emeina 18.04.06, 21:33 ...Harry obudził się. Blizna plusowała mu silnym bólem. Usłyszał pukanie do drzwi... Odpowiedz Link Obserwuj wątek Podgląd Opublikuj
kasztannova Re: Pewnego dnia... 19.04.06, 16:02 Harry usiadł na łóżku i potarł pięścią bliznę - skąd to pukanie - pomyślał rozglądając się po pokoju w którym było pięcioro drzwi... Odpowiedz Link
ilianna Re: Pewnego dnia... 19.04.06, 21:32 -Gdzie ja jestem??? - Harry przypomniał sobie, że jeszcze poprzedniego wieczora był z Ronem i Hermioną w Norze. A teraz??? Odpowiedz Link
eeela Re: Pewnego dnia... 19.04.06, 23:50 Nieee, no, o moczeniu nocnym chcecie pisac? :-D Odpowiedz Link
kasztannova Re: Pewnego dnia... 20.04.06, 11:52 Poczuł że mu mokro....cały pokryty był potem, nawet podkoszulek był mokry...a tak - przypomniał sobie ten przerażający sen z którego właśnie wyrwało go stukanie do drzwi... stukanie ponownie dobiegło zza drzwi. - Hej Harry jesteś tam? - usłyszał głos Rona Odpowiedz Link
maly_jelen Re: Pewnego dnia... 20.04.06, 12:34 Poczuł że mu mokro....cały pokryty był potem, nawet podkoszulek był mokry...a tak - przypomniał sobie ten przerażający sen z którego właśnie wyrwało go stukanie do drzwi... stukanie ponownie dobiegło zza drzwi. - Hej Harry jesteś tam? - usłyszał głos Rona - Nie, nie ma mnie - odpowiedział Harry. Odpowiedz Link
kasztannova Re: Pewnego dnia... 20.04.06, 14:44 Nie ma mnie odpowiedział Harry, przykrył się peleryną i zniknął Odpowiedz Link
fatalna_jendza Re: Pewnego dnia... 20.04.06, 17:16 Ron wszedł do pokoju, rozejrzał się, wzruszył ramionami i powiedział: "Trudno, Harry'ego ominie bardzo ważne wydarzenie." Po chwili rudzielec się uśmiechnął - zobaczył swego przyjaciela wyłaniającego się na środku pokoju... Odpowiedz Link
maly_jelen Re: Pewnego dnia... 21.04.06, 13:00 I wszystko... WYBUCHŁO! BUAHAHAHAHA! BUM! KONIEC! Odpowiedz Link
kasztannova Re: Pewnego dnia... 21.04.06, 15:18 W tym momencie Voldemort znęcał się właśnie nad Draco Malfoyem i nagle... BUM! Rozsypał się w proszek. Koniec :) Ps.: Zarżnąć wątek jest łatwiej niż go ciągnąć. Odpowiedz Link
maly_jelen Re: Pewnego dnia... 21.04.06, 16:19 Tak więc Daraco zaniepokojony poszedł do lekarza i powiedział, że boli go... Odpowiedz Link
kasztannova Re: Pewnego dnia... 21.04.06, 18:13 że boli go głowa...szczególnie czoło, po prawej stronie...Madam Pomfrey popatrzyła na niego i momentalnie zbladła. Otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale nie zdążyła, bo zemdlała i osunęła się na podłogę. Draco nie czekał dłużej rzucił się na korytarz i biegł, biegł co sił...ból nasilał się uporczywie, a Draco biegł roztrącając uczniów młodszych klas... Snape, tylko profesor Snape mógł być pomocny, teraz kiedy ta idiotka zemdlała, w jedynym momencie gdy mogła się na coś przydać... roztrącani i mijani uczniowie przypatrywali się Malfoyowi jak gdyby rzeczywiści wyglądał dziwnie. Dopadłszy drzwi gabinetu Snape'a Draco pchnął drzwi i wpadł prosto na ciemną postać o twarzy przysłoniętej czarnymi włosami. -Czego tutaj szukasz...Potter - zimno wycedził Snape Draco poczuł się jak w najgorszym z koszmarnych snów - Ależ to ja profesorze!To ja - Draco...Draco Malfoy... Snape ze zniecierpliwieniem i znudzeniem uniósł w górę oczy, zacinął usta i wyciągnąwszy dłoń zdjął z półki małe zdobione lusterko, które w milczeniu podał rozdygotanemu Draco Malfoy wziął lusterko zbliżył je do siebie, czoło, co jest z czołem... Blizna? W kształcie błyskawicy? Zaraz włosy jakieś ciemne...OCZY! Z lusterka patrzyły na niego oczy Harrego Pottera... Odpowiedz Link
ettelie Re: Pewnego dnia... 22.04.06, 18:56 (...) Z lusterka patrzyły na niego oczy Harrego Pottera... Udało się!! Jednak się udało!! – usłyszał Draco. Spod czarnych włosów widać było oczy, nie lodowato zimne jak zwykle gdy patrzyły na twarz Harrego, nawet nie płonące nienawiścią. Bił z nich blask – blask triumfu. – Nareszcie! Teraz będę mógł zająć Jego miejsce i dokończyć dzieło. A ty Draco mi w tym pomożesz, ty i niezwykłe zdolności Wybrańca. Powoli wyraz przerażenia na twarzy Draco zastępował…. Odpowiedz Link
