Dodaj do ulubionych

moja teściowa umiera

06.11.06, 18:38
Moja teściowa umiera. Miała raka piersi, teraz ma płuc. Już sama nie chodzi,
nie ma kontaktu ze światem. Jestem młodą mężatką, kilka miesięcy po ślubie. I
wogóle nie wiem jak mam się zachowywać w stosunku do mojego męża. Mieszkamy
250 km od Jego rodziny. Do tej pory jeździliśmy tam raz na miesiąc, teraz mąż
spędza tam każdy wolny dzień. Nie jestem na niego zła że wyjeżdża, to
przecież jego mama. Ale sęk w tym że nie moja. Nie potrafię tam non stop
jeździć, wolę pamiętać mamę jako osobę radosną, pogodną, młodą (nie ma 50
lat). Jedank mam wrażenie że mąż i jego rodzina mają mi to za złe. Sama nie
wiem o co mi chodzi. Po prostu on przed chwilą znowu wyjechał, nie potrafię
sobie z tą sytuacją poradzić..
Obserwuj wątek
    • kropka991 to trudna rola 06.11.06, 20:51
      Mam wrażenie, że można znaleźć swoje miejsce. Jadąc z mężem przydasz się. Oni
      wszyscy są bardzo przejęci i przyda się para rąk i przyjazna głowa do pomocy.
      Zrobić jedzenie, pójść do sklepu itd. A tak ze swojego własnego punktu widzenia
      to lekcja - jak wygląda umieranie, co jest ważne. Kiedyś Ty będziesz żegnała
      swoją mamę, Tatę, brata i wtedy nie wpadniesz w panikę. Przyda się wcześniejsza
      lekcja jak znalazł. Ja bym jeździła gdyby mężowi to pasowało. Żeby się przydać
      do pomocy. A nie myślałabym, że umierająca wygląda nieestetycznie.
      • zeng ucieczka przed pożegnaniem 06.11.06, 22:28
        byłem kiedyś w podobnej sytuacji, choć trwało to krótko. W szpitalu leżała
        babcia mojej żony, wszyscy się spodziewali, że może umrzeć, a z dnia na dzień
        czuła się gorzej. Starałem się wymigiwać od wizyt tam, nie chciałem patrzeć na
        jej cierpienie, chciałem zapamiętać ją jako wspaniałą, żywą babcię oddającą
        całą siebie dla wszystkich a w szczególności dla synka, jej prawnuczka.

        Owszem, ten cel osiągnąłem, taką ją pamiętam. Jednak mam wyrzut, który jest o
        wiele silniejszy. Nie zdążyłem jej obiecać, że zaopiekuję się jej wnuczką jak
        nikt i że zapewnię jej szczęśliwe i wieczne małżeństwo i ojcostwo jej
        prawnuczkowi. A chyba tego ode mnie oczekiwała. Mam to sobie za złe, choć nikt
        do mnie o nic pretensji nie miał.
        • aleks2539 Re: ucieczka przed pożegnaniem 07.11.06, 18:20
          mojego męża nadal nie ma. Z mamą bez zmian. Cały czas morfina, brak kontaktu. Z
          tym jeżdżeniem to nie tak. Byłam tam ostatnio pod koniec października.
          Rozmawiałam wtedy z mamą, to były jej ostatnie dni jak cokolwiek kojarzyła.
          Teraz mimo iż bym chciała nie mogę jechać. Z jednej strony praca i brak
          zastępstwa z drugiej ostatni rok studiów. Pojadę 11 listopada, wtedy oboje mamy
          wolne. O ile mama dożyje. Boli mnie to że on tam jest mnie nie ma, ja jechać
          nie mogę. Przeprosiłam męża siostrę, mówi że rozumie. Ja mam wrażenie że ma
          wyrzuty. Ciężko mi. Z jednej strony chciałabym aby było po wszystkim, aby ją
          nie bolało. Z drugiej mam wrażenie że jak ona umrze to umrze wszystko. Cała
          rodzina, którą stworzyła, cała magiczna otoczka tego wspaniałego domu,
          wszystko...
          • abasia471 Re: ucieczka przed pożegnaniem 19.11.06, 14:56
            Trzeba towarzyszyć bliskim w trudnych chwilach, dlatego powinnaś być przy mężu.
            Przeżywałam taką sytuację całkiem niedawno, bo w maju. Byłam z mężem kiedy
            umierała moja teściowa, a parę lat temu pomagałam w opiece nad umierającym
            teściem. Powiem szczerze, że nie lubiłam moich teściów za to jak traktowali
            swojego syna, a mojego męża, jednak zawsze okazywałam im szacunek, ale robiłam
            to przez wzgląd na męża. Patrzenie na cierpienie i umieranie nawet nie
            lubianego człowieka jest okropne, a czynności pielęgnacyjne też do przyjemnych
            nie należą, ale w takiej sytuacji najważniejsze jest ulżenie w cierpieniu
            umierającemu i jego bliskim. Nie można od tego uciekać.
            • ja_adam Nie grać żadnej roli 19.11.06, 18:36
              MAM INNE ZDANIE

