie białym tunelu. Wokół mnie było białe światło, które dawało mi taką rozkosz, pokój i szczęście – uczucia, których nie można opisać ludzkimi słowami. Nie ma po prostu takich wyrażeń, by oddać wielkość tej chwili. To była szalenie wielka ekstaza, nie dająca się opisać rozkosz. Nie rozumiem, dlaczego się nam przedstawia śmierć jako swego rodzaju karę. Uwolniona zostałam od czasu i przestrzeni.

                    W świetle tym poruszałam się naprzód, niesamowicie szczęśliwa i przepełniona radością. Nic mnie nie trapiło. Gdy spojrzałam do góry, ujrzałam na końcu tunelu coś jakby słońce: białe światło. Mówię: „białe”, by określić kolor, ale koloru tego światła i jego jasności nie da się opisać. Koloru tego nie da się porównać z kolorami, jakie istnieją na tym świecie. Światło było po prostu wspaniałe. Było dla mnie źródłem tej ogromnej miłości, tego pokoju we mnie i dookoła mnie; to była nieopisana miłość i pokój, jakiego nie znałam na ziemi.

                    Gdy tak poruszałam się do przodu w tym tunelu, powiedziałam do siebie samej: „Ojej! Umarłam…” I w tej chwili pomyślałam o moich dzieciach i lamentowałam: „O mój Boże, moje dzieci! Co na to moje dzieci?”

                    Byłam zawsze zajętą i zestresowaną matką, która nigdy nie miała dla nich czasu. Wychodziłam z domu wczesnym rankiem, około godziny 5, na podbój świata, a wracałam późnym wieczorem, około godziny 23. Z tej przyczyny nie byłam w stanie właściwie zatroszczyć się o moją rodzinę i dzieci. Wówczas ujrzałam nędzę mojego życia w całej prawdzie, bez żadnych retuszy i ogarnął mnie wielki smutek.

                    W tym momencie wewnętrznej pustki, z powodu nieobecności moich dzieci, straciłam poczucie czasu i przestrzeni. Znowu spojrzałam ku górze i zobaczyłam coś bardzo pięknego. W jednej chwili ujrzałam wszystkie osoby mojego życia, naprawdę w jednej chwili, żyjące i zmarłe. Objęłam moich pradziadków, moich dziadków, moich rodziców, którzy już nie żyli, po prostu – wszystkich! To była taka doniosła chwila, było cudownie.

                    Pojęłam, że oszukano mnie co do reinkarnacji. Tym samym praktycznie strzeliłam sobie gola do własnej bramki, bo zawsze fanatycznie broniłam reinkarnacji. Powiedziano mi kiedyś, że pewna osoba jest inkarnacją mojej prababci, ale nie powiedziano mi kto, a ponieważ wróżenie kosztowało zbyt dużo, dałam sobie z tym spokój i nie dociekałam, kim jest ta osoba. Sama spotykałam ciągle ludzi, o których sądziłam, że są wcieleniami mojego pradziadka i dziadka. A teraz obejmowałam dziadka i pradziadka. Uściskaliśmy się gorąco i spotkałam wszystkich w jednej chwili. Było tak ze wszystkimi osobami, które znałam i które pochodziły ze wszystkich stron, gdzie przebywałam, zmarłe i żyjące – a to wszystko w jednym momencie.

                    Tylko moja córka przestraszyła się, gdy ją przytuliłam. Miała wtedy 9 lat i w tym samym momencie poczuła mój uścisk w swoim obecnym życiu na ziemi. Czuła zatem mój uścisk w tych godzinach, w czasie których ona i cała rodzina bali się o moje życie, gdyż moje ciało znajdowało się jeszcze w śpiączce. Zwykle nie czujemy takiego uścisku z zaświatów. W tym cudownym stanie czas zatrzymał się, nie odczuwałam ciężaru ciała.

