Dodaj do ulubionych

Pewnego dnia...

18.04.06, 21:33
...Harry obudził się. Blizna plusowała mu silnym bólem. Usłyszał pukanie do
drzwi...
Obserwuj wątek
    • kasztannova Re: Pewnego dnia... 19.04.06, 16:02
      Harry usiadł na łóżku i potarł pięścią bliznę - skąd to pukanie - pomyślał
      rozglądając się po pokoju w którym było pięcioro drzwi...
      • ilianna Re: Pewnego dnia... 19.04.06, 21:32
        -Gdzie ja jestem??? - Harry przypomniał sobie, że jeszcze poprzedniego wieczora
        był z Ronem i Hermioną w Norze. A teraz???
        • maly_jelen Re: Pewnego dnia... 19.04.06, 22:18
          ...poczuł, że mu mokro...
          • eeela Re: Pewnego dnia... 19.04.06, 23:50
            Nieee, no, o moczeniu nocnym chcecie pisac? :-D
    • kasztannova Re: Pewnego dnia... 20.04.06, 11:52
      Poczuł że mu mokro....cały pokryty był potem, nawet podkoszulek był mokry...a
      tak - przypomniał sobie ten przerażający sen z którego właśnie wyrwało go
      stukanie do drzwi... stukanie ponownie dobiegło zza drzwi. - Hej Harry jesteś
      tam? - usłyszał głos Rona
      • maly_jelen Re: Pewnego dnia... 20.04.06, 12:34
        Poczuł że mu mokro....cały pokryty był potem, nawet podkoszulek był mokry...a
        tak - przypomniał sobie ten przerażający sen z którego właśnie wyrwało go
        stukanie do drzwi... stukanie ponownie dobiegło zza drzwi. - Hej Harry jesteś
        tam? - usłyszał głos Rona
        - Nie, nie ma mnie - odpowiedział Harry.
        • kasztannova Re: Pewnego dnia... 20.04.06, 14:44
          Nie ma mnie odpowiedział Harry, przykrył się peleryną i zniknął
          • fatalna_jendza Re: Pewnego dnia... 20.04.06, 17:16
            Ron wszedł do pokoju, rozejrzał się, wzruszył ramionami i powiedział: "Trudno,
            Harry'ego ominie bardzo ważne wydarzenie." Po chwili rudzielec się uśmiechnął -
            zobaczył swego przyjaciela wyłaniającego się na środku pokoju...
            • maly_jelen Re: Pewnego dnia... 21.04.06, 13:00
              I wszystko...
              WYBUCHŁO!
              BUAHAHAHAHA!
              BUM!
              KONIEC!
    • kasztannova Re: Pewnego dnia... 21.04.06, 15:18
      W tym momencie Voldemort znęcał się właśnie nad Draco Malfoyem i nagle...
      BUM!
      Rozsypał się w proszek.
      Koniec :)
      Ps.: Zarżnąć wątek jest łatwiej niż go ciągnąć.
      • maly_jelen Re: Pewnego dnia... 21.04.06, 16:19
        Tak więc Daraco zaniepokojony poszedł do lekarza i powiedział, że boli go...
        • kasztannova Re: Pewnego dnia... 21.04.06, 18:13
          że boli go głowa...szczególnie czoło, po prawej stronie...Madam Pomfrey
          popatrzyła na niego i momentalnie zbladła. Otworzyła usta jakby chciała coś
          powiedzieć, ale nie zdążyła, bo zemdlała i osunęła się na podłogę.
          Draco nie czekał dłużej rzucił się na korytarz i biegł, biegł co sił...ból
          nasilał się uporczywie, a Draco biegł roztrącając uczniów młodszych klas...
          Snape, tylko profesor Snape mógł być pomocny, teraz kiedy ta idiotka zemdlała,
          w jedynym momencie gdy mogła się na coś przydać... roztrącani i mijani
          uczniowie przypatrywali się Malfoyowi jak gdyby rzeczywiści wyglądał dziwnie.
          Dopadłszy drzwi gabinetu Snape'a Draco pchnął drzwi i wpadł prosto na ciemną
          postać o twarzy przysłoniętej czarnymi włosami.
          -Czego tutaj szukasz...Potter - zimno wycedził Snape
          Draco poczuł się jak w najgorszym z koszmarnych snów - Ależ to ja profesorze!To
          ja - Draco...Draco Malfoy...
          Snape ze zniecierpliwieniem i znudzeniem uniósł w górę oczy, zacinął usta i
          wyciągnąwszy dłoń zdjął z półki małe zdobione lusterko, które w milczeniu podał
          rozdygotanemu Draco
          Malfoy wziął lusterko zbliżył je do siebie, czoło, co jest z czołem... Blizna?
          W kształcie błyskawicy? Zaraz włosy jakieś ciemne...OCZY! Z lusterka patrzyły
          na niego oczy Harrego Pottera...
          • ettelie Re: Pewnego dnia... 22.04.06, 18:56
            (...) Z lusterka patrzyły na niego oczy Harrego Pottera...
            Udało się!! Jednak się udało!! – usłyszał Draco.
            Spod czarnych włosów widać było oczy, nie lodowato zimne jak zwykle gdy patrzyły
            na twarz Harrego, nawet nie płonące nienawiścią. Bił z nich blask – blask triumfu.
            – Nareszcie! Teraz będę mógł zająć Jego miejsce i dokończyć dzieło. A ty Draco
            mi w tym pomożesz, ty i niezwykłe zdolności Wybrańca.
            Powoli wyraz przerażenia na twarzy Draco zastępował….