              Nie musisz towarzyszyć męzowi, ale zawsze możesz go wesprzeć, w czasie i
              miejscu jaki Tobie odpowiada.

              Jak każda teściowa i tesciu, to obce osoby.
              Jeżeli nie masz ochoty być przy niej, ok.

              Przypomina mi to sytuację z porodami rodzinnymi, gdzie nie każdy ma ochote
              uczestniczym w tym pieknym akcie.
              Jedni czują w sobie radość inni odrazę.

              Najgorsze wyjście to granie roli, ktorej się nie czuje.

              Jeśli mąż ma Ci za złe, ze nie uczestniczysz w jego żalu, to mniejsze zło jak
              udawanie i robienie scen litosci. Tym bardziej jak juz nie kontaktuje...
              W sumie bardziej martwi mnie to, że mąż ciebie nierozumie, niz to że ona
              umiera.
              • abasia471 Re: Nie grać żadnej roli 20.11.06, 00:58
                ja_adam napisał:

                > MAM INNE ZDANIE
                >
                > Nie musisz towarzyszyć męzowi, ale zawsze możesz go wesprzeć, w czasie i
                > miejscu jaki Tobie odpowiada.

                Tu nie chodzi o przymus, ale o świadomą decyzję, że w trudnym dla bliskiej
                osoby czasie, jest się przy niej. Deklaracja słowna, że się wspiera kogoś,
                podczas gdy kieruje nami własna wygoda jest hipokryzją, lepiej już otwarcie
                powiedzieć, że każdy powinien sobie radzić sam. Tak jest uczciwiej.
                >
                > Jak każda teściowa i tesciu, to obce osoby.
                > Jeżeli nie masz ochoty być przy niej, ok.

                Teściowie mogą być obcy, ale mąż chyba obcy nie jest i powinien móc liczyć na
                żonę.

                > Przypomina mi to sytuację z porodami rodzinnymi, gdzie nie każdy ma ochote
                > uczestniczym w tym pieknym akcie.
                > Jedni czują w sobie radość inni odrazę.
                > Najgorsze wyjście to granie roli, ktorej się nie czuje.

                Porównanie zupełnie nieadekwatne.

                > Jeśli mąż ma Ci za złe, ze nie uczestniczysz w jego żalu, to mniejsze zło jak
                > udawanie i robienie scen litosci. Tym bardziej jak juz nie kontaktuje...
                > W sumie bardziej martwi mnie to, że mąż ciebie nierozumie, niz to że ona
                > umiera.

                W tej sytuacji stroną słabszą jest mąż, więc to żona powinna wykazać większe
                zrozumienie dla jego bólu i targających nim emocji. Ciekawa jestem ja_adam
                dlaczego zakładasz, że cierpiący z powodu odchodzenia matki mąż ma się wykazać
                większą empatią, niż jego żona, która nie cierpi, więc ma więcej sił
                psychicznych żeby wspierać i rozumieć. Jesteśmy tyle warci ile potrafimy dać
                drugiemu człowiekowi, a sytuacje takie jak opisywana w wątku, są probierzem
                naszego stosunku do bliskich. I nie chodzi tu o jakieś role, ale o przyzwoite
                traktowanie bliskich nam ludzi.
                • blanka_e Re: Nie grać żadnej roli 20.11.06, 07:57
                  niestety, rzadko kogo stać na poświęcenie, na ofiarę.
                  a juz szczególnie obce to jest facetom (na pewno zdarzają się chlubne wyjatki,
                  ale to wówczas zupełna osobliwość).
                  Własna wygoda to jest to! a potem dreczą nie wiedzieć czemu jakieś głupie
                  wurzuty sumienia, czasem aż trzeba biegać na terapię. Ano, dręczą, zawsze tak
                  jest gdy zabijamy w sobie CZŁOWIEKA.
                  no ale cóż aleks jest młoda tuz po ślubie nie tak sobie wyobrażała pierwszy rok
                  małżeństwa miało byc tak pięknie a jest tak strasznie
                  dziewczyno dojrzej wreszcie, życie to nie bajka, w której żyją sami piekni
                  młodzi i zdrowi ludzie właśnie masz szansę dowiedzieć się czegoś o sobie,
                  odkryć w sobie drzemiące pokłady siły i.... człowieczeństwa po prostu,
                  wykorzystaj to
                  • ja_adam Re: Nie grać żadnej roli 20.11.06, 17:50
                    mówisz jak jadowity wąż...blanko

