anuszka_ha3.agh.edu.pl
17.07.14, 09:33
Natrafiłam na blog o doświadczeniach młodych kobiet, które zrzuciły hidżab.
To jest lektura bardzo dająca do myślenia, ale nie tylko jako opis nie dotyczącej nas egzotyki. Zwróciła moją uwagę na coś, czego wcześniej nie zauważałam: Jak śliskie jest założenie, że jakieś kobiety noszą hidżab z własnego, całkowicie wolnego wyboru. Większość z nich naprawdę uważała, że jest to ich wybór i że jest on wolny. Nieraz nawet były pytane przez rodziców, czy chcą. Nieraz zaczynały nosić hidżab wbrew - bardziej umiarkowanym - rodzicom. A pomimo to okazywało się, że ich wybór nie był wolny.
Wyrastały w środowisku mającym określone pojęcie o skromności i cielesności - nawet jeśli byli to umiarkowani rodzice nie popierający hidżabów, to ideowo popierali zdecydowany konserwatyzm i konserwatywne podejście do seksualności. Nawet jeśli były jako dziewczynki pytane o zgodę na hidżab, to trudno im było wyobrazić sobie odpowiedź "nie" i jej konsekwencje. Człowiek zanurzony w takim sosie niby ma wybór, ale jest on silnie obciążony tym, co robią wszyscy, czego oczekuje rodzina, tym, jak rodzina zachowałaby się w razie przeciwnego wyboru.
I tu widzę, że sprawa tak naprawdę także nas dotyczy. Wszyscy jesteśmy wychowani w jakimś sosie kulturowym. Wszyscy na początku nabywamy nieświadomie jakiegoś tła pojęciowego, jak patrzeć na świat, a gdy dochodzimy do wystarczającej dojrzałości, żeby się nad nim zastanawiać - to wcale nie mamy idealnie wolnego wyboru między równoważnymi opcjami. Tło, które mamy w głowach, wytwarza pewne przyzwyczajenia, powoduje, że często grawitujemy nieświadomie w tę stronę, w którą nauczyliśmy się.
Takie tło powoduje także, że nie widzimy wystarczająco wyraźnie innych opcji - historia z pytaniem 9-letniej dziewczynki o zgodę na hidżab przypomina mi, jak przy okazji pierwszej komunii składaliśmy przyrzeczenia, że do 18. roku życia nie będziemy pić alkoholu. Z jakichś powodów nie widziałam wtedy innej opcji i czułam się przekonana, zupełnie jak ta dziewczynka od hidżabu. Nikt mi innych opcji nie pokazał, i przede wszystkim - nikt nie dał mi do zrozumienia, że wybór opcji przeciwnej były naprawdę co najmniej równie dobry, że nie wiązałby się ze "złem", niewłaściwością.
Ponieważ chyba wszyscy jesteśmy skazani na jakieś wychowanie i jakieś tło kulturowe, które w dzieciństwie sączy się w nas chcąc niechcąc - pomyślałam, że można by sformułować warunki, które zapewniają minimalizację szkód związanych z tym procesem. Właściwie warunek jest jeden: Nie tylko pokazywać dzieciom opcjonalne wybory, ale także w jak najmniejszym stopniu oceniać je. Chodzi o to, żeby sprawić, by wybór takiej czy innej opcji nie wiązał się z niepotrzebnymi negatywnymi konsekwencjami, które tak naprawdę od niego odstraszałyby.
To jest trochę trudne do pojęcia dla ludzi z kręgu kultury liberalnej. Wydaje się, że można komuś powiedzieć: Zrób wybór i ponieś jego konsekwencje. Tylko zapominamy, że często te konsekwencje są niewspółmierne. Że nie są tylko naturalnymi konsekwencjami, ale są też karą. U jednej dziewczynki mama pokręci nosem i przestanie, ale inną mama wyrzuci z domu bez środków do życia.