            • kasztannova Re: Pewnego dnia... 22.04.06, 22:00
              zastępowało zdziwienie... profesor Snape był jakiś dziwny, uśmiechał się tak
              jak zupełnie ktoś inny...ale znajomy...Draco zmrużył oczy poszukując we
              wspomnieniach tego uśmiechu..bardzo znajomy... -Ojcze? - przemówił Draco do
              Snape'a głosem Harrego Pottera - Tak Draco, to ja, eliksir wielosokowy pomógł
              mi się tu niezauważenie przedostać. Snape'a zamknąłem w lochach Hogwartu, a my,
              my obaj... - oczy Lucjusza Malfoya, chwilowo będące ciemnymi oczami profesora
              Snape'a spotkały się z oczami jego syna, które były oczami Harrego Pottera
              • olbrachta Re: Pewnego dnia... 09.05.06, 15:34
                Tymczasem Severus Snape obudził się w pustym, zimnym pokoju, i wstał trzymając
                się za głowę. Coś się stało, pomyślał obojętnie. Coś musiało się stać, bo
                inaczej nie byłbym tutaj z bolącym łbem w jakimś małym pokoiki, który
                przypomina celę... O, tak w kącie leżą nawet jakieś szmaty.
                Podszedł blżej i trącił szmaty czubkiem buta.
                Szmaty jęknęły i skuliły się jeszcze bardziej. Snape lekko się zaniepokoił, ael
                oczywiście tego nie okazał, tylko mocniej trącił coś, co przypominało szmaty.
                W tej chwili z bolesnym jękiem spod sterty szmat spojrzały na niego
                żywozielone oczy, przepełnione niewymownym bólem.
                -Potter? - spytał Snape. - Co tu robisz?
                Aleten, którego Snape nazwal Potterem, nie odpowiedział, tylko wydał z siebie
                krótki jęk.
                • olcia98 Re: Pewnego dnia... 14.05.06, 22:57
                  (...)
                  -Potter, zapytałem, co tu robisz? - syknął.
                  Harry spojrzał na niego z nienawiścią i powiedział:
                  -Jestem.
                  -Potter - powiedział Snape nie ukrywając wściekłości - Twój dom stracił właśnie
                  5o punktów i straci następne, jeżeli mi nie powiesz, co tutaj robisz.
                  Harry był wściekły, niedość, że musiał przebywać w jedym pomieszczeniu ze
                  znienawidzonym przez siebie profesorem, to jeszcze nie wiedział, gdzie jest i
                  co się dzieje, pomijając już to, że wszytko go bolało. Jednak wiedział, że
                  Snape nie będzie przebierał w środkach i może odjąć jedo domowi wszytkie punkty
                  zdobyte przez cały rok, a w końcu musieli być gdzieś w zamku, przynajmniej miał
                  takie wrażenie.
                  • kara_angorn Re: Pewnego dnia... 15.05.06, 13:10
                    - eee - zaczął Harry grając na zwłokę...miał zupełną pustkę w głowie i ten
                    obezwałdniający ból... Snape mimo zwyczajnej dla niego surowości i wściekłości
                    okazywanej Harremu przy kazdej okazji, zdawał się zaniepokojony, zaczął chodzić
                    tam i z powrotem co chwila zerkając na Harrego.
                    - to chyba oczywiste,że zostaliśmy uwięzieni - warknął w końcu do Snape`a.

                    Ten rzucił mu gniewne spojrzenie, jednak nic nie powiedział - ból głowy
                    narastał i zaczynał pulsować..."co mówił Lucjusz na wczorajszym zebraniu
                    śmieciożerców???że pracuje nad czymś co zrewolucjonizuje walkę przy boku
                    Voldemorta...musiał rzucić jakiś urok"
                    Severus czuł się zdecydowanie osłabiony, jakby część jego samego opuściła go...
                    -Na Merlina!! - krzyknął Snape, aż Harry podskoczył - horkruks diversus!!??
                    niemożliwe!!! Lucjusz nie mógł tego zrobić...
                    • tuppence82 Re: Pewnego dnia... 17.05.06, 19:54
                      Harry nic z tego nie zrozumiał. To jakiś koszmar. Uwięziony razem ze
                      znienawidzonym nauczycielem, który nawet w takim momencie próbuje go czegoś
                      uczyć!
                      - eee, przepraszam panie profesorze...
                      - Zamknij się Potter! Próbuję myśleć. Nie wiem jak ty, ale ja zamierzam się
                      stąd wydostać i żaden niedouczony kretyn nie będzie mi w tym przeszkadzał!
                      - ale co to jest horkruks diversus?
                      - Gryffindor traci kolejne 50 punktów! Trzeba się było uczyć, a nie grać
                      bohatera!
                      • kara_angorn Re: Pewnego dnia... 18.05.06, 09:03
                        Harry żałował,że nie ma przy nim Hermiony, ona na pewno by wiedziała o co
                        chodzi Snape`owi...nagle jego wzrok przykuło coś wystającego z małego otworu w
                        górze...nie możliwe, to był nos i para wyłupiastych oczu
                        -Zgredek!!! - krzyknął radośnie
                        Snape popatrzył wściekły na domowego skrzata,który spoglądał na nich z
                        wysokości 10 metrów.
                        - Harry Potter sir! ktoś pana udaje w szkole, Zgredek widział Harry Potter sir
                        jak biegł korytarzem potrącając uczniów, Zgredek pobiegł za tobą, to znaczy za
                        nim i on wszedł do gabinetu psora Snape`a, ale Zgredek widział tam psora, a on
                        tu!!!!! ojojoj!!!!
                        • maly_jelen Re: Pewnego dnia... 18.05.06, 14:07
                          Snape przylozyl Zgredkowi z prawej i zlewej, tak ze zostala tylko mokra plama..
                          • onlyoner Re: Pewnego dnia... 18.05.06, 22:24
                            Jednakże takie ciosy to dla Zgredka nic strasznego, jako że sam mocniej potrafił
                            sobie przyłożyć, więc za chwilę pojawił się ze ścierką w dłoni obok mokrej plamy.
                            - Zgredek zaraz to posprząta, Harry Potter sir ! A potem przyniesie dla niego
                            nową butelkę z eliksirem wielosokowym ! - Wykrzykując te słowa wpatrywał się
                            świdrującym wzrokiem w pobladłe, wykrzywione obrzydzeniem oblicze Snapea.
                            • olcia98 Re: Pewnego dnia... 18.05.06, 23:37
                              -Zgredku! - zwrócił sie do niego Harry - sprowadź profesora Dumbludore'a.
                              -Co?! Potter jakim prawem wydajesz mu rozkazy?! - Snape był wyrażnie wytrącony
                              z równowagi, jakby czegoś się obawiał i nie chciał, żeby ktokolwiek się
                              dowiedział gdzie są.
                              -Przecież trzeba sprowadzic pomoc,- wydukał Harry - sami sobie nie poradzimy.
                              -Potter, to, że Ty sobie nie poradzisz to jest normalne, jesteś nieudacznikem,
                              zreszta jak i twój kochany ojczulek...
                              -O co panu z nowu chodzi? - krzyknął wściekły Harry.
                              -Nikt nie będzie obrażał ojca Harr'ego Potter, sir, Zgredek na to nie pozwoli -
                              oburzył się skrzat.
                              -Zgredku...poradzę sobie. - powiedział Harry.
                              Snape spojrzał na nich z odrazą i powiedział:
                              -Potter, Gryffindor traci kolejne 20 punktów.
                              • kara_angorn Re: Pewnego dnia... 19.05.06, 09:54
                                Zgredek wskoczył w ten sam otwór, którym się przedostał do celi Harrego i
                                Snape`a. był taki mały,że tylko Zgredek mógł się w nim zmieścić...
                                -Zgredku! przynieśmi różdżkę! musi być gdzieś w moim pokoju, poproś o pomoc
                                Rona...
                                -Harry Potter sir, Zgredek sam odnajdzie rożdżkę, rudy Weasley mu nie potrzebny!
                                -Buahahaha - ryknął Snape, ale w jego reakcji tak naprawdę nie było
                                rozbawienia, tylko irytacja!
                                Zgredek zniknął bez słowa.
                                Czas się dłużył...obaj nie mogli znieść swojej obecnośc.
                                Snape pogrążył się w dziwnym skupieniu, jakby obmyśłał plan...
                                Harry starał się nie patrzeć w jego stronę więc nie zauważył kiedy ten...
                                • maly_jelen Re: Pewnego dnia... 19.05.06, 11:54
                                  I WSZTSTKO WYBUCHLO!
                                  BUAHAHAHAHA!
                                  BUM!
                                  BUM!
                                  BUM!
                                  KONIEC ;>
                                  • onlyoner Re: Pewnego dnia... 21.05.06, 21:53
                                    maly_jelen napisała:
                                    > KONIEC ;>

