Dodaj do ulubionych

Odszedł moj Tato!

16.03.08, 13:11
6 luty godzina 10.00 leze sobie i nagle telefon - Adam tata jest na pogotowiu zaraz go wioza do szpitala do leszna na oddzial nefrologii.
Szybko do samochodu z poznania do leszna jakos 70km, wchodze na oddzial prowadza mnie na sale a Tata siedzi i sie usmiecha do mnie. ucieszyl sie ze przyjechalem...
Rozmawialem z nim, zartowal, od godziny 12 bylem z nim do 17 i byla widoczna poprawa jak wyjezdzalem mial wiecej sil bylo widac ze jest lepiej.
Mial watrobe uszkodzona i nerki troche stanely nic wiecej nie wiemy (do tej pory - czekamy na wyniki...)
o 17 wyzywam go ze ma isc spac, odpoczac, w koncu zasypia... przebudza sie ciagle i mowi Adam jedz do domu odpocznij, zjedz cos ciagle to powtarza. W koncu mowie dobrze pojade Tato, zaraz przyjedzie Mama i Ola (siostra), wyjechalem.

W domu kontaktowalem sie co chwila z Mama i siostra mowily ze Tata wyglada lepiej ma wiecej sil, podali mu krew itd...
Siedzial i rozmawial z nimi! O 1 w nocy pielegniarki wygonily je do domu. Polozylem sie spac o 1 w nocy. Nie moglem wiedziec ze za blisko 7h moj Tata odejdzie...
Nigdy nie zapomne tego półsnu, godzina 8 rano i nagle slysze krzyk Mamy! Podniosłem sie z łóżka niczym błyskawica i slysze ciagle glosny placz, wycie. Od razu to we mnie uderzylo, szok, cwierc sekundy wiedzialem ze to Tata umarl!
Tego nie sposob zapomniec... ten krzyk ciagle slysze w glowie kazda sekunde jego tonacji.

Nie moge sobie wybaczyc, ze pojechalem do domu, przeciez moglem z nim byc do 1 w nocy. Nie umiem sobie tego wybaczyc.
To nie byl tylko moj Tata, to byl moj najwiekszy przyjaciel. Prawdziwy przyjaciel. Nikt kto czegos takiego nie przezyl nawet w 5% (!!!!!) nie jest w stanie sobie wyobrazic jaki to jest ból.
Mial tyle planow na ten rok, mielismy tyle wspolnych planow. Minal miesiac, a gdy stoje nad Jego grobem wogole to do mnie nie dochodzi, to niemozliwe zeby umarl moj Tato!

Tato kocham Cie!
Obserwuj wątek
    • ania.wrob Re: Odszedł moj Tato! 16.03.08, 19:39
      Witaj, bardzo Ci współczuję i niestety też znam ten ból. Niecałe 2 miesiące temu
      23 stycznia odszedł nagle mój Tata. W sobotę trafił do szpitala, miał krwotok z
      przewodu pokarmowego. Ustabilizowali go, w niedzielę na odwiedzinach śmiał się i
      żartował, we wtorek stan się nagle pogorszył, konieczna była operacja, której
      nie przeżył. Telefonu mojej mamy mówiacej mi, że Tata nie żyje nigdy nie
      zapomnę. Rozumiem Cię doskonale, wiem jak to boli, ja do dzisiaj nie wierzę w
      to, co się stało, wydaje mi się, że to jakiś koszmarny sen. Tata za miesiąc miał
      iść na długo oczekiwaną emeryturę, też miał wiele planów.. Trzymaj się, chociaż
      wiem, jak trudno jest przeżyć każdy kolejny dzień, smutek i ból rozrywa ci
      serce, ale musimy żyć dalej, bo co nam pozostało innego... Pozdrawiam Cię
      ciepło. Ania
      • asia5512 Re: Odszedł moj Tato! 16.03.08, 19:50
        Znam bardzo dobrze ten ból. Mój kochany tato odszedł też nagle ponad miesiąc
        temu. Nigdy nie chorował, dlatego dla nas to był podwójny szok!!!! Wyjechał w
        trasę( był kierowcą tira) i już nie wrócił. Miał zawał. Nigdy się z tym nie
        pogodzę. Dlatego Cię bardzo dobrze rozumię. Znam ten okropny ból. Tata miał
        tylko 50 lat. Mój najlepszy przyjaciel, kochany tata. Pozostał smutek i żal ale
        musisz teraz zaopiekować się mamą, ona was teraz bardzo potrzebuje.Trzymajcie
        się razem. POzdrawiam gorąco.