kasztannova Re: Pewnego dnia... 22.04.06, 22:00 zastępowało zdziwienie... profesor Snape był jakiś dziwny, uśmiechał się tak jak zupełnie ktoś inny...ale znajomy...Draco zmrużył oczy poszukując we wspomnieniach tego uśmiechu..bardzo znajomy... -Ojcze? - przemówił Draco do Snape'a głosem Harrego Pottera - Tak Draco, to ja, eliksir wielosokowy pomógł mi się tu niezauważenie przedostać. Snape'a zamknąłem w lochach Hogwartu, a my, my obaj... - oczy Lucjusza Malfoya, chwilowo będące ciemnymi oczami profesora Snape'a spotkały się z oczami jego syna, które były oczami Harrego Pottera Odpowiedz Link
olbrachta Re: Pewnego dnia... 09.05.06, 15:34 Tymczasem Severus Snape obudził się w pustym, zimnym pokoju, i wstał trzymając się za głowę. Coś się stało, pomyślał obojętnie. Coś musiało się stać, bo inaczej nie byłbym tutaj z bolącym łbem w jakimś małym pokoiki, który przypomina celę... O, tak w kącie leżą nawet jakieś szmaty. Podszedł blżej i trącił szmaty czubkiem buta. Szmaty jęknęły i skuliły się jeszcze bardziej. Snape lekko się zaniepokoił, ael oczywiście tego nie okazał, tylko mocniej trącił coś, co przypominało szmaty. W tej chwili z bolesnym jękiem spod sterty szmat spojrzały na niego żywozielone oczy, przepełnione niewymownym bólem. -Potter? - spytał Snape. - Co tu robisz? Aleten, którego Snape nazwal Potterem, nie odpowiedział, tylko wydał z siebie krótki jęk. Odpowiedz Link
olcia98 Re: Pewnego dnia... 14.05.06, 22:57 (...) -Potter, zapytałem, co tu robisz? - syknął. Harry spojrzał na niego z nienawiścią i powiedział: -Jestem. -Potter - powiedział Snape nie ukrywając wściekłości - Twój dom stracił właśnie 5o punktów i straci następne, jeżeli mi nie powiesz, co tutaj robisz. Harry był wściekły, niedość, że musiał przebywać w jedym pomieszczeniu ze znienawidzonym przez siebie profesorem, to jeszcze nie wiedział, gdzie jest i co się dzieje, pomijając już to, że wszytko go bolało. Jednak wiedział, że Snape nie będzie przebierał w środkach i może odjąć jedo domowi wszytkie punkty zdobyte przez cały rok, a w końcu musieli być gdzieś w zamku, przynajmniej miał takie wrażenie. Odpowiedz Link
kara_angorn Re: Pewnego dnia... 15.05.06, 13:10 - eee - zaczął Harry grając na zwłokę...miał zupełną pustkę w głowie i ten obezwałdniający ból... Snape mimo zwyczajnej dla niego surowości i wściekłości okazywanej Harremu przy kazdej okazji, zdawał się zaniepokojony, zaczął chodzić tam i z powrotem co chwila zerkając na Harrego. - to chyba oczywiste,że zostaliśmy uwięzieni - warknął w końcu do Snape`a. Ten rzucił mu gniewne spojrzenie, jednak nic nie powiedział - ból głowy narastał i zaczynał pulsować..."co mówił Lucjusz na wczorajszym zebraniu śmieciożerców???że pracuje nad czymś co zrewolucjonizuje walkę przy boku Voldemorta...musiał rzucić jakiś urok" Severus czuł się zdecydowanie osłabiony, jakby część jego samego opuściła go... -Na Merlina!! - krzyknął Snape, aż Harry podskoczył - horkruks diversus!!?? niemożliwe!!! Lucjusz nie mógł tego zrobić... Odpowiedz Link
tuppence82 Re: Pewnego dnia... 17.05.06, 19:54 Harry nic z tego nie zrozumiał. To jakiś koszmar. Uwięziony razem ze znienawidzonym nauczycielem, który nawet w takim momencie próbuje go czegoś uczyć! - eee, przepraszam panie profesorze... - Zamknij się Potter! Próbuję myśleć. Nie wiem jak ty, ale ja zamierzam się stąd wydostać i żaden niedouczony kretyn nie będzie mi w tym przeszkadzał! - ale co to jest horkruks diversus? - Gryffindor traci kolejne 50 punktów! Trzeba się było uczyć, a nie grać bohatera! Odpowiedz Link
kara_angorn Re: Pewnego dnia... 18.05.06, 09:03 Harry żałował,że nie ma przy nim Hermiony, ona na pewno by wiedziała o co chodzi Snape`owi...nagle jego wzrok przykuło coś wystającego z małego otworu w górze...nie możliwe, to był nos i para wyłupiastych oczu -Zgredek!!! - krzyknął radośnie Snape popatrzył wściekły na domowego skrzata,który spoglądał na nich z wysokości 10 metrów. - Harry Potter sir! ktoś pana udaje w szkole, Zgredek widział Harry Potter sir jak biegł korytarzem potrącając uczniów, Zgredek pobiegł za tobą, to znaczy za nim i on wszedł do gabinetu psora Snape`a, ale Zgredek widział tam psora, a on tu!!!!! ojojoj!!!! Odpowiedz Link
maly_jelen Re: Pewnego dnia... 18.05.06, 14:07 Snape przylozyl Zgredkowi z prawej i zlewej, tak ze zostala tylko mokra plama.. Odpowiedz Link
onlyoner Re: Pewnego dnia... 18.05.06, 22:24 Jednakże takie ciosy to dla Zgredka nic strasznego, jako że sam mocniej potrafił sobie przyłożyć, więc za chwilę pojawił się ze ścierką w dłoni obok mokrej plamy. - Zgredek zaraz to posprząta, Harry Potter sir ! A potem przyniesie dla niego nową butelkę z eliksirem wielosokowym ! - Wykrzykując te słowa wpatrywał się świdrującym wzrokiem w pobladłe, wykrzywione obrzydzeniem oblicze Snapea. Odpowiedz Link