                    Jesli ktoś tematu smierci nie przerobił to nie mozna oczekiwać że stanie na
                    wysokości zadania.

                    popatrzcie moi drodzy co sie dzieje z ludźmi podczas wypadku w pobliżu skupiska
                    ludzi...każdy ucieka od odpowiedzialności - doskonale wiecie dlaczego!
                    I na pewno nie dlatego, że są nieludzcy czy nie stać ich na ofiarę!
                    Oczywiście ze mają wyrzuty sumienia! Maja w sobie człowieka własnie w tej
                    chwili gdy mając pomoc mają sraczkę!

                    każdy temat trzeba przerobic ale nie mozna do trudnych lekcji przymuszać, bo
                    będzie to jak z małym dzieckiem - gdy temu nie podola zrazi sie i odstawi w kąt
                    problem...
                • ja_adam Re: Nie grać żadnej roli 20.11.06, 17:46
                  Abasia
                  Mam inne zdanie!

                  Hipokryzją dla mnie jest zmuszanie jej "wspierania" męza w wędrówkach.
                  Gdybym był jej meżem wręcz namawiałbym ją do zostania w domu, niz oczekiwał by
                  telepała sie ze mną nie wiadomo po co!

                  Co innego gdyby jego matka kontaktowała, gdyby potrzeba była ucmycia ciała, czy
                  przywiezienia jej jedzenia itp. a tu...w tym konkretnym wypadku uwazam że bez
                  sensu jest trzymanie męzusia za rączkę bo mamuisa umiera. Wręcz sam chciałbym
                  byc niż trawic swoim smutkiem innych.

                  Inna sprawa, gdy wyraźnie poprosił o wsparcie, różni sa mezczyźni, róznie
                  trawia smierć. Fakt powinna porozmawiac z meżem.

                  Byc może nie ma odwagi powiedziec wprost, ze jej potrzebuje a ona ze nie ma
                  ochoty skladac taka ofiarę.

                  jesli nie ma OCHOTY JECHAĆ to na cholere komus taka wymuszona ofiara?

                  Widomo , że tam gdzie w rodzinie śmierć wchodzi frontowymi drzwiami tam tylko
                  szczerość serca może wesprzeć przygnebionych.

                  Podając przykład narodzin miałem na mysli presję, innych by byc tam gdzie oni
                  uwazaja za słuszne.Powiesiłbym wszystkich takich naciągaczy ludzkich sumień, za
                  własne problemy!

                  Ostatnia mysl nieco uszczypliwa ale ciekawa, bo faktycznie gdyby postawila sie
                  na miejscu męża nie zadawałaby sobie takich pytań, ale wciąz obstaję przy
                  swoim, że jeśli kytos nie ma ochoty uczestniczyć, patrzeć na smierć niech
                  ucieka od tego jak najdalej. Zbędna jest taka ofiara!Niczemu nie słuzy.

                  To , że ktoś nie rozumie czym jest śmierć nie musi oznaczać, że jest mniej wart!
                  Śmierc to jedna z lekcji życiowych którą powinniśmy zglębić w 1 kolejnosci a
                  nie wtedy gdy i nasze zycie sie kończy.

                  nawiasem nikomu nic nie musze udowadniać, 15 lat opiekowłem się niewidoma
                  babcią, obmywałem jej odleżyny. Jak i matce pomagałem w caritasie za starych
                  czasów, czyszczenie ran z robaków, czyszxczenie pokoju po zmarłym godzine temu
                  mezczyźnie z którym przegadałem wiele godzin, to daje mi 100proc pewność, że
                  jesli ktos nie ma w sobie poczucia obowiązku, poczucia żalu gdy odchodzi,
                  nieważne kto! powinien dac sobie CZAS - zrozumie prędzej czy później

