praktycznyprzewodnik
02.09.04, 18:14
Bliskość cielesna w okresie wstrzemięźliwości seksualnej
Wstrzemięźliwość seksualna w małżeństwie jest najczęściej związana z decyzją
odłożenia poczęcia. Unikanie współżycia seksualnego w tym okresie rodzi
napięcie między potrzebą bliskości drugiej osoby a koniecznością oddalenia
się od jej ciała. Zbyt duża bliskość powoduje pobudzenie seksualne, którego w
którymś momencie nie można już opanować. Z kolei utrzymywanie zbyt dużego
dystansu często rodzi sztywność w zachowaniu, pozbawia relację małżeńską
serdeczności i czułości. Może osłabiać wzajemną miłość, rodzić oschłość i
poczucie samotności. Może być źle zrozumiane przez współmałżonka jako oznaka
niechęci do niego.
Ideał - obdarowywanie się znakami czułości, szacunku i uznania
Relacja małżeńska w okresie wstrzemięźliwości seksualnej ma swoją wyjątkową
specyfikę, która wymaga szczególnego podejścia. Ideałem w tym czasie nie jest
ani pełna swoboda seksualna związana z szukaniem największej przyjemności ani
upodobnienie relacji między małżonkami do związku brata z siostrą, a więc
pozbawienie jej odczuć seksualnych, wyeliminowanie ich, odseksualizowanie
się. Małżonkowie w tym okresie są nadal małżonkami i dlatego muszą nauczyć
się kochać w sposób odpowiedni dla małżeństwa. "Oznacza to poszukiwanie
nowych sposobów wyrażania wzajemnego zainteresowania i miłości, a więc czegoś
na wzór przedmałżeńskich zalotów" . Czas oczekiwania na współżycie seksualne
jest w myśl tej koncepcji przede wszystkim czasem adoracji, czułości,
okazywaniem sobie szacunku i uznania. Kochający się małżonkowie uświadamiają
sobie wtedy, że łączy ich głęboka więź, wspólnota miłości, że odczuwają
siebie w najbardziej ukrytych drganiach duszy. Czują się duchowo i
psychicznie zespoleni ze sobą, ogarnięci poczuciem bliskości.
Przybliżyć się czule, to znaczy zakomunikować kochanej osobie zrozumienie,
współodczuwanie, szacunek i uznanie. Dokonuje się to poprzez czułe słowa,
objęcia, przytulenia, pocałunki. Są to wszystko sygnały żywych uczuć, miłosne
gesty, delikatne i subtelne, które rodzą się wobec "człowieka drugiej płci".
Różnią się one od pocałunków, gestów i pieszczot podejmowanych z zamiarem
rozpoczęcia współżycia seksualnego, mających na celu szybkie rozbudzenie
sfery zmysłowej. Kobiety bardziej potrzebują przytulenia, romantyczności,
opieki; mężczyźni szacunku i uznania. Jest bardzo ważne, aby w tym okresie
mąż zadbał o emocjonalne potrzeby żony, zaopiekował się dziećmi, dając jej
chwile wytchnienia, okazję pozostania samą, przytulał ją, zaznaczał, że
pamięta o niej; a ona doceniała męża w jego trudzie wstrzemięźliwości,
szanowała go, dostrzegała jego pracę zawodową, sukcesy, troskę o dom i
rodzinę. Wrażliwość na swoje potrzeby, zdolność obdarzania się czułością,
szacunkiem i uznaniem jest barometrem twórczej relacji między mężem a żoną.
Kobiety właśnie w okresie wstrzemięźliwości są gotowe do zrodzenia potomstwa,
i równocześnie z mocy samej natury są pobudzone, spragnione współżycia
seksualnego. Zachęcając mężczyzn do rozpoczęcia godów, nawet nieświadomie,
wysyłają im subtelne sygnały, wyczuwalne przez nich miłosne fluidy. Jeżeli
małżonkowie nie decydują się na poczęcie dziecka, a tym samym na współżycie
seksualne, to nie mogą, bez gwałtu na swoje naturze pozostać nieczuli wobec
siebie. Zaloty, okazywanie sobie czułości i uznania stają się w tym wypadku
konieczną odpowiedzią na pragnienie natury (choć subiektywnie nie
wystarczającą, ale jednak bardzo płodną psychicznie i duchowo). Naturalne
pragnienie bliskości cielesnej kochających się małżonków, choć w pełni
niezaspokojone musi być koniecznie zrekompensowane przez okazywanie sobie
czułości. "Takiej czułości ogromnie wiele potrzeba w małżeństwie, w całym tym
wspólnym życiu, gdzie przecież nie tylko "ciało" potrzebuje "ciała", ale
przede wszystkim człowiek potrzebuje człowieka" . Czas wstrzemięźliwości jest
nie tylko czasem umiarkowanego dystansu cielesnego, ale także, a nawet przede
wszystkim, czasem rozmowy, budowania małżeńskiej przyjaźni.
