12.08.09, 12:48
Już nigdy ..........nie powiesz kocham cię mami,
już nigdy się nie przytulisz.
Nie mam łez..........
Ja do końca swych dni będą czuć się marionetką.
Marionetką, którą los oszukał,skrzywdził zabierając syna.

Tak bardzo Cię kocham.
Miłość do Ciebie nigdy nie przeminie.

Marionetka.
Obserwuj wątek
    • kopciuszek125 Re: Juz nigdy 12.08.09, 19:56
      Tak mi przykro Marionetko że Ciebie spotkało takie nieszczęście. Ja żyję w
      ciągłym strachu o swojego syna dokąd wytrzyma jego wątroba. Takie są chwile
      zwątpienia czuję się taka nieraz zmęczona ze nie dam rady.
    • first.marionetka Re: Juz nigdy 12.08.09, 20:33
      Czuję się jak we śnie. Nie wierzę, że to moje życie.
      Wciąż na Niego czekam.
      • tilia7 Re: Juz nigdy 12.08.09, 22:20
        Tak, tak to właśnie jest, nie można uwierzyć i wciąż się czeka.Bardzo mi przykro
        Marionetko,cóż Ci mogę więcej napisać?
    • first.marionetka Re: Juz nigdy 13.08.09, 09:14
      Czytam Was, kochane mamy. Tylko tyle potrafię.
      Uświadomiłam sobie, że nie jestem jedyna, a jedna z wielu.Małe
      pocieszenie,bo nikomu nie życzę takiego bólu.

      Już nigdy nie będę sobą. Jestem tak poblokowana emocjonalnie, że
      nawet sama do siebie nie mam dostępu.Lalka w środku pusta.
      Wraz z Nim odszedł mój optymizm a poczucie humoru obróciło się w
      sarkazm.
      Marionetka, kukiełka na arenie życia.
      Skamieniała NIOBE.
      • halas1961 Re: Juz nigdy- Dla Marionetki i innych mam 13.08.09, 12:02
        Każdy dzień jest dla nas rocznicą,
        każdy dzień jest dla nas czekaniem
        Każdy dzień utopiony w tęsknocie
        Każdy dzień naznaczony rozstaniem
        Każdy dzień, nawet ten kiedy uśmiech
        Nawet ten zawiązany wspomnieniem
        Każdy dzień, dzień bez dziecka swojego
        Jest dla matki ogromnym cierpieniem...
        Halina-mama Agatki
        Ps. Napisze do Ciebie na meila gazetowego
      • ewad16 Re: Juz nigdy 25.08.09, 12:14
        Witam ! 4 lata minęły od śmierci mojej córki , miała zaledwie 16 lat
        pokonała ja nieuleczalna choroba...przeszłam niewyobrażalny ból więc
        wiem co przeżywałyście,chciałam umrzeć, zasnąc i się już nie
        obudzić, ale to nie było takie proste... jestem dziasiaj inną osobą,
        krótko po jej śmierci czułam się jakbym nic nie czuła,nie kochała ,
        miałam serce jak z kamienia.Odrętwienie mija ale tęsknota nigdy nie
        minie...........
        • first.marionetka Re: Juz nigdy 09.09.09, 21:51
          Byłam dziś w dużym centrum handlowym, gdzie razem chodziliśmy po sklepach z
          ciuchami.
          Czułam odrętwienie,nierealność mojego tam " bycia".
          Tak wygląda teraz każde wyjście na zakupy, jakbym pływała, a nie chodziła.
          Nigdy nie przypuszczałam, że człowiek może być tak nieobecny, pomimo że jeszcze
          żyje....................................................
          • xxxkarolinkax Re: Juz nigdy 09.09.09, 22:08
            bardzo dobrze to rozumiem. Co prawda nie straciłam dziecka, ale mojego
            ukochanego narzeczonego,osobę z którą wiązałam całą przyszłość.
            Nadal omijam wiele "naszych" miejsc.. po prostu nie potrafie pójść do parku, bo
            wszędzie bym widziała Nas..moje słońce, gdy sie tak cieszył, że w końcu wrócił
            ze szpitala i mogliśmy razem wyjść.

            Serce nie byłoby chyba w stanie wytrzymać takich ciosów. Może kiedyś.
            A zawsze tak lubiłam ten park, był taki "nasz".
            • tilia7 Re: Juz nigdy 09.09.09, 22:21
              Mam dokładnie to samo.Czasem czuję się wręcz uwięziona, do tylu miejsc nie
              potrafię pójść.Markety tak samo, 15 minut jestem w stanie wytrzymać, potem mam
              ochotę usiąść na środku i wyć
          • witaminka_e Re: Juz nigdy 06.10.09, 14:50
            first.marionetka napisała:

            >
            > Nigdy nie przypuszczałam, że człowiek może być tak nieobecny, pomimo że jeszcze
            > żyje....................................................

            ja straciłam mojego najlepszego przyjaciela, najukochańszego na świecie Brata,
            czuję się tak samo, żyję, lecz martwa ma dusza. Aczkolwiek matki ból po stracie
            dziecka jest dla mnie nie do ogarnięcia....patrząc na swoich rodziców, wiem,że
            chyba pragnęli by już umrzeć, chyba tyko ja ich utrzymuje przy życiu, i moje
            dzieci, nie ta kolejność, to dzieci powinny chować rodziców. Natura się myli
            zbyt często.:(
            • first.marionetka Miłość matki 07.10.09, 08:17
              Miłość matki jest mostem do wszystkiego co dobre teraz
              i w wieczności........ocieram łzy i myślę, żeby Ci Ptysiuniu było
              dobrze tam, gdzie teraz jesteś.
              Ty wiesz, że i tam jestem z Tobą Kochanie.
    • first.marionetka Re: Juz nigdy 14.08.09, 11:09
      Gdy się budzę nie wierzę, że Ciebie nie ma.
      Nie wierzę, że ja żyję.

      Wierzę, że jet Bóg i jest wszechmocny, tylko nie wiem, po co On Ciebie tam
      potrzebował.

      Wiele pytań bez odpowiedzi.

      I to jedno - jak żyć? - jak żyć , bez Ciebie?

      Kochanie, wiem, że jesteś blisko, a ja Cię tylko nie widzę.
      Wiem, że jest Ci dobrze, ale mnie jest tu źle.
      Tak bardzo tęsknię.......... mama
    • first.marionetka Re: Juz nigdy 23.08.09, 13:02
      Kochanie, już nigdy nie będę sobą.
      Uśmiechniętą, radosną. Dziś zakładam maski, które szczelnie przylegają do mojej
      twarzy i ludzie widzą nawet mój uśmiech, ale to maska.
      Nawet tata dał się na to nabrać, zapytał " coś taka radosna" a ja Mu na to -
      maska nr 5, zrozumiał.
      Nadal nie wiem jak żyć, nadal jestem w grudniu 2008. Zostanę tam na
      zawsze...............................................................
      • tilia7 Re: Juz nigdy 23.08.09, 22:01
        first.marionetka na forum mama-wdowa zalożyłam post o takim samym tytule, jak Ty
        tutaj.Opłakujemy kogo innego.Ale uczucia pozostaję rozpaczliwie te same.Maski
        pozostają te same.I JUŻ NIGDY pozostaje to samo...Pozwalam sobie, więc poniżej
        przytoczyć to, co tam napisałm.
        Pozdrawiam serdecznie

        Czytam piękną książkę o Nowym Jorku polskiej dziennikarki Kamili
        Sławińskiej.Zaskoczyła mnie ta mądra, pełna trafnych obserwacji książka,ale nie
        o tym chciałam napisać, bo to temat na inne forum.
        Jak o Nowym Jorku to i o 11 września i faktycznie autorka kilkakrotnie wspomina
        o swoich przeżyciach z tą tragedią związanych.Pod koniec książki trafiłam na
        fragment, który wycisnął mi łzy z oczu i zdławiła gardło, bo tak trafnie udało
        się autorce ująć w słowa to, co ja czuję po śmierci ukochanego człowieka.I tak
        sobie pomyślałam, że nieważne czy ginie tysiąc osób czy ta jedna, jedyna
        najukochańsza-kiedy mamy do czynienia ze śmiercią
        gwałtowną,niespodziewaną,przedwczesną, taką "śmiercią, która miał jeszcze nie
        przyjść" jesteśmy wszyscy jednakowo wstrząśnięci i jednakowo bezradni.I NIC JUŻ
        NIGDY nie będzie takie samo:

        "Podobno wszystko jest normalnie, albo Normalnie-Po-Nowemu.Ale nawet jeśli
        uprawianie joggingu,zakupy i sobotnie wypady do baru nie mają już w sobie nic
        oburzającego, to kupując,śpiąc,"robiąc swoje", nie możemy zapomnieć tamtych
        dni,kiedy straciliśmy zmysły, by nie odzyskać ich już nigdy."
        • first.marionetka Re: Juz nigdy 23.08.09, 22:49
          Talio, masz rację.

          Mój świat legł w gruzach jak wieże WTC. Bez nich Manhattan, już nigdy nie będzie
          Manhattanem, a ja bez mojego syna nigdy już nie będę tamtą pełną optymizmu,
          nadziei, radości życia kobietą.

          Wczoraj byłam na spotkaniu ze znajomymi, którzy współczują, wspierają,
          podziwiają, że w ogóle potrafię żyć.
          Na Boga, nie potrafię. Życie we mgle, za szybą, po omacku, bez sensu.

          Kiepska aktorka, która gra i nie zauważyła, że orkiestra przestała grać.........
          śmieszna marionetka, pociągana za sznureczki przez los.

          Nie tak miało być Panie, nie tak. Miałam dobrze wychować dzieci, zobaczyć wnuki
          i spokojnie udać się do Domu Ojca żegnana na cmentarzu muzyką w wykonaniu wnuków.

