Dodaj do ulubionych

To, co robię ma wartość

03.10.07, 09:35
Jest to jakoś związane z sensem życia, o którym rozmawialiśmy,
pewnie. A może i nie ? Może ma się poczucie bezsensu, choć robi się
mnóstwo pożytecznych rzeczy ? Czy to, co robicie w zyciu jest
wartościowe ? Macie takie poczucie ?
Obserwuj wątek
    • mama_kasia Re: To, co robię ma wartość 03.10.07, 10:16
      Czy to, co robicie w zyciu jest
      > wartościowe ? Macie takie poczucie ?

      Tak, mam takie poczucie. Mam w sobie poczucie, że chociaż to,
      co robię nie jest "naj", to jednak swoją wartość ma. Mam to
      szczęśćie, że dostałam od Boga mnóstwo talentów, które
      przekładają się na konkretne rzeczy, przedmioty, teksty.
      Nie są one "naj", ale możliwość dzielenia się tymi umiejętnościami,
      tymi wytworami rąk własnych daje mi mnóstwo radości smile
      Jest też tak, że nawet gdyby tego zabrakło, np. z jakiegoś powodu
      nie mogłabym czegoś robić, to mam w sobie poczucie, że moja
      obecność na świecie jest wartościowa, skoro właśnie na tym
      świecie, wśród tych osób Bóg mnie postawił smile Bardzo , bardzo
      Mu za to poczucie dziękuję smile
      Nie ukrywam jednak, że czasami zdażają się chwile, że myślę, że
      to, co robię, jest bez wartości. To wtedy, gdy szczególnie chcę się
      wykazać, gdy zależy mi na pokazaniu siebie, a jest to
      niedocenione tak, jakbym sobie wyobrażała, że mogłoby być - ale
      tu pycha się pojawia i ja o tym wiem.
    • maika7 Re: To, co robię ma wartość 03.10.07, 10:40
      > Czy to, co robicie w zyciu jest
      > wartościowe ? Macie takie poczucie ?

      Ale wartościowe dla mnie, czy wartościowe dla kogoś?

      smile
      M.
      • mader1 Re: To, co robię ma wartość 03.10.07, 13:56
        no własnie... masz poczucie robienia czegoś wartościowego ? I czy
        dlatego, że jest to wartościowe dla kogoś czy dlatego, że dla
        Ciebie ?
        • maika7 Re: To, co robię ma wartość 03.10.07, 14:29
          > no własnie... masz poczucie robienia czegoś wartościowego ? I czy
          > dlatego, że jest to wartościowe dla kogoś czy dlatego, że dla
          > Ciebie ?

          No właśnie smile) Mam poczucie robienia czegoś wartościowego, ale chyba dlatego,
          że ma to odniesienie do innych ludzi. I chyba nie umiem sie od tego kontekstu
          ludzkiego "odciąć". To, co jest realizacją moich celów (rodzina, przyjaciele,
          praca, zainteresowania) jest dla mnie wartościowe, ale przede wszystkim dlatego,
          ze dzieje się w relacjach z innymi. Z informacjami zwrotnymi - że jest
          wartościowe i dla nich.

          M.
    • twoj_aniol_stroz Re: To, co robię ma wartość 03.10.07, 11:24
      Według mnie to co robię ma wartość ogromną, bo czy to szykuję
      kolację dzieciom i mężowi, czy tłumaczę lekcje, czy ochrzaniam
      dziecko za coś, to zawsze robię to po to, żeby ten człowiek, którego
      spotykam miał lepiej, był lepszym człowiekiem. Kiedy wiozę chleb do
      DSM daję im coś więcej niż tylko jedzenie, daję wiare w to, że
      zawsze znajdzie się ktoś, kto im pomoże, pomimo beznadziejności
      sytuacji w której się znalazły. Kiedy piszę do kogoś załamanego, kto
      chce popełnić jakąś głupotę to daję mu inny punkt widzenia, pomagam
      choćby słowem przebrnąć przez trudny czas.
      Kiedyś przy okazji Świąt Bożego Narodzenia uświadomiłam sobie taką
      rzecz: Bóg przyszedł po to na świat wśród zwierząt, czyli możliwie
      najubożej, abym ja dostrzegła absolutnie w każdym człowieku Boga.
      Wtedy prosiłam Go, żeby pomógł mi tych ludzi zobaczyć. No i zdaje
      się wysłuchał tej mojej prośby smile)))), więc nie pozostaje mi nic
      innego jak podążać za tym i nadal widzieć w innych Boga. Nie jest to
      łatwe, ale Jego pomoc daje mi siłę i cierpliwość. Czasem nachodzi
      mnie lenistwo, znużenie no i rzecz jasna czasem im ulegam, ale potem
      wstaję otrzepuję się i idę dalej, czasem biegiem, czasem ledwie się
      wlokę, ale jakby nie mam wyjścia, nie?? smile)))))))
    • mader1 Re: To, co robię ma wartość 03.10.07, 14:00
      czasem tylko dopada mnie mysl, " że to niewiele warte". Staram się
      nie porównywać, nie analizować, ile byłoby to warte dla ( dajmy na
      to) sąiadki, co ja w życiu wyczyniam...
      Najczęściej mam poczucie " niestraconych" dni. Jedne są lepsze, inne
      gorsze, ale raczej wartościowe.
      No ale wychowywanie dzieci to chyba daje poczucie, że robi się coś
      wartościowego, nie uważacie ?
      • mama_kasia Re: To, co robię ma wartość 03.10.07, 14:22
        > No ale wychowywanie dzieci to chyba daje poczucie, że robi się coś
        > wartościowego, nie uważacie ?

        Zdecydowanie tak smile
        • ula27121 Re: To, co robię ma wartość 03.10.07, 14:27
          Tak szczerze to nie mam takiego poczucia ale rozsadek mi to podpowiada. Zatem
          wiem ale nie czuję....jeszcze, mam nadziejęsmile
          • mader1 Re: To, co robię ma wartość 03.10.07, 15:03
            Jesteś baaardzo rozsądna smile, jak na mój rozum.
            A dlaczego nie masz tego poczucia ?
            • ula27121 Re: To, co robię ma wartość 03.10.07, 18:10
              Ale mi trudne pytanie zadałaś....nie wiem. A co do rozsądku to też nie
              wiem....ale miło mi być tak postrzeganąsmile
    • isma Re: To, co robię ma wartość 03.10.07, 14:30
      To nie tak.
      To, KIM JESTEM, ma wartosc. To jest sens.

      Wartosc "tego, co robie" jest w dzisiejszych czasach zdecydowanie
      przeszacowana wink)). Kiedys pisalam o tym w ktoryms rozwazaniu -
      gdybym nagle stracila wzrok, sluch, mowe? Gdybym nie byla w stanie
      utrzymac lyzki z zupa? Gdybym byla calkowicie zalezna od drugiego
      czlowieka, nie "ja bym robila", tylko "mnie by robiono"?
      "Ktos inny opasze cie, i poprowadzi, dokad nie chcesz..."

      Ale nawet wtedy bede KIMS. Dzieckiem Boga, mianowicie wink)).
      • mader1 Re: To, co robię ma wartość 03.10.07, 14:34
        zatem nie do końca, BO ROBI tylko KTO ROBI...
        Tak. Już wiele razy pisaliśmy, że OSOBA. Czy to sprzątaczka czy
        dyrektorka czy harcerz czy policjant to OSOBA.
        Ale CZYN tej osoby również się liczy...
        • isma Re: To, co robię ma wartość 03.10.07, 14:38
          A nie, no, jasne. Tylko ze, znacie mnie jak zly szelag, ja lubie
          wychodzic od zalozen, od definicji, od fundamentu - zanim sie
          dojdzie do szczegolow. Wiec fundamentem jest jednak prymat osoby nad
          dzialaniem.

          Nie moge sie oprzec wrazeniu, ze wlasnie moje poczucie sensownosci
          tego, co robie, wynika nie z dzialan samych, tylko z tego
          fundamentalnego przeswiadczenia wink)).
          • mama_kasia Re: To, co robię ma wartość 03.10.07, 14:43
            > Nie moge sie oprzec wrazeniu, ze wlasnie moje poczucie sensownosci
            > tego, co robie, wynika nie z dzialan samych, tylko z tego
            > fundamentalnego przeswiadczenia wink)).

            A to jak najbardziej smile)
          • mader1 Re: To, co robię ma wartość 03.10.07, 14:57
            > Nie moge sie oprzec wrazeniu, ze wlasnie moje poczucie sensownosci
            > tego, co robie, wynika nie z dzialan samych, tylko z tego
            > fundamentalnego przeswiadczenia wink))

            smile TAK , bo wtedy zaczyna się wszystko składać i porządkować.
            Ma to pewnie też wpływ na czyny - skoro człowiek jest tak ważny, to
            nie wypada Mu czynić byle czego.
      • mama_kasia Re: To, co robię ma wartość 03.10.07, 14:39
        > To nie tak.
        > To, KIM JESTEM, ma wartosc. To jest sens.

        Ależ dlaczego? W tym wątku chodzi akurat o to, czy
        wartość ma to, co robię. Czy mam takie poczucie. W tym
        wypadku chodzi o czyn.
    • tres_ka Re: To, co robię ma wartość 03.10.07, 15:24

      Czy to, co robicie w zyciu jest
      > wartościowe ? Macie takie poczucie ?

      Chcę wierzyć, że tak, wiem, że tak, ale z tym tym poczuciem różnie bywa.
      Jednocześnie jestem bardzo krytyczna wobec siebie i często widzę same błędy,
      które popełniam.

      • mader1 Re: To, co robię ma wartość 03.10.07, 15:32
        > Jednocześnie jestem bardzo krytyczna wobec siebie i często widzę
        same błędy,
        > które popełniam.

        Ja mam nadzieję, że błędy - oczywiście nie jeden wielki, ciągły
        błąd - nie niweczą całego dzieła. Gdy robię błąd lub podejmuję złą
        decyzję, jestem na siebie wściekła - ale każde działanie jest jakoś
        na nań narażone. Nie zrobi błędu, kto nic nie robi, prawda ?
        • kulinka3 Re: To, co robię ma wartość 03.10.07, 17:58
          A ja mam skrzywienie i dla mnie ważna jest intencja.Po co robię? Jaka jest moja
          intencja i czy w tym wszystkim poprzez drugiego jest On.
          Bo mogę robić rzeczy wzniosłe w oczach świata, ale w Bożych oczach to będzie nic
          nie warte.
          A ja bym chciała, żeby to było wartościowe w Jego oczach.Wtedy i ja przyznam
          temu prawdziwą, niekłamaną wartość.
          • mama_kasia Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 08:37
            > Bo mogę robić rzeczy wzniosłe w oczach świata, ale w Bożych oczach to będzie ni
            > c
            > nie warte.
            > A ja bym chciała, żeby to było wartościowe w Jego oczach.

            Tak, ja też smile
      • maika7 wartośc błędów 03.10.07, 18:02
        > Jednocześnie jestem bardzo krytyczna wobec siebie i często widzę same błędy,
        > które popełniam.

        Według mnie błędy nasze też mają wartośc. Uczą nas czegoś. Rozwijają. Nie ma
        ludzi nie popełnijacych blędów. Zauważenie błędu jest wartościowe. Przyznanie
        się do niego. Przeproszenie.

        smile
        M.
        • tres_ka Re: wartośc błędów 04.10.07, 08:03
          Dziękuję, dziewczyny, za pocieszenie wink
    • samboraga Re: To, co robię ma wartość 03.10.07, 23:04
      O, to mnie trafiłaś tym razemcrying Nie potrafię na dłuższą metę oddzielić sensu
      mojego, od tego, by inni też to uznawali.
      Teraz mam z tym problem. Z tym poczuciem sensu.
      • tres_ka Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 08:10
        Też to mam smile
        Wiem, że co to teraz robię - wychowywanie dzieci, ma przeogromną wartość, ale
        naokoło słyszę, że siedzę w domu. Po co mi były studia, skoro teraz "siedzę w
        domu i nic nie robię"? To mnie trochę boli, przyznam.
        • mader1 Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 09:10
          > naokoło słyszę, że siedzę w domu. Po co mi były studia, skoro
          teraz "siedzę w
          > domu i nic nie robię"?