Nie można zapominać, że liczna grupa małżonków nie jest wychowana do
okazywania sobie czułości. "Czułość bowiem domaga się pewnej czujności
zwróconej ku temu, aby różnorodne jej przejawy nie nabrały innego znaczenia,
nie stały się tylko formami zaspokojenia zmysłowości i wyżycia seksualnego.
Dlatego czułość nie obejdzie się bez wyrobionego opanowania wewnętrznego,
które w tym ujęciu staje się wykładnikiem wewnętrznej subtelności i
delikatności względem osoby drugiej płci" . Wielu małżonków nie ma w sobie na
tyle wrażliwości, aby w okresach wstrzemięźliwości seksualnej umieli
wykreować nowy styl bycia razem. Do takiej wrażliwości trzeba się wychować,
dorosnąć, czasami rozwiązać zadawnione problemy rodzinne. Na pewno
niedocenioną wartością, na drodze uczenia się takiej postawy jest zachowanie
czystości przedmałżeńskiej. We współczesnej kulturze nie jest ona jednak
ceniona.
Radykalny dystans - smutne oblicze wstrzemięźliwości
Zdarza się czasami, że małżonkowie nie chcą w ogóle współżycia seksualnego
albo przesadnie je ograniczają, nie tylko z powodu lęku przed poczęciem
dziecka, ale w wyniku spirali problemów we wzajemnej komunikacji,
nawarstwionych i zadawnionych urazów. Życie we dwoje staje się wtedy puste i
smutne, naznaczone cierpieniem, zamiast radością. Zachowania paraliżujące
miłość, choć wypływają z urazów lub lęków, znajdują pozorne wsparcie w
zasadach moralnych, które małżonkowie katoliccy chcą zachowywać. Może nawet
być tak, że głównym powodem podawanym współmałżonkowi, uzasadniającym
oziębłość, radykalne oddalenie od siebie, a nawet wyraźne odrzucenie, stają
się wymagania nauki Kościoła. W takich przypadkach manipulacja moralnością
katolicką, traktowanie jej jako parawan skrywający rzeczywiste motywacje,
jest szczególnie szkodliwa. Małżonkowie przekonują siebie wzajemnie, że
lepiej, ze względu na Boga zrezygnować, radykalnie i jednoznacznie, z
intymności, z wszelkiego rodzaju gestów, pieszczot, nawet i z czułości.
Czułość przecież też bardzo łatwo może przerodzić się w zmysłowe pragnienie,
trudne do opanowania. Wtedy jako jedynie moralny, zgodny z wolą Bożą, sposób
życia widzi się unikanie siebie wzajemnie, spanie osobno, zasłanianie przed
sobą swojej nagości, zrezygnowanie z pocałunków.
Wytworzony dystans oznacza oziębłość, oddalenie emocjonalne, życie w
odosobnieniu. Siła do wytrwania we wstrzemięźliwości płynie nie z miłości,
nie ze zgody na czekanie na upragnione współżycie seksualne, ale z niechęci
do drugiej osoby, lęku przed pobudzeniem, współżyciem i poczęciem dziecka.
Czym większy lęk tym większy dystans. Im większe ryzyko pobudzającej
bliskości tym większa surowość moralna. Sens i wartość okresu
wstrzemięźliwości zostaje wypaczona i sprowadzona przede wszystkim do wysiłku
unikania siebie. Bycie z sobą oznacza uciekanie przed intensywnością
wysyłanych i odbieranych bodźców seksualnych. Konsekwencją takiego podejścia
są potem trudności uzyskania satysfakcji w czasie współżycia seksualnego, w
okresie niepłodnym. Nie można bowiem nagle przejść z zagrożenia w ufność, ze
sztywności w spontaniczność, z zamknięcia w otwartość.