          A to ja musiałam słuchać trąbki na odprowadzenie syna.
          Nic nie pamiętam,tylko tą muzykę, która na zawsze pozostanie w mych uszach.

          Umarłam jak Manhattan po 11 09 2001, niby życie toczy się dalej, ale strach, ból
          pozostał.

          Ja czuję, że już nigdy nie odnajdę się na tej planecie - planecie, gdzie miłość
          matki nie może odroczyć " wyroku" losu, gdzie matka nie może do końca swoich dni
          cieszyć się miłością ukochanego dziecka.

          Nie wiem co ja tu jeszcze robię, bez Ciebie.

          Kocham Cię, tak bardzo Cię kocham i żyję w dwóch światach moim i Twoim, częściej
          w Twoim...... mama
    • first.marionetka Re: Juz nigdy 24.08.09, 21:32
      Dziś rano, jeszcze byłam w łóżku usłyszałam subtelne " mamo " - to nie był sen,
      to była jawa.
      Tylko raz, jedyny raz, jedno słowo " mamo".
      Odebrałam to, jakbyś mi chciał powiedzieć , jestem przy tobie mamo.

      Już nigdy nie będzie tak jak kiedyś, będzie po prostu inaczej....

      Teraz wyraźniej będę się wsłuchiwała w ciszę............

      Tak bardzo Cię kocham i już wiem, że możesz być blisko, jesteś blisko. Mama.
      • 198-3mk Re: Do marionetki 25.08.09, 07:36
        Witaj bratnia duszo...
        Naprawde rozumiem jak jest Ci ciężko:(
        Ta sama strata dotkneła mnie 4 lata temu, nowotwór w ciągu 10
        miesięcy pokonał mojego syna... Miał 22-lata..
        Chciałam umrzeć razem z Nim... A żyje do dzisiaj...
        Tylko wszystko jest już inne... Moje serce jest inne... Ja jestem
        inna... Słońce świeci inaczej... I cała reszta świata, nigdy nie
        będzie już taka sama...
        Trzymaj się Kochana. Życzę Ci dużo,dużo siły i wiary, bo ona jest
        Nam bardzo potrzebna... Dzięki niej, utrzymujemy kontakt z
        Naszymi dziećmi...
        • first.marionetka Re: Do 198-3 mk 25.08.09, 09:36
          Dziękuję, za Twój wpis jw. Mój syn był równolatkiem Twojego.
          A w moim życiu nadal śnieg, mróz....świat stanął w miejscu, nawet nie
          zauważyłam, że minęły wakacje.

          Mam bardzo dużo wiary, wiary w głębszy sens tego wszystkiego.
          Tylko to trzyma mnie przy życiu.
          Wiem, że nie jestem sama, że jest dużo matek cierpiących podobnie jak ja. Ale
          pomimo wszystko jest bardzo , ale to bardzo ciężko.
          Ja bardzo jesteśmy okaleczone, pogubione w tym świecie, który pokazał,że na
          wiele rzeczy nie mamy wpływu.
          To takie trudne............................

    • first.marionetka Re: Juz nigdy 26.08.09, 23:17
      Już nigdy świat nie będzie światem .......... sprzed tego, najgorszego dnia w
      moim życiu.
      Żyję w jakimś dziwnym śnie,w świecie, który nie jest moim światem.
      No cóż, teraz żyję w dwóch światach........ w tym drugim jestem jednak
      częściej....................

      Syneczku, tak bardzo Cię kocham.
      • halas1961 Re: Juz nigdy 28.08.09, 22:56
        Jeden z moich wierszy oddaje to wszystko o czym piszesz. CZęść osób go juz zna.

        Już nic nie będzie takie samo...
        Choć wstanie słońce, wyjdzie zza chmurki
        Już nic nie będzie takie samo...
        Bo przecież nie ma tu mojej Córki
        Już nic nie będzie takie samo...
        Choć uśmiech może kiedyś wróci
        Już nic nie będzie takie samo...
        Bo moja dusza się nie rozsmuci.
        Halina-mama Agatki

    • first.marionetka Re: Halinko dziękuję 29.08.09, 01:48
      Halinko dziękuję za piękny wiersz.
      Dziś nie potrafię zasnąć.

      Szukam Go wśród gwiazd, tęsknię i już nie potrafię sobie wmawiać, że
      wyjechał..............

      Długie godziny rozmów z Nim, świadomość, że śmierć nie istnieje i zwyczajny
      matczyny obłęd, który dopada w najmniej stosownym czasie i miejscu.

      Widzę świat zza szyby, ludzi idących ulicami a ja , zagubiona jak małe dziecko w
      tym obcym świecie.
      Świecie, w którym znalazłam się wbrew sobie i nie potrafię z niego wyjść.
      Dajmy czasowi czas, pisał bodajże Stachura, ale ten mój czas nie przynosi
      ukojenia, nie przynosi zrozumienia, przynosi matczyny obłęd.......... zawroty
      głowy i niepewność w zwykłym funkcjonowaniu na ulicy, w sklepie , w zwyczajnym
      życiu.
      Nic nie cieszy. To życie wydaje się iluzją, snem, maligną..... takie ogólne
      znieczulenie.

      A mogło być tak zwyczajnie, tak pięknie, radośnie.......... nigdy nie zrozumiem
      DLACZEGO!!!!! teraz jestem kimś innym, obcym. Obca nawet dla samej siebie. Jak
      dalej żyć?

      • mariola008 Re: Halinko dziękuję 29.08.09, 07:44
        First.marionetko pisałam już kiedyś o tym, że miłość jest silniejsza od śmierci.
        Jeżeli tak jest to znaczy, że spotkasz się jeszcze ze swoim synkiem. W naturze
        nic się nie marnuje. Jeżeli śmierć nie przerywa naszych uczuć to znaczy, że to
        jeszcze nie koniec ...
        Ja wierzę, że nasi ukochani zmarli są. Każdy dzień naszego życia przybliża nas
        do spotkania. Dzieli nas tylko czas.
        • first.marionetka Re: Dziękuję kochani 29.08.09, 10:30
          Dziękuję Wam za Wasze wpisy.

          Jestem na tym etapie, że wiele rozumiem i nic nie rozumiem.
          Żyję jak automat. Poblokowałam uczucia, chyba po to aby nie oszaleć.
          Choć z drugiej strony wiem, że mój syn nie pozwoli mi oszaleć, to bardzo mądry
          życiowo młody człowiek. Dobra dusza.

          Wiem, że jesteśmy połączeni potężnym połączeniem miłości. Może dlatego mówię,
          myślę o Nim w czasie teraźniejszym.

          Dziwny jest ten świat, w którym teraz żyję. Taki z lekka obłąkany.
          Zapominam, gubię - choć pozornie robię wszystko tak jak wcześniej, tylko w
          powolnym tempie...............

          Tak wiele Ci chciałam dać kochanie, miałam wychowywać w przyszłości wnuki......
          a teraz choć wiem, że śmierć nie istnieje, jestem nieobecna w tym życiu.........

          Tak bardzo Cię kocham, mój Ptysiuniu - mama
          Pamiętam jak głaskałam Cię po nosku i mówiłam Ptysiuniu, śpij już.
          Póżniej ten moment, gdy głaskałam Cię po zimnym nosie i mówiłam Ptysiuniu, obudź
          się, dziecko to nie możliwe........................

          - " pełno nas , a jakoby nikogo nie było"...........................
      • dorrita79 Re: Halinko dziękuję 29.08.09, 08:02
        Pamiętam to uczucie bycia za szybą, bycia widzem tego co się dzieje wokól. Jak
        to jest możliwe, że ja przeżywam tragedie, a inni żyją codziennym życiem, pędzą
        na oślep, i nie zdają sobie sprawy, że ja ...tak cierpię, że czuję się jak
        nieporadne dziecko, że proste rzeczy dnia codziennego, obowiązki, sprawy do
        załatwienia przerazają mnie, przerastają. że coś co kiedyś mogłam wykonywać bez
        najmniejszego zastanowienia się, dziś obezwładnia mnie. Z osoby towarzyskiej
        zrobiłam się trędowata, obca, nieobecna ... nawet dla samej siebie.

        Tak właśnie się czułam jeszcze rok temu. na szczęscie teraz jest inaczej, choć
        są momenty, kiedy znów wchodzę w rolę małego, nieporadnego dziecka

        Już pisałam parę razy, że wg mnie sam czas, płynący czas niczego nie zmienia.
        Trzeba mu troszkę pomóc, mówiąc o tym, dzieląc się swoimi odczuciami. Tylko
        przeżywając ból, pozwalając mu ujrzeć światło dzienne możemy sobie pomóc. I po
        pewnym czasie (różnym dla każdego), ból będzie mniejszy, już nie będzie zwalał
        całej na ziemie, lecz tylko na kolana. I tak krok po kroczku.

        U mnie mniej więcej po 2 latach od tragedii dopiero zaczął pojawiać się szczery
        uśmiech, a wcześniej....jakbym była wyżuta z wszelkich uczuc, a już napewno tych
        ciepłych.
        Chcielibyśmy by to tak szybko minęło, tak mało w nas cierpliwości....ale
        niestety, nie da się nic przyspieszyć. Zycie może wydawać się niekończącą drogą
        krzyżową, wiecznym piekłem.
        I dopiero kiedy już stracimy zupełnie nadzieję, kiedy wydaje nam się, że już
        dłużej nie zniesiemy tego,.... może zacząć pojawiać się maleńki promyczek
        światła, który z czasem przeradza się w większy płomyczek itd.

        Jak żyć? Ciężkie pytanie. Czasami nie pozostaje nam nic innego, jak żyć tym
        każdym dniem, który boli, dzień za dniem i w tym całym bólu, próbować znaleźć
        ludzi, którym można powiedzieć, którym można zawierzyć, do których można się
        przytulić.
        A może kiedyś, pewnego dnia..... coś się zacznie w nas zmieniać.