        • aneta-264 Re: Odszedł moj Tato! 02.04.08, 18:32
          Mój tata odszedł 8 stycznia.Przewrócił się.Miał 2 operacje usunięcia
          krwiaków,nie wybudził się,ciśnienie malało,lekarze nie dawali
          szans.Na ostatniej wigilii powiedział cos,czego nigdy nie
          mówił "Obyśmy za rok spotkali się w tym samym gronie".Niestety to
          życzenie wigilijne nie będzie spełnione.Wolę nie wyobrazać sobie
          przyszłej wigilii.
          • adamkonieczny1 Re: Odszedł moj Tato! 14.04.08, 23:03
            Aneto serdecznie Ci wspolczuje!
            Sam doskonale wiem jak to boli i zadne slowa tego nie opisza, czlowiek nawet nie
            umie opisac i nazwac swoich uczuc.
            Chcialbym napisac cos pozytywnego ale niestety nie umiem Cie pocieszyc.
            Napewno byl dobrym czlowiekiem i sobie juz tam odpoczywa i patrzy na Was z gory...

            3maj sie cieplo i zycze Ci zeby w zyciu spotykaly Cie juz same dobre rzeczy...
    • ariana1 Re: Odszedł moj Tato! 18.05.08, 10:39
      Mój Tata odszedł 4 maja, dwa tygodnie temu. Wcześniej od 14 lutego
      leżał na OIOMie. Zasłabł na ulicy, miał pękniętą śledzionę, dwa
      wstrząsy krwotoczne, przetoczoną całą krew. Długo był nieprzytomny,
      potem nastąpiła poprawa, zaczęliśmy żyć nadzieją, nawet odłączyli
      sondę i był karmiony normalnie. Niestety cały czas był pod
      respiratorem, nie wiedzieli dlaczego sam nie oddycha. Narządy
      zaczęły być niedotlenione, serce zaczęło migotać, nastąpiło powolne
      pogorszenie. Tak długo walczył, tak bardzo chciał żyć! I przegrał.
      Obwiniam lekarzy, że nie zrobili dla Niego wszystkiego. Ostatniego
      dnia jak byłam u Taty, bardzo chciał coś powiedzieć i nie mógł.
      Bardzo mi Go brakuje. Nie wiem jak dalej żyć.
    • dakota28 Re: Odszedł moj Tato! 19.05.08, 13:43
      Adam, dopóki sie nie wejdzie na takie forum to nie zdajesz sobie
      nawet sprawy ile ludzi naprawde rozumie to co czujesz. Ja to czuje
      od 4 miesiecy. 15 stycznia w tym roku jak zwykle wstałam z mężem do
      pracy, oczywiscie powolne szykowanie, bo ja byłam w 5 miesiacu
      ciąży, pożegnalismy się, zadzwonił do mnie jeszcze o godzinie 08:30,
      pogadalismy, a o 09:00 już dostałam informacje "był wypadek twój mąż
      zginął na miejscu". W tym roku miało nam się urodzic dziecko na
      które mąż czekał bardziej niz ja, mielismy we wrześniu zamówiony
      ślub kościelny, bo bylismy tylko po cywilnym, we wrzesniu tez
      mielismy sie sprowadzic do naszego pierwszego domu. on miał dopiero
      27 lat i tyle planów- wszystko przekreslone w jednej sekundzie. ja
      za pare dni zostanę mamą Jego upragnionego syna, a On nawet nie
      zdążył się dowiedzieć że będzie syn. Ból po stracie najblizszej
      osoby jest ogromny i nie da się z tym pogodzić. Można nauczyć się
      żyć z tym żalem, bólem, rozpaczą.
      Trzymamy za Ciebie kciuki i uwierz nie jestes sam w tym wszystkim.
      Pozdrawiam
    • nn_n Re: Odszedł moj Tato! 24.05.08, 19:59
      Jedynie osoba która przeżyła to... zrozumie, mniej więcej... każda
      sytuacja jest inna i nikt nikogo tak naprawdę nie zrozumie.
      Najłatwiej byłoby zrobić sobie coś złego, ale czy Ten Ktoś kogo już
      nie ma, choć ja wiem że cały czas jest przy mnie, chciałby tego?