olcia98 Re: Pewnego dnia... 18.05.06, 23:37 -Zgredku! - zwrócił sie do niego Harry - sprowadź profesora Dumbludore'a. -Co?! Potter jakim prawem wydajesz mu rozkazy?! - Snape był wyrażnie wytrącony z równowagi, jakby czegoś się obawiał i nie chciał, żeby ktokolwiek się dowiedział gdzie są. -Przecież trzeba sprowadzic pomoc,- wydukał Harry - sami sobie nie poradzimy. -Potter, to, że Ty sobie nie poradzisz to jest normalne, jesteś nieudacznikem, zreszta jak i twój kochany ojczulek... -O co panu z nowu chodzi? - krzyknął wściekły Harry. -Nikt nie będzie obrażał ojca Harr'ego Potter, sir, Zgredek na to nie pozwoli - oburzył się skrzat. -Zgredku...poradzę sobie. - powiedział Harry. Snape spojrzał na nich z odrazą i powiedział: -Potter, Gryffindor traci kolejne 20 punktów. Odpowiedz Link
kara_angorn Re: Pewnego dnia... 19.05.06, 09:54 Zgredek wskoczył w ten sam otwór, którym się przedostał do celi Harrego i Snape`a. był taki mały,że tylko Zgredek mógł się w nim zmieścić... -Zgredku! przynieśmi różdżkę! musi być gdzieś w moim pokoju, poproś o pomoc Rona... -Harry Potter sir, Zgredek sam odnajdzie rożdżkę, rudy Weasley mu nie potrzebny! -Buahahaha - ryknął Snape, ale w jego reakcji tak naprawdę nie było rozbawienia, tylko irytacja! Zgredek zniknął bez słowa. Czas się dłużył...obaj nie mogli znieść swojej obecnośc. Snape pogrążył się w dziwnym skupieniu, jakby obmyśłał plan... Harry starał się nie patrzeć w jego stronę więc nie zauważył kiedy ten... Odpowiedz Link
maly_jelen Re: Pewnego dnia... 19.05.06, 11:54 I WSZTSTKO WYBUCHLO! BUAHAHAHAHA! BUM! BUM! BUM! KONIEC ;> Odpowiedz Link
onlyoner Re: Pewnego dnia... 21.05.06, 21:53 maly_jelen napisała: > KONIEC ;> Jaka szkoda że to już koniec... tych wspaniałych, czarodziejskich eksplozji - pomyślał Harry mrugając wciąż oczyma oślepłymi chwilowo od iskrzeń oktarynowych rozbłysków w których dematerializowały się więzienne drzwi i ściany. Kiedy już odzyskał ostrość wzroku, spostrzegł przed sobą, małego, białego jelenia którego poroże jeszcze lśniło blaskiem oktarynowych wyładowań. - Oooo... a niech mnie, on wygląda na mojego Patronusa ! Tylko czemu jest taki mały ? - zdziwił się Harry unosząc lekko brwi. Odpowiedz Link
langolier_maximus Re: Pewnego dnia... 19.05.06, 18:50 wzial rzeznicki noz i polizal go z dzikim chichotem.Harry nawet nie zdazayl powiedziec "aaach" albo "oooj" lub tez "o moj boze" kiedy gdzies na gorze rozlegl sie potezny wybuch."O nie zgredek"pomyslal Harry i histerycznie wciagnal powietrze szukajac Snape'a , a w tym momencie glowa dzielnego (choc irytujacego 24 godziny na dobe) skrzata pokazala sie w otworze.Powiedzial "o kur... ja.aa...pi"i padl, zanim zdolal powiedziec cos niecenzurowanego "Jak ten zgredek klnie" pomyslal idiotycznie Harry i dostal spazmow. p.s. mam glupawe przepraszam..piszcie dlaej olewajac moj napad;-) to tylko alternatywna wersja. Odpowiedz Link
maly_jelen Re: Pewnego dnia... 19.05.06, 19:40 I Wszystko... WYBUCHŁO! BUM! BUAHAHAHAHA! KONIEC! ;> Odpowiedz Link
fatalna_jendza Re: Pewnego dnia... 19.05.06, 19:56 Powtarzasz się - czemu chcesz za wszelką cenę skończyć ten temat? :/ Odpowiedz Link
olcia98 Re: Pewnego dnia... 20.05.06, 01:37 Do Małego Jelenia: Jeżeli nie podoba Ci sie ten temat, to daj się przynajmniej pobawić innym:/ Snape zaczął grozić nożem Zgrdkowi, krzycząc: -Ty!!! Ty plugawy skrzacie, zdrajo Hogwartu!! Czyżby to była część jego idiotycznego planu - pomyślał Harry wyciągając do przodu nogi i rozprostowując się. Zgredek ze strachu wpadł do lochu i zaczął uciekać jak pijany w różne strony, krzycząc: -Harry Potter sir niech ratuje Zgredka!! -Oj Zgredku, na pewno sobie poradzisz. - rzucił Harry. I wtedy do lochu zajrzał Harry? Nie, przecież Harry siedział na dole obserwując bitwe. -Ja wiedziałem, że Harry Potter sir, by tak nie postąpił, zapiszczał skrzat i zaczął się wspinać po ścianie. -Ale Zgredku, to ja... - powiedział Harry. -Nie, Harry Potter sir jest tam na górze!! A Ty jesteś jakąś podstępną świnią podszywającą się pod niego! Odpowiedz Link