        ściskam
        Dora
    • first.marionetka Re: Juz nigdy 30.08.09, 22:10
      Dziś starałam się odpisać na inny wątek i zwyczajnie nie daję rady napisać
      komuś, kto stracił narzeczonego coś od serca.
      Pomimo tych miesięcy ja czuję się jakby minął dzień, no może weekend.
      Jakby miał lada moment wrócić.......... nie myślę, nie czuję, nie wiem kim jestem.

      To odejście mojego dziecka pozbawiło mnie tożsamości, pozbawiło perspektyw,
      pozbawiło logiki.
      Niby w tym świecie w którym obecnie żyję są zakupy, jakiś spacer, wyjazd, ale to
      jest jak obiad bez soli....... niby się zje, ale nie można powiedzieć , że smakuje.
      To samo czuje mąż, wczoraj mi powiedział, że On już nie ma siły żyć.

      Jak udźwignąć ciężar chichotu losu, bo jak inaczej można nazwać śmierć
      dzieci.......... gdy przed laty słyszałam tragedii w Biesłanie, współczułam i
      cierpiałam z tymi matkami, nawet przez myśl mi nie przeszło, że kiedyś los mnie
      również doświadczy.

      Cały świat wywrócił się do góry nogami i dziwić się, że widzę świat, ludzi z
      innej perspektywy.....

      czuję się, jakby los, kazał zapłacić za te chwile szczęścia z moim synem,
      otępieniem, pustką, bezsensem istnienia.

      Tylko silna wiara trzyma mnie jeszcze na tej planecie, tylko silna wiara mówi,
      że spotkam się z moim dzieckiem, że to rozstanie tylko na chwilę. Straciłam
      poczucie czasu................................

      • halas1961 Re: Juz nigdy 30.08.09, 22:28
        Jak udźwignąć ten ciężar
        Jak iść co dzień przed siebie
        Jak pogodzić się z losem
        Żadna z matek nas nie wie
        Jak przekazać mam innym
        to co czuję, jak boli
        Jak mam żyć, jak powiedzcie
        Jak powstawać powoli
        Jak mam trwać, powiedz Boże
        Jak mam żyć, pomóż Panie
        Mój krzyk, moje łzy, moje serce
        weź w swe ręce, weź moje wołanie
        Jak mam płakać, gdy łez już zabrakło
        Jak mam cieszyć się innych radością
        jak mam Panie nie zgubić Ciebie
        Jak Mój Boże, jak z tą miłością...
        Halina-mama Agatki

    • first.marionetka Re: Juz nigdy 01.09.09, 13:04
      Wciąż się zastanawiam który świat, które patrzenie na życie jest
      prawdziwe, to przed stratą dziecka, czy to obecne ?

      To odejście spowodowało, że wszystko widzę , czuję inaczej.
      Ocieram się o nierealność tego świata. Chwilowo mam wrażenie
      nierealności siebie.
      Psycholog nie dopatruje się u mnie choroby psychicznej, a ja czuję
      się jakbym była "kosmitką". INNA - tak siebie obecnie
      postrzegam........................................................

      • dorrita79 Re: Juz nigdy 01.09.09, 13:52
        Obydwa światy są realne. Poczucie nierealności świata jak i siebie jest zupełnie
        normalne w żałobie. To minie, ale zanim minie musi trochę potrwać.
        Dobrze, że psycholog nie dopatruje się choroby psychicznej, bo w przeciwnym
        razie należałoby zmienić psychologa.
        Są badania, które mówią, że biologia mózgu po śmierci bliskiej osoby się
        zmienia, niesamowite co? Więc to wszystko to nie jest wyłącznie nasza psycha,
        ale i też w pewnym sensie biologia niezależna od nas.

        Pamiętam, jak po tragedii żyłam jak za szybą, nic do mnie nie docierało,
        wszystko było obce. I dokładnie czułam się jak Ty, jak kosmitka, która spadła z
        innej planety i nie wie o co biega.

        Oczywiście zaczęły się też problemy z pamięcią i z koncentracją, które trwają do
        dziś, czasem mały stres może doprowadzić do zwątpienia. Zresztą chyba wogóle
        słabo sobie teraz radzę ze stresem.
        W żałobie też poznałam takie uczucie jak zawiść, zazdrość, znieczulica. Ale
        wiem, że to wszystko ma swoj czas. Wiele, wiele się we mnie zmieniło od tamtego
        zdarzenia.
        No i gdzie się podziała ta zaradna, prąca napród, stawiająca czoła przeciwnością
        losu Dorota? No, gdzie ona jest?
        Ano poszła sobie. teraz jest inna Dorota, mniej poradna, niechętnie stawiająca
        czoła wyzwaniom. Ale za to dojrzalsza i tak samo kochana jak wcześniej;-)
        przytulam
        • first.marionetka Re: Juz nigdy 01.09.09, 14:30
          Tak Dorotko, ja też tempo życiowe spowolniłam do żółwiego. A gdy
          tylko zapomnę się i przyśpieszę szybko wraca " opamiętanie" bo albo
          zawroty głowy, albo osłabione oczy dają znać o sobie.

          Jedynie wiara w Boga, w sens tego wszystkiego nie pomieszała mi tak
          do końca w głowie. Ale i tak jest strasznie ciężko.
          Zresztą czujecie dokładnie to samo, więc świetnie rozumiecie mój
          stan.

          • tilia7 Re: Juz nigdy 01.09.09, 14:54
            Czuję się tak samo, wszystko jest nierealne, nieprawdziwe, dotyczy
            niby mnie a jednak równocześnie patrzę na to z boku.Zamknięta jestm
            w szklanej kuli, która ogranicza moją wolnośc a jednocześnie jest
            jedynym bezpiecznym miejscem.Do psychologa i psychiatry chodzę
            przede wszystkim po to właśnie, żeby usłyszec, że nie
            zwariowałam.Człowiek się zmienia, zmienia się w sposób zadziwiający
            dla samego siebie.Nic nigdy nie będzie takie samo.To jest tak samo
            jak z kalectwem fizycznym, można się nauczyc życ bez ręki, można
            nawet sobie dobrze radzic - ale nie można zrobic tak, żeby ręka
            odrosła albo udawac, że się ją ma.Ja się czuję tak samo psychicznie
            okaleczona, coś mi odebrano na zawsze.Możliwe, że dostaje się wtedy
            coś innego w zamian.Ale ja tego nie widzę a przede wszystkim nie
            chcę.
            • first.marionetka Re: Juz nigdy 01.09.09, 21:04
              To nasze obecne życie to taka proteza...........................
              nic nie pasuje, nic nie cieszy.

              Godzę się z tym, bo tak naprawdę wiem, że niewielki mam wpływ na moje dalsze życie.
              Wciąż wraca się myślami, wspomnieniami do wspólnych chwil, do tych ponad 20 lat
              i tak naprawdę częściej jestem w przeszłości niż w chwili obecnej.
              Nieraz przychodzi głupia radość, nie wiadomo skąd, że jest Mu tam dobrze, a po
              chwili bunt, że powinien być tu z nami.
              I taka gonitwa myśli jest dniem dzisiejszym.

              Miałam tyle planów, tak bardzo cieszyło mnie życie, a teraz nie potrafię
              poskładać tych puzzli, nic nie pasuje do niczego.
              Jedynie jak myślami jestem w " górze" jeszcze jakoś da się żyć, inaczej rozpadam
              się na drobne kawałki.
              Mam takie wrażenie jakbym była bez uczuć, bez logicznego myślenia.
              Nie ma we mnie spójności, logiki jak w dawnym funkcjonowaniu.
              Nie mam kontaktu z sobą, nie akceptuję siebie takiej, a jednak... tak musi
              być.... i tak bardzo tęsknię i nie wierzę, na Boga, nadal w to wszystko nie wierzę.
              • tilia7 Re: Juz nigdy 02.09.09, 11:26
                Tak, to się nazywa fachowo "dezintegracja osobowości".znikamy,
                rozpadamy się na części, dawnych nas już nie ma.Albo się uda te
                puzzle poukładac w jedną całośc albo nie.Jeśli się uda, można dalej
                życ,ale już inaczej.Jeśli się nie uda...to lepeiej chyba nie
                wiedziec,co dalej
                • first.marionetka Re: Juz nigdy 02.09.09, 13:08
                  Oby się udała dezintegracja pozytywna (sformuowanie
                  K Dąbrowskiego ).

                  Ale puki co jest ciężko...............................
    • first.marionetka Re: Juz nigdy 02.09.09, 13:49
      List Gabriela Garcii Márqueza

      noblisty z 1982 roku, autora m.in. głośnej powieści Sto lat
      samotności,jego swoiste przesłanie...

      Jeśliby Bóg zapomniał przez chwilę, że jestem marionetką i
      podarował mi odrobinę życia, wykorzystałbym ten czas najlepiej jak
      potrafię.

      Prawdopodobnie nie powiedziałbym wszystkiego, o czym myślę, ale na
      pewno przemyślałbym wszystko, co powiedziałem.

      Oceniałbym rzeczy nie ze względu na ich wartość, ale na ich
      znaczenie.

      Spałbym mało, śniłbym więcej, wiem, że w każdej minucie z
      zamkniętymi oczami tracimy 60 sekund światła. Szedłbym, kiedy inni
      się zatrzymują, budziłbym się, kiedy inni śpią.

      Gdyby Bóg podarował mi odrobinę życia, ubrałbym się prosto,
      rzuciłbym się ku słońcu, odkrywając nie tylko me ciało, ale i moją
      duszę.

      Przekonywałbym ludzi, jak bardzo są w błędzie myśląc, że nie warto
      zakochać się na starość. Nie wiedzą bowiem, że starzeją się właśnie
      dlatego, iż unikają miłości!

      Dziecku przyprawiłbym skrzydła, ale zabrałbym mu je, gdy tylko
      nauczy się latać samodzielnie.