          No tak smile)) Powiedz, że " Twoje dzieci są tego warte". Tak się
          przyjęlo, że na wywalifikowaną, uważaną, oddaną rodzinie cały dzień,
          wykształconą bonę stać tylko najbogatszych. Dzieci reszty muszą się
          zadowolić " tym co jest". Jak się przypadkiem trafi ktoś świetny,
          ich wygrana. Twoje dzieci mają taką mamę - bonę smile)) Jak w
          najbogatszym domu smile
          • kulinka3 Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 09:12
            Mój duszpasterz akademicki na takie dictum - odpowiadał- a co dzieci mają mieć
            głupią matkę , nie są warte więcejwink)?
            • samboraga Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 09:34
              No tak, ale...mnóstwo dzieci chodzi do żłobka, do przedszkola i żyjąwink)) A nawet
              sobie radząwink I to nie tylko w sensie życiowym, ale też i emocjonalnym. Wybór
              dom czy żłobek/przedszkole jest tylko wyborem konkretnej pary i jeśli jedno
              jest przekonane bardziej a drugie mniej, albo dziecko podrasta, to robi się
              trudno. Trudno też gdy nie widac od razu i namacalnie, że praca wychowawcza np.
              z lekcjami daje efekty, że pomoże, że 'tak trzeba', w końcu wiele dzieci odrabia
              lekcje w szkole na świetlicy.
              Czy mama jest tak nieodzowna?crying
              • mader1 Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 10:00
                Człowiek zawsze przeżyje, chyba że umrze najpierw. Dzieci rzadko
                umierają z powodu żłobka czy przedszkola, prawda ?
                Na szczęście Bóg jest sprawiedliwy. To ze się ma dłużej mamę,
                babcię, bonę, więcej pieniędzy czy możliwości, nie musi zaraz
                oznaczać, że będzie się LEPSZYM ( pod żadnym względem) od tego
                wychowywanego w żłobku. Każdy ma swoje życie i swoją szansę.
                Proces wychowawczy, zarówno w przedszkolu jak i domu trwa i trwa. To
                jest indywidualna praca i indywidualne zadania.
                Jasne, ze lepiej jest mieć dużo niż mało, jasne, ze lepiej mieć za
                opiekunkę bonę niż ordynarną babę. Ale już jeżeli bona jest jędzą, a
                tamta baba dobrą i opiekuńczą istotą, nie jest to już tak
                oczywiste smile Nic nie ma bez WYSIŁKU.
                Przecież, dziewczyny, nie mozna chcieć od dzieci żeby były świętymi.
                Spójrzmy krytycznie na siebie, z niektórymi swoimi wadami, cechami,
                grzechami walczymy do dziś. No na tym życie polega...
          • mama_kasia Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 09:30
            Z boną pierwsza klasa!!! smile)) Bardzo mi się podoba smile
          • tres_ka Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 09:56
            Ja to wszystko wiem wink, tylko dlaczego ludzie każą mi się tłumaczyć z moich
            wyborów albo, co gorsza, oceniają mnie jako kogoś mniej wartego tylko dlatego,
            że nie pracuję zawodowo? Dodam, że nie pracuję na razie, bo mam zamiar wrócić
            kiedyś do pracy. Piszę w pierwszej osobie, ale to dotyczy wielu kobiet.

            Przykre to jest, ale nawet moja mama mnie nie rozumie. Ona pracowała zawsze, ja
            byłam ciągle u babci. Może dlatego ja wychowuję inaczej. Wiem, że robię dobrze,
            ale brakuje /czasem/ akceptacji otoczenia.

            A tak z innej beczki. W szkole była kiedyś lekcja o zawodach i pani pytała
            dzieci co robią rodzice. Zapytałam synka co powiedział, a on na to:
            "Powiedziałem, że nie pracujesz". Uświadomiłam mu, że ja też mam zawód, którego
            chwilowo nie wykonuję wink.
            • mader1 Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 10:06
              Tak, to jest zabawne smile
              Jak matka wychowująca dziecko odpowiada na pytania, że nie pracuje
              zawodowo, zawsze ( choćby nawet rozmawiała z obcym) jest pytana o
              swoje plany zawodowe i ponaglana smile))
              Ostatnio byłam przez kobietę zaangażowaną we wspólnocie, Kościele,
              pedagoga ponaglana i przepytywana. Wróciła z tego Kongresu ds.
              Rodziny smile)))
              Ale dziewczyny, któe pracują , w innym wątku piszą, że je z kolei
              się wypytuje " co z domem", " co z dzieckiem".
              Trochę mnie to pocieszyło ( przepraszam), bo może to oznacza, że po
              prostu ludzie czepiają sie o wszystko ?
              Może jakbyś pracowała, mama tez miałaby parę słów o tym, że za długo
              i zaniedbujesz dziecko ?
              • alex05012000 Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 12:23
                może to oznacza, że po prostu ludzie czepiają sie o wszystko ?
                dokładnie tak jest! ja byłam wyrodna, bo nie byłam na wychowawczym,
                dziecko miało opiekunkę (a fe! jak można dziecko obcej babie
                oddać???), potem było w przedszkolu od razu 8-9 godzin, ja cały czas
                pracuję na pełen etat, a nawet więcej, dziecko odbieram jako
                przedostatnie lub ostatnie, itd., więc pewnie jestem wstrętną
                karierowiczką zaniedbującą rodzinę ... bo przecież pierwsze lata
                życia i rozwoju dziecka najważniejsze, bo przecież trzeba
                sieprzekwalifikowac i na pół etatu pracować (pytanie kto mnie weźmie
                na pól etatu i jak z tego 1/2 etatu utrzymam dom, skoro z całego mi
                brakuje czasami...pozostaje bez odpowiedzi)
                a co do wartości i sensu w życiu, nie wiem, pewnie moje działania
                jakąś wartość mają, ale jest to wartość względna, dla mnie? dla
                moich bliskich? dla obcych osób? nie mam pojęcia, ja tam specjalnie
                wielkowartościowości swoich działan nie odczuwam...
              • tres_ka Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 15:25
                > Może jakbyś pracowała, mama tez miałaby parę słów o tym, że za długo
                > i zaniedbujesz dziecko?

                Jak pracowałam, słyszałam od mamy, że mam "głupią pracę" wink
                • mader1 Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 15:44
                  smile)) tak myslałam, że coś na ten temat miała do powiedzenia smile))
                  To ja Ci dla równowagi powiem, że jesteś dobrą, wartościową osobą i
                  nadajesz szczególny charakter każdemu miejscu, w kórym się
                  znalazłaś smile Dobrze, że teraz ubogacasz swój dom smile
            • mama_kasia Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 10:07
              Moje otoczenie po 10 latach już się przyzwyczaiło smile Nawet mama wink
            • maika7 Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 10:52
              > tylko dlaczego ludzie każą mi się tłumaczyć z moich
              > wyborów albo, co gorsza, oceniają mnie jako kogoś mniej wartego tylko dlatego,
              > że nie pracuję zawodowo? Dodam, że nie pracuję na razie, bo mam zamiar wrócić
              > kiedyś do pracy. Piszę w pierwszej osobie, ale to dotyczy wielu kobiet.

              Nie tłumacz się w wyborów. Życzliwi zrozumieją bez tłumaczenia, nieżyczliwi nie
              zrozumieją nawet z tłumaczeniem. To Twoje, życie, Twoje dzieci, Twoje wybory.
              Robisz, jak czujesz, ze jest najlepiej. I postronnym nic do tego. A poczucie
              akceptacji chyba najbardziej zalezy od tego czy same w pełni akceptujemy nasze
              wybory. Gdy sami jesteśmy o ich słuszności przekonani, trudniej innym mieć wpływ
              na nasze poczucie wartości i poczucie wartości tego, co robimy smile

              smile
              M.


              • kulinka3 Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 10:59
                Mogę się podpisać pod tym, co napisała Maika. Świat jeszcze nie jeden scenariusz
                wymyśli pt. co w życiu najważniejsze i zawsze znajdą się tacy, którzy nas
                pochwalą i zganią jednocześnie, za nasze wybory.
                To my musimy wewnętrznie być ich pewni, bo z nich osobiście zdamy kiedyś sprawę.
              • tres_ka Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 15:21
                Toteż się nie tłumaczę smile
            • samboraga Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 11:42
              Zapytałam synka co powiedział, a on na to:
              > "Powiedziałem, że nie pracujesz".

              Ja też to usłyszałam kilka tygodni temu od mojego syna, tak siedział nad
              klockami lego i nagle mu się zebrało "mama, ty nie pracujesz, prawda?" i dodał
              sam z siebie "no bo w domu to nie praca"... tak mnie to zdziwiło, żę nic mądrego
              mu nie powiedziałam, on tego nie słyszał od nikogo w takiej formie, on wyczuł to
              co jest w powietrzu
              niestety, nie mogę się zgodzic, że to jestem tylko ja i mój wybór, dzieci patrzą
              na mnie nie tylko swoimi oczamicrying (bo, że robię w domu dużo, i z dziećmi dużo to
              ja sama wiem)
              • maika7 Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 12:05
                > niestety, nie mogę się zgodzic, że to jestem tylko ja i mój wybór, dzieci patrzą
                > na mnie nie tylko swoimi oczamicrying (bo, że robię w domu dużo, i z dziećmi dużo to
                > ja sama wiem)

                Tak. Dzieci patrzą na nas i cudzymi oczami, ale dzieci wiedzą, czy podzielamy
                poglądy innych osob. Czy czujemy sie gorsze zostając w domu i "nic nie robiąc",
                czy odwrotnie - uważamy to bycie w domu za coś bardzo ważnego.
                I to w sumie my nadajmy kształt dziecięcemu patrzeniu na nasz wybor, a nie inni.
                I nie tylko dziecięcemu. Otoczenie wyczuwa czy czujemy sie źle w roli "bogiń
                ognisk domowych", czy jest to dla nas wartością rozpromieniającą nas od środka.

                smile
                M.
                • alex05012000 Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 12:43
                  jeszcze słowo, wiecie co... już druga dyskusja na forum zeszła na
                  temat wyboru kobieta w domu a kobieta w pracy i domu ... czyli temat
                  jest jednak drażliwy, a w każdym razie wzbudza kontrowersje,
                  emocje...chyba szczególnie u pań nie pracujących zawodowo,
                  krytykowanych czesto przez otoczenie...
                  ja np pytanie czy to co robię ma wartość odniosłam tak ogólnie, do
                  rzeczy które robię, w ogóle mi nie przyszło go głowy rozróżnienie na
                  praca w domu czy zawodowa+dom ...
                  • samboraga Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 12:58
                    > rzeczy które robię, w ogóle mi nie przyszło go głowy rozróżnienie na
                    > praca w domu czy zawodowa+dom

                    z pracą zawodową jest o tyle łatwiej, że nawet jeśli to nie jest wymarzona itp.
                    to pryznajmniej dostaje się pensję (znowu - czasami też nie tę wymarzoną , ale
                    jednak) czyli i dla pracodawcy (bo płaci), i dla domu (bo wnosisz pieniądze)
                    jakiś sens ma