                    Nie spostrzegałam już ludzi tak jak wcześniej. Podczas mojego życia zwracałam uwagę na to, czy ktoś jest gruby, szczupły, brzydki, ciemnoskóry, dobrze ubrany czy nie. Według tych kryteriów dzieliłam osoby i byłam z tego powodu pełna uprzedzeń i cynicznej krytyki. Zawsze, gdy mówiłam o innych, krytykowałam ich. Teraz, tutaj, było inaczej. Teraz widziałam również wnętrze ludzi... i jak pięknie było widzieć to ich wnętrze, ich myśli, uczucia, gdy ich obejmowałam. I gdy tak przytulałam wszystkich, równocześnie przemieszczałam się w górę. Czułam się coraz to bardziej napełniona pokojem i szczęściem. I im wyżej się unosiłam, tym bardziej byłam świadoma, że przypadła mi w udziale cudowna wizja. Na końcu tej drogi zobaczyłam jezioro, cudowne jezioro, otoczone tak wspaniałymi drzewami, tak pięknymi, że nie da się tego opisać.

                    Podobnie kwiaty... we wszystkich kolorach, a ich zapach był samą rozkoszą. Wszystko było inne, wszystko było tak piękne w tym cudownym ogrodzie, w tym wspaniałym miejscu. Nie ma słów, by to opisać. Wszystko było miłością. Rosły tam dwa drzewa, które tworzyły coś na kształt bramy. Wszystko to różni się od tego, co znamy. Nawet kolory nie są podobne do naszych. Tam wszystko jest niewypowiedzianie piękne. W owej chwili ujrzałam mojego siostrzeńca, który wraz ze mną uległ wypadkowi, jak wszedł do tego cudownego ogrodu. Wiedziałam jednak, czułam, że mnie nie wolno tam wejść, że ja nie mogę jeszcze tam wejść.



                    Pierwszy powrót

                    W tym momencie usłyszałam głos mojego męża. Krzyczał, płakał ze złamanym sercem i wołał z całej duszy: „Gloria!!! Gloria! Proszę, nie zostawiaj mnie samego. Popatrz, twoje dzieci cię potrzebują. Gloria, wróć! Nie bądź tchórzem i nie zostawiaj nas samych!”

                    W tamtej chwili widziałam wszystko – jednym spojrzeniem. Miałam wgląd we wszystko i widziałam nie tylko jego, jak tak boleśnie płakał. Był cały we krwi, gdyż on także odniósł obrażenia. Wprawdzie nie został trafiony przez piorun, ale energia pioruna porwała go i rzucała nim na prawo i lewo. Nasze ciała podskakiwały jak gumowe piłeczki, jak na trampolinie. Z tego powodu mój mąż został zraniony i krwawił. W owej chwili Pan pozwolił mi wrócić. Ja jednak nie chciałam tego. Ten pokój, radość, rozkosz, jakimi byłam otulona, zachwycały mnie. Ale stopniowo i coraz bardziej zaczęłam się poruszać wstecz w kierunku mojego ciała, które leżało martwe na ziemi.

                    Wszyscy, z wyjątkiem tych, którzy sami odbierają sobie życie, doświadczają uścisku Boga Ojca. Dlatego też widzą to światło i czują ową ogromną miłość, która tam wszystko wypełnia. Bóg Ojciec obejmuje nas wszystkich, gdyż kocha nas wszystkich w doskonały sposób. On ukazuje nam, jak bardzo nas kocha. Ale ponieważ Bóg nikogo nie zmusza, często bywa tak, że dobrowolnie decydujemy się żyć bez Boga. W ten sposób to my wybieramy sobie ojca w naszym życiu. Bierzemy Boga za ojca i dostosowujemy nasze życie do Niego i Jego przykazań miłości, albo decydujemy się na szatana, ojca kłamstwa i grzechu oraz zepsucia, znającego tylko nienawiść, pogardę i szerzącego je na tej ziemi[3].

                    Po tym uścisku Boga Ojca dusza pozostaje przy Nim, albo przekazywana jest szatanowi, którego z własnej woli wybrała sobie na ojca w swoim życiu. Jeśli na ziemi zdecydowaliśmy się żyć bez Boga Ojca, to On nas nie zmusza do spędzenia z Nim wieczności.

