anciax
18.12.13, 11:30
Chodzę na indywid. terapię do psychologa. Jest nim mężczyzna. Poszłam akurat do niego, bo wolę pracować z facetami - lepiej się z nimi dogaduję, preferuję ich sposób m.in. rozwiązywania problemów; poza tym on został mi polecony a ja wówczas byłam "na zakręcie", więc długo się nie zastanawiałam i poszłam do niego (tzn nie szukałam innego psychologa). Po roku tej terapii oraz minionych doświadczeniach w innym ośrodku widzę, że jest bdb i ma powołanie do tego zawodu. Jestem zadowolona z jego "usług".
Przejdę jednak do sedna. Ostatnio wiele o nim myślę. Chciałabym przytulić się do niego, bo uściśnięcie ręki na dzień dobry i do widzenia przestało mi wystarczać. Zauważyłam u siebie, ze choć poruszam na terapii problemy, które mnie męczą, to jednak zwracam uwagę mówiąc o nich tak, jakby on był moim partnerem/chłopakiem/itp. Czasem on dopytuje czy wstydziłam sie danego problemu przed nim, na co moja odpowiedź jest twierdząca (nie wiem czy to, że czegoś się wstydzę przed nim, jest dla niego jakimś sygnałem czy tylko pyta żeby zbudować obraz mojej choroby?). Chciałabym spotykać sie z nim poza terapią, dlatego tak cedzę słowa zanim zdecyduję się na poruszenie problemu na sesji. Wiadomo, nie powiem mu "kocham pana panie Sułku" bo wiem, że szczerość w moim wydaniu zrobiła mi wiecej szkody niz pożytku. Z resztą ja nie wiem jak nazwać to, co do niego czuję? pożądanie/zakochanie/fascynacja/przeniesienie? Nota bene w miłość nie wierzę. On pewnie powie mi, że to przeniesienie (powołując się na światowy jakiśtam autorytet). CZasem odnoszę wrażenie, że on doszukuje się w mojej chorobie potwierdzenia wiedzy ksiażkowej a brak w nim uczuć. Hehh, nie wiem co gorsze, usłyszeć, że to co czuje do niego to przeniesienie czy żeby wyrzucił mnie z terapii do innego lekarza...? Dużo mi pomogły roczne wizyty u niego, widzę, że zmieniłam się. Ale odkąd gryzę się z problemem szczerości an terapii, to stanęłam w miejscu. Boję się powiedzieć mu o tym, że non stop myślę o nim, bo obawiam sie ośmieszenia, odrzucenia, itp. Z drugiej strony nie mogę narzekać - każdy temat który poruszyłam, podjął profesjonalnie a mnie totalnie ulżyło :)
Czekam na chwilę, kiedy myślenie o nim mi całkiem przejdzie. Czy komuś z was, będąc w sytuacji zafascynowania terapeutom/-ką, przeszło samo z siebie czy jednak zdecydowaliście się na poruszenie problemu? Czy ktoś po ujawnieniu się musiał z terapii odejść?