                    a jak siedzisz w domu, podczas gdy mnóstwo innych kobiet ma do obrobienia i ten
                    dom, i pracę to rodzą się myśli...
                    • mader1 Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 13:10
                      no jak tak sobie " siedzisz" i "siedzisz" to różne rzeczy
                      przychodzą Ci do głowy smile)) Wstań smile
                      A myślę, że synkowi trzeba koniecznie powiedzieć, jak czujesz. Nie,
                      że jak siedzisz to myslisz i komplikujesz...
                      Tylko dlaczego PRACUJESZ W DOMU. Dlaczego taki wybór. I na czym
                      polega Twoja w tym domu obecnośc i praca.
                      Potraktuj to pytanie, to stwierdzenie, jak inne - " mamo, a dlaczego
                      jesteś nauczycielką, czy pielęgniarką ?". Jeżeli na tamte pytania
                      odpowiadasz - " a bo nie wiedziałam co robić, to i jestem
                      pielęgniarką, albo... nie przyjęli mnie na prawo, gdzie marzyłam
                      być, to zostałam w zastępstwie nauczycielką" - dajesz sygnał, że
                      to " gorsze " zawody. Jeżeli mówisz o swojej pasji, to nikt nie
                      bedzie miał za złe, że czasem masz atpliwości czy przezywasz
                      załamanie.
                      Twój synek dorasta, porządkuje sobie świat. To, jak będzie na nań
                      patrzył, trochę zalezy od tej Twojej odpowiedzi.
                      • samboraga Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 13:26
                        Mader, do dziś pamiętam jak w ostatniej klasie podstawówki mieliśmy opowiadać o
                        zawodach rodziców. Rzuciłam o tym parę słów w domu i...moja mama się strasznei
                        zapaliła do tego, zaczęła mi opowiadać, z pasją, pierwszy raz ją taką
                        widziałamsmile) (nie pracowała wtedy do kilku lat). A ja...jakoś nie umiałam tego
                        docenić, przestawić myślenia... Niestety, jakoś boję się tego samego, po moich
                        dzieciach. I to mimo, że ja jednak do pracy wrócę, prędzej czy później.
                        • mader1 Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 13:37
                          ale dlaczego się boisz oceny dziecka. One będą miały swoje
                          problemy, przemyślenia i ograniczenia. Nie unikniesz tego. Może się
                          okazać, że choć " wrócisz" do pracy i zawodu,jego koleżanka będzie
                          miała mamę z habilitacją i... nie będzie potrafił przedstawić Twojej
                          sytuacji z miłością i pasją.
                          Na dojrzały, pełen zrozumienia stosunek do wyboru rodziców człowiek
                          pracuje na całe życie.
                          Dzieci mogą się mylić, dzieci mogą mieć swoje kompleksy, dzieci moga
                          błądzić.
                  • tres_ka Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 15:20
                    "czyli temat
                    jest jednak drażliwy, a w każdym razie wzbudza kontrowersje,
                    emocje...chyba szczególnie u pań nie pracujących zawodowo,
                    krytykowanych czesto przez otoczenie..."

                    bo nie jest miło być wciąż krytykowanym

                    ja nikomu nie mówię, że zaniedbuje dzieci, bo zostawia je w przedszkolu, a o
                    sobie słyszałam już, że nie mam ambicji, pomysłu na życie, jestem minimalistką
                    (naprawdę!)...
                • samboraga Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 13:18
                  > Tak. Dzieci patrzą na nas i cudzymi oczami, ale dzieci wiedzą, czy podzielamy
                  > poglądy innych osob. Czy czujemy sie gorsze zostając w domu i "nic nie robiąc",
                  > czy odwrotnie - uważamy to bycie w domu za coś bardzo ważnego.

                  Naprawdę nie umiem znaleźć odpowiedzi na pytanie co (kto?) ma głos ostateczny w
                  tym uznawaniu/nadawaniu sensu. Co jeśli matka/ojciec widzi sens, a dzieci,
                  otoczenie-nie? Oceny mojego dzieciństwa (moja mama od pewnego momentu nie
                  pracowała) są bardzo różne , od czego to zależy? A teraz - w dodatku sama jestem
                  zakładniczką historii rodzinnych, i małe ma znaczenie to, że ja jestem ja a nie
                  kimś innymcrying
                  Bo to siedzenie w domu to podejrzane jestwink Bo...może lepiej w pracy zawodowej
                  to po pierwsze nie miałąbym miejsca na bumelowanie 'bo dziś mam zły dzień', a po
                  drugie to miałabym konkretne zadania, a nie takie, że sama sobie je wyznaczę -
                  miałabym kogoś nad sobą, kto by to sprawdzał, bo w domu, to kto wie co ja tam
                  robię skoro inne kobiety są w stanie zrobić ten sam obiad a jeszcze pracują!

                  Droczę się z Wami, trochęwink Choć wcale mi nie jest do śmiechucrying((
                  • kulinka3 Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 13:38
                    Innymi słowy jeśli pracujemy w domu ( zobaczmy ,że to także kwestia języka-
                    siedzę w domu, a nie pracuję w domu)czy ów sens nadają inni? Bo my nie( nie
                    doceniamy tej pracy wstydziwmy się jej,) bliscy też nie( czy mężowie wobec
                    dzieci dowartościowują tę pracę, nie mówiąc o dzieciach).
                    Inni w zależności od tego, kogo spotkamy?
                    Praca w domu jest dziś niewdzięczną, ciężką przypadłością dla nieudaczników, a
                    nie dla ambitnych kobiet sukcesu.
                    Czy praca zawodowa zawsze ma sens, z samego faktu, że jest poza domem?
                  • maika7 Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 13:40
                    > Naprawdę nie umiem znaleźć odpowiedzi na pytanie co (kto?) ma głos ostateczny w
                    > tym uznawaniu/nadawaniu sensu. Co jeśli matka/ojciec widzi sens, a dzieci,
                    otoczenie-nie?

                    smile bo uprościłam. Ale jestem przekonana, ze dzieci mamy siedzącej w domu z
                    radościa i nie czującej się gorszą przez to, odbierają ją lepiej od dzieci mam
                    uważających się za gorsze od mam pracujących.
                    Ważne jesttez, zeby mama miała w tym swoim widzeniu wartości "kobiety domowej"
                    wsparcie partnera smile No i oczywiście im większy krąg wspierających tym lepiej
                    smile Ale gdy wsparicia brak - to trzeba samemu sie wesprzec i tyle smile

                    Ocena dzieciństwa (naszego) zalezy chyba od tego jak czulismy się w domu.
                    Kochani? Wspierani? Czy kodowano w nas poczucie winy za to, ze mama jest w domu
                    i sie 'nie realizuje" itd.. itp... Czy mam była osoba przytłoczona zyciem, czy
                    pogodna i radosną itd..

                    > Bo to siedzenie w domu to podejrzane jestwink Bo...może lepiej w pracy zawodowej
                    > to po pierwsze nie miałąbym miejsca na bumelowanie 'bo dziś mam zły dzień',


                    a tam smile) rozważ plusy i minusy sytuacji domowej, rozwaz wybory jakie masz (Ty
                    konkretnie) i zobacz czy chcesz i możesz zmienic swój wybór. Jesli nie -
                    zaakceptuj i uwypuklij plusy swojego wyboru.
                    A w pracy tez można pobumelowac - zalezy jaka praca smile)

                    > a po
                    > drugie to miałabym konkretne zadania, a nie takie, że sama sobie je wyznaczę -
                    > miałabym kogoś nad sobą, kto by to sprawdzał, bo w domu, to kto wie co ja tam
                    > robię skoro inne kobiety są w stanie zrobić ten sam obiad a jeszcze pracują!

                    smile) zawsze będą osoby lepiej zorganizowane, z większymi talentami, "lepsze".
                    Ale co z tego? Twoja sytuacja jest tylko Twoja. W tej rodzinie, z taka
                    przeszłościa, z takimi, a nie innymi osobami, z takimi a nie innymi
                    ograniczeniami i mozliwościami. Po co wnikac w obiady innych wink))?? Co z tego,
                    ze moja kolezanka robi obiad dwudaniowy z deserem, skoro moja rodzina jest
                    zadowolona z zupy ugotowanej na dwa dni? I tak gotuje niezaleznie od tego czy
                    jestem na etapie "kobiety domowej" czy "kobiety zawodowej".

                    Drogie Panie - docenmy co mamy. Czas na dom - swietnie - dajmy domowi co mamy
                    najlepsze (nie zapominajac o sobie i swoich pasjach), musimy (lub chcemy) iśc do
                    pracy - nie żałujmy, że nie ma nas w domu - docenmy "tu i teraz". Posmakujmy
                    chwil bez wyrzutów sumienia i ciągłego poczucia, ze robimy cos nie tak. Nigdy
                    nie bedziemy doskonałe. Ale od tego, jak przezywamy dany dzień, zalezy bardzo
                    duzo. Mysle, że nie jest ważne czy mama pracuje czy nie pracuje, tylko czy lubi
                    to, co robi.

                    smile
                    M.
                    • isma Re: To, co robię ma wartość 09.10.07, 10:04
                      Tak, tak, tak.
                  • mader1 Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 13:42
                    Bo to siedzenie w domu to podejrzane jestwink Bo...może lepiej w pracy
                    zawodowej
                    to po pierwsze nie miałąbym miejsca na bumelowanie 'bo dziś mam zły
                    dzień', a po
                    drugie to miałabym konkretne zadania, a nie takie, że sama sobie je
                    wyznaczę -
                    Bo ktoś by kierował, wyznaczał, organizował i oceniał wartośc tego,
                    co zrobiłaś...sad((( często niesprawiedliwie sad((
                    a tu trzeba samodyscypliny, uwagi, trzeba być swoim szefem smile
                    być kreatywnym, wymyslić samemu, co trzebaby zrobić, dokształcać
                    się...
                    Wolnośc i odpowiedzialnośc.
                    I też się jest ocenianym. Ale... jeżeli to jedna z prac... to czemu
                    nie ? I czemu ma być zawsze sprawiedliwie ?
                  • alex05012000 Re: To, co robię ma wartość 04.10.07, 13:51
                    każdy kij ma dwa końce... rozumiem rozterki/dylematy matek
                    pracujących w domu, dla mnie ważne jest jeszcze ile ma się dzieci,
                    bo jeśli jedno, to naprawdę według mnie można udzielać sie w domu i
                    w pracy ... i jakoś to pogodzić, powyżej trójki dzieci praca
                    zawodowa matki jest chyba złym pomysłem, ale różnie bywa, pomijam
                    kwestie finansowe...
                    ważne jest nastawienie matki - są kobiety które lubią "siedzieć" w
                    domu, są takie, jak ja np. które nawet gdyby miały finanse to w
                    domu, bez pracy zawodowej, nie usiedziałyby dłuzej niż 2 dni.
                    Narzekam na brak czasu, zabieganie, zmęczenie ale gdyby mi ktoś
                    powiedział, ze przez miesiąc nie pracuję, wypłąci mi pensję, a ja
                    mam sie zajmować domem i dzieckiem to bym go wyśmiała ... bo to po
                    prostu nie dla mnie...
                    co do domu i spuścizny rodzinnej to moja mama pracowała, w dodatku
                    pracowała naukowo, miała swój świat zawodowy, nie musiała zajmowac
                    siedomem na co dzień, oddała tę sferę swojej matce... mną zajmowała
                    sie babcia, mną, domem, zakupami, sprzątaniem, gotowaniem... niby
                    fajnie, nie miałam opiekunek, nie chodziłam po świetlicach, sama ze
                    szkoły, ale więzi między mną a moją mamą to nie zbudowało.... u mnie
                    jest z kolei trochę inaczej, ja też pracuję zawodowo, pracowałamm i
                    pracuję dużo, ale resztę czasu oddaję w całości córce, w domu
                    gotujemy i psrzątamy sami, albo wcale..., pewnie córka chciałaby
                    abym miała więcej czasu dla niej, ale rozumie, zę mama pracuje i
                    przyjeżdża kiedy tylko moze... babcia od czasu do czasu sie włącza w
                    sprawy wnuczki, ale jej świat zawodowy jest ciągle na pierwszym
                    miejscu... wśród naszych znajomych dzieciatych jest chyba tylko
                    jedna mama-niepracująca, mają 3 dzieci, mąż zarabia od jakiegos
                    czasu baaaardzo dużo, więc nie musi żona pracowac i przy 3 dzieci w
                    wieku szkolno-przedszkolnym nie narzeka na brak czasu, ma wyzsze
                    wyksztalcenie..., reszta pracuje....
      • mamalgosia praca zawodowa vs praca w domu 08.10.07, 14:55
        Temat powracający nie tylko na tym forum i nie tylko na forum.