      Osobom w podeszłym wieku powiedziałbym, że śmierć nie przychodzi
      wraz ze starością, lecz z zapomnieniem (opuszczeniem).

      Tylu rzeczy nauczyłem się od was, ludzi... Nauczyłem się, że wszyscy
      chcą żyć na wierzchołku góry, zapominając, że prawdziwe szczęście
      kryje się w samym sposobie wspinania się na górę.

      Nauczyłem się, że kiedy nowo narodzone dziecko chwyta swoją maleńką
      dłonią po raz pierwszy palec swego ojca, trzyma się go już zawsze.

      Nauczyłem się, że człowiek ma prawo patrzeć na drugiego z góry tylko
      wówczas, kiedy chce mu pomóc, aby się podniósł.

      Jest tyle rzeczy, których mogłem się od was nauczyć, ale w
      rzeczywistości na niewiele się one przydadzą, gdyż, kiedy mnie włożą
      do trumny, nie będę żył.

      Mów zawsze, co czujesz, i czyń, co myślisz.

      Gdybym wiedział, że dzisiaj po raz ostatni zobaczę cię śpiącego,
      objąłbym cię mocno i modliłbym się do Pana, by pozwolił mi być twoim
      aniołem stróżem.

      Gdybym wiedział, że są to ostatnie minuty, kiedy cię widzę,
      powiedziałbym "kocham cię", a nie zakładałbym głupio, ze przecież o
      tym wiesz.

      Zawsze jest jakieś jutro i życie daje nam możliwość zrobienia
      dobrego uczynku, ale jeśli się mylę, i dzisiaj jest wszystkim, co mi
      pozostaje, chciałbym ci powiedzieć, jak bardzo cię kocham i że nigdy
      cię nie zapomnę.

      Jutro nie jest zagwarantowane nikomu, ani młodemu, ani staremu. Być
      może, że dzisiaj patrzysz po raz ostatni na tych, których kochasz.
      Dlatego nie zwlekaj, uczyń to dzisiaj, bo jeśli się okaże, że nie
      doczekasz jutra, będziesz żałował dnia, w którym zabrakło ci czasu
      na jeden uśmiech, na jeden pocałunek, że byłeś zbyt zajęty, by
      przekazać im ostatnie życzenie.

      Bądź zawsze blisko tych, których kochasz, mów im głośno, jak bardzo
      ich potrzebujesz, jak ich kochasz i bądź dla nich dobry, miej czas,
      aby im powiedzieć "jak mi
      przykro", "przepraszam", "proszę", "dziękuję" i wszystkie inne słowa
      miłości, jakie tylko znasz.

      Nikt cię nie będzie pamiętał za twoje myśli sekretne. Proś więc Pana
      o siłę i mądrość, abyś mógł je wyrazić. Okaż swym przyjaciołom i
      bliskim, jak bardzo są ci potrzebni.

      Prześlij te słowa komu zechcesz.

      Jeśli nie zrobisz tego dzisiaj, jutro będzie takie samo jak wczoraj.

      I jeśli tego nie zrobisz nigdy, nic się nie stanie.

      Teraz jest czas.








      ---------------------------------------------------------------------
      -----------
      • tilia7 Re: Juz nigdy 02.09.09, 19:35
        Piękne słowa i jeden z ulubionych pisarzy.Wszystko to bardzo prawdziwe.Pociechą
        dla mnie jest tylko to, że wiedziałam, że o miłości trzeba mówić i robiłam to,
        że zdążyłam to wszystko powiedzieć i zrobić.Zdążyłam a jednak...
    • first.marionetka Re:Zadaję sobie pytanie 04.09.09, 10:14
      Zadaję sobie pytanie, czy choroby,śmierć są z " góry" zaplanowane,
      czy to przypadek, zbieg okoliczności?
      - nie znam odpowiedzi.

      Na dziś nie widzę sensu tego życia.
      Rodzimy się są plany, marzenia i jedna chwila potrafi zmienić nasz
      świat, wywrócić wszystko do góry nogami.
      Takie życiowe tsunami.
      Przecież gdy odchodzi młode życie nie sposób to zrozumieć.
      Gdy odeszła moje babcia w wieku 93 lat rozumiałam sens przemijania,
      dziś nic nie rozumiem.
      Uwsteczniłam się.................................................

      Trzeba udawać, że się żyje........ tylko JAK?
    • first.marionetka Re: Juz nigdy 06.09.09, 12:22
      Śniłeś mi się dwa razy - sobota rano i dziś też nad ranem.
      Byłeś wyższy o ok. 10 cm, czyli miałeś ok. 190 wzrostu.
      Ten wzrost i koszulka zwróciły moją uwagę.
      Właśnie w tej koszulce tata wyszedł do pracy ( sobota), dziwne.
      Nie rozmawiałam z Tobą, tylko ten wzrost mnie tak mocno zaskoczył.
      Nie wiem, co o tym myśleć? urosłeś w ogrodach Pana, mój Ty kochany syneczku.

      W dzisiejszym byłeś młodszy. Jechałeś z nami w aucie. Ale ten sen jest taki
      przez mgłę.
      Znów byliśmy razem. Zresztą zawsze jesteśmy razem. Nie może przecież być
      inaczej. Kocham Cię bardzo - mama.
      • maretta111 Re: Juz nigdy 10.09.09, 06:03
        To straszne że już nic nigdy nie zrobię razem z moim bratem, nic i nigdy, tak
        bardzo mi go brakuje, tak tęsknota narastająca...
        • first.marionetka Re: Juz nigdy 10.09.09, 07:58
          Chyba jedynym pocieszeniem w tym " nigdy" jest to, że już zawsze
          możemy ICH kochać. Nikt i nic nam tego nie zabierze, bo to jest w
          nas.
          Kochać, bo byli kochani i kochali.
          Kochać, bo człowiek stworzony jest do miłości.
          Kochać, bo to daje poczucie , że żyją w nas.
          Kochać, aż do spotkania........................TAM.
          • halas1961 Re: Juz nigdy 10.09.09, 09:23
            A ja wierzę głęboko, że kiedys....kiedys jeszcze sie spotkamy, że to
            własnie moja córka , mój ojciec mnie będa na tamtej stronie witac.Że
            kiedyś jeszcze ją przytule, że smiac sie będziemy razem, że
            wspominac, że kiedys... juz zawsze razem....
            Halina-mama Agatki
            • edzia764 Re: Juz nigdy 10.09.09, 10:23
              Bez wiary potykamy się o źdźbło słomy,
              z wiarą przenosimy góry …
              Soren Aabye Kierkegaard
              ...tak Halinko musimy, wierzyć, że własnie nasze kochane osoby wyjdą
              nam na spotkanie .... kiedy nadejdzie nasz czas. Bedziemy wtedy
              wszyscy razem ....
              • first.marionetka Re: Juz nigdy 10.09.09, 11:19
                Ja też w to wierzę , że po mnie przyjdą.
                Mój tata w przed dzień odejścia powiedział mojej mamie: "już
                przyszła po mnie moja mama, ale jak wam na mnie zależy to mnie
                ratujcie".
                Niestety mama nie przyszła z wizytą , tylko po syna.

                Kochani, ale to będzie "kiedyś", może już jutro, za tydzień,
                miesiąc, rok.

                A "dziś" boli, nie pozwala spojrzeć w "jutro", nie pozwala żyć.

                Wszyscy odczuwamy podobnie odejście bliskich i ci co mają wiarę i ci
                co jej nie mają.
                Bo ta wiara nie tak do końca daje ukojenie bólu i zrozumienie
                " dlaczego".
                Dlaczego nasze życie jest takie nieprzewidywalne?
                Dlaczego realizuje się scenariusz nie do końca ten nasz?

                Może z biegiem lat wiara uporządkuje mi w głowie, ale na dzień
                dzisiejszy mam tam cały chaos wszechświata.
                Ból,niezrozumienie,tęsknotę.
                I brak planów, kompletny brak jakichkolwiek planów na "teraz" - za
                to mam plany jak już znajdę się " tam".
    • first.marionetka Re: Juz nigdy 14.09.09, 20:29
      W pracy mówią o swoich dzieciach, w rodzinie to samo, kiedyś to było normalne.
      A teraz czuję się bardzo źle słuchając, patrząc na dzieci bliskich.
      Jestem taką sierotą, okradzioną przez los, obolałą na ciele i duszy. Nawet nie
      potrafię założyć maski,nie czuję takiej potrzeby.
      Najlepiej schowałabym się w jakiś kąt i przeczekała, aż przyjdziesz po
      mnie.................................................................

      Wiem, że Bóg dodaje mi siły, inaczej już by mnie tu nie było.
      Serce matki powinno pęknąć, a nie bić dalej.........................
      • tilia7 Re: Juz nigdy 15.09.09, 22:38
        Marionetko, najgorsze jest to, że kiedy odchodzi ukochana osoba to to serce
        naprawdę pęka a MIMO TO bije dalej.I pewnie dlatego tak boli:(
    • first.marionetka Re: Juz nigdy 15.09.09, 14:07
      "Cały świat to scena,
      A ludzie na nim to tylko aktorzy.
      Każdy z nich wchodzi na scenę i znika,
      A kiedy na niej jest, gra różne role"

      Szekspir

      .....ludzkie życie nie kończy się w momencie śmierci, człowiek jest
      świetlistą istotą, która nie powinna obawiać się śmierci, - dziś to
      przeczytałam, synku nie zostawiłeś mnie, podpowiadasz co przeczytać,
      żeby zrozumieć,żeby czuć Twoją obecność.
      Ja też bardzo Cię kocham............................................
    • first.marionetka Re: Juz nigdy 25.09.09, 21:46
      Już kasztany spadają kochanie
      rude liście na ścieżce dokoła
      ............................. minęła wiosna, lato, idzie jesień........
      tylko ja zatrzymałam się "na zimie".

      Zima w sercu, zima w duszy. Zima dokoła.