      Chyba nie... Trzeba jakoś się ogarnąć, tylko czas. Niestety czas nic
      nie pomoże, wszystko teraz będzie inne, obawiam się, że gorsze na
      zawsze.
    • ariana1 Re: Odszedł moj Tato! 21.06.08, 23:43
      Jak przeżyć dzień ojca, skoro boli jak diabli? Kiedy przestanie
      boleć? Minęły prawie dwa miesiące a ja wciąż nie mogę uwierzyć, że
      Taty już nie ma...
    • marciab84 Odszedł moj Tato! 29.04.09, 21:19
      6 kwietnia odeszla moja mama...Od dwoch miesiecy byla chora, o
      udarze...nikt nie chcial wierzyc, ze ta pelna zycia kobieta siedzi
      na wozku, nie chce cwiczyc....a z czasem przestala chciec
      zyc.Przyjechalam do niej 3 dni przed smiercia...mowila do mnie o
      niej, a ja jej nie sluchalam.Moja mama czula, ze odchodzi....to ja
      nie umialam tego przyjac...dam wierz mi wiem, jak to boli....jak
      boli pustka po kims. Wczoraj otworzylam lodowke,
      zobaczylam....jakies pierogi zrobione przez mame....siedzialam przed
      ta lodowka i ryczalam...Chodze po miescie,wszystko sie budzi do
      zycia...a ja nie moge uwierzyc ze jej nie ma. I ze slowo nigdy juz z
      nia nie porozmawiam....jest naprawde slowem nigdy.
      • puara smierc 02.05.09, 02:02
        Marciab84,
        moja Mama zmarla tez 6 kwietnia tego roku..w domu, na moich rekach..w dzien
        moich urodzin.

        Byla jeszcze taka mloda i tyle zycia miala jeszcze przed soba, tyle marzen i
        planow, tyle nieprzezytego jeszcze szczescia...

        Wszystkim nam TU jest piekielnie ciezko..Wiecie,mowia ze czas leczy rany, ale im
        wiecej go mija, tym bardziej dochodzi do mnie, ze Mama odeszla na zawsze, ze nie
        jest po prostu w pracy czy na wakacjach, czekam, ale nie wraca i nie wroci juz
        nigdy..Otwieram szafe i widze rzeczy ktorych juz nigdy nie ubierze, patrze na
        kanape,na ktorej juz nigdy sie nie polozy i na jej ulubiony deser w lodowce,
        ktorego nie zdazyla juz zjesc i nigdy nie zje..A pies siedzi z nosem w oknie i
        bez przerwy na Nia czeka..ale ONA juz nie wroci..A ja nie umiem dalej zyc bo nie
        wyobrazam sobie dni bez Niej juz do konca mojego zycia..
        Kazdy z Nas TU rozumie ta przejmujaca pustke i bol,absurdalnosc smierci-
        niesprawiedliwej, czesto przedwczesnej, na ktora obojetnie czy byla spodziewana
        czy nie, za nic w swiecie nie da sie przygotowac i boli piekielnie. To prawda ze
        trudno opisac co sie czuje,a jeszcze trudniej pocieszyc gdy samemu sie to
        przezylo..Ale widze ze jest nas wielu... zycze Wam wielkiej sily zeby moc zyc
        dalej jak najlepiej sie da , tak jak chcieliby Ci ktorzy od nas odeszli,a
        ktorych tak kochalismy..
        • pam_71 Re: smierc 07.05.09, 09:28
          Teoretycznie spodziewana śmierć bliskiej osoby powinna być łatwiej
          akceptowalna ... wiadomo chorował - byly przerzuty. Już rok temu
          lekarz nie pzostawił żadnej nadziei ... teraz już przynajmniej nic
          Go nie boli .. pewnie usmiecha się z góry do nas ... wyprowadza psa
          na spacer na niebiańskie łąki ...
          Powiem szczerze - myślałam że to kolejny dołek z którego się
          podniesie, jeszcze wstanie, usiądzie zawinięty w swój ulubiony polar
          na majowym słońcu ... porozmawia.
          Cięzko uwierzyć, że to już ... to co było konsekwencją zeszłorocznej
          diagnozy (rak trzustki) stało się faktem. On umarł. Po rocznej
          chorobie, po wielu dniach cierpienia ...