                    Widziałam, jak moje nieruchome ciało leżało na noszach na oddziale uniwersytetu medycznego w Bogocie. Widziałam lekarzy, jak się o mnie starali i aplikowali mi elektrowstrząsy, by wznowić pracę serca. Przedtem ja i mój siostrzeniec leżeliśmy ponad dwie godziny na ziemi, ponieważ nie można nas było dotknąć z powodu wyładowań, jakie wychodziły z naszych naładowanych prądem ciał. Dopiero teraz mogli się nami zająć i dopiero teraz podjęto moją reanimację.

                    I tak podchodzę (moja dusza) do mojego ciała i poruszam stopami mojej duszy to miejsce na mojej głowie[4]. Dusza posiada jego kształt. W tym momencie przeskoczyła z wielką siłą iskra. I tak oto wciskam się w swoje ciało. Zdawało mi się, że ono wciąga mnie w siebie. To wejście strasznie bolało, gdyż ze wszystkich stron ciało wysyłało iskry. Czułam, jak gdybym wciskała się w coś małego, ciasnego. To było jednak moje ciało. Miałam wrażenie, jak gdybym – będąc normalnej wielkości – wciskała się w dziecięce ciuszki, które zdawały s
                    • elzunia25 koncowa cześć : 10 przykazan 05.01.11, 09:25
                      Nie będziesz brał imienia Pana Boga twego nadaremno

                      Gdy Pan robił mi wymówki z powodu drugiego przykazania, ujrzałam w pełnym świetle, jak będąc dzieckiem nauczyłam się, że kłamstwa są doskonałym środkiem uniknięcia kar mojej matki, które czasami bywały bardzo surowe i dotkliwe. W ten oto sposób zaczęłam iść przez życie mając przy sobie ojca wszelkiego kłamstwa, szatana. Stał się moim towarzyszem, a ja – wielką kłamczynią. Zaprawiałam się w sztuce kłamania. Byłam coraz to doskonalsza. Im większe i perfidniejsze były moje grzechy, tym bardziej powiększały się moje kłamstwa; stawały się coraz większe oraz bezwstydne. Widocznie chciałam udowodnić samej sobie, do jakiego mistrzostwa w tej dziedzinie kłamania mogę dojść. Kłamstwa stawały się coraz bardziej wymyślne i pogrążałam się w nich – podobnie jak w długach.

                      Grzech kłamstwa osiągnął swój punkt kulminacyjny w przypadku sacrum i samego Boga. Zauważyłam, że moja mama miała głęboki szacunek dla Pana. Dla niej Imię Pańskie było godne czci, święte. Przemyślałam sobie to dobrze i pomyślałam, że to najlepsza broń dla mnie. Tak oto zdobyłam kontrolę nad moją matką. Zaczęłam przysięgać na Boga w każdej drobnostce dla zatuszowania moich kłamstw. Wymawiałam Imię Boże lekkomyślnie i nadaremno. Mówiłam na przykład do mamy: „Mamo, na Rany Chrystusa przysięgam ci, że...” lub „Mamo, przysięgam na Boga, zapewniam cię...” itp. I tak dzięki tym wiarygodnie spreparowanym kłamstwom wymigiwałam się od dobrze zasłużonych kar mojej matki.

                      Czy możecie sobie wyobrazić, że dla moich kłamstewek, małych świństewek, tego błota, w którym czułam się tak dobrze, nadużywałam Najświętszego Imienia Boga i przez to także Jego wciągałam w to błoto, bo sama tkwiłam po szyję w owym szambie grzechów. Moi drodzy bracia i siostry, dzięki temu doświadczeniu, o którym teraz właśnie mówię, nauczyłam się i doświadczyłam na własnej skórze, że słowa i zdania, które wychodzą z naszych ust, i które często tak lekkomyślnie i bez zastanowienia wypowiadamy, nie idą na wiatr i nie przepadają. Nie. Pozostają rzeczywistością, która nas później dogoni. Kłamstwa powrócą do nas niczym bumerang, a mówiąc dobitniej: spadną na nas.

