Dodaj do ulubionych

A ja z innym problemem

26.08.03, 22:09
Hej!
Moj partner ma syna z poprzedniego malzenstwa. My jeszcze nie jestesmy
malzenstwe, ale to sie zmieni w niedalekiej przyszlosci.
Moj problem jest taki, ze ja po prostu nie toleruje tego dziecka. Kiedy
zaczelismy sie spotykac moj partner nie powiedzial mi o dziecku. Wyszlo po
jakims czasie. Ja jestem z tych, ktorym nie odpowiada taka sytuacja i gdybym
wiedziala od pocztaku prawdopodobnie znajomosc nidgy by sie nie rozwinela.
Teraz on widuje sie z nim srednio co 3ci weekend u jego matki, bo ja mu
powiedzialam, ze nie chce go widziec i o nim slyszec. I tak jest do dzis.
Ciezko mi z tym, ale nie sadze zebym w najblizszym czasie zmienila zdanie co
do moich stosunkow z tym dzieckiem. Po prostu nie chce wiedziec o jego
istnieniu.
Obserwuj wątek
    • mamaadama4 Re: A ja z innym problemem 26.08.03, 22:18
      To będzie ci ciężko. jeżeli zdecydujesz się na małżeństwo i będziecie mieszkać
      razem to nawet jeżeli twój mąż będzie z dzieckiem spotykał sie poza domem to
      siłą rzeczy będziesz musiała ująć to w waszym harmonogramie. Nie da się
      inaczej. Więc albo przyjmiesz to do wiadomości albo zrezygnujesz z tego
      mężczyzny. Jeżeli zdecydujesz się na małżeństwo to musisz wcześniej jasno i
      wyraźnie określić swoje warunki w tym zakresie a twój partner musi ci
      powiedzieć co on na to. I nie licz że jakoś to będzie a on się dostosuje.
      Szczere i jasne postawienie sprawy.
      A tak z ciekawości - dlaczego nie tolerujesz tego dziecka? Z samego faktu że
      jest czy cos więcej za tym stoi, bo to też jest istotne.
      danka
      • stepmum Re: A ja z innym problemem 27.08.03, 18:47
        Wiesz nie mam zadnych podstaw do tej niecheci. Gdybym miala byloby mi latwiej.
        Nie spotkalam nigdy tego dziecka. Nie wiem czy to zazdrosc o jego uczucia czy
        co? Nie wiem. Mam nadzieje, ze z czasem to minie. Najgorsze sa weekendy, kiedy
        go nie ma a ja siedze w domu sama. na dzien dzisiejszy wole jednak tak, niz
        jakby mial go przywiezc do domu. No coz, jakos to bedzie...
        • chalsia Re: A ja z innym problemem 27.08.03, 23:46
          Są podstawy, tylko sobie ich nie uświadamiasz. Może być tak, że jesteś po
          prostu zazdrosna o to, że Twój partner kocha jeszcze kogoś oprócz Ciebie (nie
          mówię tu o miłości do własnych rodziców czy rodzeństwa). Mogą być inne
          przyczyny.
          I "jakoś to będzie" niestety nie jest metodą postępowania, bo przez zaniechanie
          działania możesz sprawić, ze będzie jeszcze gorzej.
          Zrób coś - albo zakończ związek albo zwróć się do psychoterapeuty o pomoc w
          odkryciu o co tak właściwie chodzi (tylko wtedy będzie można podjąć świadomie
          jakieś działanie).

          Bardzo doceniam Twoją odwagę by szczerze powiedzieć o swoich uczuciach.

          Pozdrawiam,
          Chalsia
      • awetom Re: A ja z innym problemem 09.09.03, 19:16
        Wybacz, ale jesteś okrutna i samolubna i nie wierzę,że kochasz faceta skoro
        chcesz mu zabrać kogoś kogo on kocha.To świadczy o wartości człowieka -kobiete
        można zmienić a dziecko się ma!!!~Jak jest mądry to się z Tobą nie ożeni
        ewa
        • stepmum Re: A ja z innym problemem 15.09.03, 15:16
          awetom napisała:

          > Wybacz, ale jesteś okrutna i samolubna i nie wierzę,że kochasz faceta skoro
          > chcesz mu zabrać kogoś kogo on kocha.To świadczy o wartości człowieka -
          kobiete
          > można zmienić a dziecko się ma!!!~Jak jest mądry to się z Tobą nie ożeni
          > ewa

          Wiem, wiem, ze jestem okrutna i samolubna. Szkoda, ze nic tu nie wnioslas...
          A faceta kocham, dziecka mu nie chce zabrac. A facet glupi chyba...
          Pozdrawiam
    • mkatarynka.edziecko Re: A ja z innym problemem 26.08.03, 22:31
      Trzeba przyznać, że sytuacja jest bardzo skomplikowana.
      Twoj partner na pewno nie jest w porządku wobec Ciebie, że nie powiedział Ci
      na wstępie że ma dziecko. Ale to nie zmienia faktu, że je ma.

      Chciałabym Ci to napisać jak najdelikatniej, żeby Cię nie urazić...

      Chodzi mi o to, że Twój partner nigdy nie przestanie mieć tego dziecka. Ono
      będzie ZAWSZE. I jeżeli nie spróbujesz chociaż trochę złagodzić swojego
      stosunku do tej sprawy to ten problem stanie między Wami prędzej czy później.
      Pewnego dnia okaże się, że Twój pratner ma do Ciebie pretensje, że nie
      akceptujesz tej sytuacji.

      Nie chodzi mi o to, że masz to dziecko pokochać czy nawet polubić. Nie. Nie
      masz takiego obowiązku. Móże być Ci ono zupełnie obojętne. Ale jeżeli go nie
      lubisz, lub w ogóle nie tolerujesz a Twoj partner o tym wie to przyjdzie taki
      czas kiedy Ci to wypomni.

      Nie chciałabym żeby to zabrzmiało jak moralizowanie, naprawdę. Ale wydaje mi
      się, że powinnaś bardzo poważnie przemyśleć czy w ogóle wiązać się (wychodzić
      za mąż) w tej sytuacji. Ten problem nie zniknie ot tak a w małżeństwie będzie
      się tylko pogłębiał. A co będzie, kiedy będziecie mieć wspólne dzieci? One
      będą rodzeństwem dla dziecka Twojego męża czy tego chcesz czy nie...

      A może jednak spróbuj zmienić swój stosunek do tego dziecka?...


      Pozdrawiam serdecznie
      • naturella Re: A ja z innym problemem 27.08.03, 08:39
        Stepmum, ja podobnie jak poprzedniczki - na pewno nie ok było to, że Twój
        mężczyzna nie powiedział Ci o dziecku. To jednak nijak nie zmienia faktu, że
        ono jest i było prawie od zawsze... a Ty od niedawna. Musisz liczyć się z tym,
        że być może Twoja jawnie okazywana niechęć do dziecka może rozbić Twój związek.
        odpowiedzialny i kochający ojciec wybierze dziecko. I nie dziwię się... Nie
        wyobrażam sobie sytuacji, w której mogłabym porzucić dziecko dla jakiejkolwiek
        znajomości z mężczyzną...! Inna sprawa - nie wiem, czego wymagasz od swojego
        mężczyzny, ale już sam fakt, że stawiasz warunki, a on na nie przystaje jest
        niepokojący - czy dążysz do tego, żeby urwał w ogóle kontakty z dzieckiem? A
        zastanowiłaś się, co wtedy? Czy nie poruszy Cię fakt, że z waszym dzieckiem
        postąbiłby tak samo?
        Mnie bardzo wzrusza fakt, że mój mąż stoi murem za swoim synem i od początku
        dał mi jasno do zrozumienia, że dziecko jest dla niego tak samo ważne jak ja.
        To w pełni zrozumiałe i dzięki temu wiem, że jest to mężczyzna, na którego
        zawsze mogę liczyć i który będzie borym ojcem dla mojego dziecka.

        Stepmum - jednego nie rozumiem. Piszesz, że gdybyś wiedziała o dziecku, to
        związek nigdy by nie zaistniał. Teraz wiesz o tym i jedyne, co postanowiłas, to
        nie godzić sie na istnienie dziecka w waszym życiu. To krzywdzące. Moje zdanie
        jest takie - albo akceptujesz, że on ma dziecko (ze wszystkimi tego
        konsekwencjami), albo nie. W tym drugim wypadku oznacza to konieczność
        odejścia. Tak ja to widzę, może zbyt brutalnie, ale serce mi się kroi na myśl o
        tym, co musi przeżywać ten mężczyzna, jeśli kocha swoje dziecko.
        • stepmum Re: A ja z innym problemem 27.08.03, 19:22
          A ja mysle, ze da sie to pogodzic. My ustalilismy, ze w tym aspekcie jego
          zycia ja po prostu nie bede uczestniczyc na wlasna prosbe. Nie chce byc matka
          lub matkowac dziecku innej kobiety. Moj partner to akceptuje, przy czym
          zaznaczylam ze po slubie nic sie nie zmieni z mojej strony. Ja chce miec
          wlasny dom, z wlasna rodzina, a jego dziecko, niestty za taka nie uwazam.
          Zdaje sobie sprawe, ze moze jestem nie fair w stosunku do tego dziecka, ale
          tak juz jest.
          Powiem szczerze po czesci boje sie powszechnej reakcji daj palec, wezma cala
          reke. Jesli zgodze sie na wizyty, zaczna sie wspolne wakacje - wiem, ze tak
          bedzie, moja intuicja jeszcze nigdy mnie nie zawiodla.
      • stepmum Re: A ja z innym problemem 27.08.03, 19:15
        Problem w tym, ze my jestesmy bardzo udanym zwiazkiem, szczerze mowiac, nie
        widze wokol nas tak dobrze dobranej pary - jest tylko to jedno ale. Pewnie, ze
        moglabym odejsc - moglam to zrobic po tym jak mi powiedzial (prawie do tego
        doszlo), tylko, ze juz wtedy bylam po uszy zakochana i nie potrafilam. Ja
        wiem, ze to ten, tylko dziecko jest problemem dla mnie. Nie chce zeby to
        zabrzmialo, jakbym ja caly czas o tym myslala! Nie! U nas nie ma tego tematu!
        Mysle o tym tylko jak on wyjezdza na jeden z 'tych' weekendow.
    • ka.ga Re: A ja z innym problemem 27.08.03, 09:48
      Droga Stepmum, bardzo dobrze Cie rozumiem, bo... przezywalam podobnie. Moj maz
      juz na poczatku znajomosci powiedzial mi o dziecku i zaakceptowalam to.
      Przynajmniej tak mi sie wydawalo. Widzialam, ze jest zakochany w swojej corce
      i czulam sie troche zagrozona. Chcialam, hmm, zaprzyjaznic sie z corka mojego
      meza, ale pierwszy kontakt pare lat temu byl fatalny. Pojechalismy na
      krociutkie wakacje. Mala uwieszona ramienia tatusia dostawala histerii, gdy
      ktokolwiek staral sie z nim choc sekunde porozmawiac. Niestety, wiadomo, ze
      pierwsze wrazenie - choc niekiedy mylne - wplywa na dalszy rozwoj kontaktow.
      Poczulam wtedy lekka niechec do dziecka. Zwracalam mojemu mezowi uwage, ze
      mala jest samolobna, rozhisteryzowana, wiecznie w postawie roszczeniowej,
      traktujaca ojca jak skarbonke itp. Wiem, ze mezowi bylo przykro, zreszta nikt
      nie lubi, gdy krytykuje sie jego dzieci. Tlumaczyl, ze to wszystko wina ex i
      sposobu, w jaki wychowuje corke. Akurat to prawda - ex tez tylko zada i nie
      mozna sie z nia porozumiec. Wiec zapis o "wspolnym wychowywaniu dziecka" jest
      bajka. A jeszcze jesli ojcieci matka maja zupelnie rozne systemy wartosci...
      Ale nie o tym mialo byc.
      Niechec spotegowala sie, gdy alimenty zostaly ustanowione na dosc wysokoa
      kwote (oczywiscie ex zazadala jeszcze wiecej, ale sad uznal te roszczenia za
      bezpodstawne i wygorowane), a my wpadlismy w dolek finansowy. Pytalam mojego
      meza, czy jego corka naprawde musi chodzic do prywatnej szkoly, czy musi nosic
      firmowe ciuchy itp. No i do szalu doprowadzalo mnie traktowanie 10, potem 12
      latki jak smarkacza. Uswiadomilam mojemu mezowi, ze nastolatek potrafi juz
      kierowac sie wlasnym rozumkiem, ze doskonale zdaje sobie sprawe z tego, "co w
      trawie piszczy". I to byl przelom.
      Maz zaczal traktowac corke juz nie jak rozpuszczonego smarkacza, z
      poblazliwoscia, ale jak prawie dorosla osobe. Moze troche na wyrost, ale na
      razie skutkuje. Bo doroslej osobie mozna juz powiedziec o klopotach
      finansowych i to, ze tatus nie kupuje roweru z bajerami za kilka tysiecy, nie
      wynika z jego zlej woli tylko z braku gotowki. Wplynelo to tez na ozywienie
      kontaktow miedzy nimi i wplynelo to na moj stosunek do Kasi. Widze, ze potrafi
      sie rozsadnie zachowywac, ze chce utrzymywac kontakty z ojcem i ze mna (czesto
      dzwoni i wymieniemy pare slow przez telefon).
      NIe czuje juz niecheci do corki meza. Wspolczuje jej, bo nie ma nie tylko
      normalnej rodziny, ale tez normalnych zdrowych wzorcow osobowosciowych. Staram
      sie wiec, zeby przynajmniej ojciec przekazywal troche naszej ideologii.
      Wraz ze zmiana nastawienia do dziecka, ja tez stalam sie spokojniejsza.
      Zycze Ci, Stepmum, aby twoje uczucia przeszly ewolucje. Sama poczujesz sie
      lepiej. I z wlasnego doswiadczenia wiem, ze taka ewolucja jest mozliwa. Tylko
      nie nastawiaj sie na "nie", a nastaw sie na "tak".
      A ile lat ma syn Twojego?
      • stepmum Re: A ja z innym problemem 27.08.03, 19:23
        Wiesz wlasnie na taka powolna zmiane licze. Moze jak nam sie urodzi nasze
        wspolne dziecko, cos to zmieni, choc co do tego tez nie jestem pewna.
        • badia Re: A ja z innym problemem 27.08.03, 19:47
          stepmum napisała:

          > Wiesz wlasnie na taka powolna zmiane licze. Moze jak nam sie urodzi nasze
          > wspolne dziecko, cos to zmieni, choc co do tego tez nie jestem pewna.
          Z moich okolicznych znajomych wynika, że raczej robi się gorzej, bo kobietę
          zaczyna irytować to, że tamto dzecko dostaje coś a nie jej.
          Natomiast obiecująca jest po prostu wasza miłośc, która rozwija się i jeśli jak
          piszesz jesteście dobrą parą, to może twoje lęki z czasem miną i nauczysz sie
          akceptować na poczatek fakt, ze to dziecko istnieje, potem że nie jest i nie
          bedzie nigdy żadnym zagrożeniem, a potem, że przecież potrzebny ci jest
          spełniony facet oraz świadomość, że nie wyrzadziłaś małemu człowiekowi
          krzywdy...
      • stepmum Re: A ja z innym problemem 27.08.03, 19:32
        Bedzie mial kolo 10 lat. Nie wiem duzo o nim, bo tak wole. Nie rozmawiamy
        absolutnie w ogole na ten temat.
    • sloggi Re: A ja z innym problemem 27.08.03, 10:28
      Byłem takim dzieckiem.
      Chyba lepiej pożegnaj tego Pana.
      Nie kochając jego dziecka kładziesz ogromny cień na Wasz związek.
      Przeklinam babsztyla, który skutecznie (pracowała nad tym 7 lat)odizolował mnie
      od ojca.
      • stepmum Re: A ja z innym problemem 27.08.03, 19:30
        Wiesz ja nie mam nawet obowiazku kochania tego dziecka, bo ono ma od tego
        swoja wlasna matke i ojca. Nie mam tez w zamiarze uciecie ich kontakow
        kompletnie - wiesz mam jednak troche sumienia i pogryzloby mnie jesli zupelnie
        pozbawilabym dzieciaka ojca. Faktem jest natomiast, ze nie podobaja mi sie
        jego wyjazdy co 2gi tydz. Stanelo, na co 3tydz. i jak narazie mi to pasuje.
        Nie sadze jednak, ze nawet jakbym stanela na uszach, moj partner zerwalby
        stosunki z tym dzieckiem, bo to juz jest ustalone.
    • badia Re: A ja z innym problemem 27.08.03, 12:46
      Ja niestety też tak czułam, choć mąż od początku powiedział mi o dziecku.
      Najpierw uznałam, że zaakceptuje, bo facet jest super (ale jako zło konieczne).
      Potem przyszedł komórkowy bunt. Nie wiem, większość dziewczyn tutaj tak nie ma,
      ja byłam zazdrosna o uczucia męża. Potem doszło do tego poznawanie jeszcze
      historii jego małżeństwa i sposobu działania ex - to inny świat niż mój, pewnie
      zresztą dlatego tamta nawiała od faceta, który jest teraz moją drugą połówką.
      Powoli jak czułam się w związku coraz bardziej kochana i coraz bardziej
      bezpieczna, tamte uczucia mijały. Miałam na to jednak czas - mąż z zupełnie
      innych powodów nie utrzymywał kontakt ów z dzieckiem - patrz na moje posty za
      Samodzielnej i tu. Ja nawet wbrew sobie rozbiłam mu awantury, żeby nawiązał
      kontakt, bałam sie, że cały świat będzie miał do mnie pretensje, jeśli tego nie
      zrobie. Teraz zdecydowałam, że ich więź powinna zostać odbudowana. Ale jednak
      poza naszym domem. Boję się, że tamte uczucia wrócą.

      • aagacia Re: A ja z innym problemem 27.08.03, 19:57
        rozumiem ze mozna nie znosic 'bylej" swojego mezczyzny. rozumiem ze mozna nie
        polubic dziecka partnera...ale nie rozumiem dlaczego masz tak negatywny
        stosunek do dziecka ktorego nawet nie poznalas...dla mnie niepojetym jest
        odtracanie dziecka z poprzedniego zwiazku...co ci to dziecko zrobilo skoro
        nawet go nie znasz a juz skazujesz je na ograniczenie kontaktow z jego ojcem..?
        mysle ze po czesci twoje zachowanie wynika z zazdrosci - to ze sama spedzasz
        weekendy to nie najlepszy pomysl - wiem bo sama przez to przechodzilam..a juz
        na pewno nie wyobrazam sobie spedzania weekendow sama ze swoim dzieckiem gdy
        tatus odwiedzalby swoje dziecko.
        jesli decydujemy sie na bycie w zwiazku z kims kto ma juz dziecko to musimy
        zaakaceptowac fakt posiadania tego dziecka. nikt nie kaze ci lubic ani kochac
        tego malucha.poprostu go zaakceptowac. wsyscy jestesmy dorosli, nam jest
        latwiej zrozumiec pewne rzeczy, dziecko jest w gorszej pozycji - nie dosc ze
        rodice juz sie nie kochaja to jeszcze odtraca jej tatus...przeciez to nie wina
        dziecka ze rodzice sie rozeszli..??!
        jesli nie jestes w stanie tegoo zaakceptowac to ja widze tylko jedno wyjscie.
        bo facet ktory zrezygnowalby z wlasnego dziecka dla kobiety dla mnei po prostu
        przestalby byc facetem...i nie wiem czy was zwiazek mialby realne szanse na
        przetrwanie...

        przemysl czy chcesz byc z tym czlowiekiem.jesli tak to muszisz zaakceptowac go
        z cala jego przeszloscia i terazniejszoscia..
        • stepmum Re: A ja z innym problemem 27.08.03, 20:06
          Widzisz tak to jest, ze co jednym nie sprawia problemu innym przychodzi z
          trudem. Pewnie znalazloby sie wiele rzeczy, ktorych ty nie zaakceptujesz a ja
          tak... Ludzie sa rozni, a ja nie zabraniam ojcu widywac sie z synem, po prostu
          nie chce go w naszym wspolnym zyciu. W koncu jak sie ma kolezanki, to nie
          trzeba sie z nimi spotykac w obecnosci meza!? Jesli on kogos nie lubi, to po
          prostu spotykamy sie w swoim gronie i nie musi dojsc do konfrontacji? Nie
          sadze tez, zeby dziecko cierpialo z tego powodu, ze ja nie bede sie z nim
          widywac.
        • badia Re: A ja z innym problemem 27.08.03, 20:12
          aagacia napisała:

          >...dla mnie niepojetym jest
          > odtracanie dziecka z poprzedniego zwiazku...
          a dla mnie pojętym, bo sama tak miałam. I chyba nie ma sensu pisać tutaj ładnie
          i przyjemnie dla oka, jak ktoś coś czuje to czuje, też tak czułam, choć mi
          przeszło
          >co ci to dziecko zrobilo skoro
          > nawet go nie znasz
          Niektóre kobitki sa bardziej "monogamiczne" od innych. Takie dziecko to kawałek
          Twojego faceta i obcej kobiety, to obca kobieta, która zawsze będzie obecna w
          życiu Twojego faceta. Przechodzi dopiero wtedy, jak czujesz że facet
          najbardziej kocha ciebie.
          > a juz skazujesz je na ograniczenie kontaktow z jego ojcem..?
          A może tata będzie się spotykał z dzieckiem poza domem? To, że jego kandydatka
          na żonę nie jest zadeklarowaną macochą, a on mimo jasno określonej sytuacji
          pragnie ja poślubić, to przynajmniej uczciwie stawia sytuację.
          Znam parę kobiet które udają przed facetem że kochają jego dziecko, podczas gdy
          uczucia prawdziwe są odmienne. To jest starszna krzywda dla dziecka. Bo mówi
          sie miłość a robi - niechęć. Jak u macochy z kopciuszka, niby wszystko super, a
          dzieciak podskórnie dostje informacje, że jest zły, krnąbrny, niesłuchany itp.
          To może lepiej otwarcie postawić sytuację: słuchaj mnie to przerasta? Wolę taką
          odwagę, bo ona daje nadzieje, że bedzie inaczej, że bedzie się zmianiać i że
          dalej będzie to uczciwe niż udawanie przez facetem, że jesteśmy zachwycone tym,
          ze rodzina na poczatku składa sie z jednego osobnika więcej i wszyscy żyja
          długo i szczęśliwie.