        Miałam bardzo nieuporządkowany pogląd i w końcu postanowiłam go
        uporządkować. Ale dotyczy on tylko mojej sytuacji, nie chcę oceniać
        innych, takie tylko moje przemyślenia bezsenne.
        No więc.
        Ważna jest dla mnie ilość i wiek dzieci. Co do ilości, to nie
        potrafię sprecyzować, że np. piątka to dom na zawsze, a dwójka to
        praca zawodowa. Za to udało mi się w miarę sprecyzować wiek. Uważam,
        że gdy w domu jest dziecko w wieku do 3 lat, to dobrze jest jeśli
        rodzic jest z nim i nie pracuje zawodowo. Jeśli najmłodsze dziecko
        ma 3-5 to może być różnie, w zależności od okoliczności. Gdy
        najmłodsze ma powyżej 5 lat, myślę, że dobrze jest, gdy matka
        pracuje poza domem.
        Opieram się tylko na moich obserwacjach, przemyśleniach dotyczących
        mojego domu, moich dzieci i ewentualnie najbliższych koleżanek.
        Mój Starszy ma ponad 5 lat i widzę, że moja ciągła obecność w domu
        nie jest mu potrzebna. Owszem - wygodna, żeby np pójść na zebranie w
        przedszkolu (co czasem jest niemożliwe, gdy pracuję), ale potrzeby
        jakiejś istotnej nie ma.

        Tak to jakoś rozgraniczyłam, co więcej: rozpatruję to nawet w
        kategorii grzechu. Piszę cały czas o sobie - tym bardziej jeśli
        chodzi o grzech, to sprawa sumienia każdej osoby indywidualnie.
        Dlaczego grzechu? Dziecko do lat 3 chyba jednak bezsprzecznie
        potrzebuje rodzica przy sobie. Tyle się naoglądałam, naczytałam, że
        tego jestem pewna. I jeśli jestem w stanie mu to zapewnić, to muszę.
        Właśnie "muszę", tak to czuję i tak myślę. Wiemy jednak, że urlop
        macierzyński trwa 4 miesiące (+/-), potem to już tylko bez pieniędzy
        (mnie by satysfakcjonowało 500 zł na wychowaczym, ale jest zero). U
        nas zadecydował czynnik finansowy - do pracy wróciłam gdy Starszy
        miał rok i 4 miesiące, przy Młodszym - podobnie. Nie czuję się z tym
        dobrze. Uważam, że gdy się ma tak małe dziecko, trzeba jednak
        próbowac zrobić wszystko, żeby mogło być w domu z rodzicem. Nawet za
        cenę rezygnacji z własnych pasji, nawet za cenę obniżenia stopy
        życiowej. A jak wychodzi...

        I odwrotnie: gdy dziecko kończy te 5 czy 6 lat czuję, że jednak
        powinno się wyjść z domu. Że mamy obowiązki pozadomowe też. Że
        jakieś talenty związane z pracą zawodową wtedy powinny być
        rozwijane, że należy w ten sposób oddać jakiś dług zaciągnięty np.
        studiując, jakby dać coś społeczeństwu nie tylko poprzez dawanie
        swojej rodzinie. I też to rozpatruję w kategorii grzechu - dla mnie
        bycie w domu przy 5 letnim dziecku byłoby lenistwem, lękiem przed
        pracą zawodową, lękiem przed trudem godzenia obowiązków,
        wygodnictwem, ucieczką. Widzę także głęboki sens w tym, że zarabiam
        pieniądze - małe, bo małe, ale mniej źle się czuję szastając nimismile

        Co jest trudniejsze, o tym wolałabym się nie wypowiadać. Jeśli się
        ma małe dzieci, to uważam, że zdecydowanie trudniejsze jest bycie w
        domu. Praca jest na okrągło, jest to praca nużąca, monotonna, nie
        dająca satysfakcji - mówię głównie o pielęgnacji niemowląt.
        Spacerki - ciągle tą samą trasą, w pampersie też zawsze to samo, 8
        razy na dzień x ilość dzieci. Niemożność "przewietrzenia ciuchów",
        odezwania się do kogoś, wyrwania się itp.
        Praca zawodowa powoduje chociażby to, że jest się mniej w domu. Tak
        więc wszystko to, co można robić przez cały dzień, należy zrobić w
        kilka godzin. Wyprasować, ugotować, posprzątać, dopieścić dzieci,
        porozmawiać z mamą, ukochać Męża... Tak na co dzień jest to trudne i
        czasem mam wrażenie, że dla mnie niemożliwe. Jeszcze takie zwyczajne
        codzienne rzeczy jakoś godzę (z mniejszym lub większym trudem),
        natomiast czynności nadzwyczajne sprawiają mi wiele problemu (np.
        mycie okien, porządek w szafach z ubraniami, rozmrożenie lodówki) -
        no nie ma kiedy, a jak nawet czas by był, to sił i chęci brak.

        Cały mój wywód dotyczy sytuacji, gdy wszyscy w domu są zdrowi i
        pełnosprawni.


        Na razie mam w domu 2latka i w sumieniu zawirowanie okrutne, okrutne
        • tres_ka Re: praca zawodowa vs praca w domu 08.10.07, 18:52
          no to dowaliłaś...
          • mamalgosia Re: praca zawodowa vs praca w domu 08.10.07, 21:24
            słucham?
          • mama_kasia Re: praca zawodowa vs praca w domu 09.10.07, 08:46
            Tresko, to jest tylko pogląd Mamalgosi, jej zdanie w jej życiu smile
            My to sobie możemy być z dziećmi dużo dłużej wink Ja to w ogóle
            do pracy zawodowej się nie wybieram - na razie w każdym razie.
            Co Bóg da, jednak, wezmę w przyszłości.
            • mama_kasia Re: praca zawodowa vs praca w domu 09.10.07, 08:48
              A i w innych sprawach można mieć odmienne zdanie smile
              Właśnie jeszcze sobie zerknęłam na post Mamalgosi - ...dla
              mnie praca w domu jest dużo przyjemniejsza smile
            • tres_ka Re: praca zawodowa vs praca w domu 09.10.07, 09:52
              Tak, wiem, ale chyba można się nie zgadzać? wink
              No więc, nie zgadzam się i poczułam się jakby mi ktoś "dowalił" wink))
              To tyle na ten temat.
              • isma Re: praca zawodowa vs praca w domu 09.10.07, 10:03
                Treska, rozwin, please. Ze mowa w kategoriach grzechu, o to Ci
                chodzi?

                Na marginesie napisze - ze podzielam zdanie Mamalgosi co do tego
                wieku 5 lat. Ja generalnie jestem sceptyczna w stosunku do
                przedszkoli, w kazdym razie nie podzielam tego hurraoptymizmu, ktory
                towarzyszy jakoby koniecznej do zbawienia "socjalizacji" dzieci w
                tychze - ale, coz, jesli dziecko nie moze do tego wieku korzystac z
                opieki rodzica/dobrodziejstw wielopokoleniowej rodziny (tudziez
                towarzystwa rowiesnikow, ale niekoniecznie przez 9 godzin na dobe),
                to bywa to zlo konieczne. Natomiast pieciolatek, MSZ, jest
                zdecydowanie gotow do wyruszenia w swiat bardziej zlozonych wiezi.

                Moja corka, ktora do wieku lat ponad czterech byla pod opieka Taty,
                choc jednoczesnie prowadzila bujne zycie towarzyskie, tak wsrod
                rowiesnikow, jak i osob starszych - w tej chwili swiadomie odkrywa w
                przedszkolu zasady rzadzace grupa, np. konkurencje o wplywy wink)).
                Ona chlopaczara jest, i wlasnie z pewnym zdumieniem konstatuje, ze
                ta jej przynaleznosc do "meskiej bandy" (ktora uwielbia ja do
                skrajnosci) sie innym dziewczynkom nie podoba ;-O. Bardzo pozyteczne
                doswiadczenie wink)).
              • mader1 Re: praca zawodowa vs praca w domu 09.10.07, 11:10
                > No więc, nie zgadzam się i poczułam się jakby mi ktoś "dowalił" ;-
                )))
                Zapewne nie taki był jej zamiar smile Ale jeżeli już dowaliła, to
                zwróć uwagę, jak wielu osobom... wink)))))
        • mamalgosia Re: praca zawodowa vs praca w domu 09.10.07, 13:21
          mamalgosia napisała:

          > Ale dotyczy on tylko mojej sytuacji, nie chcę oceniać
          > innych,

          > Opieram się tylko na moich obserwacjach, przemyśleniach
          dotyczących
          > mojego domu, moich dzieci i ewentualnie najbliższych koleżanek.


          > Mój Starszy ma ponad 5 lat i widzę, że moja ciągła obecność w domu
          > nie jest mu potrzebna

          Piszę cały czas o sobie - tym bardziej jeśli
          > chodzi o grzech, to sprawa sumienia każdej osoby indywidualnie.

          dla mnie


          Celowo uzywałam takich sforumułowań, żeby podkreślić, że sa to moje
          odczucia, moje przemyślenia i moja opinia, dotycząca mnie i mojego
          sumienia.
          Każdy decyduje za siebie i każdy za swoje decyzje odpowiada (jak
          opisałam zresztą: moja decyzja niestety była wbrew tej "teorii").
          Nie mam zamiaru zastanawiać się dlaczego ktoś tak a nie inaczej
          postępuje, nie znam uwarnukowań, nie znam sytuacji, nie znam serca
          itp, zupełnie nie mnie oceniać i tego nie robię.
          Jak ktoś się poczuł urażony, to przepraszam.

          Natomiast powyżej było mnóstwo postów popierających Wasz punkt
          widzenia (oprócz alex), przykre to, że wyrażenie innego zdania
          powoduje taki oddźwięk.
          • tres_ka Re: praca zawodowa vs praca w domu 09.10.07, 14:29
            Nie chciałam Cię urazić. Napisałam tylko jedno zdanie, więc nie był to nie
            wiadomo jaki "oddźwięk".
            Myślę, że dalsza dyskusja nie ma sensu, bo zbacza z tematu na temat wartości.
            • mamalgosia Re: praca zawodowa vs praca w domu 09.10.07, 17:16
              nie czuję się urażona
          • tres_ka Re: praca zawodowa vs praca w domu 09.10.07, 14:29
            Nie chciałam Cię urazić. Napisałam tylko jedno zdanie, więc nie był to nie
            wiadomo jaki "oddźwięk".
            Myślę, że dalsza dyskusja nie ma sensu, bo zbacza z tematu.
        • alex05012000 Re: praca zawodowa vs praca w domu 09.10.07, 13:34
          mamałgosia wywołała jakiś zamęt swoimi przemyśleniami... ma swoje
          zdanie, i dobrze, ja np mam swoje... nieco inne. Ważna jest i ilość
          posiadanych dzieci, i ich wiek, i różnice wieku między nimi, bo moze
          być to rok, dwa a nawet 15 lat... ważna jest sytuacja materialna,
          charakter dziecka/dzieci, możliwości pomocy dla rodziny, podejście
          męża/partnera, wiek rodziców i wiele innych czynników... nie zgadzam
          sie z ostrym podziałem do 3 lat matka w domu, od 3 do pracy..., jak
          dla mnie świetnie małym dzieckiem mogą sie zająć babcie, ciotki,
          nianie i inne opiekunki... nie można na siłę matki trzymać w domu
          przez 3 lata, bo pomijając względy ekonomiczne, nie wszystkie matki
          nadają sie na tzw urlop wychowawczy domowy - ja, jak juz wiele razy
          pisałam, bym zwariowała po tygodniu..."naprawdę nie rozumiem co
          można w domu cały dzień robić, ... przy jednym, zdrowym, dziecku..."
          mamałgosia pisze ze jej starszy syn majacy 5 lat nie potrzebuje jej
          już ciągle... zato moja córka odwrotnie, jak była mała to olewka
          mamy była totalna, była - dobrze, poszła do pracy, to pa-pa i też
          dobrze, natomiast od 2 lat mniej więcej wisi uwieszona mojej
          spódnicy dosłownie i w przenośni... mama jest niezastąpoina i
          basta!, potrzrba istotnia więc jest, i to rosnąca, a nie
          malejąca!!!, poszłyśmy do szkoły, lekcje nadzorować trzeba, na
          zajęcia różne wozić, świat pokazywać, rozrywki, kultura szeroko
          pojęta... do tego zebrania, ferie, wakacje, dni wolne od szkoły...
          teraz by mi sie przydał urlop wychowawczy, a nie jak miała 1-2-3
          lata i było jedzonko, spanko i plac zabaw...
          także ja wcale nie uważam, że dziecko bardziej potrzebuje 24/24
          rodzica przy sobie jak ma < 3lat, a nie potem... może nawet
          odwrotnie...
          o tym grzechu to nie rozumiem co mamałgosia chciała napisać, że
          grzechem jest pracowac mając małe dziecko? jeśli tak to sie
          dogłębnie nie zgadzam...
          nie zgadzam sie też z tezą, ze matka musi/powinna zrobić wszystko
          by... być z dzieckiem <3 lat w domu, nawet za cenę biedy i
          rezygnacji z zawodowych pasji czy innych tam... ja nie byłam, z
          powodów finansowych rzecz jasna, ale nie tylko, nikt by mnie nie
          zmusił do siedzenia w domu z dzieckiem ... po prostu jest to przeciw
          mojej naturze, i nie dlatego, ze nie kocham swojego dziecka, bo
          bardzo ją kocham i robię dla niej maximum tego co mogę, potrafię
          itd., ale nie nadaję sie na matkę-domową. Owszem, w sytuacji pracy
          >8 godzin plus pełen etat dziecko-dom, plus wiek >40, brak zdrowia i
          td/itp można wyzionąć przysłowiowego ducha, ale ja inaczej nie
          umiem...
          tak de facto to podziwiam kobiety, które nie pracują, otoczone
          gromadką dzieci, gotują zupy, pieką ciasto i dbają o domowe
          ognisko... ja sie do tego nie nadaję ... przez ostatnie 7 lat nie
          byłam na chorobowym, nie cierpię gotować i w domu generalnie nie
          usiedze dłużej jak 15 minut... czy to grzech?
          mamalgosia ma 2 latka w domu i zawirowania moralne, ja poszłam do
          pracy jak dziecko miało 10 miesiecy, żadnych zawirowań nie miałam,
          początek przedszkola był trudny, ale potem je uwielbiała... myślę,
          ze nie ma jednoznacznej prostej recepty, a temat wywołuje i będzie
          wywoływał kontrowersje i emocje...
        • otryt Rezonans 09.10.07, 13:48
          Zwróciłem uwagę w Twojej wypowiedzi na to, że piszesz tylko o sobie,
          o swojej rodzinie, swoim sumieniu. Podkreślałaś to kilka razy.
          Pisałaś z taktem i kulturalnie. Na koniec nawet przeprosiłaś, choć
          nikogo nie obraziłaś. W tych wątkach jak w rzadko których spełnia
          się zasada : "uderz w stół..." Chyba można mówić o sobie, o swoim
          życiu, swoich wyborach, decyzjach, dylematach? Dlaczego to tak mocno
          rezonuje w innych osobach? Pozdrawiamsmile

          • alex05012000 Re: Rezonans 10.10.07, 20:02
            oczywiście, ze można mówić o sobie... ale są takie tematy, jak
            akurat temat pracy zawodowej kobiet/pracy w domu, które zawsze
            wywołają burzę, rezonans, zawsze coś kogoś urazi, i tak dalej...
            nie jest to sprawa prosta, mężczyzna nie ma wielkich dylematów,
            pracuje (z wyjątkiem tych co są bezrobotni, naogół chwilowo, albo co
            mają ale nie dochodową firmę czy poważne problemy zdrowotne), po
            pracy w mniejszym lub większym stopniu włączają sie w życie
            domowe... coś pomogą przy dzieciach, coś zrobią w domu, ...
            natomiast kobieta, ta ma sytuację zgoła inną, jeśli pracuje, to po
            pracy zawodowej, naogół spada na nią drugi etat: zakupy, gotowanko,
            sprzątanko, zmywanko, pranko i inne prace domowe, no i dzieci:
            obsługa zajęć dodatkowych, pomoc w odrabianiu lekcji ... szykowanie
            do szkoły... nie ma co wymieniać wszystkiego... praca kilkanaście
            godzin na dobę; jeśli nie pracuje, ma czas na dom i dzieci ale jest
            na tzw utrzymaniu, nie ma własnych pieniędzy, nie rozwija sie
            zawodowo, może miec trudności z powrotem do zawodowego życia po
            kilku-kilkunastu latach w domu, przez otoczenie często jest
            postrzegana jako kura domowa, albo ta co nic cały dzień nie robi
            itd/itp... do tego często gęsto rodzina nie ma szans utrzymać sie z
            jednej pensji / pensji męża, coraz częściej żony zarabiają dwa-trzy
            razy tyle co mąż, znam akurat kilka takich par... więc nie ma mowy o
            niepracowaniu kobiety.... a dziecko czy dzieci małe... jest dylemat,
            jest rezonans, jest rozdzwięk czy jak tam zwał...
            jedni nawołują do bycia z dziećmi w domu, drudzy sie oburzają, bo
            nie jest to proste i .latwe w wyborze, częśc kobiet nie chce być na
            domowym etacie, bez względu na wszystko, bo kobiety sa zdecydowanie
            lepiej wykształcone , czynne zawodowo i aktywne niż kiedyś... temat
            rzeka i nożyce odzywac sie będa zawsze, serdecznie pozdrawiam z domu
            tym razem, skąd nigdy nie pisuję, ale ostatnio pracuję od 8h00 do
            17h30 + "dom/dziecko"... i nawet nie mam czasu zjeść i pójść do wc,
            nie mówiąc o czytaniu forum....
            • otryt Re: Rezonans 10.10.07, 20:14
              Mario, ja to wszystko wiem, co napisałaś. Co właściwie chciałaś mi
              powiedzieć? Że jestem mężczyzną? Bardzo mi miłosmile Pozdrawiamsmile
    • mamalgosia Re: To, co robię ma wartość 08.10.07, 14:52
      Bardzo chcę wierzyć, że cokolwiek z tego co robię, ma jakąś wartość.
      Czasem odczuwam sens bardzo namacalnie. Czasem równie namacalnie
      odczuwam bezsens. Ale chyba nie należy przeceniać tego pierwszego i
      nie nie doceniać tego drugiego.
    • mamalgosia nieudacznik :( 13.10.07, 20:31
      Spotkałam się dzisiaj z pewną znajomą. Kiedyś się lubiłyśmy, nigdy
      nie była to przyjaźń, ale taka dość dobra znajomość, ostatnio
      rozluźniona ze względu na jej wyjazdy za granicę.
      Dzisiejsza rozmowa z nią załamała mniesad
      Moja praca jest bez sensu. Jest tyle rodzajów pracy zawodowej, które
      dają łatwiejszy i większy zarobek. Ona tego nie mówiła z dumą,
      wyższością, tylko normalnie, takie obiektywne stwierdzenie. I ja to
      wiemsad I przyznaję jej rację. Że nerwy, wstawanie poranne, dawanie
      siebie, tracenie nerwów, łudzenie się, że uczę... za 600 zł jest
      żałosnesad
      A mój Mąż - nadal dojeżdża? Tak, tylko teraz dłużej - 4 godziny
      dziennie zajmują mu dojazdy. Oooo, dlaczego nie wyjedziemy za
      granicę? Bo jestem dupa wołowa, bo kocham Polskę, bo jestem bardzo
      przywiązana do Śląska, bo boję się nowego środowiska, bo tu mam
      ludzi, których znam, lubię, kocham. Bo nie potrafię się tak po
      prostu przenieść. Nie potrafię
      No to dlaczego nie wyprowadzimy się chociaż tam, gdzie mój Mąż ma
      pracę? A bo miałabym daleko do mamy, która mieszka sama, a będzie
      coraz starsza i czuję się odpowiedzialna. No, ale czy jest chora,
      czy coś? Przecież może sama mieszkać.

      Naprawdę wpadłam w dół. Bo to nie jest tak, że rozmawiałam z osobą,
      którą bym uważała za głupią, cyniczną, której zdanie by się dla mnie
      nie liczyło itp. Nie.
      Najgorsze jest to, że gdzieś w głębi siebie przyznaję jej rację w
      większości omawianych spraw.

      Pewna kobieta z mojej rodziny zrobiła niedawno kurs paznokciowy
      (tipsy i takie tam). Teraz posyła dzieci do przedszkola, a sama 5
      razy w tygodniu wyjeżdża na godzinę do klientek, a raz klientka
      przyjeżdża do niej. Gadają sobie, w tle serial. 6 godziny pracy w
      tygodniu (w tygodniu!!! nie w dniu) i osoba ta ma na czysto tyle ile
      ja. Nigdy nie pracowała zawodowo, a więc staż zerowy, wykształcenie:
      matura. A ja: studia i staż 13 latsad

      Bardzo źle się z tym czuję. Kiedyś miałam takie przeświadczenie,
      że "obrałam lepszą cząstkę", że warto postawić na wykształcenie, na
      rozwój... Ale jaki to rozwój? Gonię z wywieszonym ozorem, a ona może
      czytać co chce (inna rzecz, że nie chce), może pójść gdzieś się
      odchamić, ma czas i pieniądze na kino, na basen, fitness i nie wiem
      co tam jeszcze.

      Jestem nieudacznikiem. Spojrzałam dziś temu bardzo w oczy. I nie
      wiem, co z tym zrobić.
      Piszę o tym tutaj. Czy to co robię ma wartość? Właśnie bardzo mnie
      uderzyło, że chyba to wartości ani sensu nie masad(( Dla nikogosad(
      Chciałabym żeby te przemyślenia były konstruktywne, ale myslę, że
      można zmienić jakieś szczególiki, ale ogół pozostanie własnie takisad
      • twoj_aniol_stroz Re: nieudacznik :( 13.10.07, 20:52
        Nieee, nooo, co Ty za bzdury wygadujesz!!!! (no przepraszam, że
        wrzeszczę, ale się zapieniłam smile)))
        Uważasz, że wartościowsza jest koleżanka robiąca tipsy? Uważasz, że
        galop za kasą to jest to do czego człowiek został stworzony? A
        wyprowadzka na drugi koniec miasta i zostawienie mamy to też w
        porządku? Ale po co się przeprowadzać, bo na zachodzie jest taka
        moda? Bo lepiej żebyś teraz Ty dla odmiany jeździła 3 godziny do
        pracy?
        Nie dziwię się, że wpadłaś w dół, ale wyłaź natychmiast!!! Chcesz,
        to spuszczę Ci drabinkę, albo lepiej linę. Jak się zasapiesz wyłażąc
        po tej linie do góry, to Ci od razu głupoty z głowy wylezą!!!
        No już wylazłaś????
        Eeee tam uszy do góry i do walki z lebrami, to ma znacznie większą
        wartość niż robienie tipsów jakiejś blacharze smile))) (proszę bardzo,
        też się uczę smile)))
        Kasia
        • mamalgosia Re: nieudacznik :( 13.10.07, 21:06
          twoj_aniol_stroz napisała:

          > Uważasz, że wartościowsza jest koleżanka robiąca tipsy?
          Kasiu, kiedyś uważałam, że to beznadzieja i w ogóle. Ale przecież
          żadna praca nie hańbi, a chyba sensowniej jest, jak przynosi
          pieniądze, prawda?

          Uważasz, że
          > galop za kasą to jest to do czego człowiek został stworzony?
          Nie, Kasiu. Daleka jestem od takiego stwierdzenia. Ale mówię o
          zarobku godnym. Jak już wspomniałam: mam duży stać, wykształcenie i
          to co zarabiam naprawdę jest śmiechu warte. Wiem, że nie jestem
          jedyna. Ale czy to nie świadczy - powiedzmy sobie szczerze - o
          głupocie? Pomylić się - rzecz ludzka, ale trwanie w błędzie to chyba
          naprawdę głupota. Pracę moją swego czasu lubiłąm bardzo, teraz nie
          pracuję dlatego, by siebie realizować, tylko dlatego, że
          potrzebujemy tej mojej pensji (gdyby nie to, jeszcze rok bym nie
          pracowała w zawodzie). I to nie jest gonitwa za pieniądzem, bo nie
          na Karaiby pracuję, tylko na normalne, zwyczajne, ludzkie życie.

          A
          > wyprowadzka na drugi koniec miasta i zostawienie mamy to też w
          > porządku?
          Nie, nie drugi koniec miasta, to 60 km od nas. Nie wiem, cyz w
          porządku, ale chyba nie nie w porządku. Dorosły człowiek nie musi
          oglądać się na rodziców, zresztą nie opuściłabym jej, tylko często
          odwiedzała. A poza tym - mam jeszcze brata, który czasem też mógłby
          sie poczuć w obowiązku. Kasiu, oczywiście mogłabym powiedzieć, że
          jestem taką super córką, troszczę się o mamę itp, ale to byłoby
          dorabianie teorii do mojego nieudacznictwa. Naprawdę.

          Ale po co się przeprowadzać, bo na zachodzie jest taka
          > moda? Bo lepiej żebyś teraz Ty dla odmiany jeździła 3 godziny do
          > pracy?
          Nie, tam gdzie pracuje mój Mąż, ja też znalazłabym pracę, na pewno
          nie gorszą niż tę, którą mam teraz


          > Nie dziwię się, że wpadłaś w dół, ale wyłaź natychmiast!!! Chcesz,
          > to spuszczę Ci drabinkę, albo lepiej linę. Jak się zasapiesz
          wyłażąc
          > po tej linie do góry, to Ci od razu głupoty z głowy wylezą!!!
          Dziękuję. Ale wiesz, to nie chodzi o pocieszenie. To chodzi o
          stanięcie twarzą w twarz z prawdą - jakkolwiek by ona nie była
          niewygodna. Bo nie jest niczym miłym dojść do takiego przekonania.
          Ale może to właśnie przekonanie powinno stać się początkiem czegoś
          nowego? Radykalnej zmiany?
          • kulinka3 Re: nieudacznik :( 13.10.07, 21:16
            To pomyśl, co chcesz i możesz zmienić.
            • mamalgosia Re: nieudacznik :( 13.10.07, 21:34
              tak, myślę, od jakiegoś czasu niemalże nieustannie. I modlę się. I
              podpytuję, i radzę się. I nie wiem, co można zrobić więcej.
              • kulinka3 Re: nieudacznik :( 13.10.07, 21:40
                Dobrze czynisz.Czekaj cierpliwie na światło, pewność lub niepewność.... Masz
                jeszcze trochę czasu do końca semestru lub do końca roku szkolnego.Ja też będę
                pamiętać w modlitwie.
                • mamalgosia Re: nieudacznik :( 13.10.07, 21:44
                  Wiesz, właściwie to z tym czasem jest trochę inaczej - w przyszłym
                  roku poślę juz Młodszego do przedszkola, jeśli rezygnacja z pracy ma
                  sens, to właśnie teraz. A jesli zmiana - to też właśnie teraz.
                  Dobrze napisałaś: światła trzeba. Jakiegoś konkretnego dotknięcia,
                  wskazówki, poczucia dobrego wyboru.
                  Dziękuję
                  • kulinka3 Re: nieudacznik :( 13.10.07, 21:46
                    Podziękujesz, jak coś wymodlimywink))).
                    Ściskam Cię cieplutko,idź przytul się do męża.
          • twoj_aniol_stroz Re: nieudacznik :( 13.10.07, 21:18
            Po kolei:
            1. od żadna praca nie hańbi, do moja praca jest pomaga wielu ludziom
            jest przepaść na miarę Kanionu Kolorado smile))) To dzięki tej pracy
            umiesz spojrzeć na wiele problemów wychowawczych mądrze, umiesz
            doradzić innym, pomóc. Sama kiedyś pisalaś, że jesteś nauczycielem,
            ktory umie poradzić sobie z niejednym gagatkiem. No właśnie! To
            właśnie jest sensem tej pracy, bardzo trudnej, niedocenianej, ale
            bardzo ważnej
            2. płaca godna - faktycznie nauczyciele zarabiają mało, o wiele za
            mało i jest to bardzo frustrujące, ale w dalszym ciągu uważam, że to
            co robią ma ogromną wartość. Tak jak napisałaś w modlitwie na Dzien
            Nauczyciela - dajesz tym dzieciakom cząstkę siebie, to co robisz
            zostanie w nich na zawsze, a to jest bezcenne.
            3. Rodzice w pewnym wieku potrzebują nas - dzieci. Twoje bycie przy
            mamie nie uważam za niudacznictwo a raczej za przywiązanie. Z reguły
            jest tak, że syn odchodzi, córka zostaje. Janda powiedziałakiedyś,
            że córka to jest przyjaciel wlasnego wyrobu. To naprawdę ma głęboki
            sens.
            4. Jednak potrzebna Ci ta lina smile)) Nie zasapałaś się porządnie
            jeszcze. Oczywiście, że można wywrócić swoje dotychczasowe życie do
            góry nogami, ale czy warto? Czy jest sens je wywracać po to, żeby
            udowodnić sobie, że nie jestem nieudacznikiem? A co jeśli wcale nie
            poczujesz się lepiej?
            • mamalgosia Re: nieudacznik :( 13.10.07, 21:36
              Nie wiem.
              Z jednej strony jest w tym co piszesz jakaś prawda.
              A z drugiej...

              Dziś już pójdę się poprzytulać do Męża. Ale wiem, że to nie są
              sprawy, na które należy machnąć ręką. Dobrej nocy
              • twoj_aniol_stroz Re: nieudacznik :( 13.10.07, 21:44
                Pa, pa, do zobaczenia smile))))
        • warszawianka51 Re: nieudacznik :( 14.10.07, 08:20
          > Uważasz, że wartościowsza jest koleżanka robiąca tipsy?

          A Ty uważasz, że jest mniej wartościowa?
          • mamalgosia Re: nieudacznik :( 14.10.07, 09:30
            Nie wiem, do kogo to, ale odpowiem: wartościowszy nie jest ani
            nauczyciel, ani tipsiara. Natomiast są zawody, które bardziej cenię
            i te, które mniej. Żadna praca nie hańbi, ale są czynności, za
            których wykonywanie podziwiam ludzi. Tipsy mi nie imponują. Ale to
            zupełnie nic nie oznacza
      • pawlinka Re: nieudacznik :( 13.10.07, 21:20
        Kasiu, dobrze Cię rozumiem, też to słyszałam. Miałam 15 lat i rozmawiam z mamą
        swojej koleżanki. Kiedy dowiedziała się, że w liceum wybrałam klasę ogólną, bo
        interesują mnie przedmioty humanistyczne (humanistycznej nie było), zaczęła mnie
        straszyć: "Nie chcesz iść na prawo? na medycynę? to jesteś naiwną siłaczkę,
        skoro tylko chcesz uczyć polskiego, to bez ambicji...Nie zrobisz kariery!" Nie
        zrobiłam. Uczę. Tylko uczę. W dodatku ryzykuję bardzo, bo proszę o pół etatu. To
        jest niepoważne. Nie myślę o latach niżu demograficznego, które nadchodzą, o
        emeryturze.
        Kasiu, Ty wiesz, że wybrałaś dobrzesmile))To droga, Twoja i tylko Twojasmile
        • mamalgosia Re: nieudacznik :( 13.10.07, 21:41
          Pawlinko, rzecz właśnie w tym, że nie wiem, że wybrałam dobrze. Być
          może w czymś innym byłabym dobra, a przynosiłoby to wymierniejsze
          korzyści. Bo to nie jest tak, że trzeba realizować swoje pragnienia.
          Gdy się jest panną, to może można spojrzeć inaczej. Ale jeśli jest
          się współodpowiedzialnym za rodzinę, to może nie czas na to, by
          spalać się dla kogoś, komu niezbędna nie jestem? Pracy wcale nie
          trzeba lubić, trzeba sie zastanowić, dlaczego się pracuje.
          Realizować siebie, oddawać się pasjom mogę np. za 10 lat, kiedy już
          nie będę czuła się tak potrzebna dzieciom. Teraz - jeśli już
          uznaliśmy, że potrzebna jest moja pensja - może powinno się
          pomyśleć, by była ona sensowna.
          Pawlinko, zawód nauczyciela może być piękny, obie to wiemy. Ale to
          jakby zupełnie nie na temat
          • pawlinka Re: nieudacznik :( 13.10.07, 22:38
            Rzecz w tym, Mamalgosiu, że ja obok napisałam, obok problemu. To ostatnie zdanie
            właściwie dodałam, nie wierząc za bardzo w to, co piszę.
            Wiem, że ludzie potrafią dowalić, potrafią skrytykować,ale czasem też jest tak,
            że bardzo oceniamy siebie krytycznie, że często porównujemy się z innymi, a to
            nie jest najlepsza metoda. Zawsze znajdą się gorsi i lepsi od nas. Wtedy łatwo
            popaść w pychę albo czuć się nieudacznikiem. Tak to sobie tłumaczę. Potrzebujemy
            akceptacji, ale i bez niej można żyć. To trudniejsze, znacznie trudniejsze.
            Myślę, że chyba stanęłaś przed jakimś zakrętem i pewnie dasz radę go pokonać,
            nie jesteś sama. Twoje życie jest skrojone dla Ciebie, na Twoją miarę. Życzę Ci
            zatem spokoju ducha i światła. Zawód nauczyciela jest piękny w takim samym
            stopniu jak kosmetyczki "tipsyczki", bo na początku gdzieś leży decyzja "po co?"
      • mader1 Re: odpisuje drugi nieudacznik :)))) 13.10.07, 21:48
        Mamalgosiu wink ja wiem - ja Ci napiszę, że to nieprawda, a Ty mi
        odpiszesz, że co z tego, skoro tak czujesz. I ja to, wyjatkowo,
        patrz jak się uczę smile))) rozumiem.
        Gdy spotkamy się z niezrozumieniem ze strony osób, które lubimy,
        czujemy... no... smutek... przykrość... i jeszcze te lebry za
        plecami... Skutek bardzo odległy jakiegokolwiek działania
        wychowawczego... Można mieć taki dzień...
        Twoje wybory mogą być niezrozumiałe dla innych.
        Gdyby wszyscy myśleli, jak oni, ciekawe kto zdobyłby się na
        bezinteresowność, pomoc, uczenie...
        Gdybyś zarabiała " pieniądze" też okałoby się, że za mało, albo że "
        sprzedałaś " swoje ideały...
        To, co robisz ma wartość.
        Twoje posty nie są spotkaniem z nieudacznikiem.
        A z tymi tipsami to jest może pomysł... Miałabyś więcej czasu na
        forum smile)) dla dzieci smile)))) To można i po studiach... smile)))
        • kulinka3 Re: odpisuje drugi nieudacznik :)))) 13.10.07, 22:01
          Mamlgosia pewnie już w ramionach męża,a jak ta sobie myślę,że zobaczcie.Być w
          domu źle, pół etatu też źle, mieć pracę za mało pieniędzy też niedobrze.Znaczy
          trzeba mieć pracę za wielką forsę. Tyle tylko,że wielka forsa najczęściej to
          totalna nieobecność w domu, duża odpowiedzialność i duży stres.Coś za coś.Taki lajf.
          • twoj_aniol_stroz Re: odpisuje drugi nieudacznik :)))) 13.10.07, 22:07
            Mam taką znajomą, która ma koszmarnie dużo kasy i jakoś nie widzać
            tam szczęścia. Jej mąż ma znaną firmę wędliniarską, mają bliźnięta,
            dom, super samochody, wakacje w dalekich krajach. Ale... ona była
            gruba, teraz schudła, tyle że żywi się wyłącznie koktajlami (jakaś
            chemia z mikroelementami i witaminami), bo panicznie boi się, że
            utyje i mąż zostawi ją dla innej, codzienny strach o dzieci, bo już
            raz ktoś próbował je porwać, ciągły strach jej o to, że mąż zostawi
            ją dla innej - młodszej, ładniejszej, szczuplejszej. Za żadne
            pieniądze bym tak nie chciała smile)
            • mamalgosia Re: odpisuje drugi nieudacznik :)))) 14.10.07, 09:28
              nie, no, bardzo bym nie chciała żebyśmy tutaj zaczęli udowadniać,
              że "pieniądze szczęścia nie dają". Bo nie mamy kogo przekonywać
              (przecież tu nikt tak nie myśli)
              • twoj_aniol_stroz Re: odpisuje drugi nieudacznik :)))) 14.10.07, 09:51
                A czy ja kogokolwiek przekonuję smile))), a czy jest tu ktokolwiek do
                przekonywania? smile))))
          • mader1 Re: odpisuje drugi nieudacznik :)))) 13.10.07, 22:09
            jak ktoś chce skrytykować, zawsze ma za co sad
            • mamalgosia Re: odpisuje drugi nieudacznik :)))) 14.10.07, 09:28
              Mader, tak. Ale właśnie ja tego nie odebrałam jako krytykę. Tylko
              jakieś rzeczowe, prawdziwe stwierdzenie.
          • mamalgosia Re: odpisuje drugi nieudacznik :)))) 14.10.07, 09:26
            kulinka3 napisała:

            > Mamlgosia pewnie już w ramionach męża,
            już niesmile

            Być w
            > domu źle,
            Wiesz, właśnie wcale nie. Mam tak jakoś poukładane, że wszystko w
            swoim czasie. Jakiś tam sobie ten "swój czas" ustaliłam. No i teraz
            by mi pasowało bycie w domu z Młodszym. Bo nie rzecz w tym, że nie
            chcę pracować w szkole już nigdy. Bynajmniej.

            pół etatu też źle,
            To na pewno zależy gdzie. U nas to niestety źle ("u nas" - w mojej
            szkole)

            mieć pracę za mało pieniędzy też niedobrze.
            Też nie o to chodzi. Chodzi o pracę, z której zysko są bardzo małe w
            porównaniu do strat dokonanych przez nią. O to chodzi. proporcja
            zachwiana groźnie

            Znaczy
            > trzeba mieć pracę za wielką forsę.
            A, czemu nie?smile

            Tyle tylko,że wielka forsa najczęściej to
            > totalna nieobecność w domu, duża odpowiedzialność i duży stres.Coś
            za coś.Taki
            > lajf.
            Ale widzisz: podałam przykłąd tej osoby z mojej rodziny - właśnie
            ona jest dużo w domu, nerwów zero, robi co lubi, na wszytsko czas,
            pieniądze i energia. Zarabia nie kokosy,ale w sam raz
            • kulinka3 Re: odpisuje drugi nieudacznik :)))) 14.10.07, 10:23
              Mamlgosiu,
              pod wieloma Twoimi stwierdzeniami mogłabym się podpisać.Jestem zdania,że praca
              winna być wynagradzana godnie i jeśli tak nie jest, a mamy możliwość jej zmiany,
              to tak trzeba zrobić. Każdą pracę można wykonywać dobrze, profesjonalnie i na
              chwałę Bożą.Mnie np szczególnie łapią za serce te proste prace, które dobrze
              wykonane sprawiają tyle radości innym, a to ,że jest czysto na klatce, w
              metrze,że ktoś miło obsłuży w sklepie, doradzi w sklepie.
              Zarabiać pieniądze też nie grzech,nawet te ogromne.
              List, na który odpowiedziałaś nie był konkretnie pod Twoim adresem,lecz
              refleksją ,że na każdego kij się znajdzie i że każda sytuacja jest dobra i zła
              równocześnie.
              A naprawdę duże pieniądze Mamlgosiu rzadko kiedy niosą i czas i brak stresu i
              obecność w domu.
              Trzymam kciuki za światełka w głowie i za to, byś miała ten wewnętrzny pokój,że
              wybrałaś dobrze.Tylko pamiętaj wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma.
              • mamalgosia prawo do bycia nieudacznikiem 14.10.07, 11:43
                mamy?
                Nie mówię o byciu "nieudacznikiem" w oczach innych, takim
                nieudacznikiem przekonanym o wartości tego co robi i jak robi.
                Czy mamy prawo być nieudacznikiem we własnych oczach i nie starać
                się tego zmienić?
                • pawlinka Re: prawo do bycia nieudacznikiem 14.10.07, 12:16
                  Mamalgosiu, pytanie najpierw, co oznacza bycie nieudacznikiem? Coś mi się nie
                  udało, tak? Coś mi sie nie udaje stale? we wszystkim? A może to dążenie do
                  perfekcjonizmu? Taki teraz jest lans. Piękne dzieci, świetna praca, szybko
                  dobrobyt. We wszystkich dziedzinach życia muszę odnieść sukces? Może najpierw
                  bilans trzeba zrobić? Jedne rzeczy mi się udały, inne - nie. Jedne teraz, drugie
                  potem, inne - nigdy? Może mamy sobie dać prawo do straty, zgodnie z poczuciem
                  naszej odpowiedzialności, dojrzałości?
                  Mamalgosiu, mamy siebie kochać, z tego wynika, że mamy działać. Zauważyłam, ze w
                  Twoich postach mówisz o miłości, działasz dla swoich bliskich. Podejmujecie
                  decyzje w imię miłości. Dlatego nie można tutaj mówić o nieudacznictwie. W imię
                  tej miłości mieszkasz w jednym domu z mamą, w imię tej miłości teraz jest Ci
                  trudno, bo czujesz potrzebę zmiany. Zawsze możemy się mylić, zawsze możemy
                  podjąć złe decyzje, zawsze to sie może zdarzyć, ale nie myli się ten, kto nic
                  nie robi. Zatem nieudacznikiem nie jest ten, kto próbujesmile

                  • mamalgosia Re: prawo do bycia nieudacznikiem 14.10.07, 12:26
                    Pawlinko, ależ pięknie napisałaś...
                    Mądra z Ciebie kobieta.

                    A przemyślę to wszystko jeszcze nie raz...
                  • kulinka3 Re: prawo do bycia nieudacznikiem 14.10.07, 13:28
                    To jest pytanie- co jest nieudacznictwem ?
                    A prawo i obowiązek ( tfu, tfuwink)) mamy do tego, by stawać w prawdzie o sobie.
                    A ta prawda to mieszanina słabości, grzeszności, dobra,trafionych i
                    nietrafionych wyborów, sukcesów- często niewymiernych i naszych porażek.
                    Czy życie naszego Pana było sukcesem, tak jak go dziś rozumiemy? Nie, ale
                    błogosławiona ta porażka.
                    Pawlinko! Jak dobrze,że znów z nami jesteś i piszesz.

                    • mader1 Re: prawo do bycia nieudacznikiem 14.10.07, 14:31
                      > Czy życie naszego Pana było sukcesem, tak jak go dziś rozumiemy?
                      Nie, ale
                      > błogosławiona ta porażka.
                      > Pawlinko! Jak dobrze,że znów z nami jesteś i piszesz.

                      Bardzo dobrze smile
                      A św. Wojciech, a św. Elżbieta... a... Nie można przecenić
                      pragnienia człowieka, aby czynić dobrze, aby pomagać, aby
                      pocieszać... Jak miłe to musi być Bogu, skoro porażkę przemienia w
                      zwycięstwo...
                      • pawlinka Re: prawo do bycia nieudacznikiem 14.10.07, 21:17
                        Jak kadzą... dlatego tutaj jestemsmile)) Sie człek dowartościowujesmile)))

                        A teraz serio.
                        Myślę, że nieudacznikiem jest się przede wszystkim w oczach innych. My da siebie
                        jesteśmy bardziej łaskawi. Wstajemy i idziemy się dalej zmierzyć ze światem.
                        Czasem wybieramy inną drogę.

                        • mamalgosia Re: prawo do bycia nieudacznikiem 14.10.07, 21:27
                          pawlinka napisała:

                          >
                          > A teraz serio.
                          > Myślę, że nieudacznikiem jest się przede wszystkim w oczach
                          innych. My da siebi
                          > e
                          > jesteśmy bardziej łaskawi.
                          Kto jak ktosad(

                          Wstajemy i idziemy się dalej zmierzyć ze światem.
                          A mamy inne wyjście?



                          >
                  • mamalgosia Re: prawo do bycia nieudacznikiem 14.10.07, 14:40
                    Ostatnie zdanie oznacza, że nie mamy prawa trwać w nieudacznictwie,
                    prawda? Jeśli w jakiś sposób za nieudaczników siebie uznajemy (bez
                    definicji, po prostu w sumieniu), nie możemy tego zostawiac bez prób
                    zmian.
                    • mader1 Re: prawo do bycia nieudacznikiem 14.10.07, 20:46
                      ja myślę... ( ale to moje zdanie tylko), że jeżeli czujemy, że
                      mocno czujemy, że coś nie tak... że wybór, którego dokonaliśmy
                      kiedyś ( i wtedy wcale nie był nieudany,nie był wyborem
                      nieudacznika, a był racjonalny i sensowny - wierzę, że tak jest w
                      Twoim przypadku Mamalgosiu, bo za ofermę Cię nie uważam)teraz, do
                      obecnej sytuacji nie pasuje... Może być to prawda. Ja wtedy próbuję
                      coś zrobić. Wyobraź sobie, że moje przeczucia wcale nie zawsze są
                      słuszne. I wtedy i tak pojawiają się takie okoliczności, takie
                      sytuacje, że widać, że ma wszystko zostać, jak jest. Tak się stało
                      ostatnio, pomimo iż włożyłam sporo pracy w ewentualną zmianę.
                      Okazało się, że te ruchy, które wykonałam były potrzebne do zupełnie
                      czego innego...
                      Już jakiś czas po rozmowie z koleżanką zanalizuj to jeszcze raz,
                      wypunktuj , przemyśl na spokojnie.
                      • mamalgosia Re: prawo do bycia nieudacznikiem 14.10.07, 21:26
                        mader1 napisała:

                        > ja myślę... ( ale to moje zdanie tylko), że jeżeli czujemy, że
                        > mocno czujemy, że coś nie tak... że wybór, którego dokonaliśmy
                        > kiedyś ( i wtedy wcale nie był nieudany,nie był wyborem
                        > nieudacznika, a był racjonalny i sensowny - wierzę, że tak jest w
                        > Twoim przypadku Mamalgosiu, bo za ofermę Cię nie uważam)teraz, do
                        > obecnej sytuacji nie pasuje... Może być to prawda.
                        CHyba dokładnie o to chodzi. Że być może kiedyś znowu będzie pasował
                        i na pewno pasował kiedyś. Ale teraz powoduje we mnie taki sztorm,
                        że to nie może być normalne i w porządku

                        Ja wtedy próbuję
                        > coś zrobić.
                        No więc ja też próbuję, choć z prób konkretnych na arzi nici, teraz
                        trochę rozmyślam nad innym rozwiązanie, modlę się, gadam o tym, ale
                        przyznam, że najbardziej to bym chciała by zdarzyło się COŚ, co
                        dokładnie wskazałoby drogę.
                        Ale może to taki niepokój, który należy pokonać? Może to wymysły
                        chorej wyobraźni ?

                        Wyobraź sobie, że moje przeczucia wcale nie zawsze są
                        > słuszne.
                        Nawet pamiętam jedno takie przeczuciesmile

                        I wtedy i tak pojawiają się takie okoliczności, takie
                        > sytuacje, że widać, że ma wszystko zostać, jak jest. Tak się stało
                        > ostatnio, pomimo iż włożyłam sporo pracy w ewentualną zmianę.
                        Hmmm. Ja zawsze mam problem z odróżnieniem, czy te okoliczności
                        pojawiają się by się im poddać, czy by je pokonywać i działać
                        pomimo. Wiem, że tego mi nikt nie powiesad


                        > Już jakiś czas po rozmowie z koleżanką zanalizuj to jeszcze raz,
                        > wypunktuj , przemyśl na spokojnie.
                        Mader, ja myślę nad tym na spokojnie i na niespokojnie już około pół
                        roku. Ta rozmowa byłą tylko jakimś pretekstem do postu tutaj, ale
                        nie do moich myśli.
                        No nic. Zobaczymy.
                        A w ogóle to zjeżdżając z parkingu przybrałam słupek, nadkole mam
                        przeurocze

                        Dziękuję mader, takie słowa są bardzo cenne. Niczego nie zmieniają,
                        ale chyba trochę podtrzymują na duchu
                        • mader1 Re: prawo do bycia nieudacznikiem 14.10.07, 23:24
                          wydawało mi się, że lepsza będzie " Piosenka dla ptaka" , ale nie
                          mogłam jej znaleźć.
                          Więc daję Ci w prezencie to samo, ale inaczej
                          pl.youtube.com/watch?v=6t5HbSvcIQM
                          • mamalgosia linoskoczek... 15.10.07, 15:02
                            Mader Droga...
                            Dziękuję...
                            Kocham to Oblicze, brakuje mi Go...
                            Dobrze było zobaczyć, jak dobrze...

                            Jestem dziś bardzo zmęczona i źle się czuję - fizycznie. Może już
                            tego wszystkiego jest już ponad mniesad
                            • mader1 Re: linoskoczek... 15.10.07, 15:19
                              szukałam dla Ciebie co innego Turnaua. Ale jak zobaczyłam TO
                              wiedziałam, że To prezent dla Ciebie, a ja jestem tylko listonoszem.
                              To też linoskoczek. a jak inczej brzmi... z Tą twarzą... i jakie są
                              to prawdziwe słowa...
        • mamalgosia mader 14.10.07, 09:22
          mader1 napisała:

          > Gdy spotkamy się z niezrozumieniem ze strony osób, które lubimy,
          > czujemy... no... smutek... przykrość... i jeszcze te lebry za
          > plecami... Skutek bardzo odległy jakiegokolwiek działania
          > wychowawczego... Można mieć taki dzień...
          Mader, ale to nie chodzi o jakiś smutek, przykrość. To jest coś, co
          mnie jakoś męczy od dłuższego czasu (powiedzmy, że co prawda pod
          nieco innym kątem) i to było tylko takie potwierdzenie. To nie
          smutek, żal, przy którym chcę się być pocieszonym, pogłaskanym,
          utwierdzonym w swoim wyborze. To taki - jak to okresliła pawlinka -
          zakręt.

          Nie ukrywam, że pomyślałam o naszym forum - ale nie o konkretnych
          osobach - że jest tutaj też parę takich życiowych "nieudaczników".
          Ale piszę to celowo w cudzysłowiu - bo coś co dla świata jest
          marnością, głupstwem, w oczach chrześcijan może mieć wysoką wartość.
          I w oczach tego, kto takiego a nie innego wyboru dokonał. I to jest
          dobrze.
          Niedobrze jest wtedy, gdy ów nieudacznik (bez cudzysowia) nie czuje
          wewnętrznego spokoju, który towarzyszy dobrze podjętej decyzji. A
          przeciwnie: czuję niepokój, czuje że to właśnie nie tak jak ma być
          (choć nie widzi JAK ma być), czuje się szarpany i rozdarty.

          W realu też znam kilku nieudaczników. Szczególnie przychodzą mi na
          myśl 3 osoby: moja ukochana Pani Doktor, moja Przyjaciółka i kolega
          z pracy. Wiem, że Przyjaciółce nie jest dobrze z tym jej
          nieudacznictwem, wiem, że i Pani Doktor również średnio (nb to ona
          właśnie tak siebie okresliła). Kolegi nie znam bliżej.


          > Gdybyś zarabiała " pieniądze" też okałoby się, że za mało, albo
          że "
          > sprzedałaś " swoje ideały...
          Myślisz?

          >.
          > A z tymi tipsami to jest może pomysł... Miałabyś więcej czasu na
          > forum smile)) dla dzieci smile)))) To można i po studiach... smile)))
          I o to właśnie mi chodzi! Nie konkretnie o tipsy, ale od dawna
          ludzie z wyższym wykształceniem mieli zieleniaki, nie wiem o tam
          jeszcze.
          Co za burzasad
          • mader1 Re: mader 14.10.07, 13:00
            wiesz, a dla mnie to zastanawianie się nad swoimi wyborami,
            myślenie o tym, czy te wybory są dobre - ze względu na rodzinę,
            bliskich, zastanawianie nad tym, czy ich się tymi wyborami nie
            krzywdzi... Zastanawianie się, ile w moim wyborze wygodnictwa,
            nieudacznictwa, które toleruję, a ile miłości czy rozwagi - dla mnie
            takie dylematy są drogą, którą idzie chcrześcijanin.
            Chce kochać siebie, ale chce i od siebie wymagać choćby inni od
            niego nie wymagali, chce przekraczać siebie.
            Ja mogę Cię zapewnić, że nie jesteś nieudacznikiem - nie widzę Cię
            jak nieudacznika.
            Widzę osobę, która walczy o swoją godność i zastanawia się nad swoim
            życiem.
            Każda owocna rozmowa w Toim życiu, każda czyli jedna już - nadała mu
            sens.
          • sharon1_28 Re: mader 14.10.07, 23:14
            Witajcie! raczej czytam to forum, rzadko piszę bo wydaję się sobie
            niewystarczająco mądra żeby zabierać głos..
            Teraz piszę, bo mam ostatnio podobne uczucia i przemyślenia jak
            mamałgosia. Mam pracę na dobrych warunkach, nieźle zarabiam ale...
            no właśnie - też czuję, że to nie jest do końca to co chciałabym
            robić. Niedawno urodziłam dziecko i chciałabym być z nim cały czas,
            bardzo tęsknię, ale powrót do pracy był konieczny bo kredyty, bo
            pracę trzeba utrzymać itp.. OK, tylko za jaką cenę? Taką, że
            dzieciaki widzę 2 godziny dziennie bo muszę swoje odstać w korkach
            wracając do domu... Mój problem trochę się różni, bo niestety nie
            skończyłam studiów i nie mam wyższego wykształcenia.. jeśli
            zrezygnowałabym z pracy, którą mam kto wie czy trafiłaby się inna na
            takim poziomie.. Chcę coś zmienić tylko nie wiem jak.. Modlę się,
            staram się wierzyć, ale jest mi coraz trudniej.. Mam jakieś pomysły,
            ale wszystkie wydają się tak nierealne.. Uwielbiam na przykład robić
            zdjęcia, ale nie jestem na tyle dobra aby tym zarabiać na życie.. I
            tak jest jeszcze w paru innych dziedzinach... czekam na jakiś znak,
            jakąś wskazówkę... ale cierpliwości brak.. Przepraszam za te
            chaotyczne myśli, pozwoliłam sobie napisać bo ja też w ostatnim
            czasie czuję się nieudacznikiem.
            • mader1 Re: mader 15.10.07, 15:26

              --> Witajcie! raczej czytam to forum, rzadko piszę bo wydaję się
              sobie
              > niewystarczająco mądra żeby zabierać głos..

              Sharon smile taka mądra jak Isma, to żadna z nas nie jest smile)))
              Nie bój się Jej, bo Ona ma Gołębie Serce smile

              Ale pisać możesz zawsze, bo piszesz ładnie, od serca , mądrze.
              Bardzo Ci współczuję. Tęsknić za dzieckiem jest bardzo trudno, w
              dodatku kiedy musisz w pracy być aktywna.
              Teraz tyle osób ma wyższe wykształcenie, że może przekornie jego
              brak nie jest aż takim obciążeniem...
              Ono przestaje cokolwiek znaczyć.
              Mam Cię w pamięci i ufam, że może... znajdziesz bratnią dusze, z
              którą łatwiej będzie Ci cokolwiek innego wymyśleć ?
              Pytaj ludzi wokół...
              Jakieś kursy ?
              Albo pojawi się jakieś inne miejsce....

              Bądź dobry - każdy, kogo spotkasz, prowadzi ciężki bój. J. Watson
              Wychowanie w wierze
              • isma Aaaaaa! 15.10.07, 15:45
                mader1 napisała:

                taka mądra jak Isma, to żadna z nas nie jest smile)))
                > Nie bój się Jej, bo Ona ma Gołębie Serce smile

                Ja JESZCZE ZYJE (co prawda, nie dalej jak wczoraj niewiele
                brakowalo, ale jednak ciagle zyje)!

                Mowilam juz, ze za zycia holdy przyjmuje w okreslonych terminach, a
                proces kanonizacyjny to ewerntualnie jak juz opuszcze ten padol lez.

                Serca, jak juz nadmienialam, nie posiadam, golebi nie cierpie.
                Ale staram sie nie robic nikomu krzywdy, no, staram sie wink)).
                • mader1 Re: Aaaaaa! 15.10.07, 16:09
                  > Ja JESZCZE ZYJE (co prawda, nie dalej jak wczoraj niewiele
                  > brakowalo, ale jednak ciagle zyje)!

                  No dobra, dobra... to nie znaczy, że zaraz mozesz na mnie
                  krzyczeć smile)))))
                  • isma Re: Aaaaaa! 15.10.07, 16:32
                    No musze krzyczec, zgodnie z zasada Marzek - niedostatki wizji
                    trzeba uzupelniac nadmiarem fonii wink)).

                    A'propos krzyku, rozbawila mnie pare dni temu scena tramwajowa. Otoz
                    jade ja sobie tramwajem nr 8 do domu, dosc tloczno. W sasiedztwie
                    para - ojciec i corka, zakupione blejtramy przewozacy - on malarz
                    (typ rozchelstany: flanelowa koszula, opadjace spodnie), ona
                    studentka ASP (typ demoniczny: czarna miniowka, czarne rajstopki,
                    czarne glany, czarny lakier na pazurach, czarna szopa na glowie).
                    Nieopodal mlody czlowiek w dresie, wyraznie pod wplywem (nie
                    studentki).

                    Mlodemu czlowiekowi dzwoni komorka. Odbiera wiec, i zaczyna sie
                    wydzierac do aparatu - skadinad gesto przetykajac wypowiedz slowami
                    powszechnie uznawanymi za obrazliwe. Tata-malarz, z wyraznym
                    niesmakiem: "Ludzie to strasznie wrzeszcza to tych komorek, tak jak
                    by to na cos pomagalo". Corka-studentka, poblazliwie: "Ale tata, ja
                    tez czesto, jak jade tramwajem, to slabo przez komorke slysze".
                    Tata, jeszcze bardziej poblazliwie: "no, wlasnie, tylko ze to, ze
                    bedziesz wrzeszczec, nie pozwoli ci lepiej slyszec..."
                  • pawlinka Re: Aaaaaa! 15.10.07, 16:49
                    Ja myślę, że poświeci się nam nieco miejsca w monografii: "Isma. Życie i
                    twórczość". T.134. s.342, wyd. Kraków rzecz jasna.smile)
                    • isma Kanal 15.10.07, 17:15
                      Taaaaaa, jassssssssne.
                      Wypadniecie zaraz po rozdziale poswieconym mojej tworczosci w
                      temacie kompromisowego ulokowania mediow w ulicy Podgorki w
                      Swoszowicach.
                      Przy czym, piszac "media", wcale nie mam na mysli kanalu religia.tv,
                      tylko kanalizacje deszczowa oraz ogolnosplawna wink)).
                      • isma PS. 15.10.07, 17:17
                        To, co robie, ma wartosc. To, co robie, ma wartosc. To, co robie...
    • ula27121 Re: To, co robię ma wartość 15.10.07, 14:19
      A ja zawsze myślałam, że moje koleżanki nauczycielki wygrały los na loterii. I
      czasem się zastanawiałam co mnie podkusiło, żeby nie wybrać tego
      zawodu.....Zawsze mi się wydawało że praca sensowna, zarobki przeciętne ale mogą
      tyle czasu poświęcić rodzinie....zazdroszczę im zawsze.

      I nie chodzi mi o to żeby jakoś tak negatywnie wyliczać bo moja prababcia,
      babcia i mama i siostra to też nauczycielki....zawsze uważałam, że praca cudowna
      dla kobiety, ze może dać swoim dzieciom czas, którego ja nigdy nie będe dla nich
      miała pracując.....
      • pawlinka Re: To, co robię ma wartość 15.10.07, 15:30
        właściwie to chyba praca dla kobiety wymarzona.
Inne wątki na temat:

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nie pamiętasz hasła lub ?

Nakarm Pajacyka