langolier_maximus Re: Pewnego dnia... 29.05.06, 19:11 Harry skoczyl i zlapal Zgredka za krotkie nozki "zlaz zlaż to ja ty maly glupku"-wysapal choc nigdy nie nazwyal przemilego choc troche ciezko myślącego skrzta głupkiem..nie chcial mu robic przykrosci ale akurat teraz nie bylo czasu na uprzejmosci (zrymowało mu sie w myślach).I gdy tak ciagnal i ciagnal nogi Zgredka odczepily sie od ciala i razem z Harrym spadly z trzaskiem (trzaaask!!!) na podloge."zgredku ty masz protezy!??"szepnal wstrzasniety Harry-"Zostawili ci sam kadłub"-wymamrotał Snape i usmiechnal sie na te mysl usmiechem zagadkowym i nzbyt wesolym w zaistnialej sytuacji. Odpowiedz Link
olcia98 Re: Pewnego dnia... 07.06.06, 23:43 Nogi Zgredka wywały sie Harr'emu z rąk i zaczęły okładać Snape'a. To jak w tej bajce - pomyślał Harry, o tej bijącej gałązce czy o czymś. Chętnie bym jej pomógł, Potter wyjał z kieszeni gumę balonową i wyciagnął ją, żeby poczęstowac w ramach uprzejmności skrzata, ale dostrzagł tylko oko Zgredka, którym zaczął odbijać jak piłeczka kauczukową, ale ona zaraz wpadła do kratki ściekowej i Wybraniec niechcąc jej stracić, rzucił się za nią i zaczepił sie o wystające z niej druty, zaczął sie szarpać i wtedy do lochu wykonując kilka salt wpadł... Odpowiedz Link
kasztannova ehehehehe 22.05.06, 15:17 A MałY Jeleń na to ....;P Ale tak swoją drogą ten wątek jest coraz zabawniejszy ! Lizanie noża po ostrzu - mój Boże ! To piękne! Wręczam osobistego Nobla! Aczkolwiek pałęta mi się echem po łepetynie fraza "koto poliże nóż ten nie przemówi już "...hehe Sliczne te texty, aczkolwiek biedni bohaterowie, sytuacja zmienia się co sekundę i to diametralnie... biedny Snape, jeszcze osiwieje ze stresu... Pozdrawiam Odpowiedz Link
maly_jelen Re: ehehehehe 08.06.06, 00:01 I wszystko... WYBUCHŁO! Buahahaha! BUM! Koniec ;) Odpowiedz Link
onlyoner Re: ehehehehe 08.06.06, 13:19 Jaka szkoda że to już koniec... tej feeri olśniewających, czarodziejskich eksplozji - pomyślał Harry mrugając wciąż oczyma oślepłymi chwilowo od iskrzeń oktarynowych rozbłysków w których dematerializowały się więzienne drzwi i ściany. Kiedy już odzyskał ostrość wzroku, spostrzegł przed sobą, małego, białego jelenia którego poroże jeszcze lśniło blaskiem oktarynowych wyładowań. - Oooo... a niech mnie, czy ja już tego wcześniej nie widziałem ? Tej feeri anihilacji i tego małego, białego jelenia który wygląda na mojego Patronusa ??? No to jest normalnie "deja vu", jak babcię kocham ! - zdumiał się Harry marszcząc czoło. Aby jeszcze lepiej widzieć zdjął okulary, przeczyścił je skrawkiem koszuli i założył z powrotem by wpatrywać się intensywnie w owo białe stworzenie. Po pewnej chwili brwi Harrego uniosły się wysoko a okulary opadły mu na koniec nosa... - Meeeeeeeeee ! - zauważył jeleń z przekonaniem. - Ale ze mnie ślepak, to przecież mała, biała koza ! - pomyślał głośno Harry. - Meee ! - zgodziła się koza. - Skąd się tu wzięłaś ? - zapytał Harry. - Meee ! - koza wyjaśniła. - Co ? - Meee, meee, meee ! - dodała koza trochę wyraźniej. - Przykro mi bardzo, ale nic nie zrozumiałem - powiedział uprzejmie Harry. - Meeeeeeeeeeee !!! - Wiesz co, bardzo ci dziękuję za uwolnienie mnie z więzienia ale nasza dalsza konwersacja nie rokuje nadzieji na porozumienie, więc najlepiej będzie jeśli pójdziesz do Hagrida, on umie rozmawiać z takimi stworzeniami. A niedawno zasiał obok swej chatki wiosenny trawnik, z pewnością będzie ci on smakować ! - zaproponował Harry. Odpowiedz Link
kasztannova Re: ehehehehe 13.06.06, 16:59 A Jeleń / Koza na to: I wszystko... WYBUCHŁO! Buahahaha! BUM! Koniec ;) Że zacytuję ;P O! Zawołał zaskoczony Harry - Jednak rozumiem co mówisz! Czyżbym był jelenio/kozo - usty?! Powiedz coś jeszcze! Białe stworzenie odezwało się: I wszystko... WYBUCHŁO! Buahahaha! BUM! Koniec ;) Harry był zdumiony - Niesamowite! Ale powiedz coś jeszcze... jak się nazywasz, bo ja jestem Harry, Harry Potter - Witaj...- to mowiąc rozradowany uscisnał kopytko zwierzątka. -No jak na ciebie wołają? - zapytał patrząc w żółtawe oczy zwierzątka. -I wszystko... WYBUCHŁO! Buahahaha! BUM! Koniec ;) - odezwało się ono -Eeee... a nic więcej powiedzieć nie umiesz? - wpatrywał się usilnie przez swoje okulary - I wszystko... WYBUCHŁO! Buahahaha! BUM! Koniec ;) - rozległo się ponownie. -Mmmmm. No dobra, miło było poznać. Ale, wiesz, musze już iść...zaraz mamy zajęcia ze Snapem, lepiej żebym się nie spoznił! Pa,pa! - pomachał ręką i pobiegł korytarzem szkolnym. I gdy już zniknął białe stworzenie odezwało się płaczliwym głosem - Te Harry to był żart! Ja umiem mówić! - ale korytarze były puste i tylko skądś dobiegało chóralne - Vingardium Leviooosaa.. - powtarzane mozolnie przez uczniów w którejś z sal... Nie było już z kim rozmawiać I wtedy : I wszystko... WYBUCHŁO! Buahahaha! BUM! Koniec ;) Odpowiedz Link