                                    Jaka szkoda że to już koniec... tych wspaniałych, czarodziejskich eksplozji -
                                    pomyślał Harry mrugając wciąż oczyma oślepłymi chwilowo od iskrzeń oktarynowych
                                    rozbłysków w których dematerializowały się więzienne drzwi i ściany. Kiedy już
                                    odzyskał ostrość wzroku, spostrzegł przed sobą, małego, białego jelenia którego
                                    poroże jeszcze lśniło blaskiem oktarynowych wyładowań.
                                    - Oooo... a niech mnie, on wygląda na mojego Patronusa ! Tylko czemu jest taki
                                    mały ? - zdziwił się Harry unosząc lekko brwi.
                                • langolier_maximus Re: Pewnego dnia... 19.05.06, 18:50
                                  wzial rzeznicki noz i polizal go z dzikim chichotem.Harry nawet nie zdazayl
                                  powiedziec "aaach" albo "oooj" lub tez "o moj boze" kiedy gdzies na gorze
                                  rozlegl sie potezny wybuch."O nie zgredek"pomyslal Harry i histerycznie wciagnal
                                  powietrze szukajac Snape'a , a w tym momencie glowa dzielnego (choc irytujacego
                                  24 godziny na dobe) skrzata pokazala sie w otworze.Powiedzial "o kur...
                                  ja.aa...pi"i padl, zanim zdolal powiedziec cos niecenzurowanego
                                  "Jak ten zgredek klnie" pomyslal idiotycznie Harry i dostal spazmow.

                                  p.s. mam glupawe przepraszam..piszcie dlaej olewajac moj napad;-) to tylko
                                  alternatywna wersja.
                                  • maly_jelen Re: Pewnego dnia... 19.05.06, 19:40
                                    I Wszystko...
                                    WYBUCHŁO!
                                    BUM!
                                    BUAHAHAHAHA!
                                    KONIEC! ;>
                                    • fatalna_jendza Re: Pewnego dnia... 19.05.06, 19:56
                                      Powtarzasz się - czemu chcesz za wszelką cenę skończyć ten temat? :/
                                      • olcia98 Re: Pewnego dnia... 20.05.06, 01:37
                                        Do Małego Jelenia: Jeżeli nie podoba Ci sie ten temat, to daj się przynajmniej
                                        pobawić innym:/