      Denerwuje mnie, że świat poszedł do przodu.

      Ja nie.

      Zatrzymałam się. Nie interesuje mnie świat, ludzie.

      Szukam sensu naszego życia na tej planecie. Do czego doszłam

      w poszukiwaniach? - musi być " drugie dno" w umieraniu dzieci,

      matek, ojców, sióstr, braci.

      Jakie to "drugie dno" ? trudno to wyrazić słowami.......... jedno do

      czego już doszłam, to że nikt z nas nie wybiera sobie daty śmierci ,

      sposobu np.choroba, wypadek -

      jest jakiś plan i wszystko dzieje się właśnie zgodnie z tym planem.

      Kto i kiedy go tworzy? może właśnie my, tam " w górze" , przed

      przyjściem tu, na tę planetę.

      A może powinnam mniej rozmyślać, a bardziej uwierzyć i wówczas

      usłyszę Twój głos jak inne matki usłyszały sercem głos swoich

      dzieci...........................................................

      Ewa Foley- autorka książki "Zakochaj się w życiu".

      Gdy mi w 9 lat temu podpisywała mi tę właśnie książkę była z synem Maciusiem.

      Od paru lat Maciek jest też " wyżej". Gdy wówczas na Niego patrzałam, w głębi
      serca marzyłam, żebyś był tak wspaniałym, uśmiechniętym i przystojnym
      człowiekiem. Byłeś.
      Ale jednemu i drugiemu LOS wyznaczył " krótki czas". Wciąż
      pytam dlaczego???????

      Wklejam piękny list ze strony Ewy Foley.

      List pierwszy od Maciusia
      27.03.2005
      Bądź wdzięczna za każdy dzień, za każdy oddech, za każdy rozdany i otrzymany
      uśmiech…. Bądź wdzięczny za każdy dzień, za każdy oddech, za każdy rozdany i
      otrzymany uśmiech….
      ONE DAY AT A TIME. Dzień po dniu.
      Zwolnij. Zwolnij. Zwolnij.
      Zatrzymaj się by spojrzeć dziecku w oczy, by powąchać kwiat, by skierować twarz
      w stronę słońca, pocałować włosy ukochanej osoby.
      Jestem z Tobą, jestem przy Tobie, jestem za Tobą, jestem przed Tobą, jestem nad
      Tobą.
      Jestem Światłem.
      Jestem Ochroną.
      Jestem Harmonią.
      Jestem Miłością.
      Jestem Pokojem.
      Codziennie, codziennie ZRÓB coś małego, coś wielkiego by przyczynić się do
      pokoju w ludzkich sercach, do Pokoju w Twojej rodzinie, do Pokoju na Twojej
      Planecie.
      Kochaj tak jakby nikt cię nie zranił.
      Śpiewaj tak jakby nikt cię nie słyszał.
      Ufaj tak jakby nikt cię nie zdradził.
      Tańcz tak jakby nikt cię nie widział.
      Żyj tak jakbyś nigdy nie miał umrzeć…
      Śmierć to tylko zmiana, przejście w inny wymiar – Wymiar Światła. Teraz Ty
      możesz przejść w Światło nie umierając. Zrób to przez słuchanie głosu twojego
      serca. Niech on cię prowadzi. Zrób to przez zalanie tych, których kochasz
      miłością, przez pojednanie, przez dodawanie otuchy cierpiącym, przez
      niewidzialne czyny płynące z miłości…
      Jam jest tym, który jest w Tobie i w każdym.

      "Synku, niebo się chmurzy, synku ochronię Cię od burzy ".........
      - kotku, nie mam łez, ale mam wiarę, że niedługo, za chwilę, małą chwilę w
      porównaniu z wiecznością spotkamy się i znów będziemy szczęśliwi.

      " Jestem, a jakoby mnie nie było............."
      Czas przestał dla mnie istnieć, co to jest czas? gdy Ty jesteś gdzieś tam, a ja
      jeszcze muszę czekać, na spotkanie z Tobą. Kocham Cię syneczku.
      • halas1961 Re: Juz nigdy 26.09.09, 21:05
        Marionetko, dziekuje Ci za ten ostatni wpis...A szczegolnie za list do Maciusia.
        Wiem kto to jest Ewa Foley, ale nie wiedzialam ze stracila syna:( Ten list byl
        mi dzis potrzebny, te slowa byly mi dzis potrzebne. W taki sposob z niebios
        dostajemy wskazowki:)co robic dalej, jak zyc dalej. Dzis glos z niebios do mnie
        przez Twoj wpis
        Dziekuje
        Halina-mama Agatki
    • first.marionetka Re: Juz nigdy 27.09.09, 07:07
      Halinko, cieszę się, że mój wpis okazał się pomocny dla Ciebie.

      Często wracam do lektury " Zakochaj się w życiu" Ewy Foley i często wspominam
      Maciusia, bo wtedy 15 10 2000 roku ujął mnie całym Sobą.
      Ja też z dużym opóźnieniem czasowym ( ok. 2 lata) przeczytałam o Jego wypadku i
      odejściu.
      Bardzo to wówczas przeżywałam. I nawet przez sekundę nie pomyślałam, że mnie los
      postawi jako matkę na podobnej " pozycji" , pozycji osierocenia jak Ją.

      Cyt .... " A jednak taki plan istnieje. Bądź szczęśliwy i pozwól, aby Bóg
      prowadził cię według swojej woli.
      Życie jest takie proste-naprawdę nie ma żadnego znaczenia,co robisz, gdzie
      idziesz, wszędzie jest twoja parafia".....
      Boski plan mojego życia realizuje się teraz. "

      Czytanie Jej strony w tym najgorszym okresie pozwoliło mi nie zwariować do końca.
      Opisuje jak Maciuś się nią opiekuje. Jak uchronił ją przed wypadkiem.... to daje
      ukojenie, wsparcie, bo Ona jest o krok przede mną i wie co mówi, pisze.

      Maciek tak wówczas mnie zauroczył swoją osobą i chyba jako jedyna poprosiłam,
      aby również zostawił swój ślad, podpis na moim egzemplarzu. Gdy przeczytałam o
      Jego odejściu, otworzyłam książkę i długo patrzałam na ten podpis z myślami,
      jakie to życie jest nieprzewidywalne.... oj, jest i to bardzo. My to już na tym
      forum wiemy......

      Ostatnio usłyszałam, żeby cierpienie, trudne przeżycia nie traktować jak krzyż ,
      tylko jak moc - bardzo mądre i słuszne i tego chciałabym się uczyć, bo przyznam,
      że dla mnie to jeszcze krzyż pod którym się ugięłam, upadłam i nie potrafię
      powstać.

      • halas1961 Re: Juz nigdy 27.09.09, 08:47
        Marionetko,
        i znowu dzis Ci dziekuje, tyle w tym wpisie nadziei...I moze masz racje, moze
        trzeba zaczac na pewnym etapie traktowac cierpienie inaczej, nie jak
        krzyz...Bardzo rzadko, ale czasem czuje, ze jak zacytwalas "moja parafia jest
        wszedzie i zawsze"...Takie uczucie niewyobrazalnego spokoju i blogosci, och
        gdyby ono bylo czesciej...W tej chwili tak pomyslalam, ze jesli Tam tą blogosc,
        spokoj, milosc odczuwa sie podobnie, a mam nadzieje ze jeszcze pelniej to jakos
        tak mi lzej...radosniej...
        Ewa Foley chyba pochodzi tak jak ja ze Szczecina, wejde na jej strone. Wiem o
        niej ze wzgledu na jej ksiazki.
        pozdrawiam Cie Marionetko z calego serca i wstaje, ide na cmentarz- dzis z
        rana...niech ten Boski plan w takim razie sie realizuje nadal...
        Halina-mama Agatki
    • first.marionetka noc jest tym jaśniejsza 06.10.09, 13:03
      Św. Jan od Krzyża, pisze ,że "noc jest tym jaśniejsza, im jest
      ciemniejsza".

      Rozmyślam nad tym co to znaczy, jak to rozumieć?

      U mnie syneczku, dni i noce są ciemne, czy to znaczy..............
      ale ja nie jestem święta jak Jan od Krzyża, jestem kochającą matką,
      która czyta, rozmyśla i nie potrafi poskładać tych puzzli do "kupy".

      Dziś miałam dziwny sen: byłam w kościele. Ksiądz,jakby opętany,
      chory. Trzymał go drugi za ręce, a on wykrzykiwał, że Boga nie ma.
      A ja tak autorytatywnie wręcz krzyczałam, - "Bóg istnieje, ja wiem,
      że on jest, ja Go czuję, wiem, że jest".

      Było mi żal tego starszego księdza, że nie czuje obecności Boga. Że
      jest chory i dlatego nie czuje Boga.

      Tak doskonale ten sen pamiętam. Po co on był, co znaczy..... nie
      wiem? ale na jawie powiedziałabym do każdego dokładnie to samo, że
      czuję obecność Boga.
      Jeszcze przez ciemność, ale Go czuję.

      Niesiesz mnie na swoich ramionach, dziękuję........................

      • 198-3mk Re: noc jest tym jaśniejsza 06.10.09, 13:46

        Nie Jesteś w tym osamotniona Marionetko...:)
        Ja też Go czuję... Każdego dnia...
        Jest już Nas dwie...

        Pozdrawiam Cieplutko. Beata-mama Marcina.
    • first.marionetka sen 06.10.09, 14:20
      Dziwny, ten sen. I pamiętam go tak dokładnie.
      A ostatnie sny miałam takie przez mgłę, mało czytelne.

      Beatko, chyba z tego bólu " wzleciałyśmy" wprost w ramiona Boga.

      Marionetka.
      • 198-3mk Re: sen 06.10.09, 15:28

        Nie wiem, jak Ty Marionetko...
        Ale ja wiem że jeśli w tym bólu, zwatpiłabym a Boga oraz w to, że
        kazda smierć musi mieć jakiś większy, dla nas niezrozumiały sens...
        To zapadłabym się w NICOŚĆ...