          > mysle ze po czesci twoje zachowanie wynika z zazdrosci - to ze sama spedzasz
          > weekendy to nie najlepszy pomysl - wiem bo sama przez to przechodzilam..a juz
          > na pewno nie wyobrazam sobie spedzania weekendow sama ze swoim dzieckiem gdy
          > tatus odwiedzalby swoje dziecko.
          > jesli decydujemy sie na bycie w zwiazku z kims kto ma juz dziecko to musimy
          > zaakaceptowac fakt posiadania tego dziecka. nikt nie kaze ci lubic ani kochac
          > tego malucha.poprostu go zaakceptowac. wsyscy jestesmy dorosli, nam jest
          > latwiej zrozumiec pewne rzeczy, dziecko jest w gorszej pozycji - nie dosc ze
          > rodice juz sie nie kochaja to jeszcze odtraca jej tatus...przeciez to nie
          wina
          > dziecka ze rodzice sie rozeszli..??!
          > jesli nie jestes w stanie tegoo zaakceptowac to ja widze tylko jedno wyjscie.
          > bo facet ktory zrezygnowalby z wlasnego dziecka dla kobiety dla mnei po
          prostu
          > przestalby byc facetem...i nie wiem czy was zwiazek mialby realne szanse na
          > przetrwanie...
          >
          > przemysl czy chcesz byc z tym czlowiekiem.jesli tak to muszisz zaakceptowac
          go
          > z cala jego przeszloscia i terazniejszoscia..
          • aagacia Re: A ja z innym problemem 27.08.03, 20:21
            nigdzie nie napisalam ze to latwe i ze przychodzi z latwoscia. nie jest latwe,
            tak jak ktoras z was napisala - to czastka kogos kogo bardzo kochasz z obca
            kobieta..i jeszcze masz do czynienia owocem ich milosci..
            ale nie wyobrazam sobie zeby dziecko bylo tematem tabu! nie wyobrazam sobie
            zadnego tabu pomiedzy dwojgiem kochajacych sie ludzi a juz na pewno nie w
            przypadku gdy te tajemnice mialyby dotyczyc dziecka jednego z partnerow!
            przeciez on kocha to dziecko.nie wiem czy kocha bardziej ale na pewno kocha
            inaczej. wydaje mi sie ze na jakims etapie zwiazku taki brak akceptacji
            powoduje problemy w zwiazku.jestem nawet tego pewna. ijestem pewna ze to nie
            sa male problemy..
            • badia Re: A ja z innym problemem 27.08.03, 20:29
              aagacia napisała:


              > wydaje mi sie ze na jakims etapie zwiazku taki brak akceptacji
              > powoduje problemy w zwiazku.jestem nawet tego pewna. ijestem pewna ze to nie
              > sa male problemy..

              Nie, wystarczy że on rozumie, że kobieta ma prawo do swoich uczuć.
              Uczciwiej jest powiedzieć prawdę i we dwoje potem sie z tym zmagać, a uczucia
              sie zmieniają i moja niechęć do dziecka zmniejszyła sie już dlatego, że mąż tę
              niechęc zaakceptował.

              • aagacia Re: A ja z innym problemem 27.08.03, 20:30
                tylko widzisz, ty nad tym pracujesz...a to jest ogromna roznica miedzy tym ze
                ktos te nienawisc w sobie zaakceptowal i po prostu pilegnuje....
                • badia Re: A ja z innym problemem 27.08.03, 20:39
                  Agacie, ja tej nienawiści już nie czuję, niechęci też nie czuję, na prawdę
                  teraz to tylko szkoda mi tamtego dziecka. Ale czułam tak jak autorka postu i to
                  czułam na podobnym etapie związku.
                  Mój brat, któremu krzyczałam, że to straszne taki facet z dzieckiem, to myślał,
                  że ja mam wrodzone antydzieciowe nastawienie i własnych nie będę chciała mieć -
                  bo głupota, z bratem, czyli facetem o tym chciałam gadać. Ale mówiłam
                  też "narzeczonemu" on też facet więc tajniki babskiej duszy są mu obce, ale
                  zaakceptował, że nie będę matkować, a ja obiecałam, że nie bedę utrudniać i
                  taka była pierwotna umowa. A jego kontakty z dzieckiem i tamtym domem biegły
                  swoja drogą, równolegle rozwijał sie nasz związek, teraz dorosłam do innych
                  rozwiazań, ale... i tak dalej nic nie jest proste.
                  Tylko w kolorowych czasopismach jest proste i przepraszam, że tak ostro
                  zareagowałam, ale irytuje mnie to, jak wywiera się presje, żebym czuła jak w
                  kolorowych pisemkach pisali. A ja z tych jestem co to do ślubu powinny dziwicą
                  iśc z prawiczkiem, ehhh, kiedyś świat był prostszy...
            • stepmum Re: A ja z innym problemem 28.08.03, 00:31
              Mysle, ze jak przyjda problemy to je rozwiazemy tak samo dobrze, jak wszytskie
              inne do tej pory. Na razie po prawie 4 latach wspolnego mieszkania, nie ma
              wiekszych z tym problemow. A ja nie zamierzam sie do niczego zmuszac! jak samo
              przyjdzie to bedzie a ja nie mam zamiaru 'strugac' dobrej 'macochy', ktora i
              tak nie jestem. I tez uwazam ze w tym momencie, zgadzajac sie na wszytsko
              porobiloby sie wiecej szkody, niz pozytku. Bo taka juz jestem mowie, to co
              mysle.
              • naturella Re: A ja z innym problemem 28.08.03, 08:25
                zgadzam się ze wszystkim, co Agacia napisała. Przerażające jest dla mnie to, że
                Stepmum przez swój egoizm, zazdrość, czy nie wiem co tam jeszcze, już
                ograniczyła swojemu mężczyźnie spotykanie się z dzieckiem. Sama napisała,
                że "nie podobały" jej się spotkania co 2 tygodnie... i Stempum, powiem Ci, że
                to nieludzkie. Co to za tatuś, któremu wsytarczy zobaczyć dziecko raz na trzy
                tygodnie? A gdybyś to Ty miała widywać swojego mężczyznę raz na trzy tygodnie?!
                • ashan Re: A ja z innym problemem 28.08.03, 09:08
                  Wydaje mi się ,Stepmum, że z tym problemem raczej sobie nie poradziliście. Bo
                  skoro jego rozwiązanie sprowadza się do ograniczenia spotkań z dzieckiem, no
                  to sorry... A co gdy dziecko będzie miało rozpoczęcie czy zakończenie roku
                  szkolnego, święta, dni rodzieca w szkole/przedszkolu, zebrania rodziców... A
                  wakacje? Jesteś przygotowana na to, że Twój przyszły mąż będzie zabierał
                  dziecko na wakacje (bez ciebie)? A jeżeli uważasz, że Twój partner powinien z
                  tego zrezygnować... i jeśli on się na to zgodzi.... to wiesz co, wybacz ostre
                  słowa, ale nie jest godzien być ojcem. a co wtedy z dzieckiem, które, jak
                  zrozumiałam planujecie?
                  Myślę, że Badia ma dużo racji, że do oswojenia potrzeba czasu, czasem
                  więcej ,czasem mniej. Ale ona nie okopuje się na swoich pozycjach, nie
                  zarzeka, że nie może, nie chce i nie polubi malucha. I w tym nadzieja, bo taka
                  niechęć na dłuższą metę jest niszcząca i dla osoby, która ją odczuwa i dla
                  związku w którym trwa.
                  pzdr i życzę wszystkiego dobrego
                  ashan
              • ka.ga Re: A ja z innym problemem 28.08.03, 10:16
                Zastanawiam sie, skad wynika ta niechec Stepmum do dziecka jej faceta?
                Dziewczyny juz pisaly o tym, ze trudno jest zaakceptowac kogos, kto jest
                owocem milosci partnera i innej kobiety. Pewnie to prawda. Ale czy cala? A
                moze po prostu Stepmum nie jest pewna uczuc swojego mezczyzny i dlatego tak
                panicznie boi sie jego kontaktow z dzieckiem. Moze podswiadomie obawia sie,
                ze "dawna milosc" odzyje itp. Tez przez to przechodzilam. Obawialam sie, ze
                corka mojego meza (kiedy sie poznalismy miala 8 lat) bedzie blagac tatusia,
                zeby wrocil do mamusi. I choc nie manifestowalam tego tak wyraznie jak
                Stepmum, to chcialam, zeby te spotkania byly jak najrzadsze i jak najkrotsze.
                Na szczescie to tylko wybujala wyobraznia. Maz opowiadal mi, ze przez ten czas
                tylko raz corka wyrazila chec, zeby rodzice byli razem.
                A juz zupelnie uspokoilam sie po slubie. Moze bedzie tak i z Toba, moze
                dopiero po slubie uwaierzysz, ze ten facet naprawde chce byc z Toba i fakt
                posiadania dziecka tego nie zmieni?
                I jeszcze taka rada. Uspokoisz sie zupelnie, jesli bedziesz choc troche
                interesowac sie spotkaniami Twojego faceta z synem. U mnie tak bylo. On
                opowiadal, jak spedzil czas, potem ja o cos zapytalam, doradzilam. I wreszcie
                nie czulam sie wyalienowana z tego ukladu maz i jego corka. Bo choc fizycznie
                nie uczestnicze w tych spotkaniach, nie musze juz budowac jakichs wyobrazen na
                ten temat, wiem, jak wygladaja i ze absolutnie nie sa zagrozeniem dla nazego
                zwiazku.
                No i moje zainteresowanie corka meza (nawet takie prawie obojetne, jakbys np
                pytala o spotkanie z kumplami) spotkalo sie z jego ogromnym uznaniem. Widac,
                ze spadl mu jakis ciezar z serca. Wiec moze tez warto pomyslec o tym ukochanym
                rozdartym pomiedzy uczucia ojcowskie i twoje niezadowolenie ze spotkan z synem?
    • mkatarynka.edziecko Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 11:24
      Droga Stepmum. Ja doskonale rozumiem Twoje uczucia i w pewnym sensie podziwiam
      Cię za "odwagę" w wyrażaniu ich zarówno w stosunku do swojego partnera jak i
      na forum. To jest taki rodzaj uczuć, który najczęściej spotyka się z
      niezrozumieniem i dość dużymi emocjami. Bo chodzi o dziecko, które niczemu nie
      zawiniło a cierpi... Nie wiem, czy obserwowałaś kiedyś rozwój wątku na eMamie
      pt: "dzieci z byłych związków, czy ktoś to przerabiał". Tam były wypowiedzi
      jednej z nas, dziewczyny, która nie lubi syna swojego partnera. Trzeba
      przyznać, że pouczająca dyskusja choć niepozbawiona wycieczek osobistych.

      Ale mam do Ciebie kilka pytań.
      Jak do Twojego związku z partnerem "dzieciatym" podchodzi Twoja rodzina a
      przede wszystkim rodzice?

      Jak spędzacie święta? Czy Twój partner spędza święta z synem, czy np na
      gwiazdkę daje mu prezenty? Jak sobie to wyobrażasz po Waszym ślubie?

      Jak sobie wyobrażasz relacje Waszych dzieci z synem Twojego męża?
      • badia Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 12:33
        mkatarynka.edziecko napisała:

        > To jest taki rodzaj uczuć, który najczęściej spotyka się z
        > niezrozumieniem i dość dużymi emocjami. Bo chodzi o dziecko, które niczemu
        nie
        > zawiniło a cierpi...
        Mnie się wydaje, że to nasza zwariowana kultura, w której ludzie jak chcą być
        ze sobą to są, a jak im się odechciewa, to się rozstają, potem chce im się być
        z kimś innym i wszyscy mają być szczęśliwi. Nie było tak przez 20 wieków i
        jeszcze przed wojną każdy zrozumiałby nasze uczucia i uznał, że święta jest
        żona, która akceptuje, fakt posiadania nieślubnego dziecka. Mimo, że ono
        niewiniątko...


        Nie wiem, czy obserwowałaś kiedyś rozwój wątku na eMamie
        > pt: "dzieci z byłych związków, czy ktoś to przerabiał". Tam były wypowiedzi
        > jednej z nas, dziewczyny, która nie lubi syna swojego partnera. Trzeba
        > przyznać, że pouczająca dyskusja choć niepozbawiona wycieczek osobistych.
        >
        > Ale mam do Ciebie kilka pytań.
        > Jak do Twojego związku z partnerem "dzieciatym" podchodzi Twoja rodzina a
        > przede wszystkim rodzice?
        >
        > Jak spędzacie święta? Czy Twój partner spędza święta z synem, czy np na
        > gwiazdkę daje mu prezenty? Jak sobie to wyobrażasz po Waszym ślubie?
        >
        > Jak sobie wyobrażasz relacje Waszych dzieci z synem Twojego męża?
        >
        >
        • badia Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 12:49
          > mkatarynka.edziecko napisała:

          > > Jak do Twojego związku z partnerem "dzieciatym" podchodzi Twoja rodzina a
          > > przede wszystkim rodzice?
          Nie pytana dorzucę swoje trzy grosze. Moi rodzice uznali, że to dobry człowiek
          MIMO, że ma dziecko... No i ja ich przekonywałam, że to o tyle
          dobra "inwestycja", że raczej nie będzie już przechodził żadnych kryzysów wieku
          średniego, bo doświadczył ile to kosztuje. Faktycznie, jakby się miss Polonia
          na niego rzucała, a nawet byłby pijany - też by uciekł.
          > > Jak spędzacie święta? Czy Twój partner spędza święta z synem, czy np na
          > > gwiazdkę daje mu prezenty? Jak sobie to wyobrażasz po Waszym ślubie?
          U nas Na poczatku było tak, że mąż spotykał sie z dzieckiem dzień przed
          świętami, tj. w Wielka Sobotę albo przed Wigilią. Ja w tym czasie robiłam
          sprzątanie. No i robił prezenty ale sam je wybierał.
          > > Jak sobie wyobrażasz relacje Waszych dzieci z synem Twojego męża?
          Ja właśnie jestem na tym etapie, chcę mieć dziecko i pragnę to jakoś poukładać.
          Na razie widzę kontakty z dzieckiem z poprzedniego związku poza domem. Moje
          dziecko będzie wiedziało, że ma rodzeństwo, które mieszka z ciocią.
          Wie, że tatuś kocha dzieci.I taki stosunek: że to rodzina, ale ze strony taty,
          więc mama za wiele o niej nie wie. tat wie wiecej i babcia...
          Moim obowiązkiem jest dbanie o dobro mojego dziecka, o jego poczucie
          bezpieczeństwa. Tamto ma już mamę i taki dom jaki oni mu zorganizowali. Ja nie
          ponoszę za to odpowiedzialności. Ponoszę natomiast za to, czy moje dziecko
          bedzie kochane i bezpieczne w naszym domu.
          Tak to na razie widzę - choć to pewnie też "odważne"smile))
          • aagacia Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 13:03
            wiesz badia to nie chodzi o to czy to widzisz odwaznie czy nie. jesli tak
            postawisz sprawe to skrzywdzisz nie tylko dziecko swojego meza ale tez swoje.
            no bo co z tego ze wiedza o sobie jak nie utrzymuja zadnych kontaktow?to co to
            za rodzenstwo??nie odbieraj tego SWOJEMU dziecku. bo zrobisz krzywde wlasnie
            jemu. a byla zona twojego meza jaka to ciocia dla twojego dziecka?ciocia zadna
            pani tez nie bo to mama rodzenstwa.wiec jesli dziecko meza mowi dociebi
            epoimieniu to nie wiedze powodu dla ktorego mialo do niej mowic ciociu..
            • badia Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 13:25
              Pragnęłabym, żeby moje dziecko w przyszłości dążyło do zbudowania "staromodnego
              modelu rodziny", nie chcę, żeby uznało to co jest za obowiązujący wzorzec. Bo
              to my - ojciec i ja popełnialiśmy błędy i powinniśmy ponosić ich konsekwencje.
              Dziecko również będzie je ponosić, ale moja rola polega na ich
              minimalizowaniu.
              I to jest bardzo osobista sprawa, ja uważam rozwód za błąd, wybór niewłaściwego
              partnera za błąd, choć wiem, że wiekszość osób ma do tego inny stosunek.
              A rodzina to tata, mama i dzieci, a przyrodnie rodzeństwo to też rodzina ale
              dalsza. Nie widzę natomiast żadnych przeszkód, żeby dziecko kiedyś nawiązało
              kontakt, żeby odezwało sie do przyrodniego rodzeństwa. Ja dziś nie wiem jaki to
              będzie człowiek, więc wydaje mi się, że zarówno chronię moje dziecko jak mu coś
              odbieram. Zrobić pierwszy krok można zawsze, naprawić popełnione błędy i
              uleczyć raz spowodowane rany trudniej. Dziecko będzie więc miało pozytywne
              wyobrażenie rodzeństwa, ale kontakt będzie zależał od niego i ew. od ojca -
              zresztą może moje zdanie też w międzyczasie ulegnie zmianie.
              • aagacia Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 13:39
                tylko zupelnie inne sa relacje miedzy ludzmi ktorzy sie znaja od dziecinstwa i
                maja wspolne wspomnienia niz relacje z doroslymi ludzmi, ktorzy rzeczywiscie
                sa juz wtedy dla siebie obcy i nie maja nic ze soba wspolnego..no oczywsice
                oprocz taty ale jak widze dla ciebie to jest to maly i nic nie znaczacy
                szczegol.. nic nie jest w stanie tego nadrobic bo nie da sie nadrobic
                straconego czasu...
                • badia Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 13:45
                  aagacia napisała:

                  > nic nie jest w stanie tego nadrobic bo nie da sie nadrobic
                  > straconego czasu...
                  Tak, tylko nie zgadzam sie z Tobą, że ten czas jest na pewno stracony, a może
                  włąsnie zaoszcędzony? Skąd wiesz?
                  • aagacia Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 13:50
                    badia napisała:

                    > Tak, tylko nie zgadzam sie z Tobą, że ten czas jest na pewno stracony, a
                    może
                    > włąsnie zaoszcędzony? Skąd wiesz?
                    wiem bo mam wlasne dziecko.wiem jaki maja kontakt dziewczyny ze soba i wiem
                    ze tego co ich laczy nie da sie zbudowac ot tak sobie. jak juz wszyscy
                    doroslilaskawie wyraza zgode na spotkanie.
                    nie da sie nadrobic wspolnie spedzanego czasu wspolnych wspomnien radosci i
                    smutkow. PO PROSTU SIE NIE DA. i nigdy dziewcyny by nie mialy kontaktu
                    takiego jaki maja gdyby nie nasze spotkania i poswiecenie kazdej ze stron :
                    matki nadi ktora wyraza zgode na te spotkania
                    mojego (wiadomo)
                    i ojca dziecka ktory sie z nami dwoma musi uzerac
      • stepmum Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 13:09
        Nie bede komentowac postow, ktore zarzucaja mi, ze nie jestem pewna milosci
        mojego faceta, bo przynajmniej w moim odczuciu, jak mozna myslec w ogole o
        poslubieniu kogos nie bedac pewnym uczuc swoich i partnera - no ale moze
        niektore przyjmuja taki wariant - ja NIE. Zamierzam sie wiazac na cale zycie i
        nie z facetem co do ktorego mialabym watpliwosci.
        Co do twoich pytan (kurcze czy ja je wszytskie pamietam).
        Swieta Bozego Narodzenia zalezy mi, zebysmy zawsze spedzali razem, bo to jest
        dla mnie wazne, choc pierwsze 2 naszej znajomosci spedzilismy osobno. Co do
        reszty jestem sie w stanie dostosowac. Dziecku wisienki na torcie nie brakuje,
        bo w kwestii finansowej nie mamy problemow - z kazdej strony oplywa w
        dostatki, chodzi do bardzo drogiej prywatnej szkoly i na wszelkie inne zajecia
        dodatkowe na jakie tylko mu sie zamarzy. Lacznie z prezentami. Dodam, ze moj
        partner jadac sie z nim zobaczyc w weekend spedzam z nim caly weekend, nie
        tylko kilka godz. Do tego czasem w weekendy pracuje z tego tez wynika fakt, ze
        nie podoba mi sie, spotykanie co 2gi tydz. Poza tym nawet jesli moj partner
        akurat nie moze pojechac sie z nim zobaczyc jego syn zawsze jedzie spedzic
        weekend z jego rodzina.
        Z moja rodzina nie rozmawiamy na ten temat - to sprawa miedzy mna a partnerem
        i do zadnych spraw nie mieszamy naszych rodzin. I tak nic by to nie zmienilo,
        ewentualnie poklocilo wszytskich ze soba(jak to zwykle bywa z tesciami i
        rodzinami)
        I jak juz napisalam w poprzednim poscie NIE bede sie do niczego zmuszac. Jesli
        przyjdzie samo, to sie bede cieszyc - bede miala 1 problem z glowy. I nie
        zarzeklam sie jak tu niektore dziewczyny powiedzialy, ze NIGDY, NIGDY!
        Choc zaznaczylam partnerowi na poczatku jak sie dowiedzialam, ze nie chce go
        poznac, zeby moj partner nie byl ze mna 'w nadziei', ze cos sie zmieni. Zdaje
        sobie sprawe, ze to bardzo latwo tak zaakceptowac i juz, miec problem z glowy.
        Na dzien dzisiejszy ja jednak mysle, ze nie jestem w stanie tego zrobic. Moze
        sie to zmieni.
        Nie uwazam, ze sam papierek cos tu zmieni, bo to tylko tyle, ze przybedzie
        papier. I tak od kilku lat mieszkamy ze soba i prowadzimy zycie jak kazde inne
        malzenstwo.
        • aagacia Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 13:15
          szkoda ze myslisz ze pieniadze wszystko zalatwia.
          to nie prawda ze rozmowa z rodzinami powoduje klotnie - u nas moi rodzice
          traktuja nadie na rowni z julka.i nadia ich uwielbia.
          dobrze ze chociaz bierzesz pod uwage ze laskawie kiedys bedziesz chciala
          poznac dziecko meza tylko czy zastanowilas sie ze moze ono nie bedzie chcialo
          poznac kobiety z ktora jego tatus zyje a ktorej nie widzialo na oczy a ktora
          mu abrala tatusia??
          no bo jak ma sie przekonac o tym ze jestes fajna kobietka jakmu nie dajesz
          szansy...?
          • naturella Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 13:18
            Najmocniej przepraszam, ale odnoszę wrażenie, że Stepmum niestety to wisi... co
            dziecko sobie o niej myśli. I to przykre strasznie. Może jestem jakaś dziwna...
            ale uczucie Stepmum jest troszkę na wyrost, powiedziałabym - według mnie
            miłość, to akceptowanie człowieka ze wszystkim, z jego wadami, zaletami,
            przeszłością, doświadczeniami i całym bagażem. Nie da się wybiórczo. to
            powoduje niedomówienia, a w konsekwencji całą barierę, przez którą nie da się
            przeskoczyć.
          • stepmum Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 13:23
            Jesli nie bedzie mnie chcialo poznac, to nie. Plakac z tego powodu nie bede.
            Rownie dobrze dziecko twojego meza moze myslec o tobie, ze zabralas mu
            tatusia, bo to z toba i twoim dzieckiem spedzam wiecej czasu. Moj partner
            rozstal sie ze swoja bylo na dlugo, zanim ja sie pojawilam. A fakt, ze duzo
            pracuje i tak nie pozwalal mu na widywanie sie z nim co tydz. Nie widze, tez
            potrzeby by moi rodzice traktowali go jak swojego wnuka!! Bo i z jakiej racji,
            rodzice jego bylej nie beda dziadkami dla mojego dziecka!
            • aagacia Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 13:28
              no pewnie ze nie musze.tylko to wszystko lagodzi te cala sprawe z rozwodami i
              podwojnymi rodzinami. wybacz ale ja sobie nie wyobrazam ze jak moje dziecko
              mowi do mojej mamy babciu to dziecko mojego meza bedzie do niej mowilo prosze
              pani..dlatego mowi ciociu.zeby czulo sie normalnie..
              pewnie ze moze mi zarzucac ze dla mnei odszedl tatus i pewnie w wielu
              przypadkach gdy nadchodzi okres dojrzewania tak sie wlasnie dzieje.
              tylko ze ja nie odwrocilam sie do niej plecami i jej tata bedzie mial spory
              argument mowiac ze odszedl od jej mamy a nie od niej. bo codziennie do niej
              dzwoni,maja ze soba swietny kontakt i nadia czuje ze jest kochana takze przez
              tate.ja nigdy w zyciu nie postawilabymna szali siebie i dziecka...
              • stepmum Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 13:38
                Ja nie bede miala problemu z 'babciami', bo mieszkamy tak daleko, ze rzadko
                sie wszyscy widujemy. Zdziwilabys sie ale moj partner tez ma bardzo dobry
                kontakt ze swoim dzieckiem i tez dzwoni do niego bardzo czesto, tyle ze nie
                przy mnie. Powiem ci cos wiecej, przez cala jego rodzine uwazany jest za
                najlepszego ojca dla dziecka. Jak widzisz ilosc czesto mozna zastopic
                jakoscia. Jednak fakt, ze sie zaklada nowa rodzine wiaze sie z mniejsza
                iloscia czasu dla 'tej starej'. I tak jest w kazdym przypadku, chyba, ze
                dziecko mieszka z ojcem.
                • aagacia Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 13:43
                  zdziwie cie bo powiem ci ze kontakty nadia duzo bardiej sieuregulowaly po tym
                  jak my zalozylismy druga rodzine, czyli jak urodzila nam sie juleczka..

                  a poza tym podpisuje sie pod postem naturelli smile ja tez chce pomoc..tylko
                  czasem nie umiem sie powstrzymac przed wykrzyczeniem jakiejs dla mnei
                  oczywistej sprawy smile zwlaszcza dzisiaj kiedy mi hormony buzujawink
                  • stepmum Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 14:16
                    I ja was zdziwie, bo ja jestem bardzo gruboskorna i krzyki mnie nie ruszaja.
                    Nic a nic. Bardziej konstruktywne argumenty...
                    Nie latwo mnie 'wykurzyc'smile Mimo mlodego wieku, duzo sie nauczylam -
                    szczegolnie jak przetrwac. Wiem czego chce (jestem upartasad ) i calkiem niezle
                    mi to wychodzismile
                    Dodam, ze mam tez sumienie i do celow nigdy nie ide 'po trupach'.
                    Troszke mnie dziwi twoje podejscie, gdzie wszystkich mozna ze soba polaczyc w
                    szczesciu i pokoju, wg mnie to troche naiwne, no ale przynajmniej z dobrego
                    sercawink
                    • aagacia Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 14:22
                      moze i naiwne ale w naszym przypadku sprawdza sie jak najlepiej
                      • stepmum Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 14:26
                        Ciesze sie, oby takich wiecej.
            • naturella Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 13:36
              Stepmum, nie traktuj tego wszystkiego jako atak na Ciebie... My tylko (niektóre
              z nas) usiłują Ci uświadomić niektóre niebezpieczeństwa, jakie mogą nastąpić.
              Co z tym zrobisz - Twoja sprawa... Po prostu niektóre z nas są już dalej nieco
              na tej trudnej drodze. Ja też miałam na samym początku to samo co Ty. Ale...
              kiedyś pamiętam, też coś takiego mi się wymsknęło - że nie będę druga matką, że
              co mnie to obchodzi, że to jest dziecko z TAMTĄ - pamiętam ten smutek na twarzy
              mojego męża, to ogromne rozczarowanie i wręcz ból, że tak się dzieje.
              pomyślałam wted - to nie jego wina, że ma syna... przecież to jest dziecko, ono
              było od zawsze, to ono było przy nim, kiedy czuł się samotny itp. No i jakoś
              tak krok po kroku sie przekonałam, a teraz nie żałuję. Bo Młody jest
              fantastycznym chłopakiem, wiele od niego się uczę i na pewno wiele skorzystam w
              przyszłości. A że nasze udane stosunki sprawiają wiele radości mojemu męzowi -
              to najważniejsze.
              Stepmum, proszę, nie odpychaj tak zaraz od siebie naszych sugestii. Żadna z nas
              nie jest nieomylna, my kierujemy się tylko własnymi doświadczeniamismile
          • badia Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 13:32
            aagacia napisała:

            > szkoda ze myslisz ze pieniadze wszystko zalatwia.
            no nie załatwią, ale znacznie gorzej, ajk stanowią problem, a w większości
            przypadków stanowią...
            > czy zastanowilas sie ze moze ono nie bedzie chcialo
            > poznac kobiety z ktora jego tatus zyje a ktorej nie widzialo na oczy a ktora
            > mu abrala tatusia??
            > no bo jak ma sie przekonac o tym ze jestes fajna kobietka jakmu nie dajesz
            > szansy...?
            Ale po co dziecko ma się przekonywać, że tatuś ma fajną drugą żonę. Może ja się
            nie znam na psychoplogii, ale mnie się wydaje, że najważniejsza jest mama i
            tata, a żona taty??? No dobrze, jeśli lubi, bo np. w ogóle lubi dzieci.
            Ale jak mama uzna, że tatuś niefajny i tylko "lafiryndę" mógł sobie znaleść, to
            po co sie szarpać i to odkręcać. Trochę szkoda życia na udowadnianie...
            Nie lepiej zbudować włąsny, ciepły spokojny dom?
            • aagacia Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 13:35
              no ale zeby stwierdzilo ze tatus niefajny to musi miec jakies ku temu
              powody...nie sadzisz..?jednym z nich jest utrudnianie kontaktow swojemu mezowi
              z jego dzieckiem...no to wtedy dziecko ma niezly argument...nie chce nikomu na
              sile nic udowadniac...ale poniewaz jestem mama siostry nadii to wolalabym z
              nia miec fajne kontakty..
              • badia Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 13:43
                aagacia napisała:

                > no ale zeby stwierdzilo ze tatus niefajny to musi miec jakies ku temu
                > powody...nie sadzisz..?
                No pewnie, że ma powody, tysiące, przecież wzięła z nim rozwód...smile))

                >jednym z nich jest utrudnianie kontaktow swojemu mezowi
                > z jego dzieckiem...no to wtedy dziecko ma niezly argument...

                Ale widzisz ja właśnie nie szukam argumentów, które kogoś przekonają. Też
                miałam męża, też nie potrafiłam sie z nim dogadać, dziś sądzę, że jak się nie
                da to się nie da - trudno. Myślę inaczej: jak zrobić żeby było najlepiej dla
                wszystkich albo inaczej: ponieważ obydwoje z małżem popełniliśmy błędy, to
                dobrze już nie będzie, bo dobrze to może być jak dziewica z prawiczkiem do
                ślubu idzie... A teraz szukam mniejszego zła. A ważne dla mnie przede wszystkim
                jest, co o tym powie moje dziecko. Jestem przekonana, że mama tamtego dziecka
                myśli podobnie i sądzę, że to jest OK.

                • aagacia Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 13:47
                  kto wzial z nim rozwod?dziecko wzielo rozwod?ja nie wnikam czy mamusia srednio
                  madra, czy dogadac sie z nia nie da.abstrahuje tu od jej poziomu.bo przeciez
                  nie z nia masz sie spotykac tylko z dzieckiem...
            • mikawi Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 13:47
              czytam, czytam i dodam swoje trzy grosze
              dziewczyny, to przecież nie tak, że każda druga żona musi stworzyć ciepły
              kontakt z dzieckiem swojego męża (albo w ogole kontakt)! Super jeśli tak jest,
              bo to pozwala zminimalizować skutki rozwodu - tak jak pisała agacia. Ale
              przecież często takiego kontaktu między dzieckiem a drugą żona nie chce nawet
              matka dziecka. Pozwólmy żyć innym tak jak chcą i nie narzucajmy jedynego
              słusznego modelu. Szczerze podziwiam i zazdroszcze sytuacji w domu aagaci i
              życzyłabym sobie takiej u nas, ale... musi istniec dobra wola każdej ze stron,
              co nie zawsze jest możliwe. W przypadku Stepmum to z jej strony nie ma tej woli
              i trudno pietnować ją za jej uczucia w tej sprawie, niektórym kobietom trudno
              jest przełknąć przeszłość męża mimo całej wielkiej miłości. Może czas to
              zmieni, może i nie. Tak czy siak, każdy z nas buduje sobie swój świat w taki
              sposób aby się w nim dobrze czuć. Stepmum ustaliła z przyszłym mężem pewne
              zasady, od początku przedstawiła mu swoje zdanie i to jest według mnie uczciwe.
              Skoro partner te zasady zaakceptował i związek kwitnie - dobrze i tak. Czy
              waszym zdaniem lepiej jest robic coś na siłę, wbrew sobie i z zaciśniętymi
              zębami tkwic w sytuacji bo tak wypada? W sytuacji Stepmum myślę że powinna dać
              czas czasowi, może kiedyś zmieni zdanie co do kontaktów z dzieckiem męża i
              relacji między rodzeństwem, może nie i to też nie będzie nieszczęście -
              najważniejsze, żeby to dziecko miało kochających rodziców, a druga żona ojca
              czy drugi mąż mamy i tak zrobią wiele dobrego dla dziecka choćby nie
              utrudnianiem ich kontaktów.
              • badia Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 13:51
                Mikawi, wielka jesteś
                • aagacia Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 13:53
                  Amen smile
              • stepmum Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 13:57
                Dokladnie takie samo jest moje zdanie na ta cala sprawe.
                Ja chcialabym miec mojego kochanego partnera tylko dla siebie, ale poniewaz
                to nie mozliwe - i sama o tym wiem- godze sie na jego spotkania, weekendy. I
                wcale nie daze do zerwania jego kontaktow z tym dzieckiem! Moze to dziwnie
                zabrzmii, ale to cos w rodzaje negocjacji w zwiazku; wychodzimy od tego, ze on
                by chcial widywac sie jak najczesciej a ja miec go jak najwiecej dla siebie i
                naszej przyszlej rodziny. Na zasadzie jak duzo mozemy tolerowac spotykamy sie
                gdzies w polowie drogi. Nie znaczy to, ze on spotykalby sie z nim non stop a
                ze mna nie i z drugiej strony, ja zakazalabym mu kontaktow z synem, gdybysmy
                tylko mogli!
                • aagacia Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 14:01
                  stepmum, zobaczysz ze kiedys bedzie ci to przeszkadac ze weekend kiedy
                  mogliscie gdzies jechac on cie zostawia sama i jedzie do jakiegos dziecka
                  (jakiegos bo nie znasz go zupelnie!) to uczucie tylko sie wzmoze jak urodziwam
                  siw wasze wspolne dziecko.wtedy bedziesz miala za zle mezowi ze zaiast byc z
                  toba i z waszym dzieciem i budowac szczesliwa rodzine to on gdzies tam sobie
                  jedzie.
                  chcialas naszej rady - ja daje takie ktore pozwlalaja mi w miare dobrze
                  funkcjonowac w tej calej naszej pokreconej rodzince wink
                  • stepmum Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 14:20
                    Nie mowie, ze nie bedzie mi przeszkadzac... Tego nie wiem, ale byc moze do
                    tego czasu, sprawy sie uloza.
              • badia Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 13:58
                Ale to jest chyba dokładnie tak jak na Samodzielnych. Każda sytuacja jest inna
                i jest tak mocno naznaczona piętnem tego, co było "przed" rozstaniem, tym jak
                do niego doszło, jakie są wszystkie strony, że nie ma sensu mówic tu o jakiś
                ogólnych prawach. W każdej z tych sytuacji dobro, bądź mniejsze zło wygląda
                trochę inaczej.
                Jedno tylko chciałabym dorzucić do dyskusji, bo mnie zastanowił fragment: że
                tatusiom z naszym oddaniem dla ich pierworodnych pociech jest łatwiej... No
                owszem, że łatwiej.
                Ale ja nie szukam odpowiedzi wygodnej dla mojego małża, choć go uwielbiam, ale
                szukam odpowiedzi dobrej dla moich dzieci, to chyba przede wszystkim.
                Agacie, niestety nie wydaje mi się, żeby każde rodzeństwo odziedziczone po
                poprzedniczce było takie wspaniałe.
                • aagacia Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 14:05
                  to nie jest dziecko odziedziczone po poprzedniczce.to dziecko jej i TWOJEGO
                  meza. zupelnie nowy maly czlowiek!!
                  ja bym nie miala odwagi pozbawiac mojego dziecka rodzenstwa.bo jak mozna
                  dyskutowac o tym czymyjestesmy dla tych pierwszych dzieci rodzina to tujuz nie
                  ma dyskusji _ONI SA RODZENSTWEM czy nam sie to podoba czy nie.
                  • badia Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 14:13
                    aagacia napisała:

                    > to nie jest dziecko odziedziczone po poprzedniczce.to dziecko jej i TWOJEGO
                    > meza. zupelnie nowy maly czlowiek!!
                    Sorki, mój kumpel, który jest ojczymem mówił o pierwszym dziecku, że
                    to "podrzutek", sorki, taka licencja poetica. Oczywiscie, że mojego męża.

