iwona.jg
02.07.12, 20:12
Cześć Dziewczynki! Przybiegłam się pożalić... Ciągle mną telepie i opanować się nie mogę. No ale morze łez już w niczym nie pomoże. Dziś na spacerze zaatakował nas amstaff. Przechodziłyśmy obok domu jednorodzinnego i zza niezamkniętej furtki wyskoczył pies. Rzucił się na mojego Maluszka. Trwało to może z 10 sekund, ja w pierwszym odruchu podciągnełam Figla za smycz do góry i wziełam go na ręce. I to chyba uratowało mu życie, ten atakujący pies odpuścił ( w tym momencie pojawił się jego Pan i zaczął wrzeszczeć i odciągać tego potwora). Bogu dziękuję,że pies nie rzucił się na mnie albo na moje dziecko. Figiel ma pokiereszowaną tylną łapkę ( dwie większe rany i kilka zdrapań - wet stwierdziła,że naruszona jest tylko skóra i nie trzeba nic zszywac, niemniej jednak wygląda to paskudnie). Mówiąc szczerze nie za wiele pamiętam z wizyty u lekarki - ja płakałam, córa płakała ( jutro musze pojechac do lecznicy raz jeszcze podziękować i zapytać co ja mam teraz robić). Siedzę nad tym moim psiaczkiem i obserwuję. Tak mi przykro,że przez głupotę innych mój Maluszek cierpi. Nie mam dziś już siły na nic...