                      Może zjeżą się wam włosy na głowie, gdy opowiem następującą rzecz. Nie jeden raz, lecz bardzo często, kiedy moja matka była naprawdę nieugięta i po prostu nie chciała mi wierzyć, mówiłam do niej: „Mamo, niech mnie piorun trzaśnie, jeśli kłamię. Mówię ci całą prawdę!” Te moje częste zapewnienia popadały w zapomnienie i nikt nie myślał już o nich, a jednak... Popatrzcie, jedynie dzięki Miłosierdziu Boga stoję przed wami, bo rzeczywiście poraził mnie piorun, przeszedł praktycznie przez całe moje ciało, przedzielił mnie właściwie na dwie części i całkowicie zwęglił. Ukazano mi w zaświatach, że ja – która podawałam się tak pięknie za katoliczkę – nie dotrzymywałam słowa, a dla moich nikczemności zawsze nadużywałam Najświętszego Imienia naszego Pana i Boga.

                      Byłam pod wrażeniem, jak Pan znosił wszystkie te straszne i okropne czyny, i jak równocześnie wszystkie stworzenia padały przed Nim na ziemię w geście przejmującej adoracji i czci. Widziałam Najświętszą Maryję Pannę, Matkę Bożą u stóp Pana, adorującą Go. Modliła się za mnie i błagała Go. A ja, wielka i podła grzesznica, przebywając w moim bagnie byłam z Panem na ‘ty’! Ja, która rzekomo byłam taka dobra i miałam tak dobrą reputację, którą sobie przecież zdobyłam moimi manipulacjami... Ujrzałam siebie, jak często buntowałam się przeciw Panu, jak byłam wściekła na Niego, wymyślałam Go i także przeklinałam. Świadomość mojej przeszłości i jasne jej widzenie było dla mnie nie tylko wstydem, ale i nieznośnym oraz bolesnym doświadczeniem.



                      Pamiętaj, abyś dzień święty święcił

                      Była to dla mnie straszna chwila, gdy podczas egzaminu z Dziesięciu Przykazań Bożych, przyszła kolej na przykazanie święcenia dnia Pańskiego i świąt. Ogarnął mnie nieznośny ból. Głos powiedział mi jasno i wyraźnie, że codziennie do 4-5 godzin zajęta byłam swoim ciałem, moim wyglądem, rzekomą urodą, i przy tym nie poświęcałam nawet 10 minut na to, by okazać Panu swą miłość i wdzięczność, by pomodlić się do Niego. Tak, często było nawet tak, że gdy obiecałam Mu Różaniec, odmawiałam go zazwyczaj w pośpiechu i stresie. Bywało przy tym, że mówiłam: „Jak dobrze się składa. Różaniec mogę odmówić w czasie reklamy podczas mojego ulubionego serialu.”

                      Zaczynałam z pośpiechem, nie zważając na wypowiadane słowa, zajęta jedynie tym, czy odcinek się już rozpoczyna czy jeszcze nie i w jakim jest miejscu. Czyli – bez wznoszenia serca ku Bogu.

                      I ukazane mi zostało na tamtym świecie, jak zawsze byłam niewdzięczna wobec mojego Pana. Nigdy nie przyszło mi na myśl, by podziękować Mu, mojemu Stworzycielowi i Zbawicielowi. Stało się dla mnie jasne, jakie miałam wymówki, gdy z lenistwa nie chciałam iść na Mszę świętą. Mówiłam: „Mamo, skoro Bóg jest wszędzie i jest wszechobecny, dlaczego muszę koniecznie iść do kościoła, by tam Go spotkać?” Łatwo i wygodnie było mi tak mówić. A głos ponownie wypomniał mi, że kazałam czekać Bogu każdego dnia 24 godziny, i że przez cały czas nie pomyślałam o Nim. Nie modliłam się do Niego i ani razu nie poszłam do Niego w niedzielę, by Mu podziękować, wyrazić wdzięczność, okazać miłość, przynajmniej w dniu Pańskim. Po prostu było to dla mnie zbyt wiele. Byłam zbyt dumna i do tego pyszna.