                    > nie
                    > ma dyskusji _ONI SA RODZENSTWEM czy nam sie to podoba czy nie.
                    Tylko, że ja postanowiłam na razie nie decydować za dziecko, co z tego
                    biologicznego faktu wynika... Bo może cos wynikać, a może wynikać niewiele, na
                    razie nie wiem.
                  • stepmum Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 14:19
                    Rodzenstwem przyrodnim, mysle, ze ten drugi czlon jest tak samo wazny jak
                    pierwszy. Bo to tak jakby pol-rodzenstwem. I osobiscie znam rozne przypadki
                    jedni sie kochaja, inni ...
                    • badia Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 14:27
                      No właśnie, ja też znam rózne przypadki: klasyka wygląda następująco:
                      kobieta ze względu na faceta udaje że kocha dziecko, tzn. udaje przed mężem a
                      dzieciakowi przekazuje informację, że jest niedobry, brzydki, niemądry itp
                      (pierwowzór: Macocha z kopciuszka) a potem wszyscy sie nienawidzą. I skłóceni
                      są ze sobą w kolejnych pokoleniach. Niech sie odezwie ktoś, kto nie zna takiego
                      przypadku. Nie dziw się Agacie, że ja sie tego boję. Bo tak na prawdę tego się
                      boję najbardziej. I to byłaby moim zdaniem najwieksza wyrządona krzywda,
                      tamtemu dziecku, moim dzieciom, mnie i samemu facetowi.
                      • aagacia Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 14:29
                        zgadza sie
                    • ashan Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 14:38
                      Wiesz Stepmum, nie chciałam, żebyś odebrała mój post jako atak, a raczej kilka
                      kwestii do przemyślenia. Bo jednak praktyk wie trochę więcej niż teoretyk. Na
                      pewno każda z nas zastanawiała się przed związaniem się na poważnie jak to
                      będzie z tamtym dzieckiem. Każda miała wątpliwości, przechodziła różne
                      kryzysy. Wybrałyśmy różne rozwiązania i przedstawiłyśmy Ci je - każda w dobrej
                      wierze, a nie po to żeby Cię potępić smile Twój post był bardzo oschły i
                      pokazujący całą sytuację w niezbyt różowym kolorze. Skoro twierdzisz, że Twój
                      wybranek jest dobrym ojcem, ma dobry kontakt z dzieckiem to ok. Nikt nie ma
                      prawa wymagać od Ciebie bycia dobrą macochą wink Ale też nikt tego od Ciebie nie
                      wymaga. Przedstawiłaś się jako ta paskudna baba wink co to i dzieciaka nie lubi
                      i ojcu się z nim spotykać nie pozwala to i odezwały się usprawiedliwione w tym
                      momencie głosy sprzeciwu. Ale skoro potem sprostowałaś, że nie jest tak źle,
                      jak można to było odebrać? Cóż, ja się cieszęsmile NIe ma tu dobrych (czyt.
                      jedynie dobrych) rozwiązań. Wierzę, że znajdziesz w sobie w przyszłości dosyć
                      siły i mądrosci, żeby sobie w takim układzie poradzić i nikogo (także siebie)
                      nie skrzywdzić.
                      pzdrw
                      ashan
                      • stepmum Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 15:06
                        Napisalam tak z racji niegmatwania problemu jak i dlugosci maila. Poza tym
                        przedstawilam tylko moj problem - moja strone. ja przeciez nigdzie nie
                        napisalam, ze on jest zlym ojcem lub, ze nie ma z nim bardzo dobrego kontaktu!
                        TAKIE oskarzenia polecialy BEZPODSTAWNIE.
                        Jak juz to wyzej napisalam, to tylko moja strona i ja prosilam o rady
                        dotyczace raczej kwestii radzenia SOBIE samej z tym problemem. Nie mam
                        dylematu czy zostac w tym zwiazku czy nie. Nie napisalam tez, ze jestem jakas
                        wstretna dla tego dziecka, nie zrobialam mu zadnej krzywdy, bo jak same
                        piszecie nie mam obowiazku wlaczac go do mojej rodziny. Nie sadze tez ze
                        zabieram mu ojca, bo znajac cala sytuacje, on widuje sie z nim kiedy moze.
                        Jedyna rzecz ktora by sie zmienila, gdzybym to zaakceptowala, toto, ze wizyty
                        bylyby prawdopodobnie u nas, choc nie wiem, co na to by powiedziala byla...
                        Stwierdzenie, ze MUSZE to zaakceptowac albo skonczyc zwiazek nie uwazam za
                        rade. Aczkolwiek chcialam tez podziekowac, bo wiele postow naprawde mialo
                        wiele tresci. I takie tez bralam pod uwage jako odpowiedz na moj post.
                        Nie mam zalu do zadnej forumowiczki, bo i dlaczego.? To taki moral, zeby nie
                        wystawiac daleko idacych opinii, przed poznaniem wszytskich faktowwink Zaraz
                        mnie opierniczycie za moralizowanie wink Juz uciekamwink
                        • mamaadama4 Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 21:55
                          Jeżeli jeszcze tu wrócisz, to chciałabym, żebys wiedziała, że dobrze ci zyczę.
                          Masz prawo do własnych uczuć, nawet najbardziej negatywnych. Na pewno dobrze
                          zrobiłaś że z góry ustaliłaś pewne reguły. Jeżeli w miarę upływu
                          czasu "zmiękniesz" będzie to dla ciebie na plus. W każdym razie unikniesz
                          wymówek, że najpierw byłaś do rany przyłóż, a później okazałaś się wredna.
                          Życie macochy jest ciężkie ale w końcu świat nie kręci się tylko wokół tego.
                          Życzę ci powodzenia.
                          danka
                          • stepmum Re: Kilka pytań do Stepmum 28.08.03, 23:54
                            dziekuje bardzo za zyczenia smile
                            Oczywiscie, ze nie zamierzam zmykac z podkulonym ogonemsmile bo nie widze do tego
                            podstawy.
                            A my jestesmy bardzo szczesliwi tak jak jest i bez wzgledu, czy sie cos zmieni
                            czy nie uwazamy sie za najbardziej kochajaca sie pare na swiecie smile)

                            Pozdrawiam
                            • patelszczak Re: Kilka pytań do Stepmum 29.08.03, 09:55
                              Ja z innej beczki, bo wiele już tu zostało powiedziane. Słuchaj, tak z
                              praktycznego punktu widzenia. Jesli dziecko bedzie spedzalo czas u Was, to
                              będziesz "miała" swojego faceta w weekendy i nie bedziesz musiała sama ich
                              spędzać, zgadza się? Poza tym możesz naocznie zobaczyć jakim ojcem jest Twój
                              partner, zawsze to troche prognozuje jakim ojcem będzie dla Twoich dzieci wink
                              Poza tym co ci szkodzi sprobowac? Jeśli dziecko wyrazi chęc poznania cię i
                              spróbowania i Ty tez będziesz miała w sobie na to wszystko zgodę, to moze warto
                              zaryzykować. Zawsze mozesz się wycofac (zresztą dziecko tez. Moze nie taki
                              diabeł straszny jak go malują??
                              Mam wrazenie, ze jednak trudno być szczesliwym do końca, kiedy nosi się w sobie
                              tyle złości, nieakceptacji dla dziecka swojego faceta... To chyba troche tak
                              jakby nie akceptowac pewnej jego czesci? Co o tym myślisz?
                              • stepmum Re: Kilka pytań do Stepmum 29.08.03, 13:11
                                jak juz wspominalam, byc moze tak sie kiedys stanie.
                                Ja nie czuje absolutnie, ze nie akceptuje jakiejs czesci jego samego! Moze
                                dlatego tez nie jestem w stanie zaakceptowac dziecka? Nie wiem.
                                I ten fakt, ze jestesmy ze soba bardzo szczesliwi - nie wyobrazam sobie, ze
                                moze byc lepiej (no moze jak sie nam juz zjawi malenstwo, ale tu tez beda nie
                                przespane noce itp, itd. co moze wprowadzac wiele stresu - wierze jednak, ze
                                da nam wiecej radosci niz wszytskiego innego), moze po trochu obawiam sie, ze
                                zjawienie sie tego dziecko popsuje cala atmosfere.
                                • badia Re: Kilka pytań do Stepmum 30.08.03, 12:25
                                  A mnie się wydaje, że kobieta intuicyjnie dąży do skupienia na sobie uczuć
                                  faceta i bolesny jest sam fakt, że on kocha także kogoś innego...
                                  I dlatego tylko miłość jest na tę zazdrość lekarstwem...
                                  • stepmum Re: Kilka pytań do Stepmum 30.08.03, 15:22
                                    Pewnie masz racje badia...
                                    • mamaadama4 Re: Kilka pytań do Stepmum 30.08.03, 18:07
                                      Myślę, że w tym wypadku głównym problemem jest nie tyle fakt posiadania dziecka
                                      przez faceta, co ukrywanie tego. Jakoś podświadomie zakładamy, że jeżeli ktoś
                                      coś ukrywa to jego intencje nie są najlepsze i cos się za tym kryje.
                                      danka
                                      • badia Re: Kilka pytań do Stepmum 30.08.03, 18:49
                                        Może tak, a może nie - mnie od razu przyszło do głowy, że ukrywał bo poznał
                                        super pannę i tak się bał że ona tego nie zaakceptuje, że nie powiedział. No
                                        ale mój sie przyznał, choc dopiero gdy został przeze mnie zapytany. To też
                                        chyba zależy od tego, czy po prostu zataił nic nie mówiąc, czy bajdurzył
                                        głupoty, bo jak bajdurzył, to trochę bym się gościa obawiała, może bajdurzyć i
                                        w innych sytuacjach. A sytuacja była z grunty tych mocno serio...
                                      • stepmum Re: Kilka pytań do Stepmum 30.08.03, 19:23
                                        Historii naszego poznania nie bede wam opowiadac - nie jest taka zwyczajna,
                                        aczkolwiek romantyczna...
                                        Nie mam watpliwosci co do tego, ze ukryl ten fakt, bo wiedzial, ze to z mojej
                                        strony bedzie koniec. ja tez go zapytalam o rodzine, bo rodzina jest dla mnie
                                        swieta (mam tu na mysli: zwiazek dwojga ludzi). Padla wymijajaca, odpowiedz
                                        Nie martw sie nie mam zon i gromadki dzieci :0 Powiedziane z usmiechem.
                                        Poniewaz mocno mielismy sie ku sobie od samego poczatku, po prostu bylam
                                        zaslepiona i juz po uszy zakochana wszytsko widzialam na rozowo i to odp
                                        wystarczyla mi na jakis czas, az kiedys sprecyzowalam pytanie przy innych
                                        okolicznosciach i wyszlo... On twierdzil, ze nie oklamal co mnie doprowadzilo
                                        do szalu... jakos to przetrwalismy. ja go tez troche o to obwiniam i on o tym
                                        wie, no ale coz kazdy ma jakies wady. Co bylo minelo...
                                        • zgagusia Re: Kilka pytań do Stepmum 30.08.03, 21:46
                                          stepmum napisała:

                                          po prostu bylam
                                          > zaslepiona i juz po uszy zakochana wszytsko widzialam na rozowo

                                          i jak rozumiem zakochana w nim jestes nadal po uszy i widzisz wszystko na
                                          rozowo smile)

                                          troszke sama sobie przeczysz - piszesz np. ze problemu w ogole nie ma - a
                                          jednoczesnie przeciez JEST PROBLEM bo to o nim piszesz...
                                          nie rozumiem jak można NIE AKCEPTOWAC ISTNIENIA kogos? samego faktu ISTNIENIA??
                                          tzn. wolalabys zeby tego dziecka nie bylo, zeby umarlo? mozna nie lubic kogos
                                          kogo sie zna, wtedy to normalne ze takich spotkan sie unika (dalas porownanie z
                                          kolezankami ktorych maz nie musi lubic i spotykasz sie z nimi sama) - nie masz
                                          obowiazku kochac czy lubic nieswojego dziecko ale Ty go jeszcze nie poznalas!
                                          uwazam ze z takim problemem powinnas udac sie do psychologa - mysle ze pomoze
                                          Ci zrozumiec co sie za tym kryje, bo jak piszesz Ty nie masz pojecia skad takie
                                          uczucia w Tobie i moze wowczas ta niechec zniknie (przeciez piszesz tu ze
                                          chcialabys tego, mialabys 1 problem z glowy).
                                          gdy urodzisz Wasze wspolne dziecko problemy beda tylko narastac - np. pojawia
                                          sie mysli czy aby Twoj maz nie kocha bardziej tego I dziecka... poza tym sadze
                                          ze On bedzie chcial zeby to PRZYRODNIE rodzenstwo sie poznalo i lubilo - co Ty
                                          na to? rowniez nie bedziesz chciala o tym wiedziec? teraz siedzisz sama w domu
                                          i troche Ci sie przykrzy za ukochanym gdy on jest u syna - gdy bedzie dziecko
                                          bedziesz sama z dzieckiem ktore niejednokrotnie potrafi plakac przez kilka
                                          godzin z powodu kolki czy choroby - i moze pojawic sie zlosc ze maz
                                          Cie 'zostawil' z placzacym niemowlakiem bo pojechal do starszego...
                                          (renegocjacje czestosci odwiedzin u tamtego?)
                                          dobrze Co zycze i radziłabym rozwiązac ten 'problem' ktory sama jednoczesnie
                                          widzisz - i nie widzisz jak najpredzej
                                          agnieszka
                                          • stepmum Re: Kilka pytań do Stepmum 30.08.03, 22:16
                                            Ja nie twierdze ze problemu nie ma, tzn. ja osobiscie mam taki problem, miedzy
                                            nami on nie staje. Mozna kogos nie znac i nie lubic lub nie chciec pozanac,
                                            takim przykladem sa np. byle naszych mezczyzn. Z reguly z gory jestesmy zle
                                            nastawione i nie koniecznie chcemy je poznac, zeby sie przekonac czy aby
                                            przypadkiem nie sa mile.
                                            Na pewno nasze dzieci beda wiedzialy, ze maja przyrodnie rodzenstwo, na tym
                                            zalezy jemu i ja w sumie nie mam nic przeciwko. Z czasem jak dziecko
                                            podrosnie, nie bedzie juz potrzebowal tyle czasu ojca co teraz i nie bedzie
                                            musial siedzac tam calych weekendow, a beda sie widywac np. na obiad czy piwo.

                                            • mamaadama4 Re: Kilka pytań do Stepmum 30.08.03, 22:35
                                              Każdy ma prawo do różnych, nawet skrajnych uczuć. I Stepmum ma prawo nie
                                              kaceptować faktu istnienia dziecka. Natomiast czym innym jest jak w związku z
                                              tym będzie wyglądał jej związek a później małżeństwo ale to już sprawa między
                                              nią a jej partnerem.
                                              Przy tym wątku nieodparcie nauwa mi się "Kto jest bez winy niech pierwszy rzuci
                                              kamieniem..."
                                              danka
                                              • zgagusia Re: Kilka pytań do Stepmum 31.08.03, 09:36
                                                mamaadama4 napisała:

                                                > I Stepmum ma prawo nie
                                                > kaceptować faktu istnienia dziecka.

                                                ja nie pisalam ze nie ma takiego prawa - tylko ze nie rozumiem co to znaczy

                                                > Przy tym wątku nieodparcie nauwa mi się "Kto jest bez winy niech pierwszy
                                                rzuci
                                                >
                                                > kamieniem..."

                                                nie wszystkie wypowiedzi tutaj czytalam uwaznie ale nie odnioslam wrazenia zeby
                                                ktos zarzucal Stepmum 'wine'...

                                                agnieszka
                                            • zgagusia Re: Kilka pytań do Stepmum 31.08.03, 09:46
                                              stepmum napisała:


                                              > Z czasem jak dziecko
                                              > podrosnie, nie bedzie juz potrzebowal tyle czasu ojca co teraz i nie bedzie
                                              > musial siedzac tam calych weekendow, a beda sie widywac np. na obiad czy piwo.
                                              >

                                              a moze byc odwrotnie - chlopak bedzie dorastal i bedzie mial coraz wiecej
                                              wspolnego z ojcem. Po prostu beda lubic spedzac ze soba czas (obiad raz na 3
                                              tyg. nie wystarczy im) - tym bardziej ze sie kochaja. Tak jest w przypadku
                                              mojego meza i jego I syna - lubia oprocz chodzenia na piwo ogladac razem
                                              mecze,lowic ryby, majsterkowac, dyskutowac o polityce itp. - ich kontakt jest
                                              czesty i to wlasnie moj maz twierdzi ze taka zazylosc przychodzila w miare
                                              dorastania Piotrka.

                                              agnieszka
                                              • stepmum Re: Kilka pytań do Stepmum 31.08.03, 13:29
                                                Jesli beda sie spotykac na piwku, jechac gdzies wspolnie jak na te przykladowe
                                                ryby, to czemu nie?? Mi chodzilo glownie o fakt, ze oprocz swoich zajec moj
                                                kochany wyjezdza jeszcze dodatkowo. Pozniej jesli wlaczy go do swoich
                                                zainteresowan i beda je robic razem, to jeszcze lepiej.
                                            • mkatarynka.edziecko Re: Kilka pytań do Stepmum 31.08.03, 17:38
                                              stepmum napisała:


                                              > Z czasem jak dziecko
                                              > podrosnie, nie bedzie juz potrzebowal tyle czasu ojca co teraz i nie bedzie
                                              > musial siedzac tam calych weekendow, a beda sie widywac np. na obiad czy
                                              piwo.

                                              Ja bym na to nie liczyła. Duużo jeszcze wody upłynie zanim się to stanie. A do
                                              tego czasu dziecko może zacząć potrzebowac mieć więcej kontaktów z ojcem a nie
                                              mniej...

                                              Pozdrawiam
                                              • mamaadama4 Re: Kilka pytań do Stepmum 31.08.03, 17:45
                                                Nie bardzo pamietam ile lat ma dziecko partnera Stepmum. Mam doświadczenia z 11
                                                i 16 latkiem. ten starszy zgodził się jeszcze w tym roku na wakacje z ojcem,
                                                ale już zapowiedział, że w przyszłym roku jedzie z kolegami. Ostatniego
                                                Sylwestra też spędził oddzielnie (chociaż osobiscie uważam, że to za wczesnie),
                                                w tym roku też planuje to samo. Zdecydowanie woli towarzystwo kolegów i
                                                koleżanek niż rodziny. Jedyne co go skusiło w tym roku to wyjazd ze mną i
                                                Adasiem w zimie na tydzień w góry - mógł wtedy poszaleć na desce. 11-latek
                                                jeszcze ciągnie do taty, ale z tego co pamietam to starszy mniej więcej na
                                                początku gimnazjum zaczął spędzać więcej czasu z kolegami.
                                                Chociaz jak we wszystkim - sprawa indywidualna.
                                                danka
                                                • stepmum Re: Kilka pytań do Stepmum 31.08.03, 17:50
                                                  bedzie gdzies prawie z roku twojego mlodszego. Tu gdzie mieszkamy wiekszosc
                                                  nastolatkow wyprowadza sie od rodzicow w wieku 16 llat, zaczynaja sami sobie
                                                  radzic lacznie z finansami - chyba ze sie ucza to oczywiscie inna sprawa,
                                                  wtedy rodzice im POMAGAJA, nie utrzymuja. Dodam ze mam tu na mysli dzieci z
                                                  dobrych domow - z tych niewyksztalconych i ze tak to moze brzydko nazwe 'z
                                                  dolnej polki' najczesciej wlasnie siedza rodzicom na glowach i pobieraja wraz
                                                  z nimi zasilki od panstwa.
                                                  • mamaadama4 Re: Kilka pytań do Stepmum 31.08.03, 17:59
                                                    U nas do skończenia szkoły średniej raczej wszyscy mieszkają z rodzicami,
                                                    chociaż jak znam zycie, to wielu by się wyprowadziło, tylko z tym samodzielnym
                                                    utrzymaniem byłoby gorzej. Nasz najstarszy już teraz przygotowuje grunt pod
                                                    wyprowadzenie się z domu za 3 lata jak skończy liceum.
                                                    danka
                                                  • stepmum Re: Kilka pytań do Stepmum 31.08.03, 18:08
                                                    wiem, wiem jak to jest, ale jest to glownie wina tego, ze nie sa w stanie sie
                                                    utrzymac. Ja sama utrzymuje sie od 15go roku zycia, no moze na poczatku
                                                    rodzice dawali mi cos nie cos raz na 2-3 miesiace. I bylam w stanie skonczyc
                                                    szkole srednia i studia.
                                                  • mamaadama4 Re: Kilka pytań do Stepmum 31.08.03, 18:19
                                                    Z tego co piszesz wynika, że chyba nie mieszkasz w Polsce. Myslę, że tutaj
                                                    główną bariera przy usamodzielnieniu się - poza czynnikami ekonomicznymi
                                                    oczywiście - jest to, że dzieci tej samodzielności po prostu nie sa uczone.
                                                    Dlatego nie jest łatwo zdecydowac się na samodzielność a rodzicom to
                                                    zaakaceptować.
                                                    danka
                                                  • stepmum Re: Kilka pytań do Stepmum 31.08.03, 18:26
                                                    tak, nie mieszkam w Polsce i tu gdzie mieszkam, zle widziane jest takie
                                                    uwieszanie sie na szyi rodzicow, tak samo ja zle widziane jest bycie
                                                    bezrobotnym z wlasnego wyboru. Przy czym mama wychowujaca dzieci, ma zawod
                                                    pelnoetatowa mama wink
    • koko50 Kilka słów krytyki 31.08.03, 12:12
      Cześć,
      Jak w tytule - mam do Stepmum kilka słów krytyki:
      1. Rozbiłaś małżeństwo 3-osobowej rodziny;
      2. Blokujesz kontakt ojca z jego dzieckiem - w ten sposób utrudniasz temu
      dziecko prawidłowy rozwój emocjonalny, społeczny itp, itd.;
      3. jednym z głownych uczuć w tym "związku" jest niechęć (nienawiść?) wobec nic
      niewinnego dziecka, z pewnością też do jego matki (byłej żony Twojego faceta);
      4. najważniejsze jest dla Ciebie tylko to, że TY CHCESZ z nim być, i to NA
      TWOICH warunkach.