                                        Snape zaczął grozić nożem Zgrdkowi, krzycząc:
                                        -Ty!!! Ty plugawy skrzacie, zdrajo Hogwartu!!
                                        Czyżby to była część jego idiotycznego planu - pomyślał Harry wyciągając do
                                        przodu nogi i rozprostowując się.
                                        Zgredek ze strachu wpadł do lochu i zaczął uciekać jak pijany w różne strony,
                                        krzycząc:
                                        -Harry Potter sir niech ratuje Zgredka!!
                                        -Oj Zgredku, na pewno sobie poradzisz. - rzucił Harry.
                                        I wtedy do lochu zajrzał Harry? Nie, przecież Harry siedział na dole obserwując
                                        bitwe.
                                        -Ja wiedziałem, że Harry Potter sir, by tak nie postąpił, zapiszczał skrzat i
                                        zaczął się wspinać po ścianie.
                                        -Ale Zgredku, to ja... - powiedział Harry.
                                        -Nie, Harry Potter sir jest tam na górze!! A Ty jesteś jakąś podstępną świnią
                                        podszywającą się pod niego!
                                        • langolier_maximus Re: Pewnego dnia... 29.05.06, 19:11
                                          Harry skoczyl i zlapal Zgredka za krotkie nozki "zlaz zlaż to ja ty maly
                                          glupku"-wysapal choc nigdy nie nazwyal przemilego choc troche ciezko myślącego
                                          skrzta głupkiem..nie chcial mu robic przykrosci ale akurat teraz nie bylo czasu
                                          na uprzejmosci (zrymowało mu sie w myślach).I gdy tak ciagnal i ciagnal nogi
                                          Zgredka odczepily sie od ciala i razem z Harrym spadly z trzaskiem (trzaaask!!!)
                                          na podloge."zgredku ty masz protezy!??"szepnal wstrzasniety Harry-"Zostawili ci
                                          sam kadłub"-wymamrotał Snape i usmiechnal sie na te mysl usmiechem zagadkowym i
                                          nzbyt wesolym w zaistnialej sytuacji.
                                          • olcia98 Re: Pewnego dnia... 07.06.06, 23:43
                                            Nogi Zgredka wywały sie Harr'emu z rąk i zaczęły okładać Snape'a.
                                            To jak w tej bajce - pomyślał Harry, o tej bijącej gałązce czy o czymś. Chętnie
                                            bym jej pomógł, Potter wyjał z kieszeni gumę balonową i wyciagnął ją, żeby
                                            poczęstowac w ramach uprzejmności skrzata, ale dostrzagł tylko oko Zgredka,
                                            którym zaczął odbijać jak piłeczka kauczukową, ale ona zaraz wpadła do kratki
                                            ściekowej i Wybraniec niechcąc jej stracić, rzucił się za nią i zaczepił sie o
                                            wystające z niej druty, zaczął sie szarpać i wtedy do lochu wykonując kilka
                                            salt wpadł...
    • kasztannova ehehehehe 22.05.06, 15:17
      A MałY Jeleń na to ....;P

      Ale tak swoją drogą ten wątek jest coraz zabawniejszy !

      Lizanie noża po ostrzu - mój Boże ! To piękne! Wręczam osobistego Nobla!
      Aczkolwiek pałęta mi się echem po łepetynie fraza "koto poliże nóż ten nie
      przemówi już "...hehe
      Sliczne te texty, aczkolwiek biedni bohaterowie, sytuacja zmienia się co
      sekundę i to diametralnie... biedny Snape, jeszcze osiwieje ze stresu...
      Pozdrawiam
      • maly_jelen Re: ehehehehe 08.06.06, 00:01
        I wszystko...
        WYBUCHŁO!
        Buahahaha!
        BUM!
        Koniec ;)
        • onlyoner Re: ehehehehe 08.06.06, 13:19
          Jaka szkoda że to już koniec... tej feeri olśniewających, czarodziejskich
          eksplozji - pomyślał Harry mrugając wciąż oczyma oślepłymi chwilowo od iskrzeń
          oktarynowych rozbłysków w których dematerializowały się więzienne drzwi i ściany.
          Kiedy już odzyskał ostrość wzroku, spostrzegł przed sobą, małego, białego
          jelenia którego poroże jeszcze lśniło blaskiem oktarynowych wyładowań.
          - Oooo... a niech mnie, czy ja już tego wcześniej nie widziałem ? Tej feeri
          anihilacji i tego małego, białego jelenia który wygląda na mojego Patronusa ???
          No to jest normalnie "deja vu", jak babcię kocham ! - zdumiał się Harry
          marszcząc czoło. Aby jeszcze lepiej widzieć zdjął okulary, przeczyścił je
          skrawkiem koszuli i założył z powrotem by wpatrywać się intensywnie w owo białe
          stworzenie.
          Po pewnej chwili brwi Harrego uniosły się wysoko a okulary opadły mu na koniec
          nosa...
          - Meeeeeeeeee ! - zauważył jeleń z przekonaniem.
          - Ale ze mnie ślepak, to przecież mała, biała koza ! - pomyślał głośno Harry.
          - Meee ! - zgodziła się koza.
          - Skąd się tu wzięłaś ? - zapytał Harry.
          - Meee ! - koza wyjaśniła.
          - Co ?
          - Meee, meee, meee ! - dodała koza trochę wyraźniej.
          - Przykro mi bardzo, ale nic nie zrozumiałem - powiedział uprzejmie Harry.
          - Meeeeeeeeeeee !!!
          - Wiesz co, bardzo ci dziękuję za uwolnienie mnie z więzienia ale nasza dalsza
          konwersacja nie rokuje nadzieji na porozumienie, więc najlepiej będzie jeśli
          pójdziesz do Hagrida, on umie rozmawiać z takimi stworzeniami. A niedawno zasiał
          obok swej chatki wiosenny trawnik, z pewnością będzie ci on smakować ! -
          zaproponował Harry.
          • kasztannova Re: ehehehehe 13.06.06, 16:59
            A Jeleń / Koza na to:
            I wszystko...
            WYBUCHŁO!
            Buahahaha!
            BUM!
            Koniec ;)
            Że zacytuję ;P
            O! Zawołał zaskoczony Harry - Jednak rozumiem co mówisz! Czyżbym był
            jelenio/kozo - usty?! Powiedz coś jeszcze!
            Białe stworzenie odezwało się:
            I wszystko...
            WYBUCHŁO!
            Buahahaha!
            BUM!
            Koniec ;)
            Harry był zdumiony - Niesamowite! Ale powiedz coś jeszcze... jak się nazywasz,
            bo ja jestem Harry, Harry Potter - Witaj...- to mowiąc rozradowany uscisnał
            kopytko zwierzątka.
            -No jak na ciebie wołają? - zapytał patrząc w żółtawe oczy zwierzątka.
            -I wszystko...
            WYBUCHŁO!
            Buahahaha!
            BUM!
            Koniec ;) - odezwało się ono
            -Eeee... a nic więcej powiedzieć nie umiesz? - wpatrywał się usilnie przez
            swoje okulary
            - I wszystko...
            WYBUCHŁO!
            Buahahaha!
            BUM!
            Koniec ;) - rozległo się ponownie.
            -Mmmmm. No dobra, miło było poznać. Ale, wiesz, musze już iść...zaraz mamy
            zajęcia ze Snapem, lepiej żebym się nie spoznił! Pa,pa! - pomachał ręką i
            pobiegł korytarzem szkolnym.
            I gdy już zniknął białe stworzenie odezwało się płaczliwym głosem
            - Te Harry to był żart! Ja umiem mówić! - ale korytarze były puste i tylko
            skądś dobiegało chóralne - Vingardium Leviooosaa.. - powtarzane mozolnie przez
            uczniów w którejś z sal...
            Nie było już z kim rozmawiać
            I wtedy :
            I wszystko...
            WYBUCHŁO!
            Buahahaha!
            BUM!
            Koniec ;)
            • maly_jelen Re: ehehehehe 13.06.06, 20:32
              Mówiąc, że wszystko wybuchnie, miałam na myśli takze was =='
              • nazgul Re: ehehehehe 14.06.06, 12:43
                > (..) miałam (...)'