          • ariana1 Re: smierc 20.06.09, 17:49
            Teoretycznie też mi się tak wydawało. Że się człowiek oswaja z tym
            najgorszym, nieuniknionym. Jak Tata leżał na OIOMie w ciężkim
            stanie, to w miarę upływu czasu dopadały mnie koszmarne wizje Jego
            nekrologu. Odrzucałam je zaraz od siebie a teraz mam potworne
            wyrzuty sumienia, że takimi myślami ściągnęłam śmierć. Rok minął a
            to nadal boli jak diabli. Moja starsza córeczka skończyła wczoraj
            pierwszą klasę a dziadek jej nie widział. A byłby z niej taki dumny!
            Tak strasznie ją kochał! Ryczę...
            • edzia400 Re: smierc 30.06.09, 20:02
              Nie daje sobie ze sobą rady !!!!!!!! Nie daje... Uciekam od ludzi nie
              odbieram telefonów... siedze mysle mysle i siedzę wszystko mnie przerasta Żyje
              w ciagłym napięciu że coś sie stanie... to nie do zniesienia.Nie cieszy mnie to
              co robiłam co ja mówie nic mnie nie cieszy jestem wielkim kłebkiem nerwów żadne
              tabletki nie działaja przynajmniej te ziołowe Ludzie którzy kładli reke na
              ramieniu i mówili "nie martw sie bedzie dobrze pamietaj masz nas" - nie ma ich
              odeszli tak jak mama tylko ze ona nie miała wyjscia , oni maja ale czy ja ich
              tak naprawde chce, oni mnie wogóle nie rozumieja Oni nie wiedza co to znaczy nie
              mieć kogoś kto ma twoją drugą połowe serca , to nie z nimi biegało sie po
              górach nie z nimi kombinowało co sie bedzie gotować to nie z nimi sie smiało i
              płakało robilo żarty to nie z nimi klikało sie w nocy eski jak była w szpitalu
              wiec co oni mogą mi dać . Wiem został mój tato bracia siostra moj narzeczony
              oni też cierpią ich tez boli że naszej mamy nie ma ale to ja wstawałam w nocy
              to ja siedziałam i podawałam leki to tak jakby życie mamy było w moich rekach
              to ja mogłam zrobić coś wiecej to ja mogłam pewne rzeczy zobaczyc wczesniej nie
              oni to moja życiowa porażka Ciagle mysle ze mogłam wiecej zrobic nie dla siebie
              ale dla nich bo im jej brakuje tak samo jak mi tylko że oni maja zastepstwo
              wiem to nie to samo ale maja mnie jedyna kobiete i przyjaciela przedtem mieli
              ich x2 . im zostałam juz tylko ja , a mnie !!!!! Nikt :( Tato z nim nie mam
              takiego kontaktu jak miałam z mama kocham go z całego seca ale jemu sie nie
              zwierzałam nie zwierzam Moj narzeczony hmm... był wspaniały tylko przez
              pierwsze dni potem myslał ze zniknie mi ten stan i po miesiacu bede ta sama
              osoba co dawniej próba rozmów konczy sie kłotnią i wiem ze to moja wina ale
              co mam zrobić kiedy inaczej nie potrafie poprostu nie umiem ...drażni mnie
              nawet to ze chce sie do mnie przytulić nie m ówiąć juz o jakimkolwiek zbliżeniu
              :( zamiast być lepiej bo jak mówi czas leczy rany u mnie jest odwrotnie czas
              je otwiera i one bolą bardziej i intensywniej. słonce swieci ludzie jada na
              wymarzone wakacje weekend niewazne ...wazne jest by byc z tym kims blisko
              czuc jego zapach robic cos we dwoje cos w rodzinie a ja w oknie z psem czekamy
              ze moze obudzimy sie z tego koszmaru i ze to wszystko to tylko zły sen .