      Dla mnie sprawa jest czytelna - nie ma w Tobie miłości, jest przede wszystkim
      cholerny egoizm - liczy się tylko to, co Ty sobie zażyczysz...
      Jest też cholerny egoizm tego faceta - po prostu ma ochotę spać z nową babką.
      Tak to widzę.
      Myślę że:
      1. powinnaś natychmiast z nim zerwać;
      2. poszukać kogoś, kto naprawdę będzie Cię kochał, bez niszczenia innych;
      3. samemu się podleczyć z własnego egoizmu.
      Wiem, że ten tekst bardzo Cię urazi - przepraszam za to, bo nie mam wcale
      takiej intencji. Myślę po prostu, że jeśli zostaniesz w tym związku, do końca
      życia będzie zię za Tobą, jak cień, wlekły różne lęki, wyrzuty sumienia,
      niepokoje i smutek. Czy o takim szczęściu marzysz?!
      Pozdrawiam, Michał
      • badia Re: Kilka słów krytyki 31.08.03, 12:54
        koko50 napisał:


        > 1. Rozbiłaś małżeństwo 3-osobowej rodziny;
        Tego Stepmum nam nie napisała, nie wiemy, jak się to małżeństwo rozpadło...
        A to, że małżeństwa nie powinny sie rozpadać, że nie powinno być "drugich" - to
        bezapelacyjnie racja - wszystko byłoby wtedy dużo prostsze - niestety z reguły
        to faceci wymieniają swe towarzyszki na "młodszy model". Czy to winna
        egzemplarza, który staje się "młodszym modelem" - oczywiście również. Ale nie
        wiemy, czy tu mamy taki przypadek.

        > 2. Blokujesz kontakt ojca z jego dzieckiem - w ten sposób utrudniasz temu
        > dziecko prawidłowy rozwój emocjonalny, społeczny itp, itd.;
        Prawidłowy rozwój emocjonalny dziecka następuje w pełnej rodzinie, tatuś "z
        doskoku" to już jest patologia. I można tylko dyskutować, czy mniejszą
        patologią jest "tauś z doskoku" w domu swojej next czy "tatuś z doskoku" w
        domu swojej ex - a może "tatuś z doskoku" w ogóle na mieście.

        > 3. jednym z głownych uczuć w tym "związku" jest niechęć (nienawiść?) wobec
        nic
        > niewinnego dziecka, z pewnością też do jego matki (byłej żony Twojego faceta);
        Żaden facet nie pojmuje tego, że babska miłośc jest zaborcza - po prostu taka
        jest, i dlatego w maskulinistycznych kulturach są haremy i facetom się wydaje,
        że kobiety dobrze się z tym czują. Niestey, z reguły nie czują się dobrze.
        I to nie nienawiśc jest w tym związku głównym uczuciem, ale miłośc babska,
        która jest zaborcza i domaga się wyłączności.

        > Jest też cholerny egoizm tego faceta - po prostu ma ochotę spać z nową babką.
        No o tym facecie to juz naprawdę niczego nie wiemy i podziwiam odwagę
        wyystawiania ocen na podstawie tak skromnego "materiału". Mnie sie wydaje, że
        najwiekszym egoizmem jest postawa coponiektórych tatusiów, którzy tworzą sobie
        haremik. Tzn, odchodza od żony, biorą sobie "młodszy model", mają więc już nową
        kobietę, ale nie chcą tracić równiez dobrego "ojcowego" samopoczucia, więc
        pakują na głowę nowego nabytku dzieci z poprzedniego związku. I tak matka
        dzieci jest nieszczęśliwa, nowy nabytek jest nieszczęśliwy, dzieci są
        nieszczęśliwe ale "tatuś" ma dobre samopoczucie - jeśli to ma być alternatywa,
        to dziękuję.

        > Tak to widzę.
        > Myślę że:
        Ktoś komu jest tak bardzo odległe takie doświadczenie jak Tobie nie powinien
        dawać tu żadnych rad - przepraszam, ale cóż takiego przeżyłęś, jakie problemy
        skutecznie pokonałeś, że uprawnia Cie to do pokazywania właściwej drogi innym?

        Bo mnie wygląda na to, że to Ty jestes egoista i to jeden z najpaskudniejszych
        w gatunku, taki, co to jest przekonany, że jest wspaniały, a przekonanie to
        zdobył obserwująć wszystkich
        innych "podłych", "szalbierców", "kłamców", "oszustów", "egositów" itp.

        I co, sądzisz, że trafiłeś we właściwe miejsce, żeby kontaktami z podłym
        gatunkiem drugich "ladacznic" poprawiać sobie samopoczucie?
      • stepmum Re: Kilka słów krytyki 31.08.03, 13:41
        wiesz twoj post akurat skutecznie mnie ... rozsmieszyl. Typewe poglady
        zasciankowego chlopaka, ktory do tego nosi w sobie mnostwo urazy tylko nie
        wiem do kogo, moze masz uraze do drugiej zony ojca??
        Bo po pierrwsze i najwazniejsze, przydaloby ci sie poczytac wszystkie posty
        przed zabieraniem glosu, ale skoro juz poszles na latwizne to ci powiem, ze
        nie rozbilam zadnego malzenstwa, bo my sie poznalismy prawie rok po ich
        rozejsciu!!! Po drugie bardzo bys sie zdziwil, jak bardzo sie oboje kochamy i
        chyba pokaze mojemu tez twoj post, zeby tez troche pokrecil glowa.
        Milosc ma to do siebie ze sie laczy z zazdroscia, ja akurat nie jestem
        zazdrosna o kobiety, bo tu ufam mu.
        Caly twoj post to wolanie do swiata o to jaki jestes nieszczesliwy i caly
        zupelnie nie trafiony... no moze z tym jedyny wyjatkiem, tym ktorym napisalam
        w glownym poscie. Z tym wyjatkiem, ze ja go nie blokuje, tylko w jakis sposob
        ograniczam. Jednym slowem twoj post to klapa na calym froncie. A szkoda, bo
        mozna bylo pomyslec nad prawdziwymi argumentami...
        Pozdrwiam
    • babe007 Re: A ja z innym problemem 01.09.03, 11:56
      Mój post będzie emocjonalny, sorry.

      Jestem dzieckiem, które miało nieszczęście mieć za "macochę" taką egoistyczną i
      złą kobiete jak Ty. Mój ojciec miał mniej siły niż Twój mąz ma (jeszcze) i
      poddał się naciskowi tej jędzy. Spotkałam się z nim jak miałam 15 lat. W
      tajemnicy. Po raz pierwszy odwiedziłam go w jego domu (mieszka za granicą)
      kiedy zmienił żonę. Moje rodzeństwo nie wiedziało o moim istnieniu do ca 15
      roku życia. I wszystko przez taką chorą z zazdrości babę. Ona też nigdy mnie
      nie spotkała - ale nienawidziła mnie z całego serca. Nawet nie potrafię tego
      zrozumieć.

      Zrobisz jak będziesz uważała. Może uda Ci się pozbawić syna kontaktów z ojcem.
      I będziecie bardzo się kochać. I myślę, że nie będziesz miała wyrzutów sumienia!

      PS. Trzecia żona mojego ojca jest urocza osobą, która traktuje mnie jak córkę,
      a moje dzieci jak swoje wnuki. Można?
      • badia Re: A ja z innym problemem 01.09.03, 12:32
        babe007 napisała:

        > Mój post będzie emocjonalny, sorry.
        Poprzedni był dużo bardziej emocjonalny, tu przynajmniej wiadomo, o co ci
        chodzi.
        > Jestem dzieckiem, które miało nieszczęście mieć za "macochę" taką egoistyczną
        i złą kobiete jak Ty.
        Życzę Ci, żebys nigdy nie stała się macochą i nie testowała na sobie takich
        uczuć. Doświadczenie uczy, że życiorysy swoich rodziców czesto się powiela.
        > Mój ojciec miał mniej siły niż Twój mąz ma (jeszcze) i
        > poddał się naciskowi tej jędzy.
        Bardzo wygodny schemacik - kochany słabiutki tatuś i macocha jędza, kurcze to
        dziecię naszej ex też będzie wygadywało takie głupoty... Tym mniej mi się chce
        cokolwiek robić.... Jak Cię interesuje moja sytuacja zajrzyj do ostatniego
        posta w wątku "dobro dziecka".
        I zamiast wydawać uproszczone oceny w internecie, spotkaj się z ojcem i
        zapytaj, dlaczego tak a nie inaczej wyglądały (tj. nie wyglądały) wasze
        relacje. Ręczę, że musiały być jeszcze jakieś czynniki bo tylko wredna macocha
        nie byłaby w stanie zabić ojcowskiej miłości, niezależnie od tego, jak bardzo
        by sie nie starała...
        No i potem kolejna żona, teraz już "dobra", obłęd w ciapki. Żeby być dobrym
        ojcem trzeba mieć minimum trzy żony, bo o samym ojcu nie piszesz ani słowa
        tylko o dobrych i złych macochach....
        Te chłopy to na prawdę dobrze mają - baby tylko siebie oceniają i tylko siebie
        nawzajem nienawidzą... A ten trzy żony i wzorowy tatuś. No tylko ta "wredna
        macocha" po drodze sie przypałętała.

        • babe007 Do badii 01.09.03, 13:28
          Wywołana do tablicy niniejszym odpowiadam.

          badia napisała:

          > Poprzedni był dużo bardziej emocjonalny, tu przynajmniej wiadomo, o co ci
          > chodzi.

          Hmm, albo mam zaniki pamieci, albo był to mój pierwszy post na tym forum, więc
          do czego pijesz?

          > Życzę Ci, żebys nigdy nie stała się macochą i nie testowała na sobie takich
          > uczuć. Doświadczenie uczy, że życiorysy swoich rodziców czesto się powiela.

          Nie wiem jak znalazłabym się w takiej sytuacji. Tego nie da się przewidzieć.
          Jednego jestem pewna. Nie uznałabym, że nie chcę znać (bądź nie lubię, nie
          akceptuję) dziecka, którego nawet nie poznałam. A co do powielania schematów -
          to moja mama niegdy nie była niczyja macochą smile (chociaż ja nie wykluczam
          takiej ewentualności - nie byłoby to dla mnie życiową tragedią!)

          > Bardzo wygodny schemacik - kochany słabiutki tatuś i macocha jędza, kurcze
          to
          > dziecię naszej ex też będzie wygadywało takie głupoty... Tym mniej mi się
          chce
          > cokolwiek robić....

          A co ja na to poradzę, że w moim przypadku rzeczywiście tak było! A że tatus
          słabiutki to fakt. Tyle, że w przypadku słabiutkiego tatusia tylko jego żona ma
          wpływ na to czy będzie utrzymywał kontakty ze swoimi dziećmi z poprzedniego
          zwiazku, czy nie. Bywaja tacy ojcowie, którzy po postawieniu ultimatum "albo
          dziecko, albo ja" pokazują niezbyt rozgarniętej (bo nikt rozsądny i ze
          szczątkowym nawet poczuciem przyzwoitości tak sie nie zachowa) panience drzwi.
          Ale niektórym trzeba czasami przypomnieć, że może dobrze byloby zadzwonic do
          córki, albo, ze za tydzień ma urodziny. Takie drugie tez się zdarzają. I takiej
          drugiej życzę Twoim dzieciom , jezeli (czego naturalnie nie zyczę ani Tobie,
          ani nikomu) Twoje małżeństwo miałoby nie przetrwac próby czasu.


          > I zamiast wydawać uproszczone oceny w internecie, spotkaj się z ojcem i
          > zapytaj, dlaczego tak a nie inaczej wyglądały (tj. nie wyglądały) wasze
          > relacje. Ręczę, że musiały być jeszcze jakieś czynniki bo tylko wredna
          macocha
          > nie byłaby w stanie zabić ojcowskiej miłości, niezależnie od tego, jak bardzo
          > by sie nie starała...

          Z ojcem sie spotkałam. I owszem. I tak naprawdę jego winę upatruję w tym (o
          czym mu oczywiście powiedziałam), że nie miał wystarczająco duzo siły (pierdoła
          był, jest i będzie), żeby przeciwstawić się swojej żonie. Z opowiadań straszna
          wiedźma to była (jest) - opowiadania osób postronnych (w miarę).

          > No i potem kolejna żona, teraz już "dobra", obłęd w ciapki. Żeby być dobrym
          > ojcem trzeba mieć minimum trzy żony, bo o samym ojcu nie piszesz ani słowa
          > tylko o dobrych i złych macochach....
          > Te chłopy to na prawdę dobrze mają - baby tylko siebie oceniają i tylko
          siebie
          > nawzajem nienawidzą... A ten trzy żony i wzorowy tatuś. No tylko ta "wredna
          > macocha" po drodze sie przypałętała.
          >

          Jak sama napisałaś o moim ojcu opowiedziałam niewiele - choć udało Ci sie
          wysnuć prawidłowy wniosek, że to człowiek o, hmmm, niezbyt silnym charakterze.
          Nigdzie nie pisałam o jego wzorowości. A co do kolejnej, dobrej tym razem zony.
          Ty piszesz o obłędzie a ja o konkretnym, nie zmyślonym przykładzie.
          Przykładzie, który pokazuje, ze ta druga, macocha, nie musi być potworem jak z
          bajek braci Grimm. Ale może.

          Także drogie Macochy wink. Wierzę, ze wśród was jest większość takich, które w
          przyszłości będą babciami kochanymi nie tylko przez swoje biologiczne wnuki,
          ale również przez dzieci dzieci Waszych mężów. A tych które traktują
          dzesięciolatka (albo może i jeszcze młodsze dziecko) jako wroga, intruza
          i "coś" zbędnego - nie mogę zrozumieć. Mam prawo?

          pozdrawiam

          B.
          • badia Re: Do badii 01.09.03, 13:42
            babe007 napisała:
            > Hmm, albo mam zaniki pamieci, albo był to mój pierwszy post na tym forum,
            więc
            > do czego pijesz?
            Sorki popitoliło mi się z "koko50"
            > Nie wiem jak znalazłabym się w takiej sytuacji. Tego nie da się przewidzieć.
            > Jednego jestem pewna. Nie uznałabym, że nie chcę znać (bądź nie lubię, nie
            > akceptuję) dziecka, którego nawet nie poznałam.
            Skoro nie byłaś w takiej sytuacji, to nie bądź taka pewna uczuc jakie by sie u
            Ciebie pojawiły, bo to nie jest rozsądne, mam na myśli taki gdybanie.
            > A co ja na to poradzę, że w moim przypadku rzeczywiście tak było!
            Współczuję słabiutkiego tatusia i jego skłonności do heter.
            > Z ojcem sie spotkałam. I owszem. I tak naprawdę jego winę upatruję w tym (o
            > czym mu oczywiście powiedziałam), że nie miał wystarczająco duzo siły
            (pierdoła
            >
            > był, jest i będzie), żeby przeciwstawić się swojej żonie. Z opowiadań
            straszna
            > wiedźma to była (jest) - opowiadania osób postronnych (w miarę).
            No widzisz, to juz dużo uczciwiej - Twoja relacja to była realcja z ojcem i
            wiem, że każdy ma ochote broniąc rodzica szukać winnych gdzie indziej, np. w
            kobiecie, której się nie zna. Mówie Ci, dziecko mojego ex na pewno bedzie miało
            takie mechanizmy obronne, ale świadomośc tego jeszcze bardziej wpływa na moją
            niechęć do jakichkolwiek kontaktów z tym dzieckiem. Postawa wydaje mi się
            pierwotna, zaszczepiona przez matkę, a potem cokolwiek by sie nie wydarzyło i
            tak byłoby tylko potwierdzeniem takiej z góry przyjętej tezy. I na Tobie się
            sprawdza, bo kobiety nie poznałas, niczego Ci ona nie zrobiła, nie zamieniłaś z
            nią nawet zdania, a wszystko o niej wiesz. Bez sensu.
            > Także drogie Macochy wink. Wierzę, ze wśród was jest większość takich, które w
            > przyszłości będą babciami kochanymi nie tylko przez swoje biologiczne wnuki,
            > ale również przez dzieci dzieci Waszych mężów.
            Nie sądzę, to takie prawo rozwodów, drugich żon i drugich dzieci, że
            najczęśćiej wszyscy sie nienawidzą - nie wiem dlaczego ale w rzeczywistości tak
            jest najczęściej, co nie znaczy że historie bajkowe nie sa możliwe...
          • jayin Re: Do badii 04.09.03, 13:49
            ale ja tylko jednego nie rozumiem...
            dlaczego wymagasz od Kolejnej (w twoimprzypadku - Drugiej Żony) Ojca tego, że
            Ona poczuje się w OBOWIĄZKU układać stosunki ojciec-dziecko?
            To jest wyłącznie dobra wola Kolejnej (Drugiej) Żony.
            Obowiązek co do tego ma wyłącznie OJCIEC.
            A jeśli nie jest w stanie się tego obowiązku podjąć, "ze słabości ducha"- to
            wybacz, ale to wtedy jest d.. a nie ojciec. sorry. wg mnie.
            i wymawianie się: "Druga Żona mi nie pozwalała, szantażowała, zakazywała..." -
            biedny facet... widać zależało mu bardziej na dobrych układach z Żonką niż z
            Dzieckiem. to jego wyłączna decyzja i chociaż masz prawo do własnych teorii i
            osądów tej sytuacji i twierdzić, że to ta baba zła była, zabroniła itp. - to
            jednak obiektywnie z mojej strony wygląda to zupełnie inaczej.
            nie szanuje takich facetów.
            cieszę się, że Mój Osobisty ma dobry kontakt z synem. i z tego co mówi On i moi
            znajomi Panowie z "Przychówkie" Małżeńskim, lub Niemałżeńskim nawet - to
            woleliby miec ciche dni albo awanture w domu, niz zrezygnowac z widzenia się z
            dzieckiem. i Mnie też Zaden Facet nie zmusiłby mnie groźbą, prośbą czy
            szantażem do porzucenia dziecka, czy zaprzestania kontaktów z nim. podejrzewam
            że wprzypadku mężczyzn jest tak samo. jeśli kocha się swoje dziecko i jeśli
            poczuwa się do rodzicielstwa wobec niego.

            (pomijam sytuacje w których kontakty utrudnia np. Matka dziecka - wtedy ojciec
            powinien powalczyć o ten kontakt, ale zazwyczaj nie przeskoczy decyzji Matki.
            ale to wyłącznie sprawa Rodziców Dziecka)

            ale to tylko moja osobista opinia smile

            pozdrawiam serdecznie.

            • babe007 Re: Do badii 08.09.03, 12:53
              NIgdzie nie napisałam, że mój ojciec był bez winy, ale na Boga nie róbcie z
              mojej (byłej) macochy anielicy, bo nia nigdy nie była! Wszystkie tak sie z nia
              solidaryzujecie, że gotowe jesteście uznać, ze była w tej sytuacji jak
              najbardziej w porządku?

              A ja uważam, że utrudnianie kontaktów jest czymś wrednym, bez względu na to czy
              partner ma siłę i determinację, zeby się temu przeciwstawić, czy nie!

              Czy możemy uznać, że oboje byli winni, bez analizowania czyja wina była
              wieksza?

              A może uważacie, że prawem kolejnych żon jest maksymalne ograniczanie kontaktów
              z dziećmi z poprzednich zwiazków, a obowiazkiem ojców walka z tymi
              ograniczeniami.

              Od razu uprzedzam głosy urażonych. Nie wyczytałam takiego stwierdzenia w żadnym
              poście. To jest pytanie (dla chętnych do odpowiedzi).