                to ty łania jesteś a nie jeleń
                ciekawe, kto ci rogi przyprawił ;) ?
                • kasztannova Re: ehehehehe 14.06.06, 15:31
                  Drogi Jeleniu/ czy tez droga Jeleniowo.
                  Nie watpie ze czujesz jakas agresje wobec innych i wcale Ci tego nie bronie.
                  Aczkolwiek radze pomyslec nad tym co napisalam wczesniej w tym bardzo prostym
                  teksciku - mianowicie, kiedy juz uda Ci sie wyeliminowac wszystkich wokol
                  siebie... nie bedziesz juz miec do kogo zagadac.
                  A Forum badz co badz to miejsce gdzie sie gada - polecam pustelnicze zycie,
                  ewentualnie zakon z rygorem milczenia do grobowej deski.
                  Tu mozesz nie uzyskac pelnej satysfakcji bo trudno bedzie zmusic wszystkich do
                  milczenia.
                  Ewentualnie mozesz zalozyc prywatne Forum gdzie bedziesz milczec wespol z
                  innymi fanami tego frapujacego zajecia.
                  Pozdrawiam i nie mam nic do Ciebie, ale radze uwazac w zyciu realnym zeby sie
                  nie pozbyc czegos/ kogos waznego przypadkiem.
                  Pozdrawiam wyciagajac zawleczke granatu, usluznie wybucham ;)
                  • maly_jelen Re: ehehehehe 15.06.06, 22:50
                    Czekaj..a mówiłam już, że wszystko wybuchło?
                    • kasztannova Re: ehehehehe 16.06.06, 17:13
                      Że wybuchło????
                      Nie jeszcze tego nie mówiłaś.
                      A co, wybuchło coś?
                      • olbrachta kontynuacja... 09.08.06, 15:03
                        Tymczasem Snape, sycząc od czasu do czasu z wściekłości, swoim szerokim, równym
                        krokiem podążał do lochów. "To jakieś szaleństwo", myślał, a jego usta
                        zaciskały się coraz bardziej w miarę jak przypominał sobie wszystkie wydarzenia
                        dzisiejszego poranka, aż w końcu wydawały się cienką, białą linią. Jego kroki
                        zadudniły w sali wejściowej, odbijając się od marmurowych schodów ku górze. W
                        tym momencie drzwi wejściowe otworzyły się, a jego szata załopotała gwałtownie,
                        jeszcze bardziej upodabniając go do przerośniętego nietoperza. Snape odruchowo
                        odwrócił się w ich kierunku, błyskając groźnie czarnymi oczami, które zdawały
                        się być studniami bez dna. Postać, którą tam zauważył, uśmiechnęła się do niego
                        drwiąco.
                        -Potter! - krzyknął Snape, a raczej wycedził głośno przez wciąż zaciśnięte
                        zęby. - Gryffindor traci 150 punktów! Masz szlaban do końca roku co tydzień! U
                        mnie! W gabinecie! I oczekuję, że wyjaśnisz mi co właściwie dzisiaj się stało!

                        Postać stojąca w drzwiach zatrzęła się ze śmiechu i w miarę jak Snape
                        wykrzykiwał coraz gorsze groźby, chichotała coraz głośniej. W końcu złapała się
                        za brzuch, a z jej brązowych oczu trysnęły łzy.
                        Snape zmarszczył czoło. Zaraz. Brązowych?... Ale to nie... to niemożliwe...

                        W drzwiach wejściowych Hogwartu, ocierając łzy ze zmarszczek w kącikach oczu,
                        pokasłując po długim śmiechu, stał James Potter.

                        -Witaj, Smarkerusie - powiedział, ale w jego głosie nie było zwykłej drwiny.
                        Snape poczuł, że jego cierpliwość jest na wyczerpaniu. To zdecydowanie za dużo
                        wydarzeń w ciągu jednego dnia jak na biedną, skołataną głowę mistrza eliksirów.

                        -Potter, to nie jest zabawne - powiedział, starając się nadać swojemu głosowi
                        zwykły, leniwy gniew, cynizm i złośliwość w jednym. Ale dobrze wiedział, że
                        postać stojąca w drzwiach nie jest Harrym Potterem, który rzucił na siebie
                        zaklęcie zmieniąjące kolor oczu i napił się eliksiru postarzającego. Krótkie
                        spojrzenie wystarczyło, by pobieżnie przejrzeć myśli osoby stojącej przed nim.
                        I to, co ona myślała, nie pokrywało się ze zwykłymi myślami znanego mu Pottera.
                        Ale jesli to nie jest TEN Potter, tylko TEN Potter, to w takim razie znaczy
                        to... że gdzieś tu... Jak TEN Potter go zobaczy... Nie... nie może... trzeba
                        chronić Pottera, tak jak chronił go przez pięć lat...

                        -Panie profesorze! - rozległ się za nim akurat ten drogi mu głos, którego Snape
                        za nic w świecie nie chciał usłyszeć. -Ja... my... czekamy... - głos cichł i
                        drżał niepewnie w miarę jak zbliżał się do Snape'a.

                        Mistrz eliksirów zamknął oczy, strząsnął wyraz bólu i zdumienia na twarzy i
                        przybrał zwykły cyniczny ton.

                        -Co znowu, Potter? - wycedził powoli.