                      Najgorsze w moim przypadku było to, że moja dusza marniała – mówiąc dobitniej – głodowała, gdy nie chodziłam do kościoła, gdyż nie otrzymywała pożywienia. Poświęcałam się jedynie mojemu ciału. Dla pielęgnacji tej przemijającej powłoki zawsze miałam czas. Stałam się niewolnicą ciała. Przy tym wszystkim nie widziałam malutkiego, ale istotnego szczegółu. Miałam również duszę, o którą po prostu się nie troszczyłam. ‘Osierociłam’ ją. Nigdy nie karmiłam jej słowem Bożym. Byłam bowiem zdania, że ten, kto regularnie czyta Biblię, wcześniej czy później straci rozum.



                      Sakramenty Święte

                      Z sakramentami nie miałam nic do czynienia. Jakże mogłam wyznać grzechy któremuś z tych „starych, zwapniałych facetów”, którzy „sami byli gorsi i bardziej grzeszni niż ja”. Było na rękę mnie i moim świństewkom, by nie chodzić do spowiedzi. Wielki kłamca i wichrzyciel – właśnie: diabeł – trzymał mnie z dala od spowiedzi i sakramentów. Szatanowi udało się zapobiegać uświęcaniu i oczyszczaniu mojej duszy. Było tak, że demon za każdym razem, gdy popełniałam grzech, wyciskał na białej szacie mojej duszy stempel – czarny znak swego królestwa ciemności. Moje grzechy nie były pozbawione skutków. Nie były czymś bez wpływów i znaczenia, lecz miały poważne konsekwencje dla zdrowia mojej duszy.

                      Nigdy – oprócz mojej pierwszej Komunii Świętej – nie wyspowiadałam się należycie. Nie rzadko natrafiałam na księdza, który przyznawał mi rację, co do mojego nastawienia do spowiedzi usznej, określał ten sakrament jako coś nie pasującego do naszych współczesnych czasów i nowoczesnego człowieka. I tak dochodziło do tego, że za każdym razem, gdy przystępowałam do Komunii św., niegodnie przyjmowałam Pana Naszego Jezusa Chrystusa w Sakramencie Ołtarza. Bluźniłam do tego stopnia, że dumna i wszystko wiedząca mówiłam naokoło: „To ma być Najświętszy Sakrament? Jak to możliwe, że sam wszechpotężny Bóg obecny jest w kawałku chleba, Hostii. Ci księża powinni raczej dodać do Hostii trochę sosu karmelowego, aby przynajmniej dobrze smakowała, a nie tak mdło.” Moje życie tak bardzo wymknęło się spod kontroli i do tego stopnia naruszyłam porządek stworzenia, że zdolna byłam do takich bluźnierstw. I tak oto osiągnęłam najniższy punkt, dno i zniszczyłam moją relację z Bogiem, moim Stworzycielem. Nigdy nie dawałam mojej duszy czegoś naprawdę budującego, jakiejś pożywki.

                      Dziś każda matka i każdy ojciec ponoszą tę samą odpowiedzialność, gdy nie chrzczą swojego dzieck
                      • elzunia25 Re: koncowa cześć : 10 przykazan 05.01.11, 09:27
                        Malwa przesłałam Ci dwie ostatnie części. Myślałam,,że nie ma ograniczeń co do długosci tekstu, a jednak jest, więc pourywało tekst....
                        Jeśli chcesz, mogę wysłać Ci pocztą wydrukowane świadectwo:)ela
                        • malwa200 Re: koncowa cześć : 10 przykazan 05.01.11, 09:55
                          naprawdę wysłałabyś mi pocztą już wydrukowane??? jesteś przekochana!!!! dziękuje, dziękuję, dziękuję! niech Cię Bóg błogosławi, robisz bardzo dobry uczynek udostępniając tak madre i pożyteczne teksty (:
                          mogę wysłać Ci swój adres na pocztę gazetową? bo do innej nie mam dostepu, mogę Ci jedynie wysłać ale jakbys mi coś przysłała to juz mi się nie otwiera. prześlę na Twój login, ok?
                          • elzunia25 Re: koncowa cześć : 10 przykazan 05.01.11, 10:25
                            ok
    • malwa200 elzunia 05.01.11, 10:18
      a o Piekle wkleiłabyś coś? super jest to opowiadanie!!!

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nie pamiętasz hasła lub ?

Nakarm Pajacyka