marlena1512
05.10.04, 13:14
Witam wszystkie dziewczyny na forum, dziekuje za przyjecie mnie do Waszego
milego grona

Czytalam wiele watkow z tego forum dotyczacych dzieci partnera, czasem o
trudnosciach z nimi, lecz czesto piszecie, ze uwielbiacie te "maluchy" i
macie wspanialy kontakt z dziecmi.
Ja jestem z mezczyzna starszym o 10 lat (mam 27), on jest w trakcie rozwodu,
ma 3 dzieci (syn 15, corki 13 i 10lat). Dzieci mieszkaja z matka, nie
poznalam ich, bo ona sie na to nie zgadza. Jesli chodzi o rozwod, to obydwoje
zdecydowali sie na to zgodnie i kulturalnie. Przez kilka pierwszych miesiecy
rozwodu (kiedy ja i N (tak nazwe mojego partnera) nie znalismy sie) wszystko
bylo ok, byli na "przyjacielskiej" stopie. Ona twierdzila, ze to byla
najlepsza decyzja, ze wreszcie znajdzie sobie prawdziwego mezczyzne, ze
wszystko miedzy nimi umarlo itp.
Od kiedy jednak on jej powiedzial, ze sie zakochal we mnie, rozpoczela sie
wojna. Ta kobieta (przyszla ex-) zaczela sie kontaktowac z nim jedynie przez
dzieci, wciaz go prowokuje, traktuje jek worek z pieniedzmi, jak krowe
mleczna, obrzuca obelgami, mowi dzieciom, ze ojciec ich nie kocha, ze
porzucil rodzine dla "Barbie" (dowiedziala sie, ze jestem blondynka

itp.
Mowi, ze bedzie szczesliwa, jesli go porzuce i unieszczesliwie go itd.
Nastawia dzieci przeciwko niego, ktore teraz dzwonia do niego tylko wtedy,
gdy czegos chca, a na urodziny dostal jedna wspolna kartke i zyczenia :"masz
kartke na urodziny" (co go troche otrzezwilo, bo czul sie winny, ze je
rzadziej widuje i rekompensowal im to spelniajac ich zachcianki).
Ta kobieta sie nie przejmuje. Wczesniej tracilam przez nia nerwy, trzeslam
sie gdy slyszalam o nowym wybryku. Jednak w pewnym momencie doszlam do
wniosku, ze nie warto niszczyc sobie zdrowia przez.. takie COS, ktore
najwyrazniej jest brakujacym ogniwem w teorii Darwina. (zeby pokrotce
nakreslic jej charakter: pare lat temu zdenerwowala sie gdy chcial odejsc i
ugryzla do w reke, do dzis ma blizne; pare miesiecy temu zaatakowala go nozem
kuchennym w przedramie, tez zostala blizna; rozbila z nerwow komputer,
rzucala butelkami itd).
Moim problemem sa jego dzieci. Mysle, ze N bylby idealnym mezczyzna, gdyby
ich nie mial. Na dodatek to nie jedno dziecko, ale TROJKA! Nie poznalam ich,
ale ich juz nie lubie, wyobrazam sobie, jak sa w naszym domu i panosza sie i
przeszkadzaja. Nie wiem jak to bedzie, jak bedziemy gdzies "w piatke" na
wycieczce itp, bo moze do tego dojsc (N o tym marzy). Ja bede z boku, gdy on
bedzie trzymal za rece 2 corki, nie bede go mogla przytulic, czy pocalowac. W
ogole nie ciagnie mnie specjalnie do dzieci, moze do malych bardziej, ale te
sa w takim "glupim" wieku! ni to dorosle, ni to male

Dla mnie sa
intruzami. Nie rozmawiem z N o jego dzieciach, wysluchuje jak ma z nimi
klopot, czasem cos poradze, pociesze go, ale nigdy o nie nie pytam. nie lubie
nawet sluchac, jak z nimi rozmawia przez telefon. Mam strasznie negatywny
stosunek do nich, boje sie, ze bede dla nich zmierzla, gdy w koncu je poznam
(bycmoze za jakis miesiac). Nie chce ich miec w swoim zyciu!
Niedawno mojemu bratu urodzilo sie pierwsze dziecko. Byl taki wzruszony.
Pomyslalam, ze N nie bedzie mial takich uczuc gdybym ja urodzila dziecko, bo
ma juz trojke! Dlaczego niektore dziewczyny znajduja chlopakow "bez bagazu",
tak jak byc powinno..? Bardzo kocham N, to co jest miedzy nami, to cos
niezwyklego, ale te dzieci sa cieniem na naszym zwiazku.
Drogie dziewczyny, co o tym sadzicie? Czy tez przezywalyscie podobnie? Jak
sobie poradzic? Wiele z Was jest w podobnej sytuacji i znacie problem.
Dziekuje z gory, za Wasze uwagi.