              zrobienie podstawowej rzeczy kojarzy mi sie tylko z nia wszystko co robie jest
              robione z mysla i prawda jak mnie nauczyła co 2 dzien stoję na cmentarzu przy
              jej grobie świeżo zasypanym Mama zmarła 8 marca 2009 Bosze jak to brzmi
              nienawidze tego nienawidze...... nie to mi sie tylko sni!!!!!!!! wiem ze jak
              wejde do domu to bedzie siedziała na tapczanie z krzyzówka w reku i okularch na
              nosie przecież była taka młoda 54 lata , niestety w jej pokoju panuje pustka
              wieczorem kiedy siadam na ławke ubieram jej sweter i wciagam zapach czuje ja
              wtedy blisko. Obie kochałysmy siedziec na róznych czatach lub poprostu grac w
              jednym z radyjek internetowym czesto gesto prowadziła je ze mna nie mam serca
              odłuchac audycji i jej głosu boje sie ze mi serce peknie chodz z drugiej strony
              głosu nie zapomne jej do konca życia usmiechnietej . od jej smierci grałam może
              2 razy poprosili mnie o to słuchacze wiedzieli ze mi i mamie sprawiało to duzo
              radosci im zreszta bardzo dobrze sie nas słuchało .......... bardzo trudno mi
              sie grało bo kolo mnie jest puste miejsce nie potrafie wrócic do tego i nie
              tylko do tego nie potrafie wrócic do normalnosci teraz kiedy wchodze na kompa to
              po to tylko by wejsc na forum i pisac co czuje bo nikt nie rozumie tego co
              czuje przynajmniej mi sie tak wydaje i chyba wole jezyk pisany wtedy jednym
              tchem wywalam wszystko co jest w sercu Jedyna dobra rzecza która zrobiłam jest
              rzucenie palenia nie pale od 12 dni ale i to zrobiłam dla niej :(:( Co mam
              zrobic by tak nie bolało co mam zrobić ...... wiem ze domownicy maja mnie
              dosyc bo ciagle krzycze nie chce isc do specjalisty bo nie lubie płakac a przy
              rozmowie z nim rozrycze sie jak niemowle łzy to oznaka slabosci a ja nie mam
              prawa być slaba Ciagle za mna chodzi pytanie dlaczego !!!! nie jedni mi mówili
              że powinnismy byc gotowi że lekarze mówili no i co z tego ze mówli !!!!!!!!!!
              do tego nigdy sie nie jest gotowym niezaleznie czy ma sie 10 lat i sie umiera
              czy ma sie 100 lat tak samo boli !!!!!!!!!!!!!!!Boże daj mi siłe przezyć
              kolejny Dzien To tak Boli ..... Mamo Kocham Cie !!!!
              • jepetto1973 Re: smierc 30.06.09, 22:51
                Edzia.Nawet nie wiesz jak dobrze Cie rozumiem.Zabawne (a może i
                tragiczne), od smierci mojej mamy tj. od 22.06.2008 r moją
                najwiekszą oazą spokoju jest....gród mojej mamy. Jestem na cmentarzu
                2-3 razyw tygodniu.Mam 36 lat, a zachowuje się jak nieobecny w
                obecnym świecie, idę na grób mamy i z nią długo rozmawiam,
                przekazuje jej sprawy jak by żyła ale co najlepsze, otrzymuje od
                niej wskazówki!!!!!! Stoję albo siedzę nad grobem, najlepiej jak w
                koło nie ma żywego ducha i wtedy bardzo się zamyślam, jak bym się
                zapadał, w ten sposób łączę się z nią i wiem że ona słyszy o czym
                myśle!!!! To mi bardzo pomaga, wycisza.Brakuje mi mamy jak nikogo
                innego na swiecie, długo i boleśnie umierała na raka piersi a ja non
                stop byłem przy niej.Czasami siedziałem tydzień i niepamietam żebym
                przez tydzień robił cos innego, dużo z nią rozmawiałem jak już była
                taka słabiutka, bezbronna.Masowałem jej nogi, całowałem ręce, myłem
                ją...... Wiedziałem że odchodzi, prawdę mówiąc co do dzis jest dla
                mnie nie zrozumiałe prosiłem boga żeby już ją szybko zabrał,
                modliłem się o to widząc jak powoli gaśnie.Kochałem ją najbardziej
                na swiecie a mimo to prosiłem boga żeby zakończył już jej
                cierpienie ;-( Ktos może powiedziec że myslałem egoistycznie, że
                byłem zmęczony jej chorobą. Otóż nie, ja wtedy jak chorowała czułem
                się wyjątkowo bardzo silny, odpowiedzialny, to ja kontrolowałem co
                sie dzieje z dnia na dzień! Ja po prostu co może nie każdy zrozumie
                albo potępi modliłem się codzień o smierc dla niej...........bo tak
                bardzo ją kochałem.Bo wiedziałem co przeżywa, była w pełni świadoma
                co się z nią dzieje, milion razy mi mówiła jak bardzo się boi a ja
                prosiłem wtedy boga w myślach żeby już jej tak nei torturował bo to
                co sie działo na moich oczach to nic innego jak tylko tortura w
                pełni tego słowa znaczeniu a ja siedziałem przy niej i miałem pełną
                swiadomosc że nic nie moge dla niej zrobic, moge tylko przy niej
                byc!!!!!!!!!