              Pozdrawiam

              B.
              • domali Re: Do badii 08.09.03, 13:06
                babe007 napisała:


                >
                > >
                > A może uważacie, że prawem kolejnych żon jest maksymalne ograniczanie
                kontaktów
                >
                > z dziećmi z poprzednich zwiazków, a obowiazkiem ojców walka z tymi
                > ograniczeniami.
                >
                Nie udzielam się w tym temacie, ale na Twoje pytanie chętnie odpowiem...
                Uważam, że jeśli ktoś decyduje się na bycie z człowiekiem "z przeszłością",
                czyli z dzieckiem z poprzedniego związku, musi wiedzieć, że częścią ich życia
                będą na przykład kontakty z tym dzieckiem.
                Nie zmienia to faktu, że często nie jest łatwo się z tym pogodzić, tzn. nie
                jest to najłatwiejszy element bycia kolejna żoną...
                Ja nigdy nie miałam nic przeciw kontaktom mojego męża z synkiem i powiem
                więcej, z chęcią bym Go poznała i na pewno nie traktowałabym Go jako kogoś
                gorszego... choć stawienie czoła przeszłości ukochanego człowieka często nie
                jest łatwe... ale wiedziałam (w dużej części) na co się decyduję...
              • jayin Re: Do badii 08.09.03, 13:16
                babe007 napisała:

                > NIgdzie nie napisałam, że mój ojciec był bez winy, ale na Boga nie róbcie z
                > mojej (byłej) macochy anielicy, bo nia nigdy nie była! Wszystkie tak sie z
                nia
                > solidaryzujecie, że gotowe jesteście uznać, ze była w tej sytuacji jak
                > najbardziej w porządku?

                babe, ależ skąd! ja po prostu rozpatruję DRUGĄ STRONĘ, bo w twoim poście to z
                kolei ja odczytałam "anielskość" słabego ojca i wredotyzm macochysmile
                w żadnym wypadku UTRUDNIANIE kontaktów ojca z dzieckiem nie jest dla mnie w
                porządku. nie napisałam tego. ja sama popieram obiema "ręcyma" i nogami
                kontakty mojego Kochania z jego synem.

                po prostu uważam, takie moje zdanie jest, że nigdy wina nie jest CAŁKOWICIE po
                jednej stronie (no, może CZASEm, ale to ekstremalne przypadki) - co słusznie
                zauważasz też - tylko ja dorzucam, że dla mnie prawdziwy ojciec znalazłby tyle
                siły, żeby spacyfikować żonę i trzymac kontakt z dzieckiem. nie znam warunków
                psychologicznych twojego ojca - ale dla mnie, z mojego punktu siedzenia -
                wygląda to na "dla świętego spokoju" brak sprzeciwienia się żonie, kosztem
                dziecka. a takich panów to ja nie lubięi nie umiem szanować. subiektywizm smile

                > A ja uważam, że utrudnianie kontaktów jest czymś wrednym, bez względu na to
                czy partner ma siłę i determinację, zeby się temu przeciwstawić, czy nie!

                i twoje prawo do takiego zdania.
                ja posiadam trochę odmienne.
                j/w

                > Czy możemy uznać, że oboje byli winni, bez analizowania czyja wina była
                > wieksza?

                no jasne, że możemy. ale analiza wylazła - chcesz czy nie, już z twojego postu -
                więc ja podłapałam klimati analizowałam dalej, czyli "inne spojrzenie" na
                sprawę.

                > A może uważacie, że prawem kolejnych żon jest maksymalne ograniczanie
                kontaktów z dziećmi z poprzednich zwiazków, a obowiazkiem ojców walka z tymi
                > ograniczeniami.

                wiesz - cieżko mówić o jakichkolwiek prawach kolejnych żon, czy jakichkolwiek
                kobiet względem obcych dzieci smile a takie są dzieci naszych mezów/partnerow -
                jakby nie patrzec.
                uklady w jakich ludzie decyduja sie zyc nie przynosza jednak wylacznie
                zachwytow, zadowolenia - nei zawsze WSZYSTKO gra. naturalne, ze czasem cos
                zgrzyta,a czasem jest cos, czegonei znosimy. w twoim przypadku - druga zona nie
                znosila swiadomosci istnienia cudzego dziecka w ich zyciu. jedyne parwo o jakim
                mozna tu mowic - to prawo do wlasnego zdania i wlasnych odczuc. tego nei da sie
                zaprogramowac. a inna sprawa - ze wg mnie to jej zdanie i odczucia są nie fair
                i krzywdzące ojca (?) i dziecko. kazdy ma prawo (no, niestety) do swojego
                postepowania. i kazdy ma prawo do krytykowania takiego postepowania. i
                wyciagani z niego konsekwencji, jesli da rade.
                tak ja to widze.
                (nie tylko w przypadku drugich zon i dzieci z pierwszego malzenstwa)


                > Pozdrawiam
                >
                > B.

                pozdrawiam również

                Joanna
                • babe007 Re: Do badii 08.09.03, 14:53
                  po prostu uważam, takie moje zdanie jest, że nigdy wina nie jest CAŁKOWICIE po
                  > jednej stronie (no, może CZASEm, ale to ekstremalne przypadki) - co słusznie
                  > zauważasz też - tylko ja dorzucam, że dla mnie prawdziwy ojciec znalazłby
                  tyle
                  > siły, żeby spacyfikować żonę i trzymac kontakt z dzieckiem. nie znam warunków
                  > psychologicznych twojego ojca - ale dla mnie, z mojego punktu siedzenia -
                  > wygląda to na "dla świętego spokoju" brak sprzeciwienia się żonie, kosztem
                  > dziecka. a takich panów to ja nie lubięi nie umiem szanować. subiektywizm smile


                  Masz rację, trudno jest szanować kogoś takiego. Mój ojciec jest pierdołą,
                  maksymalnie sterowalnym. I powiem Ci szczerze, że mając już swoje lata i dwójkę
                  dzieci, traktuję go często nie jako ojca, a jak trzecie, duże i czasami bardzo
                  bezradne dziecko. Ale to mój ojciec.

                  >
                  > > A ja uważam, że utrudnianie kontaktów jest czymś wrednym, bez względu na t
                  > o
                  > czy partner ma siłę i determinację, zeby się temu przeciwstawić, czy nie!
                  >
                  > i twoje prawo do takiego zdania.
                  > ja posiadam trochę odmienne.
                  > j/w
                  >

                  Tu mnie zaskoczyłaś, bo wydawało mi się, że to stwierdzenie jest niemal tak
                  uniwersalne jak Dekalog. Bo rozumiem, że można nie pokochać "mężowego" dziecka,
                  można go nie lubić. Ale utrudniać kontakty? OK, jak sie nie lubi to obłudą
                  byloby zachęcanie do nich, ale czynne "rzucanie kłód pod nogi"? Czy mogłabyś
                  uzasadnić swoje zdanie? Jestem otwarta na Twoje argumenty. Kto wie, może nawet
                  mnie przekonasz. Spróbujesz? W końcu na tym polega dyskusja...
                  >>
                  > > kazdy ma prawo (no, niestety) do swojego
                  > postepowania.

                  I tu "walnę z grubej rury" smile. Prawo człowieka do postępowania wg własnego
                  widzi misię jest nieco ograniczone (przynajmniej w cywilizowanych kulturach).
                  Choćby prawem (mając ochotę uduszenia kogoś ograniczani m.in. prawem tego nie
                  robimy, nie prawdaż?). Oczywiście brak jakiego kolwiek przepisu zabraniającego
                  kolejnym partnerkom (partnerom) rodzica czynnego ograniczania kontaktu z
                  dziećmi z poprzednich związków, ale może względy moralne...?


                  To jak, podyskutujemy?

                  Pozdro

                  Zuza
                  • badia Re: Do badii 08.09.03, 15:16

                    Uderz w stół a nożyce się odezwą. Nie ze mna ta polemika ale się włączę bo
                    było "do badii"
                    Bebe, ja jestem jak najdalej od widzimisię, ale miłośc matki do dziecka i
                    dbanie przede wszytkim on nie (choćby kosztem innych dzieci) to nie widzimisię
                    a jedno z podstawowych praw. I trudno się dziwić, że w patologicznej sytuacji
                    jaką jest rozwód i konieczność dzielenia jednego tatusia na dzieci z różnymi
                    mamami, każda z nich dba o jak najlepszy kontakt z ojcem SWOJEGO dziecka.
                    Matka dziecka, które poprzez rozwód zostało tego ojca pozbawione też myśli o
                    swoim dziecku a nie o dzieciach następczyni. Dlatego zasadniczą rolę odgrywa tu
                    ojciec. I jeśli jest trzecim dzieckiem, to nie wina "macochy".
                    • stepmum Re: Do badii 08.09.03, 15:24
                      Bravo Badia
                    • babe007 Re: Do badii 08.09.03, 16:04
                      badia napisała:

                      >
                      > Uderz w stół a nożyce się odezwą. Nie ze mna ta polemika ale się włączę bo
                      > było "do badii"
                      > Bebe, ja jestem jak najdalej od widzimisię, ale miłośc matki do dziecka i
                      > dbanie przede wszytkim on nie (choćby kosztem innych dzieci) to nie
                      widzimisię
                      > a jedno z podstawowych praw. I trudno się dziwić, że w patologicznej sytuacji
                      > jaką jest rozwód i konieczność dzielenia jednego tatusia na dzieci z różnymi
                      > mamami, każda z nich dba o jak najlepszy kontakt z ojcem SWOJEGO dziecka.
                      > Matka dziecka, które poprzez rozwód zostało tego ojca pozbawione też myśli o
                      > swoim dziecku a nie o dzieciach następczyni. Dlatego zasadniczą rolę odgrywa
                      tu
                      >
                      > ojciec. I jeśli jest trzecim dzieckiem, to nie wina "macochy".

                      Wszędzie piszę o tym, że mam żal do mojego ojca. Ale winą MACOCHY jest nie
                      tylko bierne, ale i czynne zabranianie kontaktów. To nie tylko ja
                      byłam "persona non grata" w ich wspólnym domu. To również on miał zabronione
                      mnie odwiedzać (mieszka w Stanach a ja w Polsce i troche trudno niepostrzeżenie
                      sie wymknąć). Normalne zachowanie ze strony macochy? No mnie się nie wydaje,
                      ale chyba mamy inne standardy tego co jest normalne a co nie.


                      A co do miłości matki do dziecka (choćby kosztem innych dzieci). Hmmm, czy to
                      Animal Planet? Wydawało mi się, że jesteśmy ludźmi i kierujemy sie nie tylko
                      prostymi instynktami ale i rozumem.


                      Zdecydowanie sympatyczniej (i bardziej rzeczowo) dyskutuje mi się z Joanną.
                      Może dlatego, że jest bardziej obiektywna.

                      Pozdrawiam (mimo całkowitej różnicy poglądów)

                      Z.
                      >
                      • badia Re: Do badii 08.09.03, 16:15
                        babe007 napisała:
                        > To również on miał zabronione
                        > mnie odwiedzać (mieszka w Stanach a ja w Polsce i troche trudno
                        > niepostrzeżenie sie wymknąć). Normalne zachowanie ze strony macochy? No mnie
                        > się nie wydaje,
                        > ale chyba mamy inne standardy tego co jest normalne a co nie.
                        Inne, może tylko trochę, ale ja coraz większą sympatie czuję do wszystkich
                        samodzielnych i wydaje mi się, że mimo wszytko więcej nas łączy w naszym
                        babskim sposobie odczuwania świata niż dzieli jako "pierwsze" i "drugie".
                        Nie chcę Cię urazić, ale nie można zakazać wyjazdu dorosłemu człowiekowi...
                        I dorosły człowiek nie musi sie niepostrzeżenie wymykać. Stawia w związku pewne
                        warunkui i tyle: Stepmum postwiła warunek, że nie chce się spotykać z dzieckiem
                        swego faceta, on postawił warunek, że sam się z tym dzieckiem bedzie widywał.
                        On pewnie nie jest zachwycony, bo wolał by mieć i Stepmum i dziecko w jednym,
                        Stepmum nie jest zachwycona, bo wolałąby mieć dyspozycyjnego faceta dla siebie
                        i swoich dzieci. Ale przecież nikt tu niczego nikomu nie zakazuje...
                        > A co do miłości matki do dziecka (choćby kosztem innych dzieci). Hmmm, czy to
                        > Animal Planet? Wydawało mi się, że jesteśmy ludźmi i kierujemy sie nie tylko
                        > prostymi instynktami ale i rozumem.
                        Miłość matki do dziecka to nie prosty instynkt ani Animal Planet. To nasz świat
                        jest popieprzony za przeproszeniam, że musimy jako kobiety znosić coś, czego
                        nigdy nie musiały znosić nasze babki prababki ani kilkanaście kolejnych pokoleń
                        do tyłu. Musimy godzic sie z tym, że mój facet ma dzieci z inna kobietą i
                        musimy jakoś w miare rozsądnie z tym żyć. Czasem mnie to przerasta, czasem
                        przerasta to Stepmum i was to Samodzielne też czasem przerasta. Więc moim
                        zdaniem krokiem w stronę Animal Planet jest taki harem... jako człowiek który
                        chciałby uczciwie, szczerze i po ludzku nie bardzo sie w tym potrafie odnaleźć.
                        > Zdecydowanie sympatyczniej (i bardziej rzeczowo) dyskutuje mi się z Joanną.
                        > Może dlatego, że jest bardziej obiektywna.
                        No to mnie sie równiez sympatyczniej dyskutuje z Chalsią, może dlatego, że
                        bardziej inteligentna...smile
                        • babe007 Re: Do badii 08.09.03, 16:37
                          badia napisała:

                          > Nie chcę Cię urazić, ale nie można zakazać wyjazdu dorosłemu człowiekowi...
                          > I dorosły człowiek nie musi sie niepostrzeżenie wymykać. Stawia w związku
                          pewne
                          >
                          > warunkui i tyle.

                          Nie uraziłaś mnie. Ale wierz mi, że są w życiu sytuacje dalekie od tego co Ty i
                          większość ludzi uważa za normę. Zgadzam się, że w normalnym związku podane
                          przez Ciebie rozwiązanie jest czymś oczywistym. Ale nie wszystkie związki są
                          normalne. Związek mojego ojca i jego żony ewidentnie nie był.

                          Musimy godzic sie z tym, że mój facet ma dzieci z inna kobietą i
                          > musimy jakoś w miare rozsądnie z tym żyć. Czasem mnie to przerasta, czasem
                          > przerasta to Stepmum i was to Samodzielne też czasem przerasta. Więc moim
                          > zdaniem krokiem w stronę Animal Planet jest taki harem... jako człowiek który
                          > chciałby uczciwie, szczerze i po ludzku nie bardzo sie w tym potrafie
                          odnaleźć.
                          >

                          Fakt, dzisiejszy świat jest, hmm, dziwny? trudniejszy?

                          > > Zdecydowanie sympatyczniej (i bardziej rzeczowo) dyskutuje mi się z Joanną
                          > .
                          > > Może dlatego, że jest bardziej obiektywna.
                          > No to mnie sie równiez sympatyczniej dyskutuje z Chalsią, może dlatego, że
                          > bardziej inteligentna...smile

                          Rzeczywiście Chalasia wydaje sie być osobą bardzo inteligentną smile
                          >
                          • chalsia Re: Do badii 08.09.03, 22:48

                            > > No to mnie sie równiez sympatyczniej dyskutuje z Chalsią, może dlatego, że
                            >
                            > > bardziej inteligentna...smile
                            >
                            > Rzeczywiście Chalasia wydaje sie być osobą bardzo inteligentną smile
                            > >

                            Kobitki, DOŚĆ, bo się na mnie Mamaadama znowu rzuci z klawiaturą, że
                            powoduję "zboczenie" z tematu i zakręcam wątek w swoim kierunku i Mkatarynka
                            powycina te posty.
                            ;-]]]]] (ten kwadratowy nawias = bardzo szeroki uśmiech)
                            Pozdrawiam,
                            Chalsia
                            • mamaadama4 Re: Do chalsi 08.09.03, 23:19
                              dzisiaj mam dobry dzień, to cię oszczędzę!
                              danka
                  • jayin Re: Do badii 08.09.03, 19:07
                    Dobra, pokolei - bo się trochę nie zrozumiałyśmy smile

                    babe007 napisała:

                    > Masz rację, trudno jest szanować kogoś takiego. Mój ojciec jest pierdołą,
                    > maksymalnie sterowalnym. I powiem Ci szczerze, że mając już swoje lata i
                    dwójkę
                    >
                    > dzieci, traktuję go często nie jako ojca, a jak trzecie, duże i czasami
                    bardzo
                    > bezradne dziecko. Ale to mój ojciec.

                    Dokładnie. Dlatego ty odbierasz to emocjonalnie z pozycji dziecka swojegoojca,a
                    ja patrzę na tą twoją sytuację z pozycji obcej osoby,bez personalnych
                    wydźwięków. bo u mnie takiej sytuacji nie ma (brak kontaktow ojca z dzieckiem),
                    więc nie mam do czego tego emocjonalnie odnosić. czysty moj pogląd "Z BOKU".
                    I maz racje - ojciec - jakikolwiek by nie byl - jest ojcem. I zawsze dziecko
                    stanie po stronie ojca a nie obcej osoby. Ja tak samo "funkcjonuje" w stosunku
                    do moich rodzicow.

                    > > > A ja uważam, że utrudnianie kontaktów jest czymś wrednym, bez względu
                    > na t
                    > > o
                    > > czy partner ma siłę i determinację, zeby się temu przeciwstawić, czy nie!
                    > >
                    > > i twoje prawo do takiego zdania.
                    > > ja posiadam trochę odmienne.
                    > > j/w
                    > Tu mnie zaskoczyłaś, bo wydawało mi się, że to stwierdzenie jest niemal tak
                    > uniwersalne jak Dekalog. Bo rozumiem, że można nie pokochać "mężowego"
                    dziecka,można go nie lubić. Ale utrudniać kontakty? OK, jak sie nie lubi to
                    obłudą byloby zachęcanie do nich, ale czynne "rzucanie kłód pod nogi"? Czy
                    mogłabyś uzasadnić swoje zdanie? Jestem otwarta na Twoje argumenty. Kto wie,
                    może nawet mnie przekonasz. Spróbujesz? W końcu na tym polega dyskusja...
                    >

                    nastąpił wyrwany kontekstwink

                    "(...)babe, ależ skąd! (...) w żadnym wypadku UTRUDNIANIE kontaktów ojca z
                    dzieckiem nie jest dla mnie w porządku. nie napisałam tego. ja sama popieram
                    obiema "ręcyma" i nogami kontakty mojego Kochania z jego synem. po prostu
                    uważam, takie moje zdanie jest, że nigdy wina nie jest CAŁKOWICIE po
                    jednej stronie (no, może CZASEm, ale to ekstremalne przypadki) - co słusznie
                    zauważasz też - tylko ja dorzucam, że dla mnie prawdziwy ojciec znalazłby tyle
                    siły, żeby spacyfikować żonę i trzymac kontakt z dzieckiem. nie znam warunków
                    psychologicznych twojego ojca - ale dla mnie, z mojego punktu siedzenia -
                    wygląda to na "dla świętego spokoju" brak sprzeciwienia się żonie, kosztem
                    dziecka. a takich panów to ja nie lubięi nie umiem szanować. subiektywizm smile
                    (...)"

                    to moje "INNE ZDANIE" nie dotyczy tego, ze utrudnianie jest DOBRE. ale tego Kto
                    jest dobry, a kto zly w tej sytuacji. Bo u ciebie odebralam opis tej sytuacji i
                    twoje zdaniejako: "Tata jest ok, bo slaby i nie dal rady sie przeciwstawic
                    zonie, wiec ZŁA jest TYLKO I WYŁĄCZNIE macocha, bo utrudniała, a POWINNA ojca
                    wspierac". Moje zdanie w skrócie jest takie: "Nie POWINNA, ale MOGŁA. a ojciec
                    POWINIEN mimo wszystko starac sie o kontakt z dzieckiem" - bo nie przemawia do
                    mnie slabosc czlowieka jako USPRAWIEDLIWIENIE sytuacji.
                    powiem ci szczerze, ze nie przemawia to do mnie na tej samej zasadzie, co
                    kiedys alkoholizm mojego ojca - bo słąby, bo miał kłopoty, bo uległ, bo nie
                    mógl.. diabli tam... to powinien szukac pomocy i sie uprzec, jesli mu zalezalo.
                    Tak? i to jest moje zdanie smile - Ona winna w tym stopniu, ze nie chciala obcego
                    dziecka, on winien - ze jej ulegl i nie chcial swojego. stopien winy jest
                    dyskusyjny. ja go rozstrzygam na poziomie tego, kto mial wieksze powinnosci i
                    obowiazki w tym ukladzie, a wiec kto POWINIEN. u mnie wychodzi na to, ze
                    ojciec. u ciebie odwrotnie. tota roznica zdań.
                    nie pochwalam UTRUDNIANIA kotaktow.
                    ale nie będę gloryfikowac i popierac uchylania sie od odpowiedzialnosci,w imie
                    slabosci i niezdolnosci do decyzji. bo pewnie tak wygodniej i spokojniej.