        Wierząc w Bogai i w to że Nasze zycie nie kończy się z chwilą
        śmierci... Wierząc że to tylko chwilowa rozłąka... Jest mi łatwiej...
        Naprawdę jest mi łatwiej...
        Ja opłakuję Mojego Marcina, już czwarty rok...

        Pozdrawiam. Trzymaj się Kochana... Beata-mama Marcina.
        • maretta111 Re: sen 06.10.09, 16:03
          Beatko to ja fujara życia jestem z Tobą.
        • 198-3mk Re: sen 06.10.09, 17:08


          Martuśku ! Czegoś tutaj nie rozumiem...
          dlaczego piszesz o sobie że jesteś niedorajda życiowa...?

          Ściskam :)
          • maretta111 Re: sen 06.10.09, 17:11
            Bo tak w mym życiu jest kochana
    • witaminka_e Re: Juz nigdy 06.10.09, 18:07
      Już nigdy nie przyjdziesz do mnie, i od progu już nigdy nie krzykniesz "CZEŚĆ
      SIORKA, CO DOBREGO DZIS UPICHCIŁAS?? KOCHAM TWOJE ZUPKI".Już nigdy nie zrobię
      takiej zupy. Nie popatrzę już nigdy na Twoją cudowną mordeczkę, na której
      malował się najpiękniejszy uśmiech na świecie. Już nigdy nie pojedziemy razem
      autkiem poszaleć(siedzenie obok pachnie jeszcze Tobą), już nigdy mnie nie
      przytulisz, już nigdy nie powiesz NIE MARTW SIĘ SIORKA. NIE JESTEŚ SAMA. KOCHAM
      CIĘ. Juz nigdy nie przyjdziesz do mnie z problemem, już nigdy nie porozmawiamy
      do trzeciej nad ranem, już nigdy.......nie powiesz MORDO TY MOJA!!!!!!!! Nigdy
      nie zrobisz GOOFY`EGO. Nikt tak nie robił Goofy`ego.;((((((((((((
      NIGDY.......!!!!!! Już zawsze.........
      • maretta111 Re: Juz nigdy 06.10.09, 18:19
        już nigdy
        nic.........................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................
        • halas1961 W tajemnicy... 06.10.09, 18:44
          Chrystus przydrożny z podpartą głową
          Ze starej lipy wyrzeźbiony
          stoi na skraju leśnej drogi
          przed siebie w głębię zapatrzony
          Chrystus przydrożny, tak mu zimno
          nikt ramion płaszczem nie okrywa
          nikt kapci mu tu nie przynosi
          Siadł na kamieniu, odpoczywa
          Siadł na kamieniu zamyślony
          I łza za łzą mu z oka leci
          Płacze nade mną i nad Tobą
          I jasność od łez wokół świeci
          I chociaż z drzewa wyrzeźbiony
          To się nad nami znów pochyla
          I szepcze cicho w tajemnicy
          Spotkacie dzieci...jeszcze chwila.
          Halina-mama Agatki
          • first.marionetka Re: W tajemnicy... 06.10.09, 19:56
            Halinko, dziękuję za piękny wiersz.

            Jedyna nadzieja, która nigdy nie umrze to ta, że się spotkamy
            z naszymi dziećmi.
            Bez tej nadziei nie wyobrażam sobie dalszego życia.
            W moim przypadku to nie tylko nadzieja, ale pewność.

            Gdy o tej pewności powiedziałam znajomemu wręcz z oburzeniem powiedział mi, że
            nie lubi jak ludzie, tak mówią z pewnością jak ja.
            Skąd ta pewność, zapytał.
            Z mojej duszy,z serca matki. A może od Boga, żeby ta matka nie oszalała. I tak
            już nie jestem normalna, więc może stąd ta pewność.
            Chyba mnie nie zrozumiał.
            Żeby nie oszaleć z tęsknoty,bezsilności daję sobie szansę, tą właśnie pewnością
            na spotkanie z moim synem.
            I wtedy mnie przytuli i z uśmiechem powie, że wie co się u mnie działo, bo
            zawsze był blisko.

            Jest tak blisko, że nie pozwala mi oszaleć. Podrzuca coś do przeczytania, do
            myślenia, żeby było lżej, żeby przeżyć jeszcze jeden dzień, jeszcze jedną
            noc......... aż do spotkania.

            W niedzielę będę na Jasnej Górze i pomodlę się za wszystkie cierpiące matki,
            siostry, żony, wnuczki.
            Pierwsza moja wizyta na Jasnej Górze jako matka- sierota, matka -bolejąca. Nie
            wiem jak ja to przeżyje patrząc na Czarną Madonnę, która sama straciła swoje
            dziecko................................

            • halas1961 Re: W tajemnicy... 06.10.09, 20:39
              Ludzie nie mysla, nie sa delikatni, nie wiedza, ze ta nadzieja, ta pewnosc
              spotkania pozwala nam dalej zyc. Jesli nawet ktos nie wierzy, ma watpliwosci,
              gdy widzi obok czlowieka ktoremu ta wiara i nadzieja pozwalaja przetrwac
              powinien milczec. Nie powinien mowic "skad ta pewnosc", nie powinien zabierac
              komus nadziei i wiary w spotkanie, bo czasem ona slaba, dopiero co odzyskana.
              Przeciez temu czlowiekowi nie kazesz wierzyc, mowisz tylko o tym co Ty czujesz i
              o swojej pewnosci co do spotkania z dzieckiem.
              pozdrawiam
              Halina-mama Agatki
    • first.marionetka Re: Juz nigdy 15.10.09, 12:06
      W ubiegły piątek musiałam!!! jeszcze pójść na cmentarz, choć czułam, że jestem
      ubrana za letnio na tą zmieniającą się pogodę i przewianie zaskutkowało katarem,
      łamaniem w kościach.
      Przecież wystarczyłby zapalony podgrzewacz w domu przy Twoim zdjęciu, ale nie
      musiałam zobaczyć, czy palą się jeszcze zniczem czy nie pospadały
      liście.................................................
      wiem, że Ciebie tam nie ma , więc po co tam "leże" tak często, z takim " muszę".
      Kocham Cię Ptysiuniu.


      Kochane Panie, niewiele mogę się wypowiadać na temat funkcjonowania forum,
      wpisów. Jestem z Wami krótko.
      Ponadto jestem jeszcze w takim stanie ducha, że nie ogarniam Was.
      Może jedynie matki częściej czytam i "co nie co" Im odpisuje.
      My tak bardzo doświadczone przez los kobiety, mamy się wspierać i zrozumieć
      drugą osobę, która w danym dniu nie jest sobą, jest rozdrażniona, zła na cały świat.
      Nie wymądrzam się, broń Boże, daleka jestem od tego, ale myślę sobie, że są
      obecnie matki, które dopiero parę godzin, parę dni straciły swoje
      dzieci......... i gdy wejdą na forum, nie znajdą tego wsparcia, które Wy , ja
      otrzymaliśmy.
      Piszę matki, bo piszę z pozycji matki i w żaden sposób nie pomijam żony,
      siostry, dzieci, wnuków itd.Nie jest to moją intencją.
      Dajmy IM szansę taką jak MY otrzymaliśmy wchodząc na to forum.
      Cierpimy, rozpadliśmy się na kawałeczki, ale wierzę, że znajdziemy siłę, aby
      było tu bezpiecznie i spokojnie.
      Myślę, że Nasi bliscy, którzy odeszli pomogą nam w tym.

      Marionetka.


      Los rozdaje karty, a my tylko gramy" Arthur Schopenhauer


    • first.marionetka Re: Brama 16.10.09, 08:15
      "Bóg widzi śmierć inaczej niż my.
      My widzimy ją jako ciemny mur,
      Bóg jako bramę".

      ..... bramę do czegoś nowego, lepszego. A ja stoję przed tą bramą i
      wciąż się zastanawiam - co ja tu jeszcze robię?
      Nie zasłużyłam, jeszcze muszę tu trochę pobyć.... tylko po co? może
      jestem komuś potrzebna? - tylko ja już nie potrafie siebie
      komukolwiek dać, nic ze mnie dawnej nie przetrwało, moja dusza
      przekroczyła tę bramę, tylko ciało ( obolałe) zostało pod bramą.

      Gdy miałam wypadek, miałeś 11 lat, dziękowałam Bogu, że przeżyłam
      dla Ciebie, że cierpiałbyś, bo bardzo mnie kochałeś.
      A ten Bóg zostawił mnie po to, abym to ja cierpiała, tęskniła i
      czułe się jak dziecko zagubione w mgle, w mgle życia.
      Te doły emocjonalne, huśtawka nastrojów dobijają mnie, ale nie wiem
      jak z tego wyjść.............. zagubienie, ocieranie się o histerię,
      obłęd, to moje bycie "tu i teraz"....................................
      • 198-3mk Re: Brama 16.10.09, 11:28

        Trzymaj się Kochana... Tak strasznie jest mi Ciebie żal, bo wiem
        jaka długa i trudna droga przed Tobą...

        Każdego dnia, modlę się za wszystkich z tego forum którzy opłakują
        Swoich bliskich... Bez wyjątku...

        Ściskam Cię Cieplutko. Beata-mama Marcina
        • first.marionetka Re: dziękuję Ci Beatko, 16.10.09, 12:46


          Dziękuję Ci Beatko za wsparcie.
          Wiem, że to trudna droga i jak przychodzi spadek energii tak jak
          wczoraj, dziś - przeziębienie,to chwytam się choć jednego zdania,
          wyrazu, że to ma sens.
          Że śmierć nie jest aktem bezsensowności.

          Tyle już się dowiedziałam od Was, od innych mądrze wspierających , a
          nadal jestem " szaraczkiem", nadal jestem na początku.
          Nadal porozrywana na kawałeczki,nie potrafiąca się poskładać.

