anuszka_ha3.agh.edu.pl
15.02.14, 12:56
wyborcza.pl/magazyn/1,136631,15460865,Geje_ksiedza_Oko.html
Ciekawy artykuł, chociaż początek trochę mylący. To nie są geje-przyjaciele ks. Oko, tylko w większości geje, którzy znają go, ale on ich nie zna.
Nietypowi ci ludzie. Zastanowił mnie ten gej-teolog z uniwersytetu papieskiego w Krakowie. Wychodzi na to, że jest rozmyta granica pomiędzy "robić swoje" a "uprawiać hipokryzję". Bo można postępować wg własnego sumienia i wbrew nakazom Kościoła, niespecjalnie się tym chwaląc, bo kogo to obchodzi. Ale też można nie chwalić się nie dlatego, że nikogo to nie obchodzi, lecz dlatego, że zostałoby się potępionym.
Bardzo, bardzo nie lubię zarzucania nikomu hipokryzji i nie wiem, gdzie ta granica jest. Czy gej teolog z katolickiej uczelni powinien o swoim gejostwie bohatersko mówić dla zasady, narazić się profesorom, może nawet dać się wylać z uczelni, ale dzięki temu pozostać w zgodzie ze sobą, bez konieczności ukrywania się? Czy może jest to OK, że on nie chwali się gejostwem, bo tam naprawdę nikogo to nie obchodzi, poza paroma stukniętymi profesorami? Czy nie jest może tak, że człowiek, który przez całe życie odstaje, po prostu przyzwyczaja się do tego, że w społeczeństwie musi odgrywać teatr? Więc zachowywanie w dyskrecji swojego gejostwa na katolickiej uczelni jest dla niego tym samym, co dla kogo innego - dajmy na to - zachowywanie w państwowej pracy dyskrecji na temat swojego uczestnictwa w klubie swingersów? Zawsze ludzie robią coś, o czym nie chcą mówić w pracy, bo uważają, że ogólnie społeczeństwo krzywo patrzy na coś, więc tylko niepotrzebnie naraziliby się w pracy, a istota ich pracy i tak nie jest z tym związana.
Nie wiem, co o tym myśleć. Może dla tego geja seks nie jest tak ważny, żeby chcieć o tym rozmawiać w pracy, i uważa on też, że seks nie jest związany z jego pracą? Ale z drugiej strony, gdzie jest granica? Bo na tej zasadzie można by zamknąć usta wszystkim na zasadzie "don't ask, don't tell".