maly_jelen Re: ehehehehe 13.06.06, 20:32 Mówiąc, że wszystko wybuchnie, miałam na myśli takze was ==' Odpowiedz Link
nazgul Re: ehehehehe 14.06.06, 12:43 > (..) miałam (...)' to ty łania jesteś a nie jeleń ciekawe, kto ci rogi przyprawił ;) ? Odpowiedz Link
kasztannova Re: ehehehehe 14.06.06, 15:31 Drogi Jeleniu/ czy tez droga Jeleniowo. Nie watpie ze czujesz jakas agresje wobec innych i wcale Ci tego nie bronie. Aczkolwiek radze pomyslec nad tym co napisalam wczesniej w tym bardzo prostym teksciku - mianowicie, kiedy juz uda Ci sie wyeliminowac wszystkich wokol siebie... nie bedziesz juz miec do kogo zagadac. A Forum badz co badz to miejsce gdzie sie gada - polecam pustelnicze zycie, ewentualnie zakon z rygorem milczenia do grobowej deski. Tu mozesz nie uzyskac pelnej satysfakcji bo trudno bedzie zmusic wszystkich do milczenia. Ewentualnie mozesz zalozyc prywatne Forum gdzie bedziesz milczec wespol z innymi fanami tego frapujacego zajecia. Pozdrawiam i nie mam nic do Ciebie, ale radze uwazac w zyciu realnym zeby sie nie pozbyc czegos/ kogos waznego przypadkiem. Pozdrawiam wyciagajac zawleczke granatu, usluznie wybucham ;) Odpowiedz Link
kasztannova Re: ehehehehe 16.06.06, 17:13 Że wybuchło???? Nie jeszcze tego nie mówiłaś. A co, wybuchło coś? Odpowiedz Link
olbrachta kontynuacja... 09.08.06, 15:03 Tymczasem Snape, sycząc od czasu do czasu z wściekłości, swoim szerokim, równym krokiem podążał do lochów. "To jakieś szaleństwo", myślał, a jego usta zaciskały się coraz bardziej w miarę jak przypominał sobie wszystkie wydarzenia dzisiejszego poranka, aż w końcu wydawały się cienką, białą linią. Jego kroki zadudniły w sali wejściowej, odbijając się od marmurowych schodów ku górze. W tym momencie drzwi wejściowe otworzyły się, a jego szata załopotała gwałtownie, jeszcze bardziej upodabniając go do przerośniętego nietoperza. Snape odruchowo odwrócił się w ich kierunku, błyskając groźnie czarnymi oczami, które zdawały się być studniami bez dna. Postać, którą tam zauważył, uśmiechnęła się do niego drwiąco. -Potter! - krzyknął Snape, a raczej wycedził głośno przez wciąż zaciśnięte zęby. - Gryffindor traci 150 punktów! Masz szlaban do końca roku co tydzień! U mnie! W gabinecie! I oczekuję, że wyjaśnisz mi co właściwie dzisiaj się stało! Postać stojąca w drzwiach zatrzęła się ze śmiechu i w miarę jak Snape wykrzykiwał coraz gorsze groźby, chichotała coraz głośniej. W końcu złapała się za brzuch, a z jej brązowych oczu trysnęły łzy. Snape zmarszczył czoło. Zaraz. Brązowych?... Ale to nie... to niemożliwe... W drzwiach wejściowych Hogwartu, ocierając łzy ze zmarszczek w kącikach oczu, pokasłując po długim śmiechu, stał James Potter. -Witaj, Smarkerusie - powiedział, ale w jego głosie nie było zwykłej drwiny. Snape poczuł, że jego cierpliwość jest na wyczerpaniu. To zdecydowanie za dużo wydarzeń w ciągu jednego dnia jak na biedną, skołataną głowę mistrza eliksirów. -Potter, to nie jest zabawne - powiedział, starając się nadać swojemu głosowi zwykły, leniwy gniew, cynizm i złośliwość w jednym. Ale dobrze wiedział, że postać stojąca w drzwiach nie jest Harrym Potterem, który rzucił na siebie zaklęcie zmieniąjące kolor oczu i napił się eliksiru postarzającego. Krótkie spojrzenie wystarczyło, by pobieżnie przejrzeć myśli osoby stojącej przed nim. I to, co ona myślała, nie pokrywało się ze zwykłymi myślami znanego mu Pottera. Ale jesli to nie jest TEN Potter, tylko TEN Potter, to w takim razie znaczy to... że gdzieś tu... Jak TEN Potter go zobaczy... Nie... nie może... trzeba chronić Pottera, tak jak chronił go przez pięć lat... -Panie profesorze! - rozległ się za nim akurat ten drogi mu głos, którego Snape za nic w świecie nie chciał usłyszeć. -Ja... my... czekamy... - głos cichł i drżał niepewnie w miarę jak zbliżał się do Snape'a. Mistrz eliksirów zamknął oczy, strząsnął wyraz bólu i zdumienia na twarzy i przybrał zwykły cyniczny ton. -Co znowu, Potter? - wycedził powoli. Ale Harry nie patrzył na niego. Patrzył wielkie drzi wejściowe, gdzie u szczytu schodów, oparty o mur, obserwując całą scenę z lekkim rozbawieniem stał jego ojciec. Odpowiedz Link