                    > > > kazdy ma prawo (no, niestety) do swojego
                    > > postepowania.
                    >
                    > I tu "walnę z grubej rury" smile. Prawo człowieka do postępowania wg własnego
                    > widzi misię jest nieco ograniczone (przynajmniej w cywilizowanych kulturach).
                    > Choćby prawem (mając ochotę uduszenia kogoś ograniczani m.in. prawem tego nie
                    > robimy, nie prawdaż?). Oczywiście brak jakiego kolwiek przepisu
                    zabraniającego kolejnym partnerkom (partnerom) rodzica czynnego ograniczania
                    kontaktu z dziećmi z poprzednich związków, ale może względy moralne...?
                    >

                    względy moralne to domena osobista każdego z nas. jasne jest że nasze prawa do
                    CZEGOKOLWIEK prywatne są bazowane na naszych zasadach. więc myślę, że ktoś
                    ktoma zasady moralne zabraniajace mu wewnętrznie np. krzywdzic dziecko przez
                    utrudnianie mu kontaktow zojcem - nie zastosuje sobie prawa do takiego
                    utrudniania. chodziło mi o to, żena dobrą sprawę każdy robi tak jak chce i jak
                    mu dyktuje sumienie. ma do tego prawo, bo nie ma zadnego papierowego kodeksu
                    wspolzycia rodzinnego, wyznaczonych ŚCISŁYCH regul postępowania spolecznego w
                    takich sytuacjach o ktorych piszemy teraz. to sprawy indywidualnego podejscia.
                    a do tego,przyznasz - kazdy ma prawo. nikt nikomu nie bedzie mowil przeciez co
                    i na jaki temat ma myslec wink
                    dodam - tak jak pisalam wczesniej - ze inni maja prawo do krytykowania tego, a
                    nawet przeszkadzania w "działaniu negatywnym" (czyli np. ojciec na przekor
                    spotyka sie z dzieckiem, albo przekonuje zone do tego, ze spotykanie sie z
                    dzieckiem jest ok itp - PRZECIWDZIALANIE) takiej osobie, jesli sami uznaja, ze
                    to jest be, niedobre i wogole... mniej wiecej tak jak jest: przestepca -
                    kodeks - wymiar sprawiedliwosci, ktory (no,powiedzmysmile - zadziala, gdy
                    przestepca zrobi cos be.


                    > Pozdro
                    >
                    > Zuza

                    Mam nadzieje, ze tym razem nie zamotałam i rozumiesz o co mi chodzismile

                    pozdr. rowniez

                    Joanna
      • stepmum Re: A ja z innym problemem 01.09.03, 13:48
        tym co chlapia glupoty w szkole na lekcji, pani zazwyczaj karze isc troche
        wiecej poczytac... wiec zanim w ogole zaczne z toba jakakolwiek dyskusje radze
        abys poczytala najpierw wszytskie posty, bo jak widze tyle trudu to sobie nie
        zadalas. I jak juz znajdziesz stwierdzenie besposrednie lub posrednie, ze mam
        w zamiarze doprowadzic do tego zeby zupelnie urwali kontakt ze soba to sie tu
        zglos.
        Pozdrawiam
        • e.beata Re: A ja z innym problemem 04.09.03, 13:21
          Razem w szczęściu i w nieszczęściu.
          Ja myślę że na razie fajnie wam się wszystko układa, jest miło.
          A w nieszczęściu...????
          Co potrafisz dla tego człowieka zrobić, jak daleko sięga twoja tolerancja?
          Ile mu od siebie potrafisz dać? Jak zachoruje, straci pracę i będzie przez 20
          lat robił pod siebie, wytrzymasz?
          Jz. na jego stwierdzenie - od jutra mój syn mieszka z nami - odejdziesz, to po
          prostu jak już musisz wyjdź za niego, ale przynajmniej ze wspólnym dzieckiem
          poczekajcie wink, po co kolejne ma stracić ojca?
          • stepmum Re: A ja z innym problemem 04.09.03, 13:33
            Wiesz rozne juz razem szczescia i nieszczescia przechodzilismy... Jak na razie
            dawalismy sobie rade...
            Udalo ci sie jednak trafic w bardzo dobre pytanie! Ja tez sobie je zadaje. I
            boje sie tego. sa 2 opcje, gdyby (odpukac tfu, tfu...) matka dziecka umarla,
            to ja jestem gotowa zeby z nami zamieszkal. Jesli to tylko takie widzimisie,
            (nie wiem kogo, bo matka go na pewno nie pusci, a on kocha ja jak kazda matke,
            wiec dlaczego mial by ja opuszczac?Moj partner tez twierdzi, ze tak jest
            lepiej dla dziecka i postanowil tak zanim sie w ogole poznalismy.); no wiec
            jesli to takie widzimisie, to przyznam, ze nie wiem co ja bym wtedy zrobila.
            Nie jestem w stanie tego przewidziec.
            A wiazac sie z czlowiekiem - jasne, ze na dobre i zle - tym bardziej ze jest
            starszy (ja jestem ten 'mlodszy model' jak to tu mowia). I wzielam to pod
            uwage i z tego tylko powodu zdanie nie zmienie. Milosc jest slepawink
            • e.beata Re: A ja z innym problemem 08.09.03, 12:03
              Stepmum, chodziło mi o coś innego.
              Nie zbuduje się trwałej, solidnej rodziny na słabych fundamentach.
              Jż. ty w tej chwili mówiąc że kochasz partnera nie jesteś w stanie zrobić kroku
              w jego kierunku... Zaakceptować jego uczucia do syna, potrzeb jego i jego
              dziecka.... Skoro już teraz gdy jesteś z nim na codzień, ograniczasz kontakty
              jego z synem... co będzie później?? Któraś mama słusznie napisała, że jak
              będziecie mieli wspólne dziecko te 2 weekendy jeszcze trudniej będzie tobie
              znieść. Już nie tylko ty zostaniesz sama w domu. A jak mąż będzie zabierał na
              weekendy, wakacje oboje dzieciaków to co?? Będziesz musiała przeżyć. Dasz radę?
              Jak na razie nie zrobiłaś nic, nawet nie spróbowałaś. Czy próbujesz wejsc w
              uczucia partnera, postarać się zrozumieć co on czuje? Myślisz że to nie zaważy
              na waszym zwiazku?
              Nie mozesz też tłumaczyć wszystkiego tym, że miłość jest ślepa. Owszem zdarza
              się, ale z tego co piszesz wynika, że ty już widzisz. Tylko wolisz nic nie
              robić. Na razie jest dobrze, zobaczymy co przyniesie los...
              Tylko widzisz nie jest dobrze. Ani Twojemu partnerowi, ani dziecku, ani jego
              matce...

              • mamaadama4 Re: A ja z innym problemem 08.09.03, 12:10
                e.beata a ja myślę, że w tej sytuacji lepiej postawić sprawę ostro na początku.
                jeżeli w miarę upływu czasu stepmum będzie "mięknąć" to zostanie jej to na
                plus. Natomiast takie bezwarunkowe zaakceptowanie wszystkiego na wejściu może
                później albo u niej rodzić frustracje, albo w razie gdy będzie chciała się
                wycofać - żal męża, że przeciez na początku sama się zgodziła.
                A sama na sam z dzieckiem co jakiś czas, bez mężą który zajęty jest innymi
                dziećmi nie jest straszne. ja co roku wyjeżdżam sama z Małym na wakcje. W tym
                roku nie było nas 7 tygodni, mąż spędził z nami w tym czasie koło 2 tygodni.
                Nie demonizujmy sytuacji.
                danka
                • mamaadama4 Re: A ja z innym problemem 08.09.03, 12:11
                  I jeszcze jedno - podstawą, fundamentem związku są uczucia dwojga ludzi do
                  siebie i stanowi o sile tego związku. A nie uczucia jednej strony do dzieci
                  partnera.
                  danka
                  • e.beata Re: A ja z innym problemem 09.09.03, 12:03
                    > I jeszcze jedno - podstawą, fundamentem związku są uczucia dwojga ludzi do
                    > siebie i stanowi o sile tego związku.

                    Mądre słowa. Czym innym jest stan zakochania czym innym dojrzała,
                    odpowiedzialna miłość. A my w tym wątku o pierwszym czy o drugim wink?

                • e.beata Re: A ja z innym problemem 09.09.03, 12:00
                  > jeżeli w miarę upływu czasu stepmum będzie "mięknąć" to zostanie jej to na
                  > plus. Natomiast takie bezwarunkowe zaakceptowanie wszystkiego na wejściu może
                  > później albo u niej rodzić frustracje.....

                  A ja nie o bezwarunkowej akceptacji wszystkiego tylko o kompromisie.

                  > A sama na sam z dzieckiem co jakiś czas, bez mężą który zajęty jest innymi
                  > dziećmi nie jest straszne.

                  To naprawdę inny problem. Poważniejszy. Niż to czasem sam na sam wink.

                  > Nie demonizujmy sytuacji.

                  O właśnie....
                  • stepmum Re: A ja z innym problemem 09.09.03, 12:39


                    > > jeżeli w miarę upływu czasu stepmum będzie "mięknąć" to zostanie jej to na
                    >
                    > > plus. Natomiast takie bezwarunkowe zaakceptowanie wszystkiego na wejściu m
                    > oże
                    > > później albo u niej rodzić frustracje.....

                    e.beata:

                    > A ja nie o bezwarunkowej akceptacji wszystkiego tylko o kompromisie.

                    E.beato sama przeczysz swoim slowom! Bo wlasnie wszedzie piszesz o takiej
                    wlasnie bezwarunkowej akceptacji wszystkiego. Nie bede cie juz tu cytowac, ale
                    chwile wczesniej czytam twoj post w ktorym twierdzisz, ze jesli sie nie
                    akceptuje dziecka partnera (tu mam na mysli wszytsko, lacznie z wizytami u nas-
                    i nie w JEGO WLASNYM domu ale w NASZYM domu) to nie powinno sie byc z takim
                    partnerem. I gdzie ten kompromis?? wychodzi na to ze jego kompromis to to, ze
                    on rozumie, ze ja tego dziecka nie pokocham a moze polega na tym , ze laskawie
                    raczy ze mna byc!!! lol ! Ciekawe masz pojecie kompromisu...
              • stepmum Re: A ja z innym problemem 08.09.03, 14:22
                > Stepmum, chodziło mi o coś innego.
                > Nie zbuduje się trwałej, solidnej rodziny na słabych fundamentach.
                > Jż. ty w tej chwili mówiąc że kochasz partnera nie jesteś w stanie zrobić
                kroku
                >
                > w jego kierunku... Zaakceptować jego uczucia do syna, potrzeb jego i jego
                > dziecka.... Skoro już teraz gdy jesteś z nim na codzień, ograniczasz
                kontakty
                > jego z synem...

                W zupelnosci sie z toba zgadzam, ze nie da sie zbudowac trwałej, solidnej
                rodziny na słabych fundamentach. Mylisz sie jednak, ze ja w tym kierunku nie
                zrobilam kroku! Ja te uczucia zaakceptowalam dlatego wciaz jestem w tym
                zwiazku - inaczej by mnie po prostu tu nie bylo! To co napisalam w krotkim
                niestety glowny poscie, tyczylo sie moich wlasnych problemow - radzenia sobie
                samej z tym. ja zaakceptowalam to,ze on sie BEDZIE widywal ze swoim synem, czy
                to mi sie podoba czy nie. I nie zaakceptowalam tego dlatego,ze tak czuje, ze
                to dziecko powinno sie stac czescia mojej rodziny, bla, bla, bla... tylko
                dlatego, ze tak jest fair wobec mojego faceta, ktory chce widywac sie z synem.
                Ja ze swojej strony chce na poczatku postawic sprawe jasno (stad 'co 3 tydz.
                nie co drugi) - wlasnie po to, zeby te fundamenty nieszczesne nie posypaly
                sie, jak pojawi sie dzidzia i ja nie bede chciala,z eby on jezdzil tam do 2
                weekend - wiesz ja jak najbardziej patrze w przyszlosc smile


                co będzie później??
                Któraś mama słusznie napisała, że jak
                > będziecie mieli wspólne dziecko te 2 weekendy jeszcze trudniej będzie tobie
                > znieść. Już nie tylko ty zostaniesz sama w domu. A jak mąż będzie zabierał
                na
                > weekendy, wakacje oboje dzieciaków to co??

                tego nie moge przewidziec, moze sie stac jak napisala ktoras z mam, moze byc
                odwrotnie.na wszelki wypadek dlatego dbam o to teraz(juz to wyzej napisalam).
                mam jednak taka zalete, ze jak sie w jakis sposob umawiamy, to ja warunkow
                dotrzymuje.


                Będziesz musiała przeżyć. Dasz radę?

                Gerneralnie radze sobie z duzymi klopotami, mam nadzieje, ze ten mnie nie
                przestraszy wink

                > Jak na razie nie zrobiłaś nic, nawet nie spróbowałaś. Czy próbujesz wejsc w
                > uczucia partnera, postarać się zrozumieć co on czuje? Myślisz że to nie
                zaważy
                > na waszym zwiazku?

                Jak najbardziej, juz to wyzej napisalam. wszelkie kompromisy, sa tylko i
                wylacznie dla niego wink

                > Nie mozesz też tłumaczyć wszystkiego tym, że miłość jest ślepa.

                alez ja tego nie robie, to byl taki 'zarcik'

                Owszem zdarza
                > się, ale z tego co piszesz wynika, że ty już widzisz. Tylko wolisz nic nie
                > robić. Na razie jest dobrze, zobaczymy co przyniesie los...
                > Tylko widzisz nie jest dobrze. Ani Twojemu partnerowi, ani dziecku, ani jego
                > matce...

                Tu tez sie mylisz, ze nic nie robie. dziecku jest dobrze (o ile dobrze moze
                byc, kiedy rodzice sa po rozwodzie i przy ojcu pracujacym tyle co osoba na 2do
                3 etatow), matka, bardzo chetnie pozbawilaby ojca praw do widywania sie z
                dzieckiem, ale niestety nie ma podstaw, zeby to zmienic (choc ma jedna zalete
                nie mowi przy dzieciaku zle o ojcu). Ot tak, zeby wpiac mu szpilke. ja i moj
                luby, to juz jest kwestia kompromisu w zwiazku, chciec nie znaczy miec.
                • e.beata Re: A ja z innym problemem 09.09.03, 12:28
                  > W zupelnosci sie z toba zgadzam, ze nie da sie zbudowac trwałej, solidnej
                  > rodziny na słabych fundamentach. Mylisz sie jednak, ze ja w tym kierunku nie
                  > zrobilam kroku! Ja te uczucia zaakceptowalam dlatego wciaz jestem w tym
                  > zwiazku

                  Zaakceptowałaś, co zaakceptowałaś???
                  To że ojciec kocha dziecko?!
                  Cóż to za akceptacja?? Zgodziłaś się wielkodusznie, że 2x w miesiącu twój
                  partner odwiedza syna!!! I naprawdę sądzisz że należy się za to pochwała? Że to
                  kompromis??!!!
                  To nawet nie jest minimum. OBOWIĄZKIEM Twojego partnera są spotkania z
                  dzieckiem. Zezwalasz aby przynajmniej minimalnie wywiązał się z obowiązku. Cóż
                  za wielkoduszność z Twojej strony. A jak będziecie mieli już dziecko to też
                  pozwolisz mu się 2x w miesiącu z maluszkiem spotykać??? Dla ojca dzieci
                  przecież będą sobie równe. To są jego dzieci. Spotkania z dziećmi to nie żadna
                  łaska tylko prawo.

                  >ja zaakceptowalam to,ze on sie BEDZIE widywal ze swoim synem, czy to mi sie
                  podoba czy nie. (...) dlatego, ze tak jest fair wobec mojego faceta, ktory chce
                  widywac sie z synem.

                  To nie jest fair wobec faceta, bo nie masz ŻADNYCH PRAW aby zakazywać mu
                  spotkań z dzieckiem. I nie mów o akceptacji, skoro już spotkania ograniczasz
                  nie bacząc na potrzeby ojca i syna lecz na własny egoizm.

                  > Ja ze swojej strony chce na poczatku postawic sprawe jasno (stad 'co 3 tydz.
                  > nie co drugi) - wlasnie po to, zeby te fundamenty nieszczesne nie posypaly
                  > sie, jak pojawi sie dzidzia i ja nie bede chciala,z eby on jezdzil tam do 2
                  > weekend - wiesz ja jak najbardziej patrze w przyszlosc smile

                  Przykro to słyszeć. Bo kiedy ja popatrzę w waszą przyszłosć... z Twoim
                  nastawieniem... Czy naprawdę nie widzisz, że robisz sobie wrogów? A co z
                  waszymi dziećmi? Co im przekażesz swoim postępowaniem? Co powiesz? Syn waszego
                  taty nie ma wstępu do naszego domu, bo go nie lubię?? Co mąż im powie?? Co mąż
                  teraz mówi synkowi??? Byłoby dobrze gdybyś właśnie zechciała pomyśleć o
                  przyszłości. Nie o tym co czujesz teraz.


                  > tego nie moge przewidziec, moze sie stac jak napisala ktoras z mam, moze byc
                  > odwrotnie.na wszelki wypadek dlatego dbam o to teraz(juz to wyzej napisalam).
                  > mam jednak taka zalete, ze jak sie w jakis sposob umawiamy, to ja warunkow
                  > dotrzymuje.

                  smile)))))))))))))))) dobre. I dlatego z co drugiego weekendu przeszliście na co
                  trzeci smile)))))))))))))))))

                  > Jak najbardziej, juz to wyzej napisalam. wszelkie kompromisy, sa tylko i
                  > wylacznie dla niego wink

                  Kompromisy? A jaka byłaby jego decyzja gdybyś zabroniła jakichkolwiek kontaktów
                  z dzieckiem...

                  • stepmum Re: A ja z innym problemem 09.09.03, 12:57
                    e.beata napisała:

                    > > W zupelnosci sie z toba zgadzam, ze nie da sie zbudowac trwałej, solidnej
                    > > rodziny na słabych fundamentach. Mylisz sie jednak, ze ja w tym kierunku n
                    > ie
                    > > zrobilam kroku! Ja te uczucia zaakceptowalam dlatego wciaz jestem w tym
                    > > zwiazku
                    >
                    > Zaakceptowałaś, co zaakceptowałaś???
                    > To że ojciec kocha dziecko?!
                    > Cóż to za akceptacja?? Zgodziłaś się wielkodusznie, że 2x w miesiącu twój
                    > partner odwiedza syna!!! I naprawdę sądzisz że należy się za to pochwała? Że
                    to
                    >
                    > kompromis??!!!
                    > To nawet nie jest minimum. OBOWIĄZKIEM Twojego partnera są spotkania z
                    > dzieckiem. Zezwalasz aby przynajmniej minimalnie wywiązał się z obowiązku.
                    Cóż
                    > za wielkoduszność z Twojej strony. A jak będziecie mieli już dziecko to też
                    > pozwolisz mu się 2x w miesiącu z maluszkiem spotykać??? Dla ojca dzieci
                    > przecież będą sobie równe. To są jego dzieci. Spotkania z dziećmi to nie
                    żadna
                    > łaska tylko prawo.

                    Przykro mi, ze nie znane jest ci znaczenie slowa akceptacja, ciezko rozmawiac
                    z kims kto nie ma pojecia co to slowo oznacza... Polecam zajrzenie do slownika.
                    A spotkania z dziecmi to ZADNE prawo, tylko checi.


                    > Przykro to słyszeć. Bo kiedy ja popatrzę w waszą przyszłosć... z Twoim
                    > nastawieniem... Czy naprawdę nie widzisz, że robisz sobie wrogów? A co z
                    > waszymi dziećmi? Co im przekażesz swoim postępowaniem? Co powiesz? Syn
                    waszego
                    > taty nie ma wstępu do naszego domu, bo go nie lubię?? Co mąż im powie?? Co
                    mąż
                    > teraz mówi synkowi??? Byłoby dobrze gdybyś właśnie zechciała pomyśleć o
                    > przyszłości. Nie o tym co czujesz teraz.

