aztek2017
10.03.19, 19:18
Dokładnie 10 lat i 3 miesiące temu córka przyniosła do domu znalezionego czarnego kaciaka który mieścił się na dłoni a po 10 dniach zagubionego lub raczej porzuconego szczeniaka.Rośli razem i jedli czasami z tego samego talerza.Mamy dom samodzielny z ogrodem.Kaciaka początkowo trzymaliśmy w domu.Siadał mi na kolanach, mruczał i ssał, jak dziecko, koszulę.Potem podrósł i chodził własnymi drogami.Wracał do domu, miał własne miejsce przy oknie kuchni.Czasami znikał na cały dzień, potem wracał.Miał też własne miejsce w garażu.Wystarczyło wyjść z kuchni i zawołać i przybiegał.Mistral nauczył się wchodzić do kuchni, siadać przed lodówką i miałczeć żeby coś dostać! Nie bał się psa bo rośli razem i pies, Mat, go tolerował bo wiedział że należy do rodziny.Mistral odszedł po 6 latach.Umarł przy nas.Dzisiaj rano o 7,10 pozostawił nas Mat.Wszyscy nazywali go cukiereczkiem.Chciał być pieszczony.Średnich wymiarów, czarny, z białymi łapkami, białym końcem ogona, białym krawatem.Miał 10 lat i 3 miesiące.10 lat przeżytych dobrze.3 miesiące temu zdiagnozowano nowotwór węzłow chłonnych.On wiedział że odchodzi.Przytulał się do nóg.Byliśmy z nim całą noc aż do ostatka.Bardzo mi go brakuje.Za kawałek chleba dawał miłośc i przywiązanie w tym kurewskim gównianym świecie.Czuję się osamotniony.Od lat wychodziłem z nim wcześnie rano i wieczorem.Odpowiedziecie mi, jeśli odpowiedziecie, to weź sobie innego.Racja, ale potem jest strata a kiedy jest się inaczej młodym a rodzice od dawna już odeszli, dzieci mają, i słusznie, własne życie zostaje się mniej wytrzymałym i straty bolą więcej.Daje się też inną wartość życiu.To tyle.