bbb21
29.10.13, 22:01
witam,
długo zwlekałam z wpisem, ale czasem chyba potrzebuję kilku słów napisać lub trochę przeczytać.
Mój Tata ma "złodzieja" jak na niego mówi w płucu. Niestety, zaawansowany.
Pierwsze dni od poznania diagnozy -początek września - życie stanęło w miejscu. Niepotrzebnie czytałam wszystko, co tylko się wyświetliło w sieci. Nie mogłam normalne egzystować. I choć ciągle płaczę wieczorami, przy rodzicach staram się być silna.. to mimo tego, że staram się być realistką to przede wszystkim ogromnie WIERZĘ, że będzie dobrze. Mimo wszystko i na przekór wszystkiemu :-)
Tata jest po 3 chemii i TK przed właśnie tą 3-ą wlewką. Niestety guz się nie zmniejszył. Są tez przerzuty, ale o tym wiedzieliśmy od razu... Z 3-ą wlewką podali lek "sponsorowany", jest taki program w szpitalu. Może zadziała? zastopuje? zahamuje?
Tata po chemii czuje się różnie. Raz lepiej, raz słabiej. Trochę jeździ autem, spaceruje, dużo śpi. Na szczęście ma apetyt. Pilnujemy tego obie z Mamą. Na początku chyba wpadłam w duży szok, bo kupowałam co tylko mogłam: ciasteczka bez cukru, bo lubi, owoce, dżemy, soki, i przede wszystkim dostarczałam rodzicom informacje o diecie: brokuły, brukselka, czosnek, cebula, buraki, pomidory ;-) itp. itd. Ale Tata i tak nie wszystko chciał jeść. Teraz już na spokojnie ja do tego podeszłam, owszem kupuję czasem coś do pojedzenia, ale już bez tych szaleństw..
Mama robi pyszne soki buraczane, które Tata ze smakiem je w różnej postaci. Gotuje mu wszystko, na co tylko ma ochotę. Ma apetyt. I na razie , oprócz TK, dobre wyniki. Schudł. Tłumaczę, że nie je mięsa, więc chudnie :-( Je bardzo mało mięsa i słusznie.
Lekarka mówi niewiele...
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że mój Tata jako nałogowy palacz , chodził regularnie do lekarzy ... Robił prześwietlenie klatki piersiowej, podstawowe badania, a lekarz, który go prowadził niczego nie zauważył!!!! I nie mogę tego sobie wybaczyć, że może my coś przegapiliśmy, że można było wcześniej.. Może wtedy byłoby inaczej , lepiej????
Wiem jedno: mam ogromną wiarę , że będzie Dobrze! Musi być.
Tata ma samopoczucie raczej dobre. Nie rozmawiamy o smutku. Nie mieszkamy razem, ale niedaleko siebie, więc odwiedzam ich regularnie. Podrzucam smakołyki i staram się ich angażować w popołudniową opiekę nad moim synem...
Nie chcę myśleć: Ile?
Nie chcę.
Będzie co ma być.
A ogromna wiara jest nam ogromnie potrzebna.
Nie chcę tu smęcić, ale może czasem czegoś się będę chciała poradzić. O coś zapytać.
Dziękuję za cierpliwość, jeśli ktoś doczytał do końca! ;-)