maly_jelen Re: kontynuacja... 11.08.06, 15:46 Nie jestem pewna o którego ojca chodzi. Ale przyjmijmy, że to James Potter. *** Harry nie mógł uwierzyć, w to, co widzi. Przetarł oczy drżącą ręką. Ale postać jego ojca nie zniknęłą. Przeciwnmie, robiła sięcoraz wyjaźniejsza, nabierała ludzkich proporcji... - Tato?! - krzyknął. James uśmiechnął się i po chwili... zniknął. Zdezorientowany Harry szybko złapał powietrze. - Potter - usłyszał nagle głos Snape'a. No tak - Snape. Już by o nim zapomniał. - Potter! - usłyszał znowu. - Tak, panie profesorze - zapytał, nasycając słowa bezczelnym tonem. - Czy ty... dobrze się czujesz? Już chciałam, żeby wszystko wybuchło, ale teraz nie widzę dobrego klimatu, aby to zrobić :P Odpowiedz Link
olbrachta Re: kontynuacja... 11.08.06, 18:36 Harry nagle przypomniał sobie, po co własciwie tu przyszedł, i porzuciwszy myślenie o ojcu (niedorzecznośc, przecież on nie żyje, myślał) spojrzał na mistrza eliksirów. Przez krótką chwilę wydawąło mu się, że nie jest to twarz Snape'a, jaką znał do tej pory. Jakaś... żywa? Ale po chwili na tawarzy Snape'a znowu zagościł wyraz pogardliwego spokoju i Harry nabrał pewności, że mu się po prostu przywidziało. -Eeee... Panie profesorze... czekamy... wszyscy już są w lochach... -Doskonale zdaję sobie sprawę, gdzie są wszyscy, Potter - wycedził powoli Snape, tocząc powoli słowa, jakby obtaczał je starannie w bezbrzeżnej pogardzie. - Jeśli się nie mylę, to ty masz coś z głową, a nie ja. I to ty, a nie ja, łamiesz szkolny regulamin, wałęsając się po korytarzach w trakcie lekcji. Gryffindor traci pięć punktów. Harry spojrzał z oburzeniem na Snape'a. Snape zaciął usta w ledwo dostrzegalną, białą kreskę i powolnym, szerokim krokiem udałm się do swojego gabinetu, rozkoszując się łopotaniem szaty. Udało się, myślał. Nie zauważył. -Nie byłbym taki pewny, Smarkerusie - zabrzmiał niepokojąco spokojny głos. James Potter stał tym razem przy wejściu do lochów. -Potter! - wrzasnął Snape histerycznie odwracając się do Harry'ego. - Natychmiast pójdziesz do gabinetu dyrektora. Ale już! Harry odskoczył, przerażony paniką w głosie Snape'a. Zauważył, że ktoś wynurzył się z wejścia do lochów. I ten ktoś był niepokojąco do niego podobny... Rzucił okiem na Snape'a. Lepiej nie ryzykować, pomyślał, odwórcił się na pięcie i pognał do dyrektora. Usłyszał jeszcze czyjś śmiech. Ty mnie zabiłeś! Ty mnie nauczyłeś czytać! ty dla mnie ziemię piękłem zrobiłeś i rajem! A to jest tylko ziemia... Odpowiedz Link
kasztannova Re: kontynuacja... 12.08.06, 21:07 Eeee... gubię się w ilości Potterow i rozróżnieniu Ten Potter, TEN Potter i ten Potter... ALE! Jedno co mogę stwierdzić na pewno! To nie jest prawdziwy Snape! On zabrałby Gryffindorowi 50 punktów minimum, a nie jakieś marne 5! Odpowiedz Link
jean.grey1 Re: Pewnego dnia... 12.05.07, 21:22 Harry zapukał do drzwi gabinetu dyrektora i nacisnął klamkę. jego oczom ukazał się... Odpowiedz Link
elanatorun2 Re: Pewnego dnia... 02.06.07, 18:10 > Harry zapukał do drzwi gabinetu dyrektora i nacisnął klamkę. jego oczom ukazał > się... Ron. -Harry, co ty tu robisz? -Ryby sobie łowię ... I wszystko wybuchło... bla bla bla Odpowiedz Link
jean.grey1 Re: Pewnego dnia... 02.06.07, 22:13 Po bliższym przyjrzeniu się, Harry stwierdził że to jednak nie jest Ron, tylko Voldemort z rudą peruką na głowie. - Witaj Harry, znowu wpadłeś w moją pułapkę! ha ha ha - Co ty tu robisz Voldemort?! - krzyknął harry, wyciągając różdżkę. - Jak zwykle. Przeszedłem Cię zabić! - odpowiedział Czarny Pan głosem drżącym z radości- i co mi zrobisz Potter? Harry pomyślał przez chwilę i odpowiedział: - Rzucę się na ciebie bez uprzedniego przygotowania i planu i zacznę walczyć z przeważającymi mnie liczebnie śmierciożercami, którzy schowali się za fotelem. - Nieeeee! - wrzasknął z rozpaczą Voldemort - Znowu mnie przechytrzyłeś Potter! Harry tymczasem wyszarpnął Voldemortowi, przebranego za Rona, przebranego za rybaka, wędkę, i zręcznym ruchem zarzucił ją, łapiąc przy okazji wszystkich śmiercożerców i Voldemorta. Odpowiedz Link