          Wiem, że Wszyscy tu przeżywamy to samo, ale ja mogę tylko pisać o
          swoim bólu, bo jego potrafię nazwać, opisać.
          Ból, bezradność, bezsens, zagubienie, pomimo całej wiedzy to
          towarzysze dnia codziennego.
          Nie chcą ustąpić, zostawić mnie w spokoju.......... takie życie
          matki po stracie dziecka.

          Halinko, pisz, Twoje ciepło wylewa się poza forum i daje ukojenie
          duszy, przynajmniej mojej.
          Przemyśl to, jeżeli oświetlasz choć jedną duszyczkę, to już warto
          pisać...............................

          Pozdrawiam Marionetka ( jeszcze Marionetka, na arenie życia)


          • jucha32 Re: Do marionetki 16.10.09, 20:48
            Marionetko, czytając twoje wpisy serce moje płacze.
            Ja straciłam w wypadku męża i wydawało mi się, że już bardziej
            cierpieć nie można. A jednak?
            Tragedii, która spotyka matki tracące dzieci nie można z niczym
            porównać.
            Choć sama przeżyłam tragedię nie jestem wstanie do końca zrozumieć
            tego co czujesz.
            Jest mi niewymownie przykro. Przytulam Cię do serca.
            Pozdrawiam. Justyna.
          • 198-3mk Re: dziękuję Ci Beatko, 16.10.09, 21:37

            Marionetko... Nie dziekuj... Bo nie ma za co dziekowac...
            Ja też przeżywam teraz trudne chwile... Zbliża się rocznica... Niby
            już czwarta... Ale przeżywam to bardzo... Posłałam dzisiaj intencję
            za wszystkich zmarłych z forum, do Księży Sercjanów bedą msze za
            nich przez cały listopad... Tyle moge zrobic... Najchetniej
            zapadłabym się pod ziemię... Ale muszę żyć dla mojego 11-letniego
            syna Piotrusia...

            Jestem z Tobą... Pamietam o Tobie w modlitwie..
            Beata-mama Marcina.
            • first.marionetka Re: chwila refleksji 19.10.09, 10:02

              " Powołani jesteśmy do świętości.
              Naszym domem jest niebo, a naszym ojcem jest BÓG .
              Skoro ktoś umiera i jest tam szczęśliwy to dlaczego traktujemy takie
              przypadki jako tragedie, jako niesprawiedliwość.
              Uważam ze jest to postawa egoistyczna , bo powinni być tu z nami i
              nam pomagać.
              Przecież każdy z nas będzie się musiał zmierzyć ze śmiercią i co
              wtedy?
              Raczej powinniśmy cieszyć się ich szczęściem, wierząc ,ze kiedyś
              wszyscy tam się spotkamy"

              - dziś znalazłam ten tekst i pobudził mnie do refleksji nad
              ewentualnym egoizmem.

              Jeżeli Tobie jest tam dobrze,nie cierpisz, rozwijasz się, dlaczego
              ja tak egoistycznie zamartwiam się, użalam, zwyczajnie cierpię?.
              Gdybyś wyjechał na stypendium, do pracy do odległej Ameryki i
              wysyłam e maile, że jesteś szczęśliwy i jest Ci dobrze, też tylko
              wiara, że piszesz prawdę dawałaby mi poczucie spokoju o Ciebie.
              Teraz też mówią" Jemu jest tam dobrze, był wspaniałym człowiekie,
              nawet muchy by nie skrzywdził...... a ja czuję się taka skrzywdzona,
              opuszczona...... czy to egoizm? czy bezgraniczna, bezwarunkowa
              miłość matki do dziecka............... przecież i tak moja dusza
              jest z Tobą Kochanie, więc dlaczego moje ciało tak wariuje i cierpi?

              Może dlatego, że nie ma w nim duszy, która poszła za Tobą.
              Po nocy wiem, że byliśmy razem ( dusze), gorzej w dzień......... bo
              świat kieruje się zasadami do których ja już nie pasuję.
              Mizantropia, kiedyś coś obcego, dziś co daje ukojenie.
              • kola214 Re: chwila refleksji 26.02.10, 03:39
                To nie jest egoizm, to chwile, kiedy cierpisz tak bardzo, że
                przestają się liczyć inne rzeczy. To nie to samo. Pisałaś o mężu -
                pomóżcie sobie, na tyle na ile się da. Nie wpadaj w żałobny monolog.
                Wiem, to potrzebne, ale znajdź tę chwilę, kiedy będziesz miała na
                tyle siły, żeby myśleć o kimś jeszcze oprócz Synka. Nie chce pisać o
                banałach typu - on by wolał, żebyś była z mężem co raz silniejsza -
                ale sama o tym wiesz. Jak się w końcu spotkacie przywitasz go z
                uśmiechniętą twarzą, silna i z jego tatą (?) Proszę, nie zatrać się w
                smutku. Jestem z Tobą i przytulam Cie bardzo. Kasia
    • first.marionetka Re: Juz nigdy 24.10.09, 08:00


      1 LISTOPADA

      " Śmierć bramą życia", przejściem do drugiego pokoju, dalszym etapem rozwoju.
      Tak, tylko tak mogę myśleć, tylko tak mogę przejść przez ten dzień.
      Nasi kochani nie odchodzą dlatego, że chcą, ale dlatego, że zostali powołani do
      lepszego życia, a my musimy tu jeszcze "coś" poprawić, zmienić, może zrozumieć.

      Kotku, już na cmentarzu jest gwarno, przychodzi więcej ludzi, drugie miasto,
      tyle tu się spotyka znajomych.
      Wiem, że przyjdą Twoi znajomi. Byłeś bardzo lubiany. Chyba tylko pomilczę z Nimi.
      Nie pogodzili się dlaczego TY!!!!!!
      Oni jeszcze nie potrafią zrozumieć, że " śmierć bramą życia".
      No cóż, Ich obchodzi życie i słusznie, a to życie jest taki kruche.

      A ja "wydoroślałam", spokorniałam, zamilkłam i wierzę, że to nasze rozstanie ma
      jakiś głębszy sens....................................

      Ty jesteś ze mną zawsze, dzień i noc. W moim sercu, duszy, myślach ,
      wspomnieniach....... tu, jesteś ten prawdziwy żywy na zawsze.

      Przeżyję ten dzień podobnie jak inne, nie poddając się emocją, myśleniu innych
      ludzi..... cóż Oni wiedzą mając własne dzieci przy
      sobie..............................................................
      Muszę być silna, muszę być mądra- tylko, czy na pewno dam radę??????

      Chcę, żebyś był ze mnie dumny, wierzę, że mi się to uda.

      Kocham Cię syneczku- mama.
      • halas1961 Re: Juz nigdy 24.10.09, 13:52
        Kochan first marionetko
        Masz racje, ja tez wydoroslalam, tez inaczej patrze na smierc od kiedy Agatka
        odeszla. Tez wierze ze nasze rozstanie ma glebszy sens i nieraz (moze to dziwnie
        zabrzmi w ustach matki)dziwimnie spojrzenie kogos w moim keruknu takie
        litosciwe, wspolczujace, albo slowa moim zdaniem nie na miejscu w stylu"taka
        mloda, jakie to niesprawiedliwe, nie pogodze sie z tym, itd." Wiec jak to ja
        mama sie pogodzilam a ktos kto byl mocno dalszy Agatc esie nie pogodzi??? A moze
        to tylko slowa, bo ktos nie wie co powiedziec. Kochan first marionetko zobaczysz
        ze nie poddamy sie emocjom i nasze dzieic beda z nas dumne. Juz sa. Napisze Ci
        wieczorem jak ozdobie grob Agtaki, bo to mi sprawia radosc. Juz mam projekt i
        kwiaty zamowilam. Sama robie wszystko:) Chodze na kurs bukieciarski:)Od
        niedawna, ale nie trzeb akursu aby pieknie oryginalnie ozdobic kwiatami grob. do
        wieczora
        Halina-mama Agtaki
        • halas1961 Re: Juz nigdy 24.10.09, 21:18
          First Marionetko, bardzo przepraszam za błędy w moim poprzednim liście, nie
          zdążyłam sprawdzić i się jakoś nieopatrznie wysłało.
          Zamówiłam amarantowe (prawie bordowe)i czerwone róże i maleńkie zielone
          margerytki, oraz liście salalu. Zrobię z tego bukiet do wazonu kamiennego +
          gałązki z owocami dzikiej róży i gałązki derenia. Mam tez serce florystyczne z
          gąbki, które wypełnię kwiatami. Jedna, większa połowa będzie miała ciemniejszy
          kolor, przedzielone będzie nierównym falistym paskiem margerytek zielonych i na
          drugiej części będą róże jaśniejsze. Na ciemniejszej częsci będzie położony
          malenki krzyżyk zrobiony z galązki derenia. Serce jest symbolem miłości, róże
          rownież. Kolor ciemny amarantowy symbolizowac ma też ból tej miłośći, tęsknotę,
          płacz serca... przedzielone zielenią symbolizuje promyk, światło nadziei,
          jasniejsza barwa drugiej połowy serca to juz spokojna, ukojona miłość.... Mam
          nadzieję że sie Agatce spodoba:)
          Pozdrawiam serdecznie
          Halina-mama Agatki
          • first.marionetka Re: Juz nigdy 24.10.09, 21:50
            Halinko, Ty jesteś artystką, na pewno Agatce się spodoba.
            W wazonie u mojego syna są róże, taki mocno bordowe, które dostałam na moje
            urodziny.
            Zawsze były jasna, ale te wyglądają też ładnie.

            To facet i mniej ozdabiam nagrobek.
            Jeden wazon z kwiatami i parę zniczy.
            W domu przy zdjęciu też są kwiaty i pali się podgrzewacz.