                Minąl juz rok od smierci mojej mamusi a ja w każdej wolnej chwili
                zbieram sie i ide do niej na grób na cm bródnowski i cieszę się od
                zakrętu w alejkę że spotkam się z moją najkochańszą mamusią która
                czeka na mnie jak czekała zawsze w szpitalu.
                Minął rok a rany sie nie zabliźniają, mam wrażenie że ze mną jest
                coraz gorzej, trace równowagę psychiczną, popadam w głebokie dołki,
                zapadam się, nie moge spac bez proszków nasennych(IMOVANE 7,5).Widzę
                że mam lęki o przyszłoś, o swoje zdrowie psychiczne przede
                wszystkim.Chyba muszę pójsc do psychiatry bo na psychologa to już za
                późno, wiem to raczej na pewno.Mama miała 60lat, miała na Imię
                Irena, do tej pory jeszcze korespondencja do niej przychodzi choc
                zmarła rok temu. Wiem że duży ze mnie chłop i powinienem wziąc sie w
                garsc ale teraz jak już umarła zobaczyłem jaki byłem i jestem
                słaby.......mama była dużo silniejsza ;-(
                Dziękuję że mogłem się tu wygadac, na troche mi ulżyło.Mirek
                • edzia400 Re: smierc 01.07.09, 01:14
                  Mirek tez jestem n cmentarzu co 2 dzien czasem jak czuje codziennie i również
                  jak ty opowiadam w myslach jej wszystko co sie wydarzyło I wiesz ja również
                  kiedy mama odchodziła modliłam sie do boga nie o zdrowie ale o lekką smierc bo
                  widziałam w jej oczach potworny ból którego nie da sie opisać i zobacz wiemy ze
                  juz naszych mam nic nie boli ze sa wolne od choroby my cierpimy bardzo co jest
                  .... i dla mnie nie ma róznicy czy sie jest kobieta czy facetem jednakowo mamy
                  prawo do cierpienia cierpisz bo kochasz tak samo jak ja ale boje sie ze
                  przyjdzie taki dzien ze nie damy rady ze ja nie dam rady wiesz w tym wszystim
                  nagorsze jest to ze ja 2 maja byłam na 2 pogrzebie babci mojego narzeczonego
                  poniekąt mojej bo moja prawdziwa zmarła juz bardzo dawno temu i ta babci
                  traktowałam jak swoja i mam podwójny bol tylko że ta babacia nie była mi tak
                  bliska jak moja kochana mamusia która zostawila mi na wychowanie dwóch 16 synów
                  i to oni jej tak naprawde najbardziej potrzebują a ja chyba nie mam sił pokazać
                  im jak sie zyje bo sama sie zagubiłam :( Pozdrawiam i przytulam wirtualnie mam
                  nadzieje ze damy rade
    • oliwiamielnik Re: Odszedł moj Tato! 11.05.18, 17:53
      Moj najwiekszy przyjaciel, mentor i najwspanialszy czlowiek jakiego kiedykolwiek poznalam odszedl 29 grudnia 2017 roku. Z kazdym dniem i chwila jest mi coraz ciezej , kocham go bezgranicznie tyle chcialam mu dac i powiedziec . Tyle razem zrobic i przezyc . Usiasdz na jego kolanach i pocalowac w policzek powiedziec jak bardzo go kocham, jak kazdy dzien bez niego jest poprostu pustka. Wspanialy intelingentny facet , nigdy sie z tym nie pogodzze , jednego dnia byl a nastepnego ten paskudny telefon od mojego brata oznajumjacy koniec tak nagly paskudny koniec , zawal serca byl na tyle rozlegly ze nie przezyl zabiegu,wraz z nim umarl moj swiato poglad na wiele rzeczy i spraw . Czuje sie samotna i opuszczona , szukam go kazdego dnia ....malego znaku ..malutkiego dajacego mi do zrozumienia ze jest przy mnie. Kocham cie Tato gdziekolwiek jestes!!!

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nie pamiętasz hasła lub ?

Nakarm Pajacyka