elanatorun2 Re: Pewnego dnia... 04.06.07, 20:12 I wszystko wybuchło! Voldemortowi z kieszeni wypadl granat. BUUUUUUUUUUUUUUUUUM! ... Było ciemno, w oddali widzial swiatelko... -Światelko w tunelu... nie... ja jeszcze nie um... -BUUUUUUUUUUUUU! -Aaaaa! Co sie dzieje? -Witaj Harry! - powiedział Dumbledor -Eeee.. panie profesorze ... -Tak? -Czy pan przypadkiem nie umarł? -A wiesz, Harry, to calkiem możliwe. A ty, skąd się tu wziąłeś? -GRYFFINDOR TRACI 50 PUNKTÓW! POTTER NIE ŚPIJ NA LEKCJI! Co to... Nie! Tylko nie to- pomyślał Hary! -Potter... odpowiadaj jak do ciebię mówię. -Tak -Tak, panie profesorze -Nie jestem jeszcze profesorem, profesorze -Szlaban! Dziś... Jutro... i pojutrze też. i tak przez następne 3 miesiące. -Ale quidditch! -Wiem Odpowiedz Link
kasztannova Re: Pewnego dnia... 05.06.07, 12:45 Kiedy kurz już opadł obolały Harry stał pochylony i kaszlał. Wokół leżały zgliszcza, zawalone kamienne ściany... W korytarzu panował półmrok... Harry stał tak, kaszlał, wszędzie miał pełno kamiennego pyłu który powoli opadał. Zdjął okulary, przetarł je rękawem swetra...cały czas jednak czuł jakby czyjąś obecność...mrowienie w karku, jakby ktoś go obserwował, ktoś kogo on sam nie dostrzega. Ktoś westchnął w kamiennym korytarzu, jakby gdzieś z ciemnego kąta. Harry aż drgnął nerwowo i natychmiast wsunął okulary na nos, żeby widzieć skąd może nastąpić ewentualny atak. Rozglądnął się szybko. -Harry - cicho i łagodnie przemówił głos... Chłopak rozglądał się we wszystkie strony, ale nie mógł pojąć gdzie stoi mówiący. Akustyka pomieszczenia zakłamywała kierunek. Znów westchnienie - I co będzie dalej?... - głos był znajomy ale nigdy jeszcze nie mówił do Harrego takim tonem. - Czy nie uważasz że to okrutne? Zostaliśmy stworzeni by siebie pozabijać...- kontynuował cicho znajomy głos. -Voldemort!- zrozumiał Harry, ale go nie widział. -Czy to nie smutne? Wszyscy rozmawiają o tym, który z nas zginie, a nawet, że powinniśmy zginąć obaj... Początkowo mnie to bawiło, ale teraz jestem już zmęczony... Harry się nie poruszał, uważnie słuchał Voldemorta. Głos był jakby bliżej. - Tak Harry, jestem zmęczony...cały czas muszę zajmować się tylko tym, że mam cię dopaść, tym, że chcę cię zabić...a tymczasem zrozumiałem, że dałem się wciągnąć w coś czego tak na prawdę nie chcę, coś co mnie męczy i nuży... Harry ja nie chcę ciebie zabijać. W tym momencie Voldemort wynurzył się z ciemnosci i stanął w półmroku. Pierwszy raz stali naprzeciwko siebie i nie reagowali jak zazwyczaj, nie walczyli... to było takie dziwne. -Czy i ty nie masz dosyć wiecznego polowania na ciebie? Harry nie mógł pojąc jak to wszystko się działo, skąd jego odwieczny wróg mógł mieć tak bliskie mu odczucia. Często nocami siedząc w łóżku w księżycowym świetle myślał sobie że ma już tego dość, że nie może normalnie żyć, całe jego życie polega na walce o nie, a nie na samym życiu. Coraz częściej czuł się zmęczony tym wszystkim. Tak bardzo czasem chciał być zwykłym głupim dzieciakiem, który do nieczego nie jest zobowiązany... -Tak - odezwał się mocnym głosem - tak, czuję się zmęczony, tym, że wiecznie mnie ścigasz, że zawsze chcesz mnie zabić, chociaż nie mam pojęcia co by to dało.. Na twarz Voldemorta wypłynął lekki uśmieszek. Stali tak zakurzeni, odrapani w mrocznym kamiennym korytarzu i wcale nie zamierzali walczyć. -To co Harry? Zawrzemy zgodę? -Tak. Przez chwilę było zupełnie cicho. -Wiesz, zawsze chciałem mieć rodzinę..- odezwał się Voldemort - własny drewniany dom na zielonym wzgórzu, skąd widać jezioro...dzieci, żonę...wieść zwykłe spokojne życie... Dotąd pani Rowling mi nie pozwalała, ale teraz...skoro już o wszystkim wiesz... Uśmiechnęli się do siebie. Voldemort jest całkiem miły - pomyślał Harry. - A moi rodzice? To ty ich zabiłeś? - Ona chciała żebym to zrobił, ale starałem sie tego jakoś uniknąć. Dopiero kiedy skierowała moje kroki do waszego domu zostałem przyparty do muru. Harry zadrżał - a więc jednak - pomyślał. - Postanowiłem działać wyżądzając jak najmniej szkody... twojego ojca tylko unieszkodliwiłem i kiedy stanąłem przed Lilly długo tłumaczyłem jej jaki mam plan i że nie chcę niczyjej krzywdy... tu Voldemort ciężko westchnął... - I wtedy zjawił się Dumbledor...on zawsze wykonuje to co Rowling mu każe... nawet nie zdążyłem zareagować, kiedy...kiedy zabił twoją matkę, stojąc tuż przy mnie...rykoszet od ciebie uderzył we mnie... podobno wcześniej zabił twojego ojca którego ja wcześniej unieruchomiłem... Harry zaciskał pięści, zęby też miał zaciśnięte. Drżał cały ze złości. Po chwili jednak opanował się - Dobrze...dobrze że Snape go zabił...