                  Ale jeśli terqaz tego nie czuje, jest zwolniona z tej ...."ofiary"
                  • abasia471 Re: Nie grać żadnej roli 20.11.06, 20:11
                    Konfrontacja ze śmiercią wymaga pewnej dojrzałości i zgadzam się z tym, że jest
                    to bardzo trudne, ale życie stawia nas wobec takich sytuacji bez względu na
                    nasze możliwości w danej chwili. Kiedy umierał mój teść byłam młodą dziewczyną,
                    jego nie specjalnie lubiłam, a śmierci i szpitali okropnie się bałam. Jednak
                    kiedy patrzyłam na mojego męża wiedziałam, że muszę z nim być, chociaż mnie o
                    to nie prosił. Wiem, że zrobiłam to, co było trzeba, bo nie zastanawiałam się
                    czy mnie na to stać, czy potrafię, tylko przyjęłam, że mężowi należy się moja
                    pomoc i towarzystwo, więc mogę i muszę sobie poradzić. To, że teściowa autorki
                    wątku nie będzie wiedziała o jej wizycie nie ma tu znaczenia, bo ona powinna
                    tam być przede wszystkim ze względu na swojego męża. Mój mąż podczas choroby i
                    umierania mojej mamy był dla mnie największą opoką. Pomagał, czuwał nade mną,
                    otaczał czułością, a przede wszystkim był przy mnie. Moim zdaniem bliscy ludzie
                    powinni się wspierać, umieć dawać i przyjmować, bo wtedy są na prawdę ze sobą.
                    • ja_adam Re: Nie grać żadnej roli 20.11.06, 21:55
                      masz rację
                  • blanka_e Re: Nie grać żadnej roli 21.11.06, 08:10
                    >jesli nie ma OCHOTY JECHAĆ to na cholere komus taka wymuszona ofiara?

                    wiesz, w życiu często powinniśmy robić rzeczy na które nie mamy ochoty, jeśli
                    tylko cel tych wszystkich rzeczy jest dobry, to się nazywa wyrzekanie się
                    siebie. Ja wiem że to niewygodne, nienowoczesne, że może się wydawać bez sensu
                    i nieszczere, bo nie idzie w parze z ochotą, ale trzeba czasem się zmusić, dla
                    dobra innych ludzi. Wiem też, że Ty możesz tego kompletnie nie zrozumieć,
                    dlatego właśnie, że nie jesteś kobietą.
                    Być może, że jestem jak wąż, moje poglady mogą się nie podobać, w porządku.
                    Jeśli kogoś uraziłam, przepraszam.
                    Widzę jednak, że i w Twoich postach nie brakuje jadu..
                    • aleks2539 Re: Nie grać żadnej roli 28.11.06, 08:06
                      Witam wszystkich
                      12 listopada moja teściowa odeszła na zawsze. Nie byliśmy w tym momencie
                      przy niej. Pojechaliśmy tam w piątek (10.11) od razu po pracy. Byliśmy całą
                      sobotę. Wróciliśmy do domu w sobotę około 20. Kilka godzin później był
                      telefon... Cieszę się że pojechaliśmy.Mama była bez kontaktu, ale jak
                      do niej podeszłam to jakby mnie poznala... Poruszyła ręką jakby chciała ją
                      podnieść... Wszyscy mówią że na mnie czekała. A może po prostu to był ten
                      moment? Nie wiem. Śniła mi się tylko raz. Tuż przed pogrzebem. To raczej nie
                      była ona, w sensie ducha tylko mój wymaigowany obraz. Dowiedziałam się że do
                      trumny nie dają jej obrączki. Jakoś nie mogłam się z tym zgodzić.... Wydaje mi
                      się że jak człowiek nosi obrączkę całe życie nosi ją też później. Śniło mi się
                      że mama o nią prosiła ale wydaje mi się że to tylko mój umysł płata figle. Sama
                      nie wiem.
                      • blanka_e Re: Nie grać żadnej roli 29.11.06, 08:57
                        być może Twoja teściowa rzeczywiście czekała na Cieie, jakby chciała się
                        ostatni raz upewnić, że jej syn "jest w dobrych rękach", że "dobrze trafił".
                        Ona dobrze wiedziała jak ważna jest rola kobiety w małżeństwie, chciała
                        wiedzieć, że i Ty piszesz dobry scenariusz związku Twego i jej syna. Podobna
                        sytuacja była z moim bratem mieszkajacym 300km od domu rodzinnego i jego żoną
                        oraz dziećmi. Byli przy mamie, a ona mogła ostatni raz napatrzeć się na
                        szczęście swoich dzieci. Odeszła spokojna.

Nie pamiętasz hasła

lub ?

 

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nakarm Pajacyka