adamkonieczny1
16.03.08, 13:11
6 luty godzina 10.00 leze sobie i nagle telefon - Adam tata jest na pogotowiu zaraz go wioza do szpitala do leszna na oddzial nefrologii.
Szybko do samochodu z poznania do leszna jakos 70km, wchodze na oddzial prowadza mnie na sale a Tata siedzi i sie usmiecha do mnie. ucieszyl sie ze przyjechalem...
Rozmawialem z nim, zartowal, od godziny 12 bylem z nim do 17 i byla widoczna poprawa jak wyjezdzalem mial wiecej sil bylo widac ze jest lepiej.
Mial watrobe uszkodzona i nerki troche stanely nic wiecej nie wiemy (do tej pory - czekamy na wyniki...)
o 17 wyzywam go ze ma isc spac, odpoczac, w koncu zasypia... przebudza sie ciagle i mowi Adam jedz do domu odpocznij, zjedz cos ciagle to powtarza. W koncu mowie dobrze pojade Tato, zaraz przyjedzie Mama i Ola (siostra), wyjechalem.
W domu kontaktowalem sie co chwila z Mama i siostra mowily ze Tata wyglada lepiej ma wiecej sil, podali mu krew itd...
Siedzial i rozmawial z nimi! O 1 w nocy pielegniarki wygonily je do domu. Polozylem sie spac o 1 w nocy. Nie moglem wiedziec ze za blisko 7h moj Tata odejdzie...
Nigdy nie zapomne tego półsnu, godzina 8 rano i nagle slysze krzyk Mamy! Podniosłem sie z łóżka niczym błyskawica i slysze ciagle glosny placz, wycie. Od razu to we mnie uderzylo, szok, cwierc sekundy wiedzialem ze to Tata umarl!
Tego nie sposob zapomniec... ten krzyk ciagle slysze w glowie kazda sekunde jego tonacji.
Nie moge sobie wybaczyc, ze pojechalem do domu, przeciez moglem z nim byc do 1 w nocy. Nie umiem sobie tego wybaczyc.
To nie byl tylko moj Tata, to byl moj najwiekszy przyjaciel. Prawdziwy przyjaciel. Nikt kto czegos takiego nie przezyl nawet w 5% (!!!!!) nie jest w stanie sobie wyobrazic jaki to jest ból.
Mial tyle planow na ten rok, mielismy tyle wspolnych planow. Minal miesiac, a gdy stoje nad Jego grobem wogole to do mnie nie dochodzi, to niemozliwe zeby umarl moj Tato!
Tato kocham Cie!