- powiedział coś czego nie przypuszczał, że mógłby powiedzieć. Stali tak dłuższą chwilę w milczeniu. - To co Harry? Odlatujemy stąd? -Tak. Jak najdalej... Ruszyli w ciemne korytarze. Po jakimś czasie mrok się przerzedził. -Balkon! - zawołał Harry. Wyszli na kamienny mały balkonik o niskiej balustradce. Wiał zimny wiatr i przeganiał ciężkie ołowiane chmury po niebie... Przywołali swoje miotły. Zgodnym ruchem, jednocześnie, wsiedli na nie i ruszyli przed siebie. Jeszcze przez chwilę było widać jak lecą dwaj byli przeciwnicy - ramię w ramię. Niezbyt szybko oddalali się, aż zakryły ich chmury... Pani Rowling siedział właśnie przy herbacie, odpisując na maile, kiedy nagle zaswędziało ją czoło...pod palcami poczuła coś dziwnego...zupełnie jakby na jej czole pojawiła się blizna... Odpowiedz Link
jean.grey1 Re: Pewnego dnia... 07.06.07, 15:12 Pani Rowling obudziła sięzlana potem. Szybkim ruchem odgarneła grzywkę z czoła i podbiegła do lustra. Nie zobaczyła nic niezwykłego w swoim odbiciu, dlatego uznała, że miała senny koszmar. - Harry i Voldek przyjaciółmi? Nigdy w życiu. Po czym z powrotem położyła się do łóżka. Tym razem śnił jej się Voldemort walczący z harrym, który wrzeszczy na niego, że go nienawidzi. Wszystko wraca do normy... Odpowiedz Link
kasztannova Re: Pewnego dnia... 07.06.07, 18:38 ...tym razem obudził się Voldemort zlany potem - usiadł na łóżku... Była noc, w kominku buzował ogień. Ciepłe pomarańczowe światło zalewało pokój, wydobywało zarysy mebli, zegar miarowo tykał... - Mój Boże znowu miałem ten koszmar - pomyślał Voldemort, postanawiając napić się zimnego mleka z lodówki. Bardzo ostrożnie wstał, żeby nie obudzić śpiącej obok żony. Starał się nie szurać kapciami idąc do kuchni, po drodze zaglądnął do pokoju dzieci. Spały spokojnie, jak zwykle "rozkopane". Pookrywał je kocykami i poszedł do kuchni. Za oknem błyszczała mokra trawa, wiał wiatr, a Voldemort spokojnie pił sobie zimne mleko z lodówki. Dopiero teraz pomyślał, że znowu nie pije ze szklanki, tylko prosto z butelki... dobrze, że żona śpi. Zastanawiał się czy mówić Harremu, że znowu miał "ten" sen. Chyba lepiej nie, po co go denerwować?... Jak to dobrze, że to tylko sen - pomyślał Voldemort, odkładając mleko do lodówki. Poszedł i położył się spać. Leżał jeszcze chwilę, myśląc o tym jak kiedyś w taką mokrą, paskudną noc uganiał się za Harrym, a teraz obaj spokojnie sobie żyją, mają wspólną firmę, która się rozwija... Voldemort poczuł, że myśli się rozpływają - już spał. Odpowiedz Link
jean.grey1 Re: Pewnego dnia... 08.06.07, 09:01 Pani Rowling obudziła sięzlana potem. Szybkim ruchem odgarneła grzywkę z czoła i podbiegła do lustra. Nie zobaczyła nic niezwykłego w swoim odbiciu, dlatego uznała, że miała senny koszmar. - Harry i Voldek przyjaciółmi? Nigdy w życiu. Po czym z powrotem położyła się do łóżka. Tym razem śnił jej się Voldemort walczący z harrym, który wrzeszczy na niego, że go nienawidzi. Wszystko wraca do normy... Odpowiedz Link
kasztannova eeeeeeeeeeee 09.06.07, 20:49 Voldemort znów obudził się nieco zdenerwowany. Nudny już był ten powtarzający się sen. Ale tu wszystko było normalnie - znaczy - był w swoim domu, dzieci spały spokojnie, żona też...żona? Żona??!!! Obok siebie, zagrzebaną w koc zobaczył...nie kogo innego tylko J.K Rowling... Voldemort westchnął - nie, to już przesada, takich snów sobie nie życzę... to pomyślawszy Voldemort się obudził i natychmiast sprawdził, kto leży obok niego w łóżku. Tak... wszystko było teraz normalnie. Wstał, szurając kapciami po kamiennej posadzce poszedł napić się waleriany i poszedł spać z powrotem. Odpowiedz Link
jean.grey1 Pewnego Dnia... 10.06.07, 12:32 Voldemort siedział w zakurzonym fotelu i popijał waleriane. Jego myśli błądzily po czelusciach jego zdemoralizowanego, ale jakże genialnego umysłu. "Dawno nikogo nie zabiłem" - myślał - "Tak...to dobry pomysł. Tylko kogo? Glizdogona? Wkurza mnie. Ale kto wyprowadzałby wtedy Nagini na spacer. Więc może Avery'ego? Nie, jego zabiłem w zeszłym tygodniu. Nott? też martwy. Z Potterem za dużo zachodu, ale..." I nagle zobaczył swoją ofiarę. Siedziała przed kominkiem. Voldemort wstał, uniósł różdżkę i wycelował nią w swoją ofiarę. Ta wlepiła w niego swoje oczy. - Zbyt długo cię tolerowałem. Avada kedavra! Mucha dostała śmierconośnym zaklęciem prosto w piers. Po zamku rozniósł się wysoki śmiech Voldemorta... Odpowiedz Link