                        Ale Harry nie patrzył na niego. Patrzył wielkie drzi wejściowe, gdzie u szczytu
                        schodów, oparty o mur, obserwując całą scenę z lekkim rozbawieniem stał jego
                        ojciec.
                        • maly_jelen Re: kontynuacja... 11.08.06, 15:46
                          Nie jestem pewna o którego ojca chodzi. Ale przyjmijmy, że to James Potter.

                          ***

                          Harry nie mógł uwierzyć, w to, co widzi. Przetarł oczy drżącą ręką. Ale postać
                          jego ojca nie zniknęłą. Przeciwnmie, robiła sięcoraz wyjaźniejsza, nabierała
                          ludzkich proporcji...
                          - Tato?! - krzyknął.
                          James uśmiechnął się i po chwili... zniknął. Zdezorientowany Harry szybko
                          złapał powietrze.
                          - Potter - usłyszał nagle głos Snape'a. No tak - Snape. Już by o nim zapomniał.
                          - Potter! - usłyszał znowu.
                          - Tak, panie profesorze - zapytał, nasycając słowa bezczelnym tonem.
                          - Czy ty... dobrze się czujesz?

                          Już chciałam, żeby wszystko wybuchło, ale teraz nie widzę dobrego klimatu, aby
                          to zrobić :P
                          • olbrachta Re: kontynuacja... 11.08.06, 18:36
                            Harry nagle przypomniał sobie, po co własciwie tu przyszedł, i porzuciwszy
                            myślenie o ojcu (niedorzecznośc, przecież on nie żyje, myślał) spojrzał na
                            mistrza eliksirów. Przez krótką chwilę wydawąło mu się, że nie jest to twarz
                            Snape'a, jaką znał do tej pory. Jakaś... żywa? Ale po chwili na tawarzy Snape'a
                            znowu zagościł wyraz pogardliwego spokoju i Harry nabrał pewności, że mu się po
                            prostu przywidziało.

                            -Eeee... Panie profesorze... czekamy... wszyscy już są w lochach...
                            -Doskonale zdaję sobie sprawę, gdzie są wszyscy, Potter - wycedził powoli
                            Snape, tocząc powoli słowa, jakby obtaczał je starannie w bezbrzeżnej
                            pogardzie. - Jeśli się nie mylę, to ty masz coś z głową, a nie ja. I to ty, a
                            nie ja, łamiesz szkolny regulamin, wałęsając się po korytarzach w trakcie
                            lekcji. Gryffindor traci pięć punktów.
                            Harry spojrzał z oburzeniem na Snape'a. Snape zaciął usta w ledwo dostrzegalną,
                            białą kreskę i powolnym, szerokim krokiem udałm się do swojego gabinetu,
                            rozkoszując się łopotaniem szaty. Udało się, myślał. Nie zauważył.
                            -Nie byłbym taki pewny, Smarkerusie - zabrzmiał niepokojąco spokojny głos.
                            James Potter stał tym razem przy wejściu do lochów.
                            -Potter! - wrzasnął Snape histerycznie odwracając się do Harry'ego. -
                            Natychmiast pójdziesz do gabinetu dyrektora. Ale już!

                            Harry odskoczył, przerażony paniką w głosie Snape'a. Zauważył, że ktoś wynurzył
                            się z wejścia do lochów. I ten ktoś był niepokojąco do niego podobny... Rzucił
                            okiem na Snape'a. Lepiej nie ryzykować, pomyślał, odwórcił się na pięcie i
                            pognał do dyrektora.
                            Usłyszał jeszcze czyjś śmiech.
                            Ty mnie zabiłeś! Ty mnie nauczyłeś czytać! ty dla mnie ziemię piękłem zrobiłeś
                            i rajem! A to jest tylko ziemia...
                            • kasztannova Re: kontynuacja... 12.08.06, 21:07
                              Eeee... gubię się w ilości Potterow i rozróżnieniu Ten Potter, TEN Potter i ten
                              Potter...
                              ALE! Jedno co mogę stwierdzić na pewno! To nie jest prawdziwy Snape!
                              On zabrałby Gryffindorowi 50 punktów minimum, a nie jakieś marne 5!
                              • laverata Re: kontynuacja... 16.08.06, 17:38
                                Zgadzam sie z toba xD
    • jean.grey1 Re: Pewnego dnia... 12.05.07, 21:22
      Harry zapukał do drzwi gabinetu dyrektora i nacisnął klamkę. jego oczom ukazał
      się...
      • elanatorun2 Re: Pewnego dnia... 02.06.07, 18:10
        > Harry zapukał do drzwi gabinetu dyrektora i nacisnął klamkę. jego oczom ukazał
        > się...
        Ron.
        -Harry, co ty tu robisz?
        -Ryby sobie łowię
        ...
        I wszystko wybuchło... bla bla bla
    • jean.grey1 Re: Pewnego dnia... 02.06.07, 22:13
      Po bliższym przyjrzeniu się, Harry stwierdził że to jednak nie jest Ron, tylko
      Voldemort z rudą peruką na głowie.
      - Witaj Harry, znowu wpadłeś w moją pułapkę! ha ha ha
      - Co ty tu robisz Voldemort?! - krzyknął harry, wyciągając różdżkę.
      - Jak zwykle. Przeszedłem Cię zabić! - odpowiedział Czarny Pan głosem drżącym z
      radości- i co mi zrobisz Potter?
      Harry pomyślał przez chwilę i odpowiedział:
      - Rzucę się na ciebie bez uprzedniego przygotowania i planu i zacznę walczyć z
      przeważającymi mnie liczebnie śmierciożercami, którzy schowali się za fotelem.
      - Nieeeee! - wrzasknął z rozpaczą Voldemort - Znowu mnie przechytrzyłeś Potter!
      Harry tymczasem wyszarpnął Voldemortowi, przebranego za Rona, przebranego za
      rybaka, wędkę, i zręcznym ruchem zarzucił ją, łapiąc przy okazji wszystkich
      śmiercożerców i Voldemorta.
      • elanatorun2 Re: Pewnego dnia... 04.06.07, 20:12
        I wszystko wybuchło!
        Voldemortowi z kieszeni wypadl granat.
        BUUUUUUUUUUUUUUUUUM!