            I tylko ta huśtawka nastrojów...........................
      • telepeters Re: Juz nigdy 28.10.09, 09:52
        Czytajac powyzsze slowa, bylam zaskoczona, ze ktos juz je za mnie
        napisal.
        Minal miesiac jak odeszla moja corka. Wraz z nia kawalek mnie, ten
        jej. Jednak ja zyje i mam tu swoje zadanie do odrobienia, choc
        okrutnie ciezko, musze sie pozbierac.
        Ktos chcac mnie pocieszyc zacytowal (moje dowolne tlumaczenie)
        Umieraja rodzice, umiera przeszlosc,
        Umiera partner, umiera terazniejszosc
        Umiera dziecko, umiera przyszlosc
        Nie moge sie z tym zgodzic, bo moja Basia zyje tak dlugo, jak pamiec
        o niej, wiec jestem zobowiazana zyc dla niej, choc ona jest juz po
        drugiej stronie, gdzie kazdy z nas predzej czy pozniej dotrze.
        Mysle, ze jestem w tej tragedii niezwykla szczesciara, bo moje
        dziecko mowi do mnie (glos wewnetrzny). Kiedy popadam w dol rozpaczy
        slysze "mamo obiecalas" i wiem ze ona nie chce moich lez. A skoro
        Basia upomina, to jestem przekonana, ze wie co robi i nie chce
        sprzeczac sie z ta ktora wie lepiej, bo tam czlowiek posiada wszelka
        madrosc.

        Zycze wszystkim, ktorzy stracili kogos bliskiego, pogodzenia sie z
        tym co niezmienialne i jak napisal ks. Twardowski:
        Spieszmy sie kochac ludzi,
        tak szybko odchodza"
        Moze wlasnie refleksja nad tymi slowami wplynie na nasze
        postepowanie z zywymi, bo wiem po sobie, ze miedzy mna, a moja corka
        pozostalo wiele niedopowiedzen. Czasu nie da sie cofnac, ale
        naprawic to co mozliwe. Tylko to zadanie zyciowe pozwala mi nie
        oszalec z rozpaczy.
        Helena - matka Basi (22 na zawsze)
        • first.marionetka Re: Juz nigdy 28.10.09, 10:17
          Helenko, bardzo Ci dziękuje.

          Mój syn przemawia Waszymi wpisami.
          Wpisami matek, które doświadczają dokładnie to samo co ja.
          Każda z Was dała mi tyle siły, mądrości ............ a jednak pomimo
          tego " wyję" w środku.

          Moje kochane dziecko też mnie wspomaga jak może, a ja wciąż pytam,
          wciąż poszukuję odpowiedzi jak w drugim moim wątku.
          Ale zawsze, gdy ciężko znajdzie się ktoś, tak jak Ty dziś, ktoś
          silnieszy, ktoś, kto podniesie.
          Dziękuję wam za to, wiem, że mam tu jeszcze coś do zrobienie, ale na
          dzień dzisiejszy " kroczę we mgle".

          Heleno, dziękuję za siłę Anna.
          Mój syn też był rocznik 87 jak Basia - młodzi na zawsze.
          • telepeters Re: Juz nigdy 28.10.09, 10:37
            Jesli potrzebujesz rozmowy to zglos sie.
            My odkrylismy, ze podobne przezycia innych pozwalaja szybciej
            pogodzic sie z tym co nas dotknelo. Wiadomosc o smierci coreczki(3)
            kolezanki naszej corki, uswiadomila nam ze nie jestesmy odosobnieni,
            choc wiele osob omija nas z daleka, jakby baly sie zarazic od nas
            nieszczesciem.
            Helena (sama nie wiem czy jestem silna, czy mi rozum odejmuje)
            • first.marionetka Re: Juz nigdy 28.10.09, 10:57
              napisałam Ci e maila na gazetowego.
            • 198-3mk Re: Juz nigdy 28.10.09, 11:06

              Witam...
              Helenko... Myslę że napewno nie tracisz rozumu, tylko bardzo madzre
              postępujesz... Twoja żałoba jest tak świerza, a Ty podchodzisz do
              Niej z wielkim dystansem... Wielki szacunek dla Ciebie...
              Ja,straciłam swojego syna 4-lata temu. Po 10-miesiącach walki,
              pokonała Go choroba nowotworowa. Miał 22-lata. I wiesz co, wierzyłam
              w jego wyleczenie a jednoczesnie, cały okres choroby przygotowywałam
              się, na Jego odejście... Modliłam się o to, abym umiała pozwolić Mu
              odejść, kiedy przyjdzie ta chwila... Prosiłam o spokój i siłę, abym
              nie próbowała zatrzymywać Marcina po swojej stronie...
              Oni naprawdę, bardzo czekają na Nasze przyzwolenie... Jest to dla
              Nich bardzo ważne i pomocne, jesli widzą Naszą akceptaję i spokój...
              Jest Im, o wiele łatwiej odchodzić...
              Kiedyś, ksiądz którego spotkałam na odziale mojego syna,wcześniej
              leżeli na jednej sali, powiedział mi takie słowa;" Nikt nie kocha
              bardziej niz matka, która potrafi modlić się o szybką i spokojną
              śmierć dla swojego dziecka, kiedy widzi że wszystkie inne środki
              zawiodły... A człowiek leżący na łóżku, jest zmęczony życiem i tak
              bardzo pragnie już odejść..."
              Tak też zrobiłam... Dzwoniłam do wszystkich swoich przyjaciół i
              znajomych, prosząc ich aby modlili się o to aby mój syn odszedł
              nastęnego dnia... Byli zszokowani moja prośbą, ale modlili się.
              Mój syn odszedł spokojnie nastęnego dnia... Tego wymodlonego dnia...

              Pozdrawiam Wszystkich. Beata-mama Marcina.
              • karnivora Re: Juz nigdy 28.10.09, 11:44
                Tez się modliłam SZCZERZE / aby moja miłośc była na tyle silna
                i bez egoizmu , aby pozwolić odejść, byc przy tym
                i wesprzec soba ten „transfer/

                I grant - tak Mąż 2,5 r jak i Mama 30 dni temu przeszlii
                szykownie na Tamtą Stronę z moich objęć. z moją akcepatcja,
                w ciszy i modlitwie

                .....I nie rozpaczam nad swoja rozpaczą/
                tylko tęsknota i płacz od niej zostały
                w standardzxie

                PS.ale taki lux totylko w pakiecie mozolnego umierania
                • telepeters Re: Juz nigdy 30.10.09, 11:48
                  karnivora napisała:
                  ale taki lux to tylko w pakiecie mozolnego umierania

                  Zgadzam sie z Taba calkowicie. Moja mamusia chorowala 8 lat na raka
                  mozgu, lekarze nie dawali zadnej nadziei, a ona zyla wbrew ich
                  przewidywaniom, ale na koniec tak strasznie cierpiala, ze juz nic
                  wiecej nie pozostalo, jak modlic sie o jej wybawienie z cierpienia.
                  Ten lux jak piszesz nauczyl mnie oswajania sie ze smiercia, za to
                  niepelnosprawnosc syna i walka o jego zdrowie i przezycie nauczyly
                  mnie pokory i cierpliwosci, a zapobiegly obledowi podczas
                  towarzyszeniu Basi w ostatniej drodze, kiedy czlowiek tylko
                  bezsilnie przygladal sie na kolejne bledy lekarzy i na nieuchronnie
                  zblizajacy sie koniec tego zycia. Teraz nauczylam sie jeszcze
                  jednego, a mianowicie, ze nie nalezy, czy tez nie wypada zadawac
                  pytania dlaczego, bo i tak na nie nie uzyskamy odpowiedzi,
                  przynajmniej tu i teraz.
              • telepeters Re: Juz nigdy 28.10.09, 11:50
                Teraz po fakcie wiemy, ze mielismy znaki, ze TO naspapi, ale je
                ignorowalismy. Corka miala sen ( a jej sny sie spelniaja), w ktorym
                miala pretensje do mojej (niezyjacej mamy), o to ze nie chce
                prezentow urodzinowych, chce siostre spowrotem. Sen ten pokryl sie w
                czasie z decyzja Basi o zmniejszeniu zoladka.
                W tym czasie kiedy Basi byla reanimowana, dostalam przeslanie. Glos
                Basi w mojej glowie mowil NIE ZATRZYMUJCIE MNIE, wiedzialam, ze to
                koniec i prosilam rodzine o akceptacje jej, a moze woli najwyzszej.
                To ulatwia zalobe tym bardziej, ze corka kiedyzaczynam plakac, od
                razu mnie upomina "mamus obiecalas", a kiedy to nie pomoglo,
                zapalilo sie samo swiatlo w sypialni ( napisalam o tym w watku czy
                mamy kontakt z umarlymi). Jak moge lekcewazyc takie znaki, kiedy
                moje dziecko wie lepiej co trzeba. Wiem ze ona zyje innym zyciem i
                to daje mi sile, zeby zyc tu i teraz, co wcale nie znaczy, ze jest
                lekko pogodzic sie z takim ciosem.
                Mowi sie, ze czas leczy rany, wiem, ze nie u wszystkich, ale mam
                nadzieje, ze przyjdzie ukojenie, lecz nigdy zapomnienie
                Helena
    • first.marionetka Re: Juz nigdy 30.10.09, 10:21
      Kochanie,

      dziś mija 11 lat, jak mnie TAM nie chcieli.
      Uszłam z życiem jakimś cudem, liczyły się centymetry.

      Jeszcze nie nadszedł mój czas, jeszcze miałam dotknąć Twoich zimnych
      dłoni i całować Twoją zimną twarz............ jeszcze miałam przeżyć
      tyle trudów dnia codziennego, poczuć dławienie w gardle,suchość oczu
      bez łez i pogubić się na ścieżkach życia................... jeszcze
      nie nadszedł mój czas........ a dlatego nadszedł Twój czas.........
      nie mam łez..........................................................
Inne wątki na temat:

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nie pamiętasz hasła lub ?

Nakarm Pajacyka