                    Naprawde patrzysz w moja przyszlosc??? A co ty mozesz wiedziec o moje
                    przyszlosci droga forumowiczko?? O moich dzieciach napisalam juz w poscie
                    odrebnym 'moje obserwacje' jakby ci sie niechcacy pominelo.
                    A co on mowi, swojemu synowi?? A co mnie to obchodzi??? Ja nie jestem zadna
                    matka ani ciocia dla tamtego dziecka, tak samo jak jego matka dla moich dzieci!

                    > smile)))))))))))))))) dobre. I dlatego z co drugiego weekendu przeszliście na
                    co
                    > trzeci smile)))))))))))))))))

                    Tak co trzeci WEEKEND!!! Malo wiesz, ze on sie od czasu do czasu widuje z nim
                    niekoniecznie w weekend! Co prawda wtedy to nie jest caly dzien.

                    > Kompromisy? A jaka byłaby jego decyzja gdybyś zabroniła jakichkolwiek
                    kontaktów
                    > z dzieckiem...

                    Nie wiem, bo nigdy nie padlo takie pytanie lub stwierdzenie!
                    • chalsia Re: A ja z innym problemem 09.09.03, 23:20
                      e.beata napisała:

                      > To są jego dzieci. Spotkania z dziećmi to nie
                      > żadna
                      > > łaska tylko prawo.

                      stepmum napisała:
                      > A spotkania z dziecmi to ZADNE prawo, tylko checi.

                      Stepmum,
                      to chęci ale i prawo, i obowiązek jednocześnie.
                      Wiem, że mieszkasz za granicą, ale w Polsce kontakty z dzieckiem z "byłego"
                      zwiazku (małżeńskiego) są i prawem i obowiązkiem rodzica, który nie mieszka z
                      dzieckiem. Jeśli taki rodzic ma pełnię władz rodzicielskich i nie kontaktuje
                      się z dzieckiem przez dłuższy czas, to drugi rodzic może wystąpić o
                      ograniczenie (a nawet odebranie) praw rodzicielskich temu drugiemu.
                      Oczywiście, że najpierw musi być chęć.
                      Pozdrawiam,
                      Chalsia
                      • stepmum Re: A ja z innym problemem 12.09.03, 12:48
                        Ciekawe jest to chalsiu, ale moj brat mieszka w Polsce i wiesz on zadnego
                        prawa nie ma do widywania sie z dziecmi - od poczatku. Mimo, ze sadownie sie
                        nalezy i co? mial do dzieci na wizyte z policja przychodzic? dzieci z matka po
                        sadach ciagac, ile by on tu dobrego zrobil? Dzieci madre jak dorosna to same
                        zrozumieja. Wlasna babcia ich przez 6 lat nie widziala, bo im mama nie pozwala
                        przyjezdzac. Oj sorry rozpedzilam sie, sorry.
                  • stepmum Re: A ja z innym problemem 09.09.03, 16:18
                    Wiesz zastanowilo mnie czemu ty tak 'krzyczysz'?? I to jeszcze w takim
                    nieciekawy sposob? Weszlam po raz pierwszy poczytac sobie 'samodzielne' i juz
                    teraz wiem smile Jesli jeszcze tu wrocisz i przeczytasz ten post nie sil sie na
                    odpowiedz, naprawde. Bo ja nie mam ochoty tracic mojego czasu i rozmawiac z
                    wyglodnialym o tym jaka ta szynka jest niedobra...
                    Ja mialam powod dla ktorego 'rzucilam' tego posta tu a nie na 'samodzielne'
                    czy inne forum wiazane np. z dziecmi z rodzin rozbitych. Szukam rady u osob
                    ktore, przynajmniej wiedza 'jak to jest'. Jak bede miala inny problem to
                    poczytam sobie wasze watki, ok?
                    Ty po prostu tego nie rozumiesz i nigdy nie zrozumiesz, wiec daruj ten cenny
                    czas sobie i mi.
                    Pozdrawiam smile
    • kaja04 Re: A ja z innym problemem 10.09.03, 23:17
      Jestem macocha, na odleglosc prawie 10 000 km. Kocham to dziecko mimo iz jej
      nigdy nie widzialam, jest siostra moich dzieci i z czuloscia o niej mysle. Nie
      wiem czy to normalne, czytaja wasze posty troche scierpla mi skora. Dlaczego
      kobieta nie moze, nie chce poznac, pokochac dziecka wlasnego meza? Dla mnie
      dziecko mojego meza jest tez i moja rodzina, czuje sie za nie odpowiedzialna.
      Swoim dzieciom powiedzialam o istnieniu siostry w Polsce, choc one jeszcze
      duzo z tego nie rozumieja ale razem robimy dla niej zakupy, razem wybieramy
      zdjecia do wyslania, ogladamy jej zdjecia. Dziewczynka ma 8 lat i jest bardzo
      podobna do taty. Co miesiac regularnie maz placi alimenty, co jakis czas
      robimy paczki i dzwonimy ale....nie mozemy sie widywac, jestesmy zbyt daleko
      od siebie. Bardzo mi szkoda ze maz i ja nie mozemy tego dziecka wziasc do
      siebie na weekend, czy spedzic razem swiat.
      Matka dziewczynki nie jest idealem ale utrzymujemy kontakt mailowy, listowny
      i telefoniczny. To ze matka dziecka dba o nie, wychowuje je sama, mowi samo za
      siebie. Podziwiam te kobiete, cenie za to ze kocha i dba o dziecko mojego
      meza, o siostre moich dzieci. Wlasciwie to sie juz zaprzyjaznilysmy przez ta
      korespondencje, jestesmy dla siebie zyczliwe.
      Majac swoje dzieci wiem jakie to jest ciezkie je wychowywac, ja mam do pomocy
      meza, moje dzieci maja tate na codzien, tamta dziewczynka nie i dlatego staram
      sie w inny sposob jej to wynagrodzic.
      Czuje sie wspolodpowiedzialna za to dziecko, interesuje mnie wszystko z nim
      zwiazane, lubie kupowac jej rzeczy do paczki bo wiem ile to sprawi jej
      radosci, nie te rzeczy materialne ale to ze tato i ja o niej pamieja.
      To tyle, mysle sobie dlaczego czasami zamykamy sie na milosc, czy niektorzy
      maja za male serca?
      Pozdrawiam.
      • mamaadama4 Re: A ja z innym problemem 10.09.03, 23:22
        To ja bije się w pierś - mam za mało serca, a właściwie nie mam go wcale i
        zamknieta jestem na miłośc na czetry spusty. Wtredna jestem i tylko patrzę
        jakby tym biednym dzieciom i ich dzielnej matce dokopać.
        danka
        • kaja04 Re: A ja z innym problemem 11.09.03, 00:06
          Mamo Adama, nie chodzi mi o to abysmy wszystkie kochaly dzieci swoich mezow,
          ale sie na to otworzyly. Ty mialas swoje doswiadczenia, ale Stepmum chyba nie
          nawet nie daje temu dziecku i swojemu lubemu szansy. O ile zycie byloby
          latwiejsze aby sprobowala, moze akurat polubi syna swojego mezczyzny? I
          dlaczego Stepmum ciebie nie obchodzi to co twoj facet mowi swojemu synowi o
          tobie? Troche nie rozumiem jak mozna miec udany zwiazek z takim problemem, co
          na to twoj facet? Napewno jest mu przykro....temu dziecku tez...
          Dodam ze mnie wychowala mama, ojciec odszedl jak mialam rok...spotykalam sie z
          ojcem kilka razy do roku ale teraz nie mam do niego zadnych uczuc, nie jest
          godny mojej uwagi i milosci, za bardzo mnie zranil i dlatego ja chce aby moj
          maz dal wiecej milosci dla swojego dziecka. Milosc do tego dziecka byla od
          poczatku jak dowiedzialam sie o jej istnieniu, bo tak bardzo kocham mojego
          meza. Dla mnie milosc przyszla latwo ale zaakceptowac bylo na poczatku ciezko.
          Pogodzilam sie z tym i teraz jak znam to dziecko to nie wyobrazam sobie aby
          tego slicznego, madrego dziecka moglo nie byc. Gdyby trzeba bylo to z checia
          bym ja adoptowala jako swoja. I to tyle, ! Nie wymagam aby kazda z was kochala
          to drugie (pierwsze) dziecko meza ale akceptowac i pomagac w kontaktach czemu
          nie? i okazac troche sympatii, zainteresowania. Moze sie uda i bedzie dobrze?
          Trzymam kciuki!
          • stepmum Re: A ja z innym problemem 11.09.03, 00:38
            Kaja widzisz, na poczatek jestes w o tyle 'komfortowej' sytuacji, ze sytuacja
            corki meza jest niejako powtorzeniem twojej historii. Prawdopodobnie dlatego
            nie mialas zadnych problemow z polubieniem malej. Bo w to, ze ja kochasz
            pozwole sobie watpic.
            Z drugiej strony, ty masz meza caly czas dla siebie... Nigdy nie wiadomo, jak
            byloby, gdybyscie mieszkali blisko, wtedy pojawilyby sie ciemne strony tej
            sprawy, poblemy ktorych nikt nie uniknie.
            Wiesz z ta szansa (poznanie jego dziecka) to moze byc roznie, MOZE by sie cos
            zmienilo na lepsze, choc nie mialabym tu takich nadziei, nie dlatego,ze tak
            postanowilam, tylko na podstawie swoich odczuc. A co jesli bedzie gorzej? Co
            jak 'po spotkaniu' w nie daj Boze klotni, powiem co mysle o jego synu i go to
            na pewno duzo bardziej zaboli? Bo teraz to sobie moze tlumaczyc 'nie zna go
            wiec, nie wie jaki piekny wspanialy, bla, bla..) jak juz napisalam dla niego
            ta sytuacja nie jest problemem, tak to fakt wolalby spedzac ten czas z nim i
            ze mna razem, ale ja na prawde nie czuje sie na silach by udawac cos co jest
            fikcja.
            I choc kilka razy padlo stwierdzenie, jesli kochasz faceta to masz lubic (bylo
            nawet kochac), starac sie mu stworzyc 2gi dom itd, itp, ja osobiscie z takim
            stwierdzeniem sie nie zgadzam. I prosze nie mow mi, ze jestem zakochana w moim
            facecie a go nie kocham! W tej sprawie ja i moj partner wiemy najlepiej.
            Wiesz ja naprawde bym chciala lubic to dziecko, traktowac go jak czlonka
            rodziny jak inne 'macochy' byloby mi latwiej. Jest jednak tak jak jest i jak
            nie moge sobie powiedziec, dobra koniec zmieniam sie i juz! Swiat bylby wtedy
            prosty - a nie jest...
            dzieki za post
            wiecie, kropelka wody drazy skale...

            • zona22 Re: A ja z innym problemem 11.09.03, 18:30
              Witaj
              Problem sam się nie rozwiąże i wcale nie będzie łatwiej jak pojawi się Wasze
              dziecko sad. Można się jednak nauczyć tolerować dziecko z poprzedniego zwiazku i
              jakoś z tym żyć smile. Uważam, że nikt nie ma prawa zmuszać "macochy" do kochania
              dziecka z pierwszego związku. Może się owszem tak zdarzyć, ale nie musi. Łatwo
              mówić o "lubieniu", czy kochaniu dziecka, jesli kontakt ogranicza się do
              wysyłania prezentów i listów. Gorzej już jest gdy wiesz, że weekend mógłby być
              spędzony z Tobą, a niestety nie jest. No cóż jak mówi stare
              przysłowie: "widziały gały co brały" smile. Decydując się na związek z facetem "z
              przeszłością" trzeba się liczyć z tym, że część czasu będzie poświęcał dziecku
              z poprzedniego związku - i w sumie dobrze, bo wiesz, że nawet jak Wam się nie
              ułoży to jednak zachowa kontakt z Waszym dzieckiem. Hehe łatwo mi mówić, a też
              przeżywam każde wakacje, każdy weekend sad ehh...
              Jest trudno, ale da się przeżyć smile.
              • stepmum Re: A ja z innym problemem 11.09.03, 18:51
                zona22 napisała:

                > Witaj
                > Problem sam się nie rozwiąże i wcale nie będzie łatwiej jak pojawi się Wasze
                > dziecko sad. Można się jednak nauczyć tolerować dziecko z poprzedniego
                zwiazku i
                >
                > jakoś z tym żyć smile. Uważam, że nikt nie ma prawa zmuszać "macochy" do
                kochania
                > dziecka z pierwszego związku. Może się owszem tak zdarzyć, ale nie musi.
                Łatwo
                > mówić o "lubieniu", czy kochaniu dziecka, jesli kontakt ogranicza się do
                > wysyłania prezentów i listów. Gorzej już jest gdy wiesz, że weekend mógłby
                być
                > spędzony z Tobą, a niestety nie jest. No cóż jak mówi stare
                > przysłowie: "widziały gały co brały" smile. Decydując się na związek z
                facetem "z
                > przeszłością" trzeba się liczyć z tym, że część czasu będzie poświęcał
                dziecku
                > z poprzedniego związku - i w sumie dobrze, bo wiesz, że nawet jak Wam się
                nie
                > ułoży to jednak zachowa kontakt z Waszym dzieckiem. Hehe łatwo mi mówić, a
                też
                > przeżywam każde wakacje, każdy weekend sad ehh...
                > Jest trudno, ale da się przeżyć smile.

                smile Wreszcie troche optymizmu! Od razu lepiej mi sie robismile
                Bo mi tu juz najgorsze przepowiadali co niektorzy (kule maja czy co?smile)
                Wiem, ze usane rozami to nie bedzie, ale jakos dam rade? smile
                dzieki!!!!!
            • kaja04 Re: A ja z innym problemem 11.09.03, 21:14
              Witaj Stepmum!
              Moze to dziwne ale ja to dziecko kocham, moze nawet bardziej niz moj maz, bo
              to ja przypominam mu o jej urodzinach, jak cos widze w sklepie to mysle ze ona
              to by chciala i kupuje, ja wysylam paczki...troche mi przykro ze maz troche
              malo sie tym dzieckiem interesuje ale gdyby byloby inaczej to ja bym sie mniej
              wtracala.
              Mysle ze moze twoj przyszly maz nie jest z toba zupelnie szczery co do tego ze
              akceptuje taki uklad...?
              Ciesze sie ze macie taki udany zwiazek, milo slyszec o szczesliwych parach.
              Zycze wam duzo, duzo szczescia.
              Moze masz racje ze mam lepiej bo mieszkamy daleko od corki meza.... ale sama
              nie wiem...co byloby lepsze bo nie wiem jak by sie ukladaly nasze stosunki
              jakbysmy sie czesto spotykali. Tak sobie mysle (marze) ze byloby dobrze,
              ogolnie lubie wszystkie dzieci, ale ta mala szczegolnie, moze dlatego ze jest
              taka podobna do mojego meza, moze dlatego ze mi jej zal, moze dlatego ze tak
              swietnie mi sie z nia rozmawia przez telefon, moze ze sama mam dzieci i wiem
              jak to jest, moze bo to dziecko jest fajne i da sie lubic po prostu i ze ma
              bezkonfliktowa mame. Mam ulatwiona sytuacje bo moj maz nie byl w zwiazku z
              matka dziecka, byl to przelotny krotki romans wiec nie za bardzo czyje sie
              zazdrosna o przeszlosc. Corka meza ma jeszcze mlodsze rodzenstwo, ktorego
              ojcem jest inny mezczyzna.
              Mysle Stepmum ze wcale nie musi byc zle, mysle ze bardzo boisz sie spotkania z
              synem przyszlego meza, mysle ze jestes bardzo madra osoba i sama wiesz co dla
              ciebie jest najlepsze. Dlatego wiec zycze Ci aby wszystko dobrze sie ulozylo i
              abys podjela sluszne decyzje, jakie by nie byly. Pozdrawiam.
          • jayin Re: A ja z innym problemem 11.09.03, 21:35
            kaju - ja bardzo interesuję się synem mojego Kochania, tym co lubi (jestem na
            bieżąco z Harry Potterem, Pokemonami kiedyś, Władcą pierścieni...smile), tym co
            słychać w szkole u niego - bo poszedł właśnie do gimnazjum. itd itp... cieszy
            mnie to, że mają taki świetny układ między sobą. ja w to negatywnie nie
            ingeruję. nie kocham tego dziecka. nie czuję takich uczuć. raczej to jest
            takie "lubienie" zywczajne, wyjątkowe tylko w tym względzie, że jest to częśc
            Osobistego - na stałe w jego i naszym życiu. powiem ci, ze na początku trudno
            było mi zaakceptować to, że dzielę nasz czas z tym dzieckiem. a potem - na
            spokojnie, z biegiem czasu - ułożyło mi się to jakoś w głowie i jest OK.
            chociaż się nie znam z tym dzieckiem - poza jakąś rozmową tel. smile - to je
            lubię. takie, jakim jest w opowiadaniach mojego Kochania. i cieszę się, że jego
            syn nie jest negatywnie nastawiony do faktu, ze Tata bedzie miał nową rodzinę.
            co wiecej - sam sie jeszcze dopytuje: TATO, KIEDY?
            ja myślę, że kluczem do takiego mojego podejścia do sprawy były poarę rzeczy:
            - utwierdzenie sie na dobre w przekonaniu o tym, że to dziecko nie jest dla
            mnei zadnym zagrozeniem w uczuciach Osobistego
            - zero kontaktu z Ex - owszem, mam swiadomosc ze on ma MATKĘ smile ale ona jest
            taka "nierealna, obca, nie ma miejsca w naszym zyciu, ze jej nie "odczuwam".
            rzadko nawet są rozmowy na jej temat. tylko wtedy, kiedy Osobisty ma z nia
            jakas sprawe do zalatwienia, to mowi mi o tym, ze to i to. ale nie rozprawiamy
            o tym za dlugo.
            - akceptacja ze strony jego syna nowgo "porządku" - to chyba jest bardzo ważne.
            nawet nie wiem jak bardzo starałabym sie polubic to dziecko, to w chwili, gdyby
            onobylo nastawione do mnie na "NIE" to nie potrafilabym. a tak - mam łatwiej smile


            ale cała ta akceptacja, lubienie, interesowanie się, jakaś odruchowa
            opiekuńczość nad "częścią" Mojego Kochania - to NIE JEST miłośc do tego
            dziecka! raczej to jest tak, jakby to był moj duzo młodszy brat...smile Sama mam
            malutką, 4,5 letnią siostrę - syn Osobistego ma 12 lat - więc tym łatwiej mi
            nazywać takie odczucia. tak wlasnie to bym porownala.
            i nie czuje obowiazku kochania go. bo do tego nie mozna zobowiązać i zmusić.
            i jak najbardziej rozumiem te dziewczyny, ktore nie sa w stanie nawet patrzec
            na takie "obce" dziecko. mialam bardzo krotko taki okres u siebie - obojętny
            wobec tego dziecka, ale "lepiej nie chce nic o nim wiedziec". u mnie to minęło.
            ale to nie jest regułą żadną. i każda z nas podchodzi do tego indywidualnie.
            i w zadnym zachowaniu - jesli nie dotyczy permanentnej zlosliwosci w
            ograniczaniu kontaktow ojca z dzieckiem tak specjalnie - nie mozna szukac
            niczego nagannego.
            jestesmy ludzmi. mozemy kochac, lubic, tolerowac. ale nie musimy.

            pozdr.

            joanna
            • kaja04 Re: A ja z innym problemem 12.09.03, 02:28
              Joanno, bardzo ladnie to napisalas, z dystansem, od serca, spokojnie. Ja nie
              mysle ze kazdy powinien kochac dziecko swojego meza, ale dla mnie to nie bylo
              duzym problemem i przyszlo naturalnie. Dla innych jest to ciezkie do
              zaakceptowania, chocby do lubienia, ale kazdy jest inny.
              Mimo iz nie odebralam temu dziecku ojca troche z poczatku czulam sie winna, to
              minelo, teraz tylko mysle jak mu pomoc.
              Masz racje do milosci nie mozna zmusic, to trzeba czuc. Ja sie ciesze ze mi
              sie udalo.
              Hm, moja siostra lubi moje dzieci ale chyba ich nie kocha tak jak ja jej
              dzieci...dlatego wiem jakie sa uczucia i kazdy kocha, lubi inaczej, z inna
              intensywnoscia. A sa ludzie ktorzy lubia tylko siebie i mysle ze to tez nie
              jest takie zle dopoki nie krzywdza innych. Pozdrawiam serdecznie.