wiewiorka29
13.07.06, 10:03
Czesc.
Pisalam tu kiedys....
Może skonczę te historię... ku przestrodze dziewczyn które dają się omamić
żonatym „których z żoną nic nie łączy” lub którzy „zapomnieli o żonie
powiedzieć”... Miłość zaslepia, musicie być pewne siebie i twarde, żeby nie
dac siebie zabić...
forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=24087&w=20197155&a=20197155
Co było dalej? Z perspektywy czasu mysle, ze zrobilam rzecz najgłupszą jaka
mogłam zrobić... Mea Culpa...
Pozwoliłam mu zostać nie stawiając warunków.
Nie zażądałam konkretnej daty rozwodu, nie postawiłam sprawy brutalnie wprost
„w te albo wewte”.... Czekałam, żeby sam powziął decyzję, czy się rozwodzi i
jesteśmy razem, czy zostaje z żoną. Gdybym zażądała od niego rozwodu to
czułabym, że to ja jestem winna rozpadowi jego małżeństwa, a przecież on
twierdził że to małżeństwo to fikcja, czekałam więc by zrobił to co powinien w
takiej sytuacji, żeby swoje słowa, zapewnienia, wyznania potwierdzić. Wtedy to
miałoby sens. Można by probowac zaufac znowu.
Było nam dobrze ze sobą... Był dla mnie dobry, starał się w codziennych
sprawach... ale nie w tych najważniejszych które nas dzieliły... Ale moje
czarne myśli nawarstwiały się, on lawirował słowami na tyle, że nigdy nie
udało się przeprowadzić tzw „poważnej rozmowy” miedzy nami, ja czekałam na
jego słowa bo to, żeby wyszły od niego, było dla mnie konieczne bym mu mogła
znowu zaufać. Czułam się z tym coraz gorzej. W koncu przy okazji jakiejs
rozmowy na jego pół-żarty ze pewno się z jakimis facetami z internetu
spotykam, powiedzialam, ze jak tak ma być nadal miedzy nami to zacznę się
umawiac z innymi.. Wkurzył się, zarzucil mi ze na pewno już się umawiam, i
wyszedł bez słowa, na drugi dzień zrobił mi awanturę przez gg, obraził się ..
i odszedł. (dzis myslę, ze może szukal wygodnego pretekstu by się uwolnic ode
mnie).. Meskie ego nie znioslo ze nie jest idealam którego bezkrytycznie
uwielbiam..tylko sobie dawal prawo do flirtow...
Rozstaliśmy się, jakos pogodzilam się z tym faktem, choc ciezko było, tym
bardziej ze widziałam go szybko potem z inną –przykre to było, ..ale
kochalam go ciagle, do bolu.. zyczylam pomimo wszystko szczescia,.
Po kilku miesiacach zjawił się u mnie przy okazji kalendarzowych rocznic. I
znow byliśmy razem, z wyznaniami, z miloscią...że mu bardzo zależy.. Ze tamta
dziewczyna to była „pocieszycielka” po tym jak ja go brutalnie porzucilam,
musial się komus wygadac bo by zwariował z rozpaczy... Rozwód miał miec za
kilka miesiecy. Mieszkał już osobno. Cieszylam się ,że wrócił, że teraz
wreszcie będziemy cos budowac razem, bo przeciez oboje się kochamy i oboje to
czujemy... Jak wszystkie swoje sprawy ulozy to możemy myslec o nas. I
przychodzil do mnie, spotykalismy się, prawie jak dawniej, ..prawie; bo cos
czego nie do konca rozumialam było inaczej. Ciagle zaypywał mnie wyznaniami,
opowiesciami jak mnie kocha, jak tęskni, jak marzy o mnie... ale zaczął też
pozwalać sobie na uszczypliwości pod moim adresem, czestsza krytyke, mniej
czasu miał dla mnie, nie wiedzialam o co chodzi. Jakby mnie za cos karał.
Wpadal na seks i kolacje, wychodzil.. Znowu poczułam się jak kochanka a nie
ktos z kim się planuje przyszlość, gdy mu postawiłam takie zarzuty obraził
się, wytknął mi moje beznadziejne zachowania względem niego, i że niby na co
liczyłam po tym jak go poprzednio porzuciłam, ,... Tego już mialam dość.
Zerwałam.
Przez kilka miesięcy nękał mnie głuchymi telefonami. Gdzie się dało
sygnalizował ze mysli o mnie, ze teskni. Nie pozwalał mi o sobie zapomnieć, a
ja mialam paskudną depresję, nerwy w strzępach, i ...kochałam go, ale
chcialam zapomnieć.
Po pół roku, odnowił kontakt, był już po rozwodzie. Znowu odgrywał
zakochanego, uzgodnilismy-mielismy być przyjaciolmi i poznac się jakby na
nowo, spotykac sie i zadecydowac co dalej, dalam temu kolejna szansę.
skonczylo się jeszcze szybciej niż poprzednio, okazalo się ze mnie oklamywal,
odgrywał samotnego i nieszczesliwego, w miedzyczasie pojechal do innej
dziewczyny a wtedy nie moglam się do niego dodzwonić.. pokretnie to tłumaczyl,
unikal mnie, moich pytań.. nawet nie potrafił powiedzieć wprost „nie chcę być
z tobą” ... nie odważył się rozstać z honorem... korzystał z mojej zgrabnej
pupci do końca, potem cichaczem zniknął, a mnie określa (przy kazdej
nadarzajacej się okazji) wredną babą która jego biednego misia nie docenila,
odrzuciła jego wielką miłość, i tak podle potraktowała...
To by było na tyle historyjki.
Czasem myslę, że były w nim dwie osoby, ten wspaniały radosny dobry facet
którego poznałam i pokochałam i ten drugi od lat żyjacy w obłudzie i
kombinacjach, który już dawno zatarł granice miedzy prawda a kłamstwem... Obaj
oni pragnęli miłości. Ale co pierwszy zbudował to drugi niszczył jak zabawkę..