Dodaj do ulubionych

mój mąż umiera

07.03.08, 16:37
Od tygodnia mój mąż jest nieprzytomny,po dwukrotnej reanimacji,
podłączony do respiratora. To rozległy wylew. Lekarze nie dają
większych szans na przeżycie, tymbardziej, że to drugi wylew i do
tego rozszczepienie aorty, mówią że to jest kwestia dni, tygodni,
może miesięcy.
Nie mogę sobie poradzić z sytuacją , ze sobą. Nie chce mi się żyć.
Czy ktoś był w podobnej sytuacji,jakoś dał radę i może mi dodać
otuchy?
Obserwuj wątek
    • kejtinka Re: mój mąż umiera 10.03.08, 19:24
      Witaj,
      nieco ponad miesiąc temu umarł mój narzeczony... Nie mogę sobie wyobrazić co czujesz, bo mój Tomek zginął w wypadku na miejscu i nie miałam czasu aby przygotować się na jego odejście, musiałam się z tym po prostu pogodzić...

      Pomogło mi forum mama - wdowa
      forum.gazeta.pl/forum/71,1.html?f=36576
      Jest tam wiele kobiet, które przeżyły to co Ty. Mi samo czytanie bardzo wiele dało...

      Przytulam
      Kasia
    • basia2012 Re: mój mąż umiera 29.08.08, 10:48
      ja patrzałam na śmierc mojego dziecka 10 lat i wiem co przeżywasz,na
      nic słowa otuchy to nie pomaga,kupuj w aptece coś uspakajającego
      ziołowego aby sobie choc trochę ulżyc,dzis chodzę na cmentarz już 2
      lata i dalej jak jest bardzo żle to biorę coś aby byc spokojną,spię
      mało bo nic nie pomaga , a system nerwowy-szkoda gadac,dalej robię
      wszystko żeby normalnieeeee życ,naprawdę wszystko a nie zawsze się
      udaje. walcz o siebie bo życie jest krótkie. Wiem jak ci ciężko
      trzymaj się...POZDR. BASIA
      • aniawx Re: mój mąż umiera 04.09.08, 00:21
        Nawet nie wiesz jak świetnie CIe rozumiem... czytając Twojego posta
        wydaje mi sie, że powracam do sytuacji sprzed 2 lat... Mój
        narzeczony też leżał pod respiratorem, też był dwa razy
        reanimowany... Niestety Jemu się nie udało pokonac tego
        wszystkiego...
        Cóż mogę CI powiedzieć - życie jest życiem i trzeba brać go takie
        jakie jest... Bądz dzielna i NIGDY ale to NIGDY sie nie
        poddawaj!!!!!!
        Jak masz chwilę czasu to poczytaj sobie moje posty sprzed 2 lat...
        nick mam taki sam... i poczytaj posty zeng'a - to wspaniały
        człowiek!!!
        Pozdrawiam,
        Ania
    • krysi-a Re: mój mąż umiera 18.04.09, 12:47
      Byłam w takie samej sytuacji.Mąż umierał i nie mogłam nic zrobić. Miałam dwoje małych dzieci. Mężowi pękł tętniak, Kiedyś medycyna była w "powijakach"Byłam zrozpaczona, przerażona myślałam że życie moje się skończyło. Rozumiem Cię to jest dramat, ale wierz mi czas goi wszystko.Syn po ojcu ma tą samą chorobę/cała aorta w protezie 5 operacji/. Śmierć mu zaglądała w oczy. ALE CZŁOWIEK JEST STRASZNIE SILNY. Nawet nie wiadomo skąd się ją bierze.Strasznie bardzo Ci współczuję, jestem z Tobą myślami.Ty też musisz być silna i musisz pomyśleć o sobie. Bądź silna i nie myśl, że łatwo mi się to pisze. Pozdrawiam Cię serdecznie.
      • wiesia140 Re: mój mąż umiera 18.04.09, 14:03
        To tak jak u mojego taty rozwarstwienie aorty,plus pękniecie tętniaka też
        aorty. Tata miał operację w Zabrzu , lekarze starali się jak mogli, ale nie dali
        rady, to już osiem lat jak go nie ma z nami.
        • krysi-a Re: mój mąż umiera 18.04.09, 16:48
          Mój mąż w Warszawie. Syn też w Warszawie na Banach i w Aninie. W Zabrzu jest
          prof. Zembala?
          • wiesia140 Re: mój mąż umiera 18.04.09, 17:27
            Tak on jest w Zabrzu
    • wiesia140 Re: mój mąż umiera 18.04.09, 18:50
      A przynajmniej do tej pory był, bo słyszałam , że miał się przenieść do Anina.
      To dobry fachowiec i człowiek.
      • krysi-a Re: mój mąż umiera 22.04.09, 06:30
        To jeden z najlepszych naczyniowców. Mojego Pawła ratowali profesorowie Szmit z
        Banacha i Biderman z Anina.
    • ed-da Re: mój mąż umiera 24.04.09, 21:47
      lucyadv napisała:

      > Od tygodnia mój mąż jest nieprzytomny,po dwukrotnej reanimacji,
      > podłączony do respiratora. To rozległy wylew. Lekarze nie dają
      > większych szans na przeżycie, tymbardziej, że to drugi wylew i do
      > tego rozszczepienie aorty, mówią że to jest kwestia dni, tygodni,
      > może miesięcy.
      > Nie mogę sobie poradzić z sytuacją , ze sobą. Nie chce mi się żyć.
      > Czy ktoś był w podobnej sytuacji,jakoś dał radę i może mi dodać
      > otuchy?

      Ja mam inaczej, ale rozumiem Cię, mój mąż od tygodnia walczy o
      jeszcze trochę życia z białaczką, po 4 latach leczenia, i dopadło go
      w końcu takie coś, że sięga się po ostateczne środki,i lekarze mówią
      o minimalnych szansach, ja Cię nie mogę pocieszyć, ale czuję chyba
      podobnie, więc przytulam...
      ja jestem sama, nikt o tej białaczce miał nie wiedzieć, bo on tak
      chciał i teraz jest straszno...
      może niech ktoś przy Tobie usiądzie i nic nie mówi
      • ed-da Re: mój mąż umiera 24.04.09, 21:50
        ed-da napisała:

        > lucyadv napisała:
        >
        > > Od tygodnia mój mąż jest nieprzytomny,po dwukrotnej reanimacji,
        > > podłączony do respiratora. To rozległy wylew. Lekarze nie dają
        > > większych szans na przeżycie, tymbardziej, że to drugi wylew i
        do
        > > tego rozszczepienie aorty, mówią że to jest kwestia dni,
        tygodni,
        > > może miesięcy.
        > > Nie mogę sobie poradzić z sytuacją , ze sobą. Nie chce mi się
        żyć.
        > > Czy ktoś był w podobnej sytuacji,jakoś dał radę i może mi dodać
        > > otuchy?
        >
        > Ja mam inaczej, ale rozumiem Cię, mój mąż od tygodnia walczy o
        > jeszcze trochę życia z białaczką, po 4 latach leczenia, i dopadło
        go
        > w końcu takie coś, że sięga się po ostateczne środki,i lekarze
        mówią
        > o minimalnych szansach, ja Cię nie mogę pocieszyć, ale czuję chyba
        > podobnie, więc przytulam...
        > ja jestem sama, nikt o tej białaczce miał nie wiedzieć, bo on tak
        > chciał i teraz jest straszno...
        > może niech ktoś przy Tobie usiądzie i nic nie mówi

        dopiero teraz widzę, że odpowiadam komuś sprzed prawie dwóch
        miesięcy, to ja potrzebuję jakiejś otuchy, nie wiem, jak mam przeżyć
        to wszystko, co się z nim dzieje, jak strasznie może być i
        rozchorowałam się teraz, bo biegam tam wciąż w nerwach... i nie do
        pojęcia jest, że można tak zabrać człowieka, nie mogę tego pojąć..
        • wiesia140 Re: lucyadv i ed-da 26.04.09, 01:10
          Oni jeszcze ni umarli więc jest jeszcze jakaś mała minimalna nadzieja, że
          wydarzy się cud i wyzdrowieją. Życzę wam tego cudu i przytulam was wirtualnie.
          • ed-da Re: lucyadv i ed-da 26.04.09, 12:17
            tak, to prawda, jest mały cud, jest huśtawka cudów i nieszczęść,
            dziękuję Ci bardzo
            • wiesia140 Re: lucyadv i ed-da 28.04.09, 21:49
              Jeśli potrzebujesz możesz do mnie napisać na pocztę.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nie pamiętasz hasła lub ?

Nakarm Pajacyka