        ...

        Było ciemno, w oddali widzial swiatelko...
        -Światelko w tunelu... nie... ja jeszcze nie um...
        -BUUUUUUUUUUUUU!
        -Aaaaa! Co sie dzieje?
        -Witaj Harry! - powiedział Dumbledor
        -Eeee.. panie profesorze ...
        -Tak?
        -Czy pan przypadkiem nie umarł?
        -A wiesz, Harry, to calkiem możliwe. A ty, skąd się tu wziąłeś?
        -GRYFFINDOR TRACI 50 PUNKTÓW! POTTER NIE ŚPIJ NA LEKCJI!
        Co to... Nie! Tylko nie to- pomyślał Hary!
        -Potter... odpowiadaj jak do ciebię mówię.
        -Tak
        -Tak, panie profesorze
        -Nie jestem jeszcze profesorem, profesorze
        -Szlaban! Dziś... Jutro... i pojutrze też. i tak przez następne 3 miesiące.
        -Ale quidditch!
        -Wiem
        • kasztannova Re: Pewnego dnia... 05.06.07, 12:45
          Kiedy kurz już opadł obolały Harry stał pochylony i kaszlał. Wokół leżały
          zgliszcza, zawalone kamienne ściany... W korytarzu panował półmrok...
          Harry stał tak, kaszlał, wszędzie miał pełno kamiennego pyłu który powoli
          opadał. Zdjął okulary, przetarł je rękawem swetra...cały czas jednak czuł jakby
          czyjąś obecność...mrowienie w karku, jakby ktoś go obserwował, ktoś kogo on sam
          nie dostrzega. Ktoś westchnął w kamiennym korytarzu, jakby gdzieś z ciemnego
          kąta. Harry aż drgnął nerwowo i natychmiast wsunął okulary na nos, żeby widzieć
          skąd może nastąpić ewentualny atak. Rozglądnął się szybko.
          -Harry - cicho i łagodnie przemówił głos...
          Chłopak rozglądał się we wszystkie strony, ale nie mógł pojąć gdzie stoi
          mówiący. Akustyka pomieszczenia zakłamywała kierunek.
          Znów westchnienie - I co będzie dalej?... - głos był znajomy ale nigdy jeszcze
          nie mówił do Harrego takim tonem.
          - Czy nie uważasz że to okrutne? Zostaliśmy stworzeni by siebie pozabijać...-
          kontynuował cicho znajomy głos.
          -Voldemort!- zrozumiał Harry, ale go nie widział.
          -Czy to nie smutne? Wszyscy rozmawiają o tym, który z nas zginie, a nawet, że
          powinniśmy zginąć obaj... Początkowo mnie to bawiło, ale teraz jestem już
          zmęczony... Harry się nie poruszał, uważnie słuchał Voldemorta. Głos
          był jakby bliżej.
          - Tak Harry, jestem zmęczony...cały czas muszę zajmować się tylko tym, że mam
          cię dopaść, tym, że chcę cię zabić...a tymczasem zrozumiałem, że dałem się
          wciągnąć w coś czego tak na prawdę nie chcę, coś co mnie męczy i nuży...
          Harry ja nie chcę ciebie zabijać.
          W tym momencie Voldemort wynurzył się z ciemnosci i stanął w półmroku.
          Pierwszy raz stali naprzeciwko siebie i nie reagowali jak zazwyczaj, nie
          walczyli... to było takie dziwne.
          -Czy i ty nie masz dosyć wiecznego polowania na ciebie?
          Harry nie mógł pojąc jak to wszystko się działo, skąd jego odwieczny wróg mógł
          mieć tak bliskie mu odczucia. Często nocami siedząc w łóżku w księżycowym
          świetle myślał sobie że ma już tego dość, że nie może normalnie żyć, całe jego
          życie polega na walce o nie, a nie na samym życiu. Coraz częściej czuł się
          zmęczony tym wszystkim. Tak bardzo czasem chciał być zwykłym głupim
          dzieciakiem, który do nieczego nie jest zobowiązany...
          -Tak - odezwał się mocnym głosem - tak, czuję się zmęczony, tym, że wiecznie
          mnie ścigasz, że zawsze chcesz mnie zabić, chociaż nie mam pojęcia co by to
          dało..
          Na twarz Voldemorta wypłynął lekki uśmieszek.
          Stali tak zakurzeni, odrapani w mrocznym kamiennym korytarzu i wcale nie
          zamierzali walczyć.
          -To co Harry? Zawrzemy zgodę?
          -Tak.
          Przez chwilę było zupełnie cicho.
          -Wiesz, zawsze chciałem mieć rodzinę..- odezwał się Voldemort - własny
          drewniany dom na zielonym wzgórzu, skąd widać jezioro...dzieci, żonę...wieść
          zwykłe spokojne życie... Dotąd pani Rowling mi nie pozwalała, ale teraz...skoro
          już o wszystkim wiesz... Uśmiechnęli się do siebie. Voldemort jest całkiem
          miły - pomyślał Harry.
          - A moi rodzice? To ty ich zabiłeś?
          - Ona chciała żebym to zrobił, ale starałem sie tego jakoś uniknąć. Dopiero
          kiedy skierowała moje kroki do waszego domu zostałem przyparty do muru.
          Harry zadrżał - a więc jednak - pomyślał.
          - Postanowiłem działać wyżądzając jak najmniej szkody... twojego ojca tylko
          unieszkodliwiłem i kiedy stanąłem przed Lilly długo tłumaczyłem jej jaki mam
          plan i że nie chcę niczyjej krzywdy... tu Voldemort ciężko westchnął... - I
          wtedy zjawił się Dumbledor...on zawsze wykonuje to co Rowling mu każe... nawet
          nie zdążyłem zareagować, kiedy...kiedy zabił twoją matkę, stojąc tuż przy
          mnie...rykoszet od ciebie uderzył we mnie... podobno wcześniej zabił twojego
          ojca którego ja wcześniej unieruchomiłem...
          Harry zaciskał pięści, zęby też miał zaciśnięte. Drżał cały ze złości.
          Po chwili jednak opanował się - Dobrze...dobrze że Snape go zabił...-
          powiedział coś czego nie przypuszczał, że mógłby powiedzieć.
          Stali tak dłuższą chwilę w milczeniu.
          - To co Harry? Odlatujemy stąd?
          -Tak. Jak najdalej...
          Ruszyli w ciemne korytarze. Po jakimś czasie mrok się przerzedził.
          -Balkon! - zawołał Harry.
          Wyszli na kamienny mały balkonik o niskiej balustradce. Wiał zimny wiatr i
          przeganiał ciężkie ołowiane chmury po niebie... Przywołali swoje miotły.
          Zgodnym ruchem, jednocześnie, wsiedli na nie i ruszyli przed siebie. Jeszcze
          przez chwilę było widać jak lecą dwaj byli przeciwnicy - ramię w ramię. Niezbyt
          szybko oddalali się, aż zakryły ich chmury...
          Pani Rowling siedział właśnie przy herbacie, odpisując na maile, kiedy nagle
          zaswędziało ją czoło...pod palcami poczuła coś dziwnego...zupełnie jakby na jej
          czole pojawiła się blizna...
    • jean.grey1 Re: Pewnego dnia... 07.06.07, 15:12
      Pani Rowling obudziła sięzlana potem. Szybkim ruchem odgarneła grzywkę z czoła
      i podbiegła do lustra. Nie zobaczyła nic niezwykłego w swoim odbiciu, dlatego
      uznała, że miała senny koszmar.
      - Harry i Voldek przyjaciółmi? Nigdy w życiu.
      Po czym z powrotem położyła się do łóżka. Tym razem śnił jej się Voldemort
      walczący z harrym, który wrzeszczy na niego, że go nienawidzi. Wszystko wraca
      do normy...
      • kasztannova Re: Pewnego dnia... 07.06.07, 18:38
        ...tym razem obudził się Voldemort zlany potem - usiadł na łóżku... Była noc, w
        kominku buzował ogień. Ciepłe pomarańczowe światło zalewało pokój, wydobywało
        zarysy mebli, zegar miarowo tykał...
        - Mój Boże znowu miałem ten koszmar - pomyślał Voldemort, postanawiając napić
        się zimnego mleka z lodówki. Bardzo ostrożnie wstał, żeby nie obudzić śpiącej
        obok żony. Starał się nie szurać kapciami idąc do kuchni, po drodze zaglądnął
        do pokoju dzieci. Spały spokojnie, jak zwykle "rozkopane". Pookrywał je
        kocykami i poszedł do kuchni. Za oknem błyszczała mokra trawa, wiał wiatr, a
        Voldemort spokojnie pił sobie zimne mleko z lodówki. Dopiero teraz pomyślał, że
        znowu nie pije ze szklanki, tylko prosto z butelki... dobrze, że żona śpi.
        Zastanawiał się czy mówić Harremu, że znowu miał "ten" sen. Chyba lepiej nie,
        po co go denerwować?... Jak to dobrze, że to tylko sen - pomyślał Voldemort,
        odkładając mleko do lodówki. Poszedł i położył się spać. Leżał jeszcze chwilę,
        myśląc o tym jak kiedyś w taką mokrą, paskudną noc uganiał się za Harrym, a
        teraz obaj spokojnie sobie żyją, mają wspólną firmę, która się rozwija...
        Voldemort poczuł, że myśli się rozpływają - już spał.
    • jean.grey1 Re: Pewnego dnia... 08.06.07, 09:01
      Pani Rowling obudziła sięzlana potem. Szybkim ruchem odgarneła grzywkę z czoła
      i podbiegła do lustra. Nie zobaczyła nic niezwykłego w swoim odbiciu, dlatego
      uznała, że miała senny koszmar.
      - Harry i Voldek przyjaciółmi? Nigdy w życiu.
      Po czym z powrotem położyła się do łóżka. Tym razem śnił jej się Voldemort
      walczący z harrym, który wrzeszczy na niego, że go nienawidzi. Wszystko wraca
      do normy...

      • kasztannova eeeeeeeeeeee 09.06.07, 20:49
        Voldemort znów obudził się nieco zdenerwowany. Nudny już był ten powtarzający
        się sen. Ale tu wszystko było normalnie - znaczy - był w swoim domu, dzieci
        spały spokojnie, żona też...żona? Żona??!!!
        Obok siebie, zagrzebaną w koc zobaczył...nie kogo innego tylko J.K Rowling...
        Voldemort westchnął - nie, to już przesada, takich snów sobie nie życzę... to
        pomyślawszy Voldemort się obudził i natychmiast sprawdził, kto leży obok niego
        w łóżku. Tak... wszystko było teraz normalnie.
        Wstał, szurając kapciami po kamiennej posadzce poszedł napić się waleriany i
        poszedł spać z powrotem.
        • jean.grey1 Pewnego Dnia... 10.06.07, 12:32
          Voldemort siedział w zakurzonym fotelu i popijał waleriane. Jego myśli błądzily
          po czelusciach jego zdemoralizowanego, ale jakże genialnego umysłu.
          "Dawno nikogo nie zabiłem" - myślał - "Tak...to dobry pomysł. Tylko kogo?
          Glizdogona? Wkurza mnie. Ale kto wyprowadzałby wtedy Nagini na spacer. Więc
          może Avery'ego? Nie, jego zabiłem w zeszłym tygodniu. Nott? też martwy. Z
          Potterem za dużo zachodu, ale..."
          I nagle zobaczył swoją ofiarę. Siedziała przed kominkiem.
          Voldemort wstał, uniósł różdżkę i wycelował nią w swoją ofiarę. Ta wlepiła w
          niego swoje oczy.
          - Zbyt długo cię tolerowałem. Avada kedavra!
          Mucha dostała śmierconośnym zaklęciem prosto w piers. Po zamku rozniósł się
          wysoki śmiech Voldemorta...
          • kasztannova Re: Pewnego Dnia... 15.06.07, 13:17
            A to ładne :)

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nie pamiętasz hasła lub